[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie pewnie myślą, że mam nierówno pod sufitem.- Ci inni to złodzieje - stwierdził pan Nettle.- O, tak.- Kowal nie przerywał pracy.Spłaszczył oba końce gorącego żelaza,potem wygiął je w środku, formując wspornik.- Ale człowiek musi jeść, więc dobijatargu, żeby mieć co do garnka włożyć, zwłaszcza ja.Sześćdziesiąt lat haruję w tej kuznii interes idzie gorzej niż kiedykolwiek.Ludzie, którzy mogą sobie pozwolić na coślepszego, nie przychodzą aż tutaj.Boją się, że ulica zawali się pod ich ciężarem.- Ja chcę pohandlować.Kowal chwycił wspornik długimi szczypcami i wrzucił do kadzi z wodą.Zwściekłym sykiem buchnęła z niej para.Płatnerz otarł czoło szmatą.- Zobaczmy, co tam masz.Pan Nettle podał mu tasak.- Cóż, stal mogę wykorzystać, ale co za nią chcesz? - zapytał kowal.Pan Nettle się zawahał.- Kuszę.Płatnerz zrobił minę, która mogła być grymasem albo tylko wyrazem zmęczenia.- Widzisz tu gdzieś broń? - zapytał.- Robię bolce i wsporniki na ściany i mamszczęście, jeśli dostaję za nie pensa.Nikt nie płaci za żelastwo zrobione nadprzepaścią, jeśli nie jest tanie jak piasek.- Wygniesz metal, jeśli go przyniosę? Drewno przytnę sam.- Nie za to.- Kowal oddał tasak panu Nettle.- Zapłacę dodatkowo za robotę.- Dobra, wróć tutaj.Jak przyniesiesz więcej stali, pogadamy.- Potrzebuję broni dzisiaj.Kowal pokręcił głową.- Naprawdę ciężka sprawa.Zrobić kuszę w jeden dzień, w dodatku za taki małyzadatek.- Mogę odpracować dług - zaproponował pan Nettle.- Dorzucać do pieca, nosićwęgiel.Albo robić te wsporniki, jeśli mi pokażesz jak.- Po co ci kusza?Pan Nettle nie odpowiedział.Kowal spojrzał na jego podartą szatę żałobną, na siniaki i krew na twarzy.Pochwili rzekł:- Dzisiaj czarny księżyc, co? Jeśli wybierasz się na polowanie, to nie sądzę, żebyśspłacił dług.Pan Nettle się zjeżył.Nie sięgał myślami poza Noc Blizn, sądził, że to mało ważne.Ale płatnerz miał rację, że był ostrożny.Dług to dług i trzeba go oddać.Każdyczłowiek ma prawo jeść, a jeśli on nie wróci, będzie tak, jakby oszukał kowala.Równiedobrze mógłby mu ukraść jedzenie ze stołu.W tym momencie pan Nettle poczułssanie w brzuchu i bardziej niż kiedykolwiek zapragnął wrócić do swojej butelki.- Posłuchaj - zaczął kowal - mówiłeś o przycinaniu drewna.Jesteś cieślą? Umieszrobić takie rzeczy? Strzelałeś kiedyś z kuszy? Widziałeś jakąś?- Nie - przyznał pan Nettle.Czuł się tak jak wcześniej na Moście Bramnym, jakofiara okoliczności, kiedy to pomimo całego jego gniewu i siły otaczające go muryokazały się potężniejsze.- Tak myślałem.Może lepiej zrezygnować, dać sobie spokój.- Nie mogę.- Pan Nettle zacisnął zęby.- Przykro mi.- Kowal się odwrócił.Pana Nettle ogarnęła desperacja.Chwycił mężczyznę za ramię, mocniej, niżzamierzał.Już miał poprosić: pomóż mi , ale słowa uwięzły mu w gardle.Wykrztusiłjedynie:- Zapłacę, będę dla ciebie pracował.- Był zaskoczony, kiedy usłyszał drżenie wswoim głosie.Zupełnie, jakby mówił ktoś inny.Kowal zmierzył go wzrokiem.W blasku ognia jego twarz wyglądała jak odlana zbrązu.Co też czaiło się w jego oczach? Pan Nettle nigdy wcześniej nie widział takiegowyrazu.Puścił kowala i ruszył do wyjścia, jednocześnie zawstydzony i przestraszony,że płatnerz usłyszał jego niewypowiedziane błaganie.Był głupcem, że tutaj przyszedł.Cholernym głupcem.Nie potrzebował niczyjej pomocy, teraz ani nigdy.- Poczekaj - rzucił za nim kowal.Pan Nettle się zawahał.Jego uszy płonęły nie tylko od ciosów świątynnegostrażnika.- Chodz na zaplecze.Mam coś, co mógłbym ci pożyczyć.Jeśli na to zapracujesz.Podłoga była tak mocno nachylona, że pan Nettle miał kłopoty z przejściem poniej.Musiał iść bokiem, dla równowagi wyciągając ręce w bok, ale i tak się ześlizgiwał.Gospodarzowi stromy spadek najwyrazniej nie przeszkadzał.Szedł przez warsztatdziwnym krokiem, powłócząc nogami jak kaleka.Przez przekrzywione drzwi weszli do mrocznej kamiennej celi, w której pan Nettleledwo mógł się wyprostować.Głową ocierał o kamienny sufit albo ścianę.W kącie,niemal ukosem, stała na podłodze - albo na ścianie - prycza zasłana słomą.Dostrzegłszy jego spojrzenie, kowal powiedział:- Z początku ustawiałem ją tak, żeby stała prosto.Ale pewnego dnia stwierdziłem,że już nie potrafię spać w płaskim łóżku.Człowiek przyzwyczaja się do różnych rzeczy.Od nachylenia pokoju panu Nettle lekko kręciło się w głowie.Na długichgwozdziach wbitych w ściany wisiały dziesiątki żelaznych wsporników i sworzni podtakim kątem jak wskazówki zegara ustawione na, godzinie siódmej albo ósmej.Kowalukląkł przed wielką skrzynią z ciemnoczerwonego drewna o wyraznych słojach,solidnie okutą żelaznymi pasami.Otworzył ją i pogrzebał w środku.Wyjął narzędzia,głównie młoty i szczypce o różnych rozmiarach, niektóre mocno zużyte.Odłożył je nabok.- Jest.Pomóż mi.Razem wyjęli duży pakunek owinięty w jutowy worek i położyli go na podłodze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Ludzie pewnie myślą, że mam nierówno pod sufitem.- Ci inni to złodzieje - stwierdził pan Nettle.- O, tak.- Kowal nie przerywał pracy.Spłaszczył oba końce gorącego żelaza,potem wygiął je w środku, formując wspornik.- Ale człowiek musi jeść, więc dobijatargu, żeby mieć co do garnka włożyć, zwłaszcza ja.Sześćdziesiąt lat haruję w tej kuznii interes idzie gorzej niż kiedykolwiek.Ludzie, którzy mogą sobie pozwolić na coślepszego, nie przychodzą aż tutaj.Boją się, że ulica zawali się pod ich ciężarem.- Ja chcę pohandlować.Kowal chwycił wspornik długimi szczypcami i wrzucił do kadzi z wodą.Zwściekłym sykiem buchnęła z niej para.Płatnerz otarł czoło szmatą.- Zobaczmy, co tam masz.Pan Nettle podał mu tasak.- Cóż, stal mogę wykorzystać, ale co za nią chcesz? - zapytał kowal.Pan Nettle się zawahał.- Kuszę.Płatnerz zrobił minę, która mogła być grymasem albo tylko wyrazem zmęczenia.- Widzisz tu gdzieś broń? - zapytał.- Robię bolce i wsporniki na ściany i mamszczęście, jeśli dostaję za nie pensa.Nikt nie płaci za żelastwo zrobione nadprzepaścią, jeśli nie jest tanie jak piasek.- Wygniesz metal, jeśli go przyniosę? Drewno przytnę sam.- Nie za to.- Kowal oddał tasak panu Nettle.- Zapłacę dodatkowo za robotę.- Dobra, wróć tutaj.Jak przyniesiesz więcej stali, pogadamy.- Potrzebuję broni dzisiaj.Kowal pokręcił głową.- Naprawdę ciężka sprawa.Zrobić kuszę w jeden dzień, w dodatku za taki małyzadatek.- Mogę odpracować dług - zaproponował pan Nettle.- Dorzucać do pieca, nosićwęgiel.Albo robić te wsporniki, jeśli mi pokażesz jak.- Po co ci kusza?Pan Nettle nie odpowiedział.Kowal spojrzał na jego podartą szatę żałobną, na siniaki i krew na twarzy.Pochwili rzekł:- Dzisiaj czarny księżyc, co? Jeśli wybierasz się na polowanie, to nie sądzę, żebyśspłacił dług.Pan Nettle się zjeżył.Nie sięgał myślami poza Noc Blizn, sądził, że to mało ważne.Ale płatnerz miał rację, że był ostrożny.Dług to dług i trzeba go oddać.Każdyczłowiek ma prawo jeść, a jeśli on nie wróci, będzie tak, jakby oszukał kowala.Równiedobrze mógłby mu ukraść jedzenie ze stołu.W tym momencie pan Nettle poczułssanie w brzuchu i bardziej niż kiedykolwiek zapragnął wrócić do swojej butelki.- Posłuchaj - zaczął kowal - mówiłeś o przycinaniu drewna.Jesteś cieślą? Umieszrobić takie rzeczy? Strzelałeś kiedyś z kuszy? Widziałeś jakąś?- Nie - przyznał pan Nettle.Czuł się tak jak wcześniej na Moście Bramnym, jakofiara okoliczności, kiedy to pomimo całego jego gniewu i siły otaczające go muryokazały się potężniejsze.- Tak myślałem.Może lepiej zrezygnować, dać sobie spokój.- Nie mogę.- Pan Nettle zacisnął zęby.- Przykro mi.- Kowal się odwrócił.Pana Nettle ogarnęła desperacja.Chwycił mężczyznę za ramię, mocniej, niżzamierzał.Już miał poprosić: pomóż mi , ale słowa uwięzły mu w gardle.Wykrztusiłjedynie:- Zapłacę, będę dla ciebie pracował.- Był zaskoczony, kiedy usłyszał drżenie wswoim głosie.Zupełnie, jakby mówił ktoś inny.Kowal zmierzył go wzrokiem.W blasku ognia jego twarz wyglądała jak odlana zbrązu.Co też czaiło się w jego oczach? Pan Nettle nigdy wcześniej nie widział takiegowyrazu.Puścił kowala i ruszył do wyjścia, jednocześnie zawstydzony i przestraszony,że płatnerz usłyszał jego niewypowiedziane błaganie.Był głupcem, że tutaj przyszedł.Cholernym głupcem.Nie potrzebował niczyjej pomocy, teraz ani nigdy.- Poczekaj - rzucił za nim kowal.Pan Nettle się zawahał.Jego uszy płonęły nie tylko od ciosów świątynnegostrażnika.- Chodz na zaplecze.Mam coś, co mógłbym ci pożyczyć.Jeśli na to zapracujesz.Podłoga była tak mocno nachylona, że pan Nettle miał kłopoty z przejściem poniej.Musiał iść bokiem, dla równowagi wyciągając ręce w bok, ale i tak się ześlizgiwał.Gospodarzowi stromy spadek najwyrazniej nie przeszkadzał.Szedł przez warsztatdziwnym krokiem, powłócząc nogami jak kaleka.Przez przekrzywione drzwi weszli do mrocznej kamiennej celi, w której pan Nettleledwo mógł się wyprostować.Głową ocierał o kamienny sufit albo ścianę.W kącie,niemal ukosem, stała na podłodze - albo na ścianie - prycza zasłana słomą.Dostrzegłszy jego spojrzenie, kowal powiedział:- Z początku ustawiałem ją tak, żeby stała prosto.Ale pewnego dnia stwierdziłem,że już nie potrafię spać w płaskim łóżku.Człowiek przyzwyczaja się do różnych rzeczy.Od nachylenia pokoju panu Nettle lekko kręciło się w głowie.Na długichgwozdziach wbitych w ściany wisiały dziesiątki żelaznych wsporników i sworzni podtakim kątem jak wskazówki zegara ustawione na, godzinie siódmej albo ósmej.Kowalukląkł przed wielką skrzynią z ciemnoczerwonego drewna o wyraznych słojach,solidnie okutą żelaznymi pasami.Otworzył ją i pogrzebał w środku.Wyjął narzędzia,głównie młoty i szczypce o różnych rozmiarach, niektóre mocno zużyte.Odłożył je nabok.- Jest.Pomóż mi.Razem wyjęli duży pakunek owinięty w jutowy worek i położyli go na podłodze [ Pobierz całość w formacie PDF ]