[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Raz, dwa, trzy, cztery.- zaczął liczyć pod nosem Wanstead.- Co pan liczy? - spytała Marple.- Ludzi, którzy pojechali autokarem.Rozumiem, że oni nie interesują pani.- Dlaczego mieliby mnie interesować?- Ponieważ powiedziała pani, że pan Rafiel wysłał panią na wycieczkę i do „Starego Dworu” w konkretnym celu.Ze śmiercią Elizabeth Temple jest związany ktoś z wycieczki, a pani pobyt tutaj związany jest ze „Starym Dworem”.- Niedokładnie tak.Między tymi dwiema sprawami istnieje związek.Chcę, aby mi ktoś to wyjaśnił.- Ma pani taką osobę?- Owszem.Spóźni się pan na pociąg, jeśli natychmiast nie wyruszy.- Niech pani uważa na siebie - powiedział Wanstead.- Niech się pan nie obawia, dam sobie radę.Drzwi nagle otworzyły się i do holu weszły Cooke i Barrow.- O witam - powiedział Wanstead.- Myślałem, że panie razem na wycieczkę.- W ostatniej chwili zmieniłyśmy zdanie - wyjaśniła radośnie Cooke.- Dowiedziałyśmy się właśnie o kilku ciekawych miejscach w okolicy.Tylko cztery czy pięć mil stad znajduje się kościół z zabytkową saksońską chrzcielnicą.Jeździ tam autobus.Interesują mnie nie tylko zabytki i ogrody, ale także architektura.- Mnie również - powiedziała Barrow.- Niedaleko stąd znajduje się Finley Park, bardzo ciekawy ze względu na znajdujące się tam oryginalne rośliny.Pomyślałyśmy, że znacznie przyjemniej będzie tu spędzić dzień czy dwa.- Zatrzymały się panie „Pod Złotym Dzikiem”?- Tak.Dostałyśmy bardzo przyjemny dwuosobowy pokój.Znacznie lepszy niż poprzednio.- Spóźni się pan na pociąg - powtórzyła Marple.- Wolałbym, żeby.- zaczął Wanstead.- Dam sobie radę - pośpiesznie powiedziała Marple.- Taki miły człowiek - dodała, gdy zniknął za rogiem domu.- Tak bardzo się o mnie troszczy.- To był wielki szok dla nas wszystkich - powiedziała Cooke.- Może chciałaby pani wybrać się z nami do St.Martines w Grove.- Bardzo panie uprzejme, ale nie czuję się dziś na siłach.Może jutro.- W takim razie zostawiamy panią.Marple uśmiechnęła się do nich i weszła do hotelu.20.PRZYPUSZCZENIA MARPLEPo zjedzeniu lunchu Marple przeszła na taras napić się kawy.Kończyła właśnie drugą filiżankę, gdy wysoka, szczupła postać wbiegła na schody i zbliżyła się do niej, mówiąc zdyszanym głosem.Była to Anthea Bradbury-Scott.- Och, pani Marple! Dowiedziałyśmy się właśnie, że jednak nie pojechała pani z wycieczką.Nie wiedziałyśmy, że zostaje pani tutaj.Clotilde i Lavinia przysłały mnie po panią.Mamy nadzieję, że wróci pani do „Starego Dworu” i zostanie z nami przez kilka dni.Z pewnością będzie przyjemniej niż tutaj.Pełno tu różnych ludzi, szczególnie podczas weekendu.Naprawdę, bardzo byłybyśmy rade, gdyby pani chciała przyjąć nasze zaproszenie.- To bardzo miło z pani strony - odparła Marple.- Naprawdę bardzo miło, ale.to znaczy, miałam tu spędzić tylko dwa dni i dalej pojechać z wycieczką.Ten tragiczny wypadek spowodował, niestety, że nie byłam w stanie jechać dalej.Pomyślałam; że przyda mi się przynajmniej jeden dzień odpoczynku.- Ale byłoby znacznie przyjemniej i wygodniej spędzić ten dzień u nas.Postaramy się zapewnić pani najlepsze warunki.- Nie wątpię w to.Byłam zachwycona poprzednim pobytem.Naprawdę, czułam się fantastycznie.Taki wspaniały dom.Wszystko było takie piękne, zastawy, meble.O wiele milej spędzić dzień w domu niż w hotelu.- A więc musi pani do nas przyjść.Koniecznie.Pójdę na górę i spakuję pani rzeczy.- Och, dziękuję bardzo.Zrobię to sama.- Czy mogę pani pomóc?- Chętnie, dziękuję.Poszła do pokoju.Anthea zaczęła nerwowo upychać rzeczy do walizki.Marple, bardzo czuła na punkcie porządku, musiała opanować się, żeby nie okazać niezadowolenia.Anthea poprosiła portiera, aby zaniósł bagaże aż do „Starego Dworu”.Marple dała mu napiwek.Powtarzając słowa podzięki i zachwytu, dołączyła do sióstr.„Trzy siostry - pomyślała.- No i znowu tu jestem”.Usiadła w salonie, zamknęła oczy i głęboko odetchnęła.Czuła się zmęczona.To naturalne w jej wieku, tym bardziej, że Anthea i portier szli dość szybko.Ale tak naprawdę, starała się wczuć w atmosferę tego domu.Czy było w nim coś złowróżbnego? Raczej wyczuwała tu smutek.Smutek tak głęboki, że aż przerażający.Otworzyła oczy i spojrzała na siostry.Glynne wyszła właśnie z kuchni.Niosła na tacy herbatę.Jak zwykle, nie można było wyczytać z jej twarzy żadnych uczuć.Może dlatego, że była ich zupełnie pozbawiona.A może po prostu przystosowała się do życia pełnego stresów i przeciwności i nauczyła się nie pokazywać niczego po sobie, zachowywać rezerwę i nie pozwalać nikomu wkraczać w swoje życie wewnętrzne.Spojrzała na Clotilde wzrokiem Klitajmestry.Z pewnością nie zamordowała męża, bo nie miała męża, którego musiałaby mordować.Raczej też nie zamordowała dziewczyny, do której była tak przywiązana.Tego Marple była całkiem pewna.Pamiętała ten potok łez spływający po twarzy Clotilde, gdy wspomniała o śmierci Verity.A Anthea? Wysłała paczkę.Przyszła, by ją zaprosić.Anthea - co do niej miała duże wątpliwości.Lekko roztargniona.Za wcześnie jak na jej wiek.Rozbiegane oczy widzące to, czego inni nie mogli zobaczyć.„Bała się - pomyślała Marple.- Czegoś się bała.Czy to przypadek choroby umysłowej? Przerażała ją może myśl, że będzie musiała resztę życia spędzić w zakładzie specjalnym.A może bała się sióstr, które uważały, że nie powinna zostawać na wolności.Siostry nigdy nie były pewne, co Anthea zrobi lub powie”.Dopijając herbatę, zastanawiała się, kim naprawdę są Cooke i Barrow.Czy rzeczywiście zamierzały zwiedzić kościół, czy też był to tylko wykręt.Dziwne to wszystko.Dziwny był sposób, w jaki Cooke patrzyła na nią w St.Mary Mead.Chciała ją zapamiętać, ale później próbowała się nie przyznać, że ja kiedykolwiek widziała.Było wiele niejasności w całej sprawie.Glynne wyszła, by odnieść tacę, a Anthea udała się do ogrodu.Marple została z Clotilde [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl