[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale pasuje mi to do obrazka.- Mianowicie?- Do pracy Delii - wyjaśnił Roy.- Instytut Hobbesa jakby się zapadł pod ziemię.- Jak to?Roy opowiedział mu całą historię.O pomyłce w nekrologu, o Richardzie Goldzie i jegotelefonie komórkowym, greckim konsulacie, Tomie Parishu, sklepie Wino, Spółka z o.o.,Lenore, sierżancie Bettisie.Kiedy skończył, Turk milczał dobre dwadzieścia sekund.Za oknem rozpostarł skrzydłakruk, który przycupnął na Neandertalczyku numer dziewiętnaście.Nie odfrunął, lecz siedziałbez ruchu.- Twierdzisz, że śmierć tego dziennikarza ma z tym jakiś związek? - zapytał Turk.- Do tej pory nie wyrażałem głośno takiego przypuszczenia - wyznał Roy.Nagle usłyszał własny, wyraznie napięty głos.Czyżby zabrzmiał w nim strach?- Zmiała koncepcja - orzekł Turk.Spojrzał na rysunek Skippy'ego.- Ten chłopak tonarysował?- Tak.- A to na pewno jest tamta kobieta ze sklepu winiarskiego?- Lenore.- Roy wrócił do normalnego tonu.- Musi być.Turk przez chwilę wpatrywał się w rysunek.- Załatwmy na początek jedno - zaproponował.- Wyjaśnijmy sprawę Instytutu Hobbesa.-Odwrócił się do komputera.- Jak się to pisze?Roy przeliterował.- Co ty wyprawiasz? - spytał.- Słyszałeś kiedyś o wyszukiwarce Google?- Jestem tumanem komputerowym - rzekł Roy.Kruk złożył skrzydła.Turk postukał w klawiaturę.Miał grube palce, wykoślawione wskutek licznych złamań,ale pisał szybko i sprawnie.- Jesteś pewien pisowni?- Najzupełniej.- Dziwne - powiedział Turk.- Co? - spytał Roy.- Nie ma żadnych wzmianek.- To znaczy?Turk nie odpowiedział, poklikał znów chwilę.- Spróbuję inaczej - zdecydował.- Czasem.Patrzył na ekran, kręcił głową, wpisał cośjeszcze.- I co? - spytał Roy.- Też nic.- Odwrócił się do Roya.- Ten twój Instytut Hobbesa nie istnieje w sieci.- Czyli?Turk się uśmiechnął.- Dużo surfujesz po sieci?- W ogóle nie surfuję.- Nigdy?- Chodzi ci o szukanie informacji?- Tak, o surfowanie w Internecie.Roy pokręcił głową.- Czegoś nie rozumiesz - stwierdził Turk.- Spróbujmy.Na przykład Roy Valois.- Klik,klik.- Widzisz?Roy spojrzał na ekran.- Dwanaście tysięcy czterysta dwadzieścia wyników - oznajmił Turk.- Pewnowyświetlają się też inni ludzie o tym samym imieniu i nazwisku, ale i tak niezle.Po prostuusiłuję ci powiedzieć, że wszyscy i wszystko trafia do Internetu.- Spróbuj znalezć Delię - poprosił Roy.Turk pochylił się nad klawiaturą.- Delia Stern - powiedział.- A inicjał drugiego imienia?- Nie używała.Klik, klik.Roy się podniósł, stanął za Turkiem i zaczął czytać ponad jego ramieniem.- Jedna wzmianka - rzucił Turk.Kliknął na link.- Sądziłbym, że będzie więcej - rzekł Roy.Na ekranie ukazała się długa lista nazwisk w porządku alfabetycznym.U dołu widniałaDelia Stern podkreślona na czerwono.- Co to? - spytał Roy.Turk przewinął do góry, pokazał nagłówek.Byli pracownicy, sekcja gospodarczaUNESCO.- UNESCO? - spytał Roy.- Czy to ONZ?Turk pokiwał głową.- Organizacja do spraw oświaty i czegoś jeszcze.- ONZ?! - wykrzyknął mimo woli Roy.Przeczytał nagłówek jeszcze raz.A potem trzeci,czwarty i piąty.- Przecież to nieprawda.Niemal bezwiednie odepchnął Turka, przejął myszkę, przewinął ekran w dół.Delia Stern.- Dlaczego jej nazwisko jest podkreślone?- Tak zaznacza wyszukiwarka.- A dlaczego na czerwono? - zapytał.- Wybór twórcy programu - wyjaśnił Turk, wstając.Dotknął pleców kolegi.- Roy?- Tak?Roy przewinął do góry, żeby jeszcze raz zobaczyć nagłówek.- Chodzmy na spacer.- Nawet nie lubiła ONZ.Napisała artykuł na ten temat.Roy kliknął na strzałkę Wstecz, wrócił do pierwotnego linku.Jeszcze raz wszedł na stronę, znów ukazała się lista UNESCO, identyczna z poprzednią.Zaczął przewijać z góry na dół, z dołu do góry.- Roy?* * *Wyszli na spacer po parku.Po zawiei wszędzie piętrzyły się puchate białe zaspy śnieżneprzypominające jednodniowe bezy.- Masz swojego faworyta? - spytał Turk.- Faworyta?- Wśród Neandertalczyków.Roy spojrzał na Numer Dziewiętnaście, kruk odleciał.- Nie - powiedział.- Traktuję go jak starego przyjaciela - wyznał Turk.- Ma takie barczyste ramiona, a przytym.Urwał, podniósł wzrok na Numer Dziewiętnaście.Roy spojrzał na niego ze zdziwieniem -czy Turk kiedykolwiek rozmawiał z nim o jego twórczości, pominąwszy kwestię wystaw ihonorariów?- A przy tym - ciągnął Turk - odwraca się, jak gdyby coś usłyszał, może cośniepokojącego nawet dla takiego olbrzyma jak on.- Turk dostrzegł minę Roya, opacznie jązrozumiał.- Może to kwestia szyn, z pewnością nie jestem krytykiem sztuki - dodał zzawstydzeniem.- Wiele osób ma podobne wrażenie, czuje z nim więz.Ten posąg strzeżeniejako miasta.- Nie wiedziałem - rzekł Roy.Ich oczy się spotkały.Słońce, które już świeciło ostro, dodatkowo wzmocnione przezodbicie od śniegu, oświetliło siatkę drobnych zmarszczek na twarzy Turka.Roy wcześniej ichnie dostrzegał.Wyobraził sobie Turka na starość jako poczciwego staruszka z pyzatą twarzą,który niczego nie żałuje.Po chwili tknęła go myśl - nie dożyję tego widoku.- Teraz mi głupio - wyznał Turk - jakbym to ja ponosił winę.- Ale za co? - spytał Roy.- Za tę historię z nekrologiem - wyjaśnił.- Gdybym nie otworzył jadaczki, teraz niemiałbyś tych wszystkich kłopotów.- Nie szalej - zauważył Roy.- Nie jestem strusiem i nie wymagam ochrony.- Wiem - powiedział Turk.- Ale powinieneś teraz dbać o siebie, a nie tracić nerwy.tracić energię na idiotyzmy.Tym bardziej że to drobne nieporozumienie nie jest funta kłakówwarte.- Drobne nieporozumienie? - spytał Roy.Nagle zabrakło mu tchu, z ledwością zadałnastępne pytanie.- Byłbyś łaskaw powiedzieć, co się tu, według ciebie, dzieje?Z braku powietrza głos miał teraz piskliwy i skrzypiący, jakim będzie mówił albo mógłbymówić za czterdzieści lat.- Zastanów się - poprosił Turk.- Ktoś popełnił błąd, coś zle zapisał, a ty wszystko terazrozdmuchujesz.Pamięć bywa zawodna.Czy to aż takie ważne?- Pamięć bywa zawodna? - powtórzył Roy.- Co to niby ma znaczyć?- Chodzi o sytuację sprzed lat - przypomniał Turk.- Delia pracowała w Instytucie Hobbesa, nie w ONZ - stwierdził Roy.- Ten instytutistniał.Byłem w środku.Znajdowała się tam fontanna.- Może należał do ONZ - podsunął Turk.- Był ośrodkiem badawczym.- Może finansowała go ONZ?- Nie.- W takim razie kto go finansował?Czy Roy kiedykolwiek to wiedział?- Prywatni fundatorzy - odparł, ale pewności nie miał.- Na przykład? - spytał Turk.- Pytasz o konkretne osoby?- Tak.Prywatni fundatorzy to konkretni ludzie.- Nie mam pojęcia - wyznał Roy.Nigdy nie zastanawiał się nad finansami.Po raz pierwszy dotarło do niego, że konkretniludzie musieli wyłożyć pieniądze.Turk się uśmiechnął, jak gdyby myślał podobnie.- Jesteś artystą.Roy się nie uśmiechnął.- Dlatego miałbym się nie angażować? Tak brzmi twoja rada?- Chcę powiedzieć, że nie ma się chyba w co angażować - wyjaśnił Turk [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Ale pasuje mi to do obrazka.- Mianowicie?- Do pracy Delii - wyjaśnił Roy.- Instytut Hobbesa jakby się zapadł pod ziemię.- Jak to?Roy opowiedział mu całą historię.O pomyłce w nekrologu, o Richardzie Goldzie i jegotelefonie komórkowym, greckim konsulacie, Tomie Parishu, sklepie Wino, Spółka z o.o.,Lenore, sierżancie Bettisie.Kiedy skończył, Turk milczał dobre dwadzieścia sekund.Za oknem rozpostarł skrzydłakruk, który przycupnął na Neandertalczyku numer dziewiętnaście.Nie odfrunął, lecz siedziałbez ruchu.- Twierdzisz, że śmierć tego dziennikarza ma z tym jakiś związek? - zapytał Turk.- Do tej pory nie wyrażałem głośno takiego przypuszczenia - wyznał Roy.Nagle usłyszał własny, wyraznie napięty głos.Czyżby zabrzmiał w nim strach?- Zmiała koncepcja - orzekł Turk.Spojrzał na rysunek Skippy'ego.- Ten chłopak tonarysował?- Tak.- A to na pewno jest tamta kobieta ze sklepu winiarskiego?- Lenore.- Roy wrócił do normalnego tonu.- Musi być.Turk przez chwilę wpatrywał się w rysunek.- Załatwmy na początek jedno - zaproponował.- Wyjaśnijmy sprawę Instytutu Hobbesa.-Odwrócił się do komputera.- Jak się to pisze?Roy przeliterował.- Co ty wyprawiasz? - spytał.- Słyszałeś kiedyś o wyszukiwarce Google?- Jestem tumanem komputerowym - rzekł Roy.Kruk złożył skrzydła.Turk postukał w klawiaturę.Miał grube palce, wykoślawione wskutek licznych złamań,ale pisał szybko i sprawnie.- Jesteś pewien pisowni?- Najzupełniej.- Dziwne - powiedział Turk.- Co? - spytał Roy.- Nie ma żadnych wzmianek.- To znaczy?Turk nie odpowiedział, poklikał znów chwilę.- Spróbuję inaczej - zdecydował.- Czasem.Patrzył na ekran, kręcił głową, wpisał cośjeszcze.- I co? - spytał Roy.- Też nic.- Odwrócił się do Roya.- Ten twój Instytut Hobbesa nie istnieje w sieci.- Czyli?Turk się uśmiechnął.- Dużo surfujesz po sieci?- W ogóle nie surfuję.- Nigdy?- Chodzi ci o szukanie informacji?- Tak, o surfowanie w Internecie.Roy pokręcił głową.- Czegoś nie rozumiesz - stwierdził Turk.- Spróbujmy.Na przykład Roy Valois.- Klik,klik.- Widzisz?Roy spojrzał na ekran.- Dwanaście tysięcy czterysta dwadzieścia wyników - oznajmił Turk.- Pewnowyświetlają się też inni ludzie o tym samym imieniu i nazwisku, ale i tak niezle.Po prostuusiłuję ci powiedzieć, że wszyscy i wszystko trafia do Internetu.- Spróbuj znalezć Delię - poprosił Roy.Turk pochylił się nad klawiaturą.- Delia Stern - powiedział.- A inicjał drugiego imienia?- Nie używała.Klik, klik.Roy się podniósł, stanął za Turkiem i zaczął czytać ponad jego ramieniem.- Jedna wzmianka - rzucił Turk.Kliknął na link.- Sądziłbym, że będzie więcej - rzekł Roy.Na ekranie ukazała się długa lista nazwisk w porządku alfabetycznym.U dołu widniałaDelia Stern podkreślona na czerwono.- Co to? - spytał Roy.Turk przewinął do góry, pokazał nagłówek.Byli pracownicy, sekcja gospodarczaUNESCO.- UNESCO? - spytał Roy.- Czy to ONZ?Turk pokiwał głową.- Organizacja do spraw oświaty i czegoś jeszcze.- ONZ?! - wykrzyknął mimo woli Roy.Przeczytał nagłówek jeszcze raz.A potem trzeci,czwarty i piąty.- Przecież to nieprawda.Niemal bezwiednie odepchnął Turka, przejął myszkę, przewinął ekran w dół.Delia Stern.- Dlaczego jej nazwisko jest podkreślone?- Tak zaznacza wyszukiwarka.- A dlaczego na czerwono? - zapytał.- Wybór twórcy programu - wyjaśnił Turk, wstając.Dotknął pleców kolegi.- Roy?- Tak?Roy przewinął do góry, żeby jeszcze raz zobaczyć nagłówek.- Chodzmy na spacer.- Nawet nie lubiła ONZ.Napisała artykuł na ten temat.Roy kliknął na strzałkę Wstecz, wrócił do pierwotnego linku.Jeszcze raz wszedł na stronę, znów ukazała się lista UNESCO, identyczna z poprzednią.Zaczął przewijać z góry na dół, z dołu do góry.- Roy?* * *Wyszli na spacer po parku.Po zawiei wszędzie piętrzyły się puchate białe zaspy śnieżneprzypominające jednodniowe bezy.- Masz swojego faworyta? - spytał Turk.- Faworyta?- Wśród Neandertalczyków.Roy spojrzał na Numer Dziewiętnaście, kruk odleciał.- Nie - powiedział.- Traktuję go jak starego przyjaciela - wyznał Turk.- Ma takie barczyste ramiona, a przytym.Urwał, podniósł wzrok na Numer Dziewiętnaście.Roy spojrzał na niego ze zdziwieniem -czy Turk kiedykolwiek rozmawiał z nim o jego twórczości, pominąwszy kwestię wystaw ihonorariów?- A przy tym - ciągnął Turk - odwraca się, jak gdyby coś usłyszał, może cośniepokojącego nawet dla takiego olbrzyma jak on.- Turk dostrzegł minę Roya, opacznie jązrozumiał.- Może to kwestia szyn, z pewnością nie jestem krytykiem sztuki - dodał zzawstydzeniem.- Wiele osób ma podobne wrażenie, czuje z nim więz.Ten posąg strzeżeniejako miasta.- Nie wiedziałem - rzekł Roy.Ich oczy się spotkały.Słońce, które już świeciło ostro, dodatkowo wzmocnione przezodbicie od śniegu, oświetliło siatkę drobnych zmarszczek na twarzy Turka.Roy wcześniej ichnie dostrzegał.Wyobraził sobie Turka na starość jako poczciwego staruszka z pyzatą twarzą,który niczego nie żałuje.Po chwili tknęła go myśl - nie dożyję tego widoku.- Teraz mi głupio - wyznał Turk - jakbym to ja ponosił winę.- Ale za co? - spytał Roy.- Za tę historię z nekrologiem - wyjaśnił.- Gdybym nie otworzył jadaczki, teraz niemiałbyś tych wszystkich kłopotów.- Nie szalej - zauważył Roy.- Nie jestem strusiem i nie wymagam ochrony.- Wiem - powiedział Turk.- Ale powinieneś teraz dbać o siebie, a nie tracić nerwy.tracić energię na idiotyzmy.Tym bardziej że to drobne nieporozumienie nie jest funta kłakówwarte.- Drobne nieporozumienie? - spytał Roy.Nagle zabrakło mu tchu, z ledwością zadałnastępne pytanie.- Byłbyś łaskaw powiedzieć, co się tu, według ciebie, dzieje?Z braku powietrza głos miał teraz piskliwy i skrzypiący, jakim będzie mówił albo mógłbymówić za czterdzieści lat.- Zastanów się - poprosił Turk.- Ktoś popełnił błąd, coś zle zapisał, a ty wszystko terazrozdmuchujesz.Pamięć bywa zawodna.Czy to aż takie ważne?- Pamięć bywa zawodna? - powtórzył Roy.- Co to niby ma znaczyć?- Chodzi o sytuację sprzed lat - przypomniał Turk.- Delia pracowała w Instytucie Hobbesa, nie w ONZ - stwierdził Roy.- Ten instytutistniał.Byłem w środku.Znajdowała się tam fontanna.- Może należał do ONZ - podsunął Turk.- Był ośrodkiem badawczym.- Może finansowała go ONZ?- Nie.- W takim razie kto go finansował?Czy Roy kiedykolwiek to wiedział?- Prywatni fundatorzy - odparł, ale pewności nie miał.- Na przykład? - spytał Turk.- Pytasz o konkretne osoby?- Tak.Prywatni fundatorzy to konkretni ludzie.- Nie mam pojęcia - wyznał Roy.Nigdy nie zastanawiał się nad finansami.Po raz pierwszy dotarło do niego, że konkretniludzie musieli wyłożyć pieniądze.Turk się uśmiechnął, jak gdyby myślał podobnie.- Jesteś artystą.Roy się nie uśmiechnął.- Dlatego miałbym się nie angażować? Tak brzmi twoja rada?- Chcę powiedzieć, że nie ma się chyba w co angażować - wyjaśnił Turk [ Pobierz całość w formacie PDF ]