[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dom nie wchodził w rachubę, choć w normalnej sytuacji wzięłaby go pod uwagę.Obecnie był zbyt silnie związany z Baldwinem, a to niosło ze sobą sprzeczne emocje.Chatka w lesie, w której mieszkała, zanim poznała Baldwina? Owszem, bardzo by tu pasowała, niestety z wyprowadzką wiązały się złe wspomnienia, więc też odpada.I nagle pojawiło się wspomnienie.Miała osiem lat, była trochę niezdarna, z krzywymi zębami i piegami na buzi, nosiła włosy splecione w gruby warkocz.Całe lato spędziła na obozie, a choć inne dzieciaki tęskniły za rodzicami, Taylor upajała się wolnością, którą zresztą nie w pełni rozumiała.Po raz pierwszy w życiu jeździła konno i łowiła ryby w jeziorze.Wieczorami śpiewała przy ognisku i zakochała się po uszy w starszym od siebie, trzynastoletnim chłopaku z sąsiedniego domku.Co za skandal! Na samą myśl ogarnęła ją radość, uśmiechnęła się pogodnie.– Świetnie – ucieszyła się Willig.– Widzę, że ci się udało.Przypomnij sobie to szczęście, pozwól, żeby cię wypełniło.Skup się na odczuciu, jak dobrze być bezpieczną i szczęśliwą.–Przerwała na moment.– A teraz wrócimy do tamtej chwili, kiedy weszłaś do pokoju i zobaczyłaś przywiązaną do krzesła Sam.Przypomnij sobie, co wtedy pomyślałaś, co czułaś.Proszę, żebyś oceniła swoje emocje w skali od jednego do dziesięciu.Podaj też wartość liczbową swojego obecnego stanu, kiedy myślisz o tamtej chwili.Umysł Taylor gwałtownie powrócił do rzeczywistości.Zobaczyła najlepszą przyjaciółkę przykutą kajdankami do krzesła, z twarzą zalaną łzami i krwią ściekającą z brzucha na uda.Pokazała po cztery palce każdej ręki.Osiem.Na tyle dużo, by ujawnić strach, ale nie dość, by można było uznać, że nie panuje nad sobą.Poczuła pulsowanie w dłoniach.– Co poczułaś, kiedy ją zobaczyłaś, Taylor?Wściekłość.Gniew.Ból.Strach.Nie, nie, nie, nie.Coś innego pod powierzchnią tych uczuć.Pozwoliła, by zalały ją emocje, i poczuła ściskanie w krtani.Willig nie ustawała w podawaniu rozluźniających instrukcji, każąc Taylor obserwować swój palec, którym poruszała na boki przed jej twarzą.Poprowadziła jej myśli przez strych do krzesła, kazała spojrzeć z góry na Sam, po czym ją uwolnić.Kiedy przyjaciółka opuszczała wyimaginowany pokój, obejrzała się i przeszyła ją spojrzeniem.Taylor zesztywniała, a Willig natychmiast nakazała zamknąć oczy i pomyśleć o bezpiecznym miejscu.Intensywność popiskiwania wzrosła, wymazując inne odgłosy, w dłoniach poczułamrowienie.Przypomniała sobie obóz i konia o absurdalnym imieniu Tonto, na którym uczyła się jeździć.Uwielbiał marchewkę i miał cudownie miękkie, aksamitne chrapy…– Dobrze, Taylor.Teraz wróć tu do mnie.Otworzyła oczy.Była wyczerpana, a zarazem czuła leciutką ulgę.– Jak się czujesz? Oceń to w skali od jednego do dziesięciu – poprosiła psycholog.Hm… Może sześć?– Mmm… mże… szsz… – odpowiedziała.O rany, czyżby głos powrócił? Spróbowałapowiedzieć coś więcej, ale na próżno.Cholera.– W porządku, Taylor, świetnie sobie poradziłaś.Już jest postęp.EMDR to cudowne narzędzie, a ty w dodatku znakomicie reagujesz.Jutro wejdziemy głębiej.Pomyśl teraz o swojej przyjaciółce.Pomyśl o tej chwili na strychu.Czy nadal sprawia ci to taki sam ból?Gdy wykonała polecenie, bardzo się zdziwiła.Ostry, dręczący ból związany z cierpieniem Sam odrobinę stępiał.A niech to! Już się nie dziwiła, po prostu była pod wrażeniem.Uśmiechnęła się do Willig, która odpowiedziała tym samym.– Przejdziemy przez każdą minutę tamtego popołudnia i wyleczymy cię tak prędko, że sama się zdziwisz.Obiecuję.Taylor też miała taką nadzieję.Wstała i podała rękę doktor Willig.Dzwoniło jej w uszach, czuła mrowienie w dłoniach.Gdy dotknęła lewego ucha, psycholog skomentowała z uśmiechem:– Tak, będziesz czuła dzwonienie jeszcze przez około godzinę.Przyrzeknij mi jedno: kiedy powrócą obrazy z tamtego dnia, w którym zostałaś postrzelona, natychmiast udaj się do swojego szczęśliwego miejsca.Nie próbuj się sama nad tym zastanawiać, zaufaj mi, że ci w tym pomogę.W jej głosie było tyle zapału, że Taylor musiała się uśmiechnąć.Napisała w notesie: Jak długo?na co Willig odparła:– Umówmy się na cztery sesje, a potem zobaczymy.Możemy się spotykać trzy razyw tygodniu.Czy możesz przyjść do mnie jutro? Zależy mi na intensywnym starcie, by zmusić cię to do wytężonej pracy.Podczas następnej wizyty wszystko pójdzie szybciej i wejdziemy głębiej, dobrze?Taylor chwyciła notes:Czy każdy może poprowadzić tę terapię?Willig zmarszczyła brwi.– Każdy wykwalifikowany terapeuta, który przeszedł odpowiednie szkolenie.Ta metoda staje się coraz powszechniejsza, bo daje doskonałe rezultaty.O co chodzi, masz zamiar ze mnie zrezygnować?Być może wyjadę na pewien czas.Po prostu sprawdzam.– Aha.Do zobaczenia jutro.– Dziękuję – odrzekła Taylor ruchem warg.– Cała przyjemność po mojej stronie, pani porucznik [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Dom nie wchodził w rachubę, choć w normalnej sytuacji wzięłaby go pod uwagę.Obecnie był zbyt silnie związany z Baldwinem, a to niosło ze sobą sprzeczne emocje.Chatka w lesie, w której mieszkała, zanim poznała Baldwina? Owszem, bardzo by tu pasowała, niestety z wyprowadzką wiązały się złe wspomnienia, więc też odpada.I nagle pojawiło się wspomnienie.Miała osiem lat, była trochę niezdarna, z krzywymi zębami i piegami na buzi, nosiła włosy splecione w gruby warkocz.Całe lato spędziła na obozie, a choć inne dzieciaki tęskniły za rodzicami, Taylor upajała się wolnością, którą zresztą nie w pełni rozumiała.Po raz pierwszy w życiu jeździła konno i łowiła ryby w jeziorze.Wieczorami śpiewała przy ognisku i zakochała się po uszy w starszym od siebie, trzynastoletnim chłopaku z sąsiedniego domku.Co za skandal! Na samą myśl ogarnęła ją radość, uśmiechnęła się pogodnie.– Świetnie – ucieszyła się Willig.– Widzę, że ci się udało.Przypomnij sobie to szczęście, pozwól, żeby cię wypełniło.Skup się na odczuciu, jak dobrze być bezpieczną i szczęśliwą.–Przerwała na moment.– A teraz wrócimy do tamtej chwili, kiedy weszłaś do pokoju i zobaczyłaś przywiązaną do krzesła Sam.Przypomnij sobie, co wtedy pomyślałaś, co czułaś.Proszę, żebyś oceniła swoje emocje w skali od jednego do dziesięciu.Podaj też wartość liczbową swojego obecnego stanu, kiedy myślisz o tamtej chwili.Umysł Taylor gwałtownie powrócił do rzeczywistości.Zobaczyła najlepszą przyjaciółkę przykutą kajdankami do krzesła, z twarzą zalaną łzami i krwią ściekającą z brzucha na uda.Pokazała po cztery palce każdej ręki.Osiem.Na tyle dużo, by ujawnić strach, ale nie dość, by można było uznać, że nie panuje nad sobą.Poczuła pulsowanie w dłoniach.– Co poczułaś, kiedy ją zobaczyłaś, Taylor?Wściekłość.Gniew.Ból.Strach.Nie, nie, nie, nie.Coś innego pod powierzchnią tych uczuć.Pozwoliła, by zalały ją emocje, i poczuła ściskanie w krtani.Willig nie ustawała w podawaniu rozluźniających instrukcji, każąc Taylor obserwować swój palec, którym poruszała na boki przed jej twarzą.Poprowadziła jej myśli przez strych do krzesła, kazała spojrzeć z góry na Sam, po czym ją uwolnić.Kiedy przyjaciółka opuszczała wyimaginowany pokój, obejrzała się i przeszyła ją spojrzeniem.Taylor zesztywniała, a Willig natychmiast nakazała zamknąć oczy i pomyśleć o bezpiecznym miejscu.Intensywność popiskiwania wzrosła, wymazując inne odgłosy, w dłoniach poczułamrowienie.Przypomniała sobie obóz i konia o absurdalnym imieniu Tonto, na którym uczyła się jeździć.Uwielbiał marchewkę i miał cudownie miękkie, aksamitne chrapy…– Dobrze, Taylor.Teraz wróć tu do mnie.Otworzyła oczy.Była wyczerpana, a zarazem czuła leciutką ulgę.– Jak się czujesz? Oceń to w skali od jednego do dziesięciu – poprosiła psycholog.Hm… Może sześć?– Mmm… mże… szsz… – odpowiedziała.O rany, czyżby głos powrócił? Spróbowałapowiedzieć coś więcej, ale na próżno.Cholera.– W porządku, Taylor, świetnie sobie poradziłaś.Już jest postęp.EMDR to cudowne narzędzie, a ty w dodatku znakomicie reagujesz.Jutro wejdziemy głębiej.Pomyśl teraz o swojej przyjaciółce.Pomyśl o tej chwili na strychu.Czy nadal sprawia ci to taki sam ból?Gdy wykonała polecenie, bardzo się zdziwiła.Ostry, dręczący ból związany z cierpieniem Sam odrobinę stępiał.A niech to! Już się nie dziwiła, po prostu była pod wrażeniem.Uśmiechnęła się do Willig, która odpowiedziała tym samym.– Przejdziemy przez każdą minutę tamtego popołudnia i wyleczymy cię tak prędko, że sama się zdziwisz.Obiecuję.Taylor też miała taką nadzieję.Wstała i podała rękę doktor Willig.Dzwoniło jej w uszach, czuła mrowienie w dłoniach.Gdy dotknęła lewego ucha, psycholog skomentowała z uśmiechem:– Tak, będziesz czuła dzwonienie jeszcze przez około godzinę.Przyrzeknij mi jedno: kiedy powrócą obrazy z tamtego dnia, w którym zostałaś postrzelona, natychmiast udaj się do swojego szczęśliwego miejsca.Nie próbuj się sama nad tym zastanawiać, zaufaj mi, że ci w tym pomogę.W jej głosie było tyle zapału, że Taylor musiała się uśmiechnąć.Napisała w notesie: Jak długo?na co Willig odparła:– Umówmy się na cztery sesje, a potem zobaczymy.Możemy się spotykać trzy razyw tygodniu.Czy możesz przyjść do mnie jutro? Zależy mi na intensywnym starcie, by zmusić cię to do wytężonej pracy.Podczas następnej wizyty wszystko pójdzie szybciej i wejdziemy głębiej, dobrze?Taylor chwyciła notes:Czy każdy może poprowadzić tę terapię?Willig zmarszczyła brwi.– Każdy wykwalifikowany terapeuta, który przeszedł odpowiednie szkolenie.Ta metoda staje się coraz powszechniejsza, bo daje doskonałe rezultaty.O co chodzi, masz zamiar ze mnie zrezygnować?Być może wyjadę na pewien czas.Po prostu sprawdzam.– Aha.Do zobaczenia jutro.– Dziękuję – odrzekła Taylor ruchem warg.– Cała przyjemność po mojej stronie, pani porucznik [ Pobierz całość w formacie PDF ]