[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Samaobecność twoich myśli sprawia, że zaczynam odczuwać bóle prostaty.- Przepraszam - mruknąłem pod nosem.Wyjąłem scalaka, wsunąłem go dokieszonki rękawicy, wróciłem do baru i podjąłem przerwane zalewanie robaka.Jest 3.00 uniwersalnego czasu UTC, czyli 22.00 lokalnego.Skierowałemmojego wirtualnego harleya w boczne uliczki BusinessWorldu i zacząłem szukaćadresu, który podała mi e&AMBERe&.CiężarSTREFY CZASOWEwirtualnego pistoletu kalibru 11,43 mm,Na użytek tych sześciu zapaleńców, którzypragną zajrzeć do atlasu i sprawdzić rozkładwypychającego kieszeń wirtualnej czarnejstref czasowych: a pamiętaliście o poprawceskórzanej kurtki, dawał mi poczuciena czas letni?bezpieczeństwa.Z drugiej strony ciężar pary blizniaczych wirtualnych noży marki Fairbaim-Sykes wetkniętych za cholewki butów trochę mi utrudniał ruchy.A jużciężar wirtualnego karabinu maszynowego M-62, który miałem przewieszony przezplecy, zdrowo mnie wkurzał.Ale chyba najbardziej działał mi na nerwy ciężarwirtualnej przenośnej wyrzutni pocisków rakietowych, ułożonej w poprzek kierownicymotoru.Dlatego nie czułem się najlepiej.To prawda, że Amber dała mi po jajach (auć!) izdrowo zamieszała we krwi.Ale ta część BusinessWorldu, do której dotarłem napodstawie jej adresu, nie należała do chętnie odwiedzanych przeze mnie miejsc.Podobnie, jak prawie każdy inny zakątek znanego wszechświata, BusinessWorldrównież miał swoją hierarchię, własną polaryzację.Jak jin i jang, dobro i zło, światło imrok, słodkie i kwaśne: o ile posępne szare biurowce z poprzedniego wieczorustanowiły jasną stronę BusinessWorldu, o tyle teraz byłem w porytej szczurzyminorami jego mrocznej stronie.W ToxicTown.Znalazłem się w najmroczniejszym z mrocznych miejsc, samym sercu dziczy -starej, przedfederalizacyjnej części Sieci, gdzie żadne linie proste nie były proste,finansowe domki z kart chwiały się pod naporem fiskalnej grawitacji, a gigantycznepiramidy planów marketingowych, jak się okazywało, od spodu nie były oparte naSparkySparky chce się bawić! Pomóż mu odnalezć przyjaciółkę. niczym solidnym.Tylko tu strumienie danych mieszały się ze sobą jak w durszlakupełnym rozgotowanego spaghetti,PSOWATEniekompatybilne systemy wyróżniały sięSparky chce podnieść łapkę! Pomóż municzym łykowate niestrawne pulpety, aodnalezć przyjaciółkę.ulice aż nazbyt często ociekały czerwonymsosem cygańskim.%7łycie ludzkie nie było tu w cenie, w przeciwieństwie do dziennegoświatła, i nigdy nie dało się powiedzieć, czy superautostrada nie zaprowadzi wprost dostrefy zniszczenia, nie zmieni się nagle w wąską i krętą, dziurawą drożynę pośródstada wygłodniałych wilków gapiących się przekrwionymi ślepiami i oblizującychpyski, pazury, genitalia i wszelkie inne części ciała, które wszystkie psowate lubiąsobie lizać, dzięki czemu łatwo jest rozpoznać wilkołaka w miejscu publicznym, dajmyna to w autobusie.Szczerze mówiąc, nawet lubiłem ToxicTown.Pewnie spędzałbym tu więcejczasu, gdybym wcześniej nie obrał sobie za cel narobienia w Sieci maksymalnie dużohałasu i smrodu, a przecież o wiele łatwiej jest to robić tam, gdzie ten smród będziewyczuwalny.W ToxicTown nikt by go nie poczuł.Tu się czuło dwubitowych kombinatorówkręcących się na rogach wirtualnych ulic: Info%7łebraków, DataDziwki czy groszowychTeleKaznodziejów.Tu widzi się przede wszystkim nabazgrane sprayem na każdejgładkiej powierzchni modne ostatnio hasła w rodzaju:  Zabić Każdego Brutala!" Bowłaśnie taki był ten mroczny świat wiecznej nocy, siedlisko podejrzanych operatorów,podejrzanych panienek, prywatnych detektywów i inspektorów urzędów skarbowych.Na szczęście odnalazłem e&AMBERe& na wirtualnym rogu ulicy, opartą o latarnięi palącą czarnego papierosa marki Sobranie w długiej fifce z kości słoniowej;pomarańczowe światło lamp sodowych głębokimi czerwonymi cieniami podkreślałodelikatny zarys jej kości policzkowych.- Witaj, żeglarzu - powiedziała, gdy zatrzymałem przy niej harleya.- Czy topistolet wypycha ci kieszeń, czy też uradował cię mój widok? - Wyłączyłem silnik,oparłem motor na nóżce i zsunąłem się z siodełka.Obrzuciła mnie taksującymspojrzeniem od stóp do głowy.- Niezły z ciebie ogier - uznała.Wetknąłem kciuki za szlufki spodni i uraczyłem ją moim najlepszymuśmiechem a la James Dean.- Słyszałem, że mnie szukałaś, panienko.- Dobrze słyszałeś.- Zaciągnęła się papierosem i wskazując ruchem głowyotwarte drzwi prowadzące do ciemnego wnętrza, powiedziała: - Chodzmy do mnie,tam w spokoju omówimy interesy. Wyciągnęła niedopałek z fifki i odrzuciła go pod ścianę.Wylądował na śpiącymgazeciarzu, który natychmiast zmienił się w wielką żółtą kulę płomieni.Ruszyła wkierunku drzwi, wystukując obcasami na chodniku ponętny przekaz Morse'em,idealnie zsynkopowany ze śrubowymi ruchami wydatnych mięśni pośladkowych,doskonale widocznych pod niewiarygodnie obcisłą spódnicą sięgającą kolan.Niemiałem pojęcia, jak w ogóle w czymś takim można chodzić.Amber zatrzymała się w przejściu i zerknęła na mnie przez lewe ramię.- Możesz zostawić cały sprzęt tutaj.- puściła oko -.albo wziąć go ze sobą,jeśli doda ci to sił.Ruszyła schodami na górę.Cisnąłem na ziemię wszystko oprócz pistoletu i pognałem za nią.Mieszkanie Amber znajdowało się naDEKORACJA WNTRZsamym szczycie tej struktury danych i byłoOprócz tego pod ścianą stała kolekcjaurządzeń do tortur, ale nie byłem w nastroju,pod każdym względem podniecające.Sameby dokładniej o nie wypytywać.atłasy i koronki, przyćmione światło, gdzieśw tle piosenka Franka Sinatry w wirtualnej transkrypcji automatycznego sekwencera ido tego łóżko rozmiarów olimpijskiego basenu pływackiego.Kiedy wszedłem dośrodka, Amber stała już pod oknem.A gdy zamknąłem za sobą drzwi, odsunęłazasłony i jeszcze bardziej zmniejszyła oświetlenie, żeby jej sylwetka rysowała się na tlewpadającego z zewnątrz wirtualnego blasku ToxicTown.Powoli i z namysłem, z pełną świadomością własnego wdzięku, zdjęła bluzkę.- Więc co to za interes, Amber? - spytałem przez ściśnięte gardło.- O co chodzi?- O penetrację, Max - odparła szeptem.O rety!- Krążą plotki, że jesteś najlepszy - powiedziała.Nie widziałem jej dobrze,usłyszałem tylko odgłos rozpinanego guzika, a potem charakterystyczny cichy zgrzytsuwaka.Spódnica opadła jej do kostek.O, w mordę!- Jeśli jesteś choć w połowie tak dobry, jak gadają.- zrobiła kroczek w mojąstronę i lekkim ruchem stopy kopnęła spódnicę w bok -.to powinieneś być dokładnietym, co mi przepisał lekarz.A niech mnie, psiakość, kurza stopa!!!Błyskawicznie ściągnąłem skórzaną kurtkę i przystąpiłem do walki z wszystkimiklamerkami, suwakami i paskami moich cholernych czarnych dżinsów.Szlag by totrafił! Po diabła wybrałem dla siebie tak skomplikowany wizerunek retro-techno?Zwłaszcza jeden przeklęty suwak uparcie odmawiał posłuszeństwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl