[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Joe mówi:- Odprowadzę cię do pracy.I tak muszę iść do sklepu muzycznego.-Wszyscy chłopcy Fontaine rzekomo pracują przez lato u swoichrodziców, którzy przerobili stodołę na warsztat, gdzie ich tata produkujespecjalistyczne gitary, ale mam wrażenie, że całymi dniami pracują nadnowymi kawałkami dla swojego zespołu, Dive.Wyruszamy w drogę do miasta, która wymaga przejścia siedmiukwartałów, i wygląda na to, że zajmie nam to ze dwie godziny, bo Joezatrzymuje się jak wryty za każdym razem, kiedy chce coś powiedzieć,czyli co trzy sekundy.- Nie umiesz chodzić i mówić jednocześnie? - pytam.Zatrzymuje się imówi:- Nie.- Idzie dalej przez minutę, w milczeniu, aż nie może dłużejwytrzymać, przystaje, odwraca się do mnie, bierze mnie za rękę i zmusza,żebym też się zatrzymała; mówi mi, że muszę pojechać do Paryża, żebędziemy graćw metrze, zarabiać masę pieniędzy, jeść wyłącznie czekoladowecroissanty, pić czerwone wino i siedzieć całą noc każdej nocy, bo wParyżu nikt nigdy nie śpi.Przez cały czas słyszę bicie jego serca i myślę:Dlaczego nie? Mogłabym wyślizgnąć się z tego smutnego życia jak zestarej, żałosnej sukienki i pojechać do Paryża z Joem - moglibyśmywsiąść w samolot i przelecieć nad oceanem, i wylądować we Francji.Choćby dziś.Mam oszczędności.Mam beret.Seksowny czarnybiustonosz.Wiem, jak się mówi je t'aime'".Uwielbiam kawę, czekoladęi Baudelaire'a.I dość się naprzyglądałam Bailey, żeby umieć zawiązaćapaszkę.Naprawę moglibyśmy to zrobić i ta możliwość tak mnie upaja,że czuję, jakbym mogła katapultować się w powietrze.Mówię mu to.Aon bierze mnie za rękę, unosi drugą, jak Superman.- Widzisz, miałem rację - mówi z uśmiechem, który mógłby zaopatrzyć wprąd całą Kalifornię.- Boże, ależ jesteś śliczny - wypalam i mam ochotę umrzeć, bo nie wierzę,że powiedziałam to na głos, i on też nie wierzy; jego uśmiech jest takszeroki, że nie może nawet przepchnąć przez niego słów.Znów się zatrzymuje.Myślę, że chce jeszcze trochę poopowiadać oParyżu, ale nie.Patrzę na niego.Jego twarz jest poważna jak wczoraj wlesie.- Lennie - szepcze.Patrzę w jego oczy nieznające smutku i drzwi w moim sercu otwierają sięz hukiem.A kiedy się całujemy, widzę, że po drugiej stronie tych drzwi jest niebo.* je t'aime (fr.) - kocham cię.16NIEMOGEZEPCHNACCIEMNOSCIZMOJEJDROGI(Znalezione na ławce przed Włoskimi Delikatesami Marii).Przygotowuję milion lazanii w oknie delikatesów, słuchając, jak Mariaplotkuje z każdym klientem po kolei, a potem wracam do domu i zastajęToby'ego leżącego na moim łóżku.Dom jest martwy jak głaz, bo Gramjest u Dwyerów, a Big w pracy.Dziesięć razy wybierałam dzisiaj numerToby'ego, ale powstrzymywałam się za każdym razem, zanim wcisnęłampołącz".Chciałam mu powiedzieć, że nie mogę się z nim spotkać.Nie potym, jak przyrzekłam Bailey.Nie po tym, jak całowałam się z Joem.Niepo przesłuchaniu Gram.Nie po tym, jak sięgnęłam w głąb siebie iznalazłam coś na kształt sumienia.Chciałam mu powiedzieć, że musimyz tym skończyć, że muszę myśleć o tym, jak czułaby się Bailey, jakfatalnie my się przez to czujemy.Chciałam mu powiedzieć to wszystko,ale nie powiedziałam, bo za każdym razem, kiedy już miałam zadzwonić,przenosiłam się w czasie do tej chwili wczoraj wieczorem przy jegosamochodzie i ogarniał mnie ten sam niewytłumaczalny głód, ta samazuchwałość i telefon lądował zamknięty na ladzie przede mną.- Hej, Len.- Jego głos jest głęboki i mroczny i natychmiast sięrozkrochmalam.Idę do niego, nie mogę nie iść, przyciągania nie da się przezwyciężyć, jakprzypływu.On wstaje szybko, spotyka mnie w połowie pokoju.Przezułamek sekundy stoimy twarzą w twarz; to jest jak nurkowanie w lustrze.I nagle czuję jego usta miażdżące moje, cały jego rozszalały smu-tek rzuca się na mnie z zębami, cały nasz rozszalały smutek rzuca się zzębami na świat, który nam to zrobił.Moje palce gorączkowo rozpinająjego koszulę, zsuwają ją z jego ramion, i nagle moje dłonie są na jegopiersi, plecach, szyi, a on ma chyba z osiem rąk, bo jedna ściąga mibluzkę, dwie trzymają moją twarz, kiedy mnie całuje, jedna wczepia misię we włosy, kolejne dwie są na moich piersiach, kilka przyciąga mojebiodra do jego bioder, i wreszcie ostatnia odpina guzik moich dżinsów,odsuwa zamek i nagle leżymy na łóżku, jego dłoń zakrada się między mo-je nogi i wtedy słyszę trzask frontowych drzwi.Zamieramy, nasze oczy się spotykają - zderzenie dwóch wstydów - i ruinamojej duszy eksploduje mi w piersi.Nie mogę tego znieść.Zakrywamtwarz rękami, słyszę własny jęk.Co ja robię? Co myśmy prawie zrobili?Chcę wcisnąć przewijanie wstecz.I wciskać, i wciskać i wciskać.Aleteraz nie mogę o tym myśleć, mogę myśleć tylko o tym, że nie mogę daćsię przyłapać w łóżku z Tobym.- Szybko - rzucam i to rozmraża i depanikuje nas oboje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Joe mówi:- Odprowadzę cię do pracy.I tak muszę iść do sklepu muzycznego.-Wszyscy chłopcy Fontaine rzekomo pracują przez lato u swoichrodziców, którzy przerobili stodołę na warsztat, gdzie ich tata produkujespecjalistyczne gitary, ale mam wrażenie, że całymi dniami pracują nadnowymi kawałkami dla swojego zespołu, Dive.Wyruszamy w drogę do miasta, która wymaga przejścia siedmiukwartałów, i wygląda na to, że zajmie nam to ze dwie godziny, bo Joezatrzymuje się jak wryty za każdym razem, kiedy chce coś powiedzieć,czyli co trzy sekundy.- Nie umiesz chodzić i mówić jednocześnie? - pytam.Zatrzymuje się imówi:- Nie.- Idzie dalej przez minutę, w milczeniu, aż nie może dłużejwytrzymać, przystaje, odwraca się do mnie, bierze mnie za rękę i zmusza,żebym też się zatrzymała; mówi mi, że muszę pojechać do Paryża, żebędziemy graćw metrze, zarabiać masę pieniędzy, jeść wyłącznie czekoladowecroissanty, pić czerwone wino i siedzieć całą noc każdej nocy, bo wParyżu nikt nigdy nie śpi.Przez cały czas słyszę bicie jego serca i myślę:Dlaczego nie? Mogłabym wyślizgnąć się z tego smutnego życia jak zestarej, żałosnej sukienki i pojechać do Paryża z Joem - moglibyśmywsiąść w samolot i przelecieć nad oceanem, i wylądować we Francji.Choćby dziś.Mam oszczędności.Mam beret.Seksowny czarnybiustonosz.Wiem, jak się mówi je t'aime'".Uwielbiam kawę, czekoladęi Baudelaire'a.I dość się naprzyglądałam Bailey, żeby umieć zawiązaćapaszkę.Naprawę moglibyśmy to zrobić i ta możliwość tak mnie upaja,że czuję, jakbym mogła katapultować się w powietrze.Mówię mu to.Aon bierze mnie za rękę, unosi drugą, jak Superman.- Widzisz, miałem rację - mówi z uśmiechem, który mógłby zaopatrzyć wprąd całą Kalifornię.- Boże, ależ jesteś śliczny - wypalam i mam ochotę umrzeć, bo nie wierzę,że powiedziałam to na głos, i on też nie wierzy; jego uśmiech jest takszeroki, że nie może nawet przepchnąć przez niego słów.Znów się zatrzymuje.Myślę, że chce jeszcze trochę poopowiadać oParyżu, ale nie.Patrzę na niego.Jego twarz jest poważna jak wczoraj wlesie.- Lennie - szepcze.Patrzę w jego oczy nieznające smutku i drzwi w moim sercu otwierają sięz hukiem.A kiedy się całujemy, widzę, że po drugiej stronie tych drzwi jest niebo.* je t'aime (fr.) - kocham cię.16NIEMOGEZEPCHNACCIEMNOSCIZMOJEJDROGI(Znalezione na ławce przed Włoskimi Delikatesami Marii).Przygotowuję milion lazanii w oknie delikatesów, słuchając, jak Mariaplotkuje z każdym klientem po kolei, a potem wracam do domu i zastajęToby'ego leżącego na moim łóżku.Dom jest martwy jak głaz, bo Gramjest u Dwyerów, a Big w pracy.Dziesięć razy wybierałam dzisiaj numerToby'ego, ale powstrzymywałam się za każdym razem, zanim wcisnęłampołącz".Chciałam mu powiedzieć, że nie mogę się z nim spotkać.Nie potym, jak przyrzekłam Bailey.Nie po tym, jak całowałam się z Joem.Niepo przesłuchaniu Gram.Nie po tym, jak sięgnęłam w głąb siebie iznalazłam coś na kształt sumienia.Chciałam mu powiedzieć, że musimyz tym skończyć, że muszę myśleć o tym, jak czułaby się Bailey, jakfatalnie my się przez to czujemy.Chciałam mu powiedzieć to wszystko,ale nie powiedziałam, bo za każdym razem, kiedy już miałam zadzwonić,przenosiłam się w czasie do tej chwili wczoraj wieczorem przy jegosamochodzie i ogarniał mnie ten sam niewytłumaczalny głód, ta samazuchwałość i telefon lądował zamknięty na ladzie przede mną.- Hej, Len.- Jego głos jest głęboki i mroczny i natychmiast sięrozkrochmalam.Idę do niego, nie mogę nie iść, przyciągania nie da się przezwyciężyć, jakprzypływu.On wstaje szybko, spotyka mnie w połowie pokoju.Przezułamek sekundy stoimy twarzą w twarz; to jest jak nurkowanie w lustrze.I nagle czuję jego usta miażdżące moje, cały jego rozszalały smu-tek rzuca się na mnie z zębami, cały nasz rozszalały smutek rzuca się zzębami na świat, który nam to zrobił.Moje palce gorączkowo rozpinająjego koszulę, zsuwają ją z jego ramion, i nagle moje dłonie są na jegopiersi, plecach, szyi, a on ma chyba z osiem rąk, bo jedna ściąga mibluzkę, dwie trzymają moją twarz, kiedy mnie całuje, jedna wczepia misię we włosy, kolejne dwie są na moich piersiach, kilka przyciąga mojebiodra do jego bioder, i wreszcie ostatnia odpina guzik moich dżinsów,odsuwa zamek i nagle leżymy na łóżku, jego dłoń zakrada się między mo-je nogi i wtedy słyszę trzask frontowych drzwi.Zamieramy, nasze oczy się spotykają - zderzenie dwóch wstydów - i ruinamojej duszy eksploduje mi w piersi.Nie mogę tego znieść.Zakrywamtwarz rękami, słyszę własny jęk.Co ja robię? Co myśmy prawie zrobili?Chcę wcisnąć przewijanie wstecz.I wciskać, i wciskać i wciskać.Aleteraz nie mogę o tym myśleć, mogę myśleć tylko o tym, że nie mogę daćsię przyłapać w łóżku z Tobym.- Szybko - rzucam i to rozmraża i depanikuje nas oboje [ Pobierz całość w formacie PDF ]