[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem o tym przekonany.Portier spojrzał w naszą stronę i uznałam to za sygnał, aby scenę zakończyć.Powiedziałam Hagenowi, że do niego zadzwonię.Sięgnęłam po tekę, która była nadzwyczajnieporęczna.Klein ruszył sprężystym krokiem do wyjścia, odwrócił się jeszcze, by mipomachać.Hagen i Greta, zjednoczeni w kłamstwie i udawaniu.Obdarzyłam portierapromiennym uśmiechem i poszłam do windy.Dziecinna gra, prosta i genialna.Klara miałarację.Teraz pozostało tylko zebrać owoce naszej pracy.Pojechałyśmy do Kolonii, kupiłam Klarze dwie pary butów i kapelusz, a dla siebieparę drobiazgów.W kapeluszu, okularach i trenczu wyglądała jak tragiczna postać z romansu,ukochana Sartre a na przykład.Zainspirowana przebraniem Klara zaczęła pogwizdywać zamężczyznami, co uznałyśmy za niezwykle zabawne, natomiast zaskakiwani przez nas faceciraczej nie.Tylko młodzi odwracali się czasem ze śmiechem, któryś zatrzymał się i spytał, czypracujemy dla telewizji, czy robimy jakiś kobiecy program z ukrytą kamerą.Klara wyjaśniłamu, że prowadzimy naukowe badania zachowań mężczyzn w niezwykłych sytuacjach.Uwierzył jej.Im bardziej nieprawdopodobne jest kłamstwo, tym chętniej ludzie w nie wierzą.Myślą bowiem nie wprost, lecz meandrami.Stali się nieufni i dlatego łatwowierni. Mężczyzni to myśliwi  powiedziała Klara. Nieciekawi jako zdobycz. Traktuję ich właśnie jak zdobycz. No tak, polować jest prościej, niż uciekać.Kłamstwo jest prostsze niż szczerość.Oszukiwać jest prościej, niż być uczciwym.Kraść jest prościej, niż pracować.Robisz siędiabelnie prosta, czarodziejko.Zagwizdałam za plecami faceta z aktówką.Odwrócił się przestraszony.Pomachałammu ręką, a on uciekł na drugą stronę ulicy.Ukochana Sartre a roześmiała się. Zawsze czegoś szukam.Poszukiwanie nowości tkwi w moim poczuciu wolności.Mężczyzna tego nie rozumie. Ja też cię nie rozumiem, Klaro.Co innego masz w sercu, co innego na języku.Asiebie uważam za bardzo uczciwą oszustkę.Stałyśmy przed katedrą  dwie kobiety z torbami zakupów, kobiety, od którychmężczyzni uciekali, moim zdaniem słusznie.Klara przytrzymała kapelusz, by nie porwał gowiatr, i popatrzyła w górę. Nie jest piękna.Budzi trwogę.Takie budowle napawają mnie strachem.I nie maszracji.Niekiedy myślę kontrrewolucyjnie.Natomiast z sercem u mnie wszystko w porządku. Przeważnie.Nikomu nie udaje się koordynować tego w stu procentach.Wondraschek był wtym dość dobry.Niech Bóg będzie łaskaw dla jego duszy. Czy to dowcip? Jasne. Klara zdjęła okulary i zobaczyłam, że płacze.Bardzo powściągliwie, nieszlochała, jedynie kilka łez płynęło jej po policzkach, rozmazując tusz.Biedna stara Klara,brakowało jej Wondraschka.Ja byłam tylko namiastką. Okłamałam cię  oznajmiła Klara. Nie umarł spokojnie, zdychał nędznie.Dwa dniwalczył ze śmiercią, coś w nim nie chciało umrzeć.Krzyczał i płakał, rzucał się i w rezultaciemusiano go przywiązać do łóżka.Czasem wypowiadał jej imię.i twoje.Mnie w agonii nierozpoznawał.Do samego końca byłam na niego wściekła.A raczej na siebie, bo nie mogłamna niego patrzeć w tym stanie.Ostatni akt był potwornie żałosny i zupełnie wyzuty zgodności.Myślałam, że tego nie wytrzymam, lecz zostałam przy Wondraschku do końca.Lata temu  mówiła dalej  kiedy strzelano do nas podczas ucieczki podkopem, Manfredupadł i już się nie podniósł, a ja raz tylko się odwróciłam i pobiegłam dalej.W takichsytuacjach nie ma czasu na zastanawianie się.Nie wiedziałam, czy został zabity czy tylkoranny, ale biegłam ku światłu na końcu tunelu.Manfred był moim narzeczonym.Powinnambyła zawrócić i wlec go z sobą.Nie zrobiłam tego.Pojęłam swój błąd dopiero wtedy, gdyznalazłam się na zewnątrz, dostałam koc, kieliszek wódki i stałam się bohaterką.Klara patrzyła na mnie, jakbym miała udzielić jej rozgrzeszenia.Trzymała mocnokapelusz, bo bardzo wiało.Potem włożyła na powrót okulary. Nie byłam lepsza niż ci, co strzelali.Pózniej przeczytałam, że  zdrajca ojczyznyzostał zabity w czasie ucieczki i popłakałam się z radości.Zmierć Manfreda była dla mnieusprawiedliwieniem, ponieważ w tych okolicznościach należało biec dalej bez niego.A możejednak nie?Nie wiedziałam.A Klara musiała przecież zdawać sobie sprawę z tego, że nie znamwielu odpowiedzi. I co to ma wspólnego z moim ojcem? To mój drugi akt tchórzostwa.Kiedy Wondraschek się dowiedział, że nie zostało mujuż wiele czasu, poprosił, abym przemyciła do więzienia truciznę.Nie chciał powoli i nędznieumierać.Obiecałam mu, że to zrobię, lecz nie dotrzymałam słowa.Założyłam, że ci przeklęcilekarze więzienni się mylą i że jednak wyjdzie z choroby.Pocieszałam go, wierząc wcudowne ozdrowienie.Nie miał wyboru, ja tak.W ostatnich dwu dniach wiedziałam już, żesię pomyliłam.Wondraschek miał rację.Trzeba własną śmierć zainscenizować samemu, jeślichce się oszczędzić sobie okropieństw agonii. Przypomniały mi się beztroskie dni w Wenecji.Pomyślałam, że tak naprawdę niepróbowałam dodzwonić się do Klary.Ten unik oszczędził mi widoku ojca walczącego ześmiercią.Każda wina sama w sobie jest niezmierzona, ale w kontekście wydarzeń staje sięnieistotna.Skończyłam dwadzieścia sześć lat i żyłam terazniejszością o wiele bardziej niżKlara.Ona wlokła za sobą ciężar podjętych decyzji niczym uciążliwy bagaż, którego nigdzienie mogła zostawić.Nie miałam do zaoferowania Klarze żadnej pociechy, jedynie swojewspółczucie.Objęłam ją i stałyśmy tak przed ogromną kolońską katedrą.Kochałam Klarę, bo mimowszystkich kłamstw była najbardziej prawym człowiekiem, jakiego znałam.To Klarapocieszała mnie, samotne dziecko, gdy opuszczaliśmy kolejne miasto.Brechtem, kakao,wspólnym śpiewaniem  Międzynarodówki.Ojciec zawsze zatykał sobie wtedy uszy.Nigdynie słuchał tego, czego nie chciał słyszeć.Każda utrata szkolnej przyjaciółki, następującawraz z przeprowadzką, łamała mi serce. Nie spoglądaj nigdy wstecz  mówiła Klara, kiedyodjeżdżaliśmy.Ona to jednak robiła.Sześć dni po wyprawie w przeszłość Klary spotkałam się z Hagenem Kleinem wkilkugwiazdkowym zamku dla rycerzy z dużymi pieniędzmi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl