[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz wzgarda ciotki Izabelli uprzytomniła mu, jak musi wyglądać w oczach świata, woczach braci i sióstr.Na tym polegał dramat.Mało go obchodziła opinia świata, ale czyżbynaprawdę przynosił swej rodzinie wstyd? Co za udręka! Jęknął i ruszył przez podwórzemyśląc tylko o tym, by ukryć swój ból, w jego oczach pojawił się wyraz smagniętego batemzwierzęcia.Z drugiej strony ganku stała Edyta, która dotąd nie zdawała sobie sprawy z obecnościRoberta, a teraz zobaczyła jego wzrok.Przed chwilą słowa ciotki Izabelli wzbudziły jejgniew, teraz napłynęły jej do oczu łzy.Impulsywnie ruszyła w kierunku Roberta, ale zaraz zapanowała nad swoim odruchem.Jegorana była zbyt głęboka, aby mogła mu w tej chwili pomóc.Nie, Robert nie powinien siędowiedzieć, że była świadkiem jego upokorzenia.Patrzyła przez łzy, jak idzie nadmorskimipolami, by schronić się pod własnyjn dachem.Dałaby wszystko, by móc go pocieszyć, alewiedziała, że tej pociechy mu w tej chwili nie trzeba.Należało mu oddać sprawiedliwość,tylko sprawiedliwość mogła wyrwać żądło zniewagi, inaczej rana ta będzie się jątrzyć aż dośmierci.Na podwórze wjechali Ralf i Malcolm.Edyta podbiegła do nich.  Chłopcy  zawołała. Mam z wami do pomówienia.Podczas świątecznego gwiazdkowego obiadu w starym domu zapanowała beztroskawesołość.Pani Jakubowa przygotowała ucztę godną Lukullusa.Zmiano się, żartowano,padały dowcipne riposty.Zdawało się, że nikt nie zauważa, iż Robert niewiele je, wcale sięnie odzywa i siedzi zgarbiony w tym swoim wyszarzałym odświętnym garniturze, jeszczeniżej niż zwykle opuściwszy siwą głowę.Kiedy ktoś się do niego zwracał, odpowiadał jaknajkrócej i znów zapadał się w sobie.Wreszcie wszyscy najedli się do syta i ze stołu sprzątnięto resztki świątecznego puddingu.Robert westchnął z ulgą.Obiad się wkrótce skończy.Będzie mógł wymknąć się i ukryć przedroześmianym wzrokiem tych kobiet i mężczyzn, którzy zdobyli sobie prawo d śmiechu wświecie, gdzie ich sukcesy zapewniły im poczesne miejsce; Tylko on był  niewydarzony.Niecierpliwie czekał, by pani Jakubowa wstała.Ale pani Jakubów; rozparła się wygodniew krześle ze słusznym zadowoleniem osoby, która zaspokoiła najbardziej wybredne gustabiesiadników, i spojrzał; na Malcolma.Malcolm wstał.Wszyscy zamilkli i wszyscy  poza Robertem skwapliwie oczekiwali jegosłów.Robert nadal siedział z pochyloną głową oddając się gorzkim rozmyślaniom. Poproszono mnie, bym przemówił pierwszy  oświadczył Malcolm  jako że całarodzina wierzy w mój dar słowa.Ale nie zamierzam dzisiaj uciekać się do retorycznychefektów.Chcę mówi jak najprościej, by wyrazić, co czuję.Bracia i siostry, spotkaliśmy siędzisiaj pod naszym rodzinnym dachem.Mam nadzieję, że znajdują się wśród nas niewidzialnigoście  duchy tych, którzy ten dom zbudowali.Każdemu z nas przypadł w udziale pewiensukces, ale tylko jeden z naszych braci w pełni wykorzystał swoje życie i zdobył to, conajważniejsze.Jego altruizm i poświęcenie pozostawią bowiem trwały ślad w sercach ludzi.Opowiem tym, którzy tego nie znają, moją własną przygodę.Kiedy miałem szesnaście lat,zacząłem pracować, by zdobyć środki na wykształcenie.Może pamiętacie, że stary pan Blair zAvonlea zatrudnił mnie na lato w sklepie, płacąc dobrą pensję, miałem więc nadzieję, że udami się pokryć dużą część wydatków związanych ze wstąpieniem na Akademię.Ochoczozabrałem się do roboty.Całe lato starałem się jak najlepiej wykonywać moje obowiązki.Wewrześniu zdarzyło się nieszczęście.Z kasy zniknęła pokazna suma pieniędzy.Podejrzeniepadło na mnie, z dnia na dzień wyrzucono mnie za drzwi, Wszyscy sąsiedzi wierzyli w mojąwinę, nawet część mojej własnej rodziny patrzyła na mnie podejrzliwie.Nie mogę im tegobrać za złe, gdyż sprzysięgły się przeciwko mnie okoliczności.Ralf i Jakub spuścili zawstydzeni oczy, Edyta i Małgorzata, których nie było jeszczewówczas na świecie, patrzyły z zaciekawieniem.Robert nawet nie drgnął, wydawało się, że wogóle nie słucha. Byłem zdruzgotany  ciągnął Malcolm. Uważałem, że już po mojej karierze, żemuszę pożegnać się z ambicjami i wyjechać dokądś, gdzie nikt nie słyszał o mnie ani ociążących na mnie zarzutach.Ale znalazł się ktoś, kto wierzył w moją niewinność.Powiedział:  Nie wolno ci się poddawać.Nie wolno ci zachowywać się tak, jakbyś przewinił.Jesteś niewinny i czas to udowodni.A teraz masz się zachować jak mężczyzna.Dużo jużoszczędziłeś, a ja dołożę brakującą sumkę, żebyś mógł pojechać na zimę do Akademii.Niepoddawaj się, nie wolno się poddawać, kiedy się niczym nie przewiniło.Posłuchałem jego rady.Wstąpiłem na Akademię.Ale tam szydzono ze mnie i pomiatanomną.Wiele razy, gdyby nie rady mojego brata, rozpacz podyktowałaby mi odwrót.Aleczułem jego wsparcie.Uczyłem się ze wszystkich sił i zostałem prymusem.Wydawało się, żew lecie nie uda mi się znalezć roboty.Jednakże zatrudnił mnie farmer z Nowych Mostów,którego mało obchodziła reputacja pracownika, jeśli gotów on był pracować do siódmychpotów.Nie było to przyjemne, ale zdecydowałem się.Skłonił mnie do tego człowiek, który miufał.Następną zimę znów  całkowicie osamotniony  spędziłem na studiach w Akademii.Zdobyłem stypendium Farrella i pojechałem na uniwersytet w Redmond.Tam z początku nikt nic o mnie nie wiedział, ale potem rozeszły się pogłoski i znów spotkałem się zpodejrzliwością i wzgardą.Ale w roku mojego dyplomu siostrzeniec pana Blaira przyznał siędo winy i zostałem oczyszczony w oczach świata.I potem kolejno zdobywałem akademickiezaszczyty, śmiało można powiedzieć, że zrobiłem prawdziwą karierę.Ale  i tu Malcolmodwrócił się i położył rękę na ramieniu Roberta  wszystko to zawdzięczam memu bratuRobertowi.To był jego sukces, nie mój, i dziś dziękuję mu za wszystko, co dla mnie zrobił,chcę mu wyrazić moją wdzięczność, chcę, żeby wiedział, jak jestem dumny, iż mam takwspaniałego brata.Zaskoczony Robert spojrzał na niego z niedowierzaniem.Zarumienił się.Malcolm usiadł.Z kolei wstał Ralf. Nie jestem złotoustym mówcą tak jak Malcolm  oświadczył wesoło  ale chcę wamopowiedzieć coś, o czym wie tylko jeden z obecnych.Czterdzieści lat temu, kiedy zacząłemrobić interesy, brakowało mi gotówki.A była mi ona strasznie potrzebna.I nagle pojawiła sięokazja zdobycia dużych pieniędzy.Nie był to czysty interes, choć pozornie wszystko było wporządku.Ale kryło się w tym pewne szalbierstwo.Byłem za głupi, żeby to sobieuświadomić.Na szczęście zwierzyłem się z moich planów Robertowi.A on się zorientował iwyjaśnił mi, w czym rzecz, nie szczędząc przy okazji kazania o tradycjach rodzinyMonroe ów, której zawsze był drogi honor i prawda [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl