[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Komisarz zadzwonił do szpitala, ale nie udało mu się połączyć z oddziałem, na którymleżała Maria Testa.Pochyliwszy się do przodu, wolno wstał z fotela.Rzucił okiem przezokno; na szczęście przestało padać.Posługując się tylko prawą ręką, wciągnął płaszcz naramiona i wyszedł z gabinetu.Na widok Pucettiego w cywilnym ubraniu, trzymającego straż przed izolatką Marii Testy,uzmysłowił sobie, że ma pełne prawo przydzielić byłej zakonnicy ochronę, skoro o mało niepadła ofiarą zamachu. Dzień dobry, commissario] zawołał funkcjonariusz, zrywając się z krzesła i salutując. Dzień dobry, Pucetti odpowiedział komisarz. Co się dzieje? Przez cały ranek lekarze i pielęgniarki tylko chodzą tam i z powrotem.Próbowałem sięczegoś od nich dowiedzieć, ale mnie kompletnie ignorują. Ktoś jest teraz w środku? Tak, commissańo.Siostra zakonna.Chyba wniosła śniadanie.A w każdym razie coś dojedzenia, sądząc po zapachu. To dobrze rzekł Brunetti. Maria musi dużo jeść.Ile dni była nieprzytomna? Pięć, commissario. No tak.Pięć. Zdawało mu się, że dłużej, ale nie miał powodu wątpić w słowapodwładnego. Pucetti? Tak, commissario? Zejdz na dół i zadzwoń do Vianella.Powiedz mu, żeby przysłał kogoś, kto cię zastąpi.Iniech oficjalnie wciągnie do grafiku dyżury w szpitalu.Sam jedz do domu i coś przekąś.Kiedy znów wypada twoja kolej? Pojutrze, commissario. Dziś miałeś wolne? Pucetti spojrzał na swoje adidasy. I tak, i nie, commissario. Czyli? Mam trochę zaległego urlopu.Pomyślałem, że pomogę sierżantowi.Zresztą w takąpogodę i tak nie miałbym co robić. Pucetti wbił spojrzenie w plamkę na ścianie na lewo odgłowy komisarza. Rozmawiając z Vianellem, powiedz mu, że pełniłeś dziś normalny dyżur.Urlopwykorzystasz w lecie. Dobrze, commissario.Czy to wszystko? Chyba tak. A zatem do widzenia, commissario.Funkcjonariusz skierował się w stronę schodów. Dzięki, Pucetti! zawołał za nim komisarz. Młody policjant nie obejrzał się, tylko uniósł rękę; byłto jedyny znak, że cokolwiek usłyszał.Brunetti zapukał do drzwi izolatki.Odpowiedział mu kobiecy głos: Avanti!Komisarz nacisnął klamkę i wszedł do środka.Nad łóżkiem Marii Testy pochylała sięzakonnica, ale ubrana nieco inaczej niż siostry, które wcześniej widywał przy chorej; sądzącpo habicie, należała do zakonu Zwiętego Krzyża.Wytarła Marii usta ręcznikiem i spojrzałabez słowa na Brunettiego.Zobaczył, że na stoliku nocnym stoi taca, a na niej talerz zresztkami zupy.Kałuża krwi jego krwi znikła z podłogi. Dzień dobry.Zakonnica skinęła głową, ale się nie odezwała.Odeszła pół kroku od łóżka, jakby możenieświadomie chciała zablokować mu dostęp do chorej.Brunetti przesunął się w lewo, abyMaria mogła go zobaczyć.Kiedy dojrzała komisarza, wytrzeszczyła oczy, po czymzmarszczyła brwi, jakby starała się go sobie przypomnieć. Signor Brunetti? spytała wreszcie. Tak. Co pan tu robi? Czyżby pańskiej matce stało się coś złego? Nie, nie.Z mamą wszystko w porządku.Przyszedłem ciebie odwiedzić. Co się panu stało w ramię? Nic, nic. Ale skąd pan wiedział, że tu jestem? Słysząc w swoim głosie narastającą panikę,umilkła i zacisnęła mocno powieki; po chwili otworzyła oczy i siląc się na spokój, oznajmiła: Nic nie rozumiem.Brunetti podszedł bliżej.Zakonnica posłała mu gniewne spojrzenie i potrząsnęłaostrzegawczo głową; zignorował ją. Czego nie rozumiesz, Mario? spytał. Nie wiem, skąd się tu wzięłam.Powiedziano mi, że potrącił mnie samochód, kiedyjechałam na rowerze, ale przecież ja od lat nie wsiadałam na rower.W domu opieki nie marowerów, a nawet gdyby były, wątpię, żebyśmy mogły na nich jezdzić.Powiedziano mi, żemiałam wypadek na Lido, a ja przecież nigdy nie byłam na Lido.Nigdy w życiu, signorBrunetti. Jej głos wznosił się coraz wyżej. A pamiętasz, gdzie przebywałaś ostatnio?Pytanie komisarza najwyrazniej ją zaskoczyło.Podniosła rękę do skroni tak jak tamtegodnia w jego gabinecie i tak jak tamtego dnia na jej twarzy odmalowało się zdumienie, kiedynie wyczuła pod palcami kornetu.Potarła bandaż okalający jej głowę, usiłując zebrać myśli. Pamiętam, że byłam w domu opieki rzekła. W tym, w którym przebywa moja matka? Oczywiście.Przecież tam pracuję. Chyba już dość pytań, signore powiedziała siostra zakonna, podchodząc bliżej;możliwe, że powodował nią niepokój o Marię, której głos znów się łamał ze zdenerwowania. Powinien pan już wyjść. Nie, proszę mu pozwolić zostać poprosiła Maria. Najlepiej będzie, jeśli opowiem jej, co się stało rzekł Brunetti, widząc, że zakonnicazamierza oponować.Kobieta w habicie wbiła wzrok najpierw w niego, potem w pacjentkę.Maria skinęła głową. Och, tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Komisarz zadzwonił do szpitala, ale nie udało mu się połączyć z oddziałem, na którymleżała Maria Testa.Pochyliwszy się do przodu, wolno wstał z fotela.Rzucił okiem przezokno; na szczęście przestało padać.Posługując się tylko prawą ręką, wciągnął płaszcz naramiona i wyszedł z gabinetu.Na widok Pucettiego w cywilnym ubraniu, trzymającego straż przed izolatką Marii Testy,uzmysłowił sobie, że ma pełne prawo przydzielić byłej zakonnicy ochronę, skoro o mało niepadła ofiarą zamachu. Dzień dobry, commissario] zawołał funkcjonariusz, zrywając się z krzesła i salutując. Dzień dobry, Pucetti odpowiedział komisarz. Co się dzieje? Przez cały ranek lekarze i pielęgniarki tylko chodzą tam i z powrotem.Próbowałem sięczegoś od nich dowiedzieć, ale mnie kompletnie ignorują. Ktoś jest teraz w środku? Tak, commissańo.Siostra zakonna.Chyba wniosła śniadanie.A w każdym razie coś dojedzenia, sądząc po zapachu. To dobrze rzekł Brunetti. Maria musi dużo jeść.Ile dni była nieprzytomna? Pięć, commissario. No tak.Pięć. Zdawało mu się, że dłużej, ale nie miał powodu wątpić w słowapodwładnego. Pucetti? Tak, commissario? Zejdz na dół i zadzwoń do Vianella.Powiedz mu, żeby przysłał kogoś, kto cię zastąpi.Iniech oficjalnie wciągnie do grafiku dyżury w szpitalu.Sam jedz do domu i coś przekąś.Kiedy znów wypada twoja kolej? Pojutrze, commissario. Dziś miałeś wolne? Pucetti spojrzał na swoje adidasy. I tak, i nie, commissario. Czyli? Mam trochę zaległego urlopu.Pomyślałem, że pomogę sierżantowi.Zresztą w takąpogodę i tak nie miałbym co robić. Pucetti wbił spojrzenie w plamkę na ścianie na lewo odgłowy komisarza. Rozmawiając z Vianellem, powiedz mu, że pełniłeś dziś normalny dyżur.Urlopwykorzystasz w lecie. Dobrze, commissario.Czy to wszystko? Chyba tak. A zatem do widzenia, commissario.Funkcjonariusz skierował się w stronę schodów. Dzięki, Pucetti! zawołał za nim komisarz. Młody policjant nie obejrzał się, tylko uniósł rękę; byłto jedyny znak, że cokolwiek usłyszał.Brunetti zapukał do drzwi izolatki.Odpowiedział mu kobiecy głos: Avanti!Komisarz nacisnął klamkę i wszedł do środka.Nad łóżkiem Marii Testy pochylała sięzakonnica, ale ubrana nieco inaczej niż siostry, które wcześniej widywał przy chorej; sądzącpo habicie, należała do zakonu Zwiętego Krzyża.Wytarła Marii usta ręcznikiem i spojrzałabez słowa na Brunettiego.Zobaczył, że na stoliku nocnym stoi taca, a na niej talerz zresztkami zupy.Kałuża krwi jego krwi znikła z podłogi. Dzień dobry.Zakonnica skinęła głową, ale się nie odezwała.Odeszła pół kroku od łóżka, jakby możenieświadomie chciała zablokować mu dostęp do chorej.Brunetti przesunął się w lewo, abyMaria mogła go zobaczyć.Kiedy dojrzała komisarza, wytrzeszczyła oczy, po czymzmarszczyła brwi, jakby starała się go sobie przypomnieć. Signor Brunetti? spytała wreszcie. Tak. Co pan tu robi? Czyżby pańskiej matce stało się coś złego? Nie, nie.Z mamą wszystko w porządku.Przyszedłem ciebie odwiedzić. Co się panu stało w ramię? Nic, nic. Ale skąd pan wiedział, że tu jestem? Słysząc w swoim głosie narastającą panikę,umilkła i zacisnęła mocno powieki; po chwili otworzyła oczy i siląc się na spokój, oznajmiła: Nic nie rozumiem.Brunetti podszedł bliżej.Zakonnica posłała mu gniewne spojrzenie i potrząsnęłaostrzegawczo głową; zignorował ją. Czego nie rozumiesz, Mario? spytał. Nie wiem, skąd się tu wzięłam.Powiedziano mi, że potrącił mnie samochód, kiedyjechałam na rowerze, ale przecież ja od lat nie wsiadałam na rower.W domu opieki nie marowerów, a nawet gdyby były, wątpię, żebyśmy mogły na nich jezdzić.Powiedziano mi, żemiałam wypadek na Lido, a ja przecież nigdy nie byłam na Lido.Nigdy w życiu, signorBrunetti. Jej głos wznosił się coraz wyżej. A pamiętasz, gdzie przebywałaś ostatnio?Pytanie komisarza najwyrazniej ją zaskoczyło.Podniosła rękę do skroni tak jak tamtegodnia w jego gabinecie i tak jak tamtego dnia na jej twarzy odmalowało się zdumienie, kiedynie wyczuła pod palcami kornetu.Potarła bandaż okalający jej głowę, usiłując zebrać myśli. Pamiętam, że byłam w domu opieki rzekła. W tym, w którym przebywa moja matka? Oczywiście.Przecież tam pracuję. Chyba już dość pytań, signore powiedziała siostra zakonna, podchodząc bliżej;możliwe, że powodował nią niepokój o Marię, której głos znów się łamał ze zdenerwowania. Powinien pan już wyjść. Nie, proszę mu pozwolić zostać poprosiła Maria. Najlepiej będzie, jeśli opowiem jej, co się stało rzekł Brunetti, widząc, że zakonnicazamierza oponować.Kobieta w habicie wbiła wzrok najpierw w niego, potem w pacjentkę.Maria skinęła głową. Och, tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]