[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drzwi do kuchni rozwarły się i weszła Lorie z tacą.Bezwiednie spojrzał na jej usta wposzukiwaniu śladów krwi, lecz wyglądała równie zmysłowo i wspaniale, jak zwykle;obdarzyła go promienistym uśmiechem, siadając obok i rozładowując w ten sposóbnapięcie.Wziął swojego hamburgera i przyjrzał mu się.- Mały coś ten hamburger.Sądziłem, że mam więcej mięsa.Lorie podsunęła świeżą sałatkę: pomidory, cebula i chrupiąca sałata.- Przepraszam - odparła spokojnie.- Było tylko tyle.Drgnął.- W porządku.I tak muszę dbad o linię.Słuchali muzyki i jedli, a kiedy skooczyli, Lorie zabrała tacę i pozmywała.Gdy suszyłanaczynia, Gene przyciemnił światła i pokój wypełnił romantyczny półmrok.Nalał jejkolejnego drinka.Nie wiedział, na ile będą mogli sobie pozwolid, lecz jego dewizą było zawsze próbowad, gdyż inaczej pozbawia się samego siebie szansy".Gdy wróciła z kuchni, podał jej wódkę.- To koniec twoich obowiązków jako gospodyni na dzisiaj.Chodz i usiądz.- Nie mogę zostad zbyt długo.Nie chcę, by mama się martwiła.Wskazał na miejsce przy sobie.- Siądz! I przestao mówid o matce.Ona też musiała jakoś poznad twego ojca i postaradsię o ciebie.Nie zrobiła tego, wracając wcześnie do mamusi.Lorie usiadła.Jej włosy lśniły w świetle lamp, a usta błyszczały, jakby je wciążoblizywała.W mieszkaniu było ciepło i rozpięła safari tak, że mógł dojrzed dolinkę międzypiersiami i tkwiącą tam małą, złotą piramidkę.Usiadła blisko i wdychał płynący od niej wrazz ciepłem ciała zapach perfum, przekonując się coraz bardziej, że ją kocha.- Moja matka spotkała ojca w Tell Besta, w Egipcie - powiedziała.- To teraz tylko ruiny,lecz stamtąd właśnie pochodzi nasz naród.- Masz na myśli współczesne ruiny czy antyczne?- Antyczne - odparła.- Starsze nawet niż piramidy.Starsze niż sam Sfinks.Otworzył pudełko papierosów.- A zatem pochodzisz z długiej linii tych, jak im tam.Ubasti?Skinęła głową.- Miasto Tell Besta, gdzie mieszkali, nazywało się niegdyś Bubastis i osiągnęło szczytswego rozwoju za Ramzesa III.Zapalił i wydmuchnął dym.- I możesz aż tak daleko dotrzed do dziejów swojej rodziny?Powtórnie skinęła głową.- A jak dawno temu żył ten.Ramzes III? Obawiam się, że moja znajomośd egiptologiinie jest zbyt wielka.Pociągnęła łyk drinka.- Ramzes III sprawował władzę tysiąc trzysta lat przed narodzinami Chrystusa.Gene szeroko rozwarł oczy.- %7łartujesz! To znaczy, że znasz swe drzewo genealogiczne na trzynaście wieków przedChrystusem? To niemożliwe!Uśmiechnęła się łagodnie.- Niezupełnie.Ludnośd tej części Dolnego Egiptu nigdy nie była nomadami.Wielufellachów wygląda obecnie zupełnie tak samo jak ich przodkowie z rysunków na ścianachstarożytnych grobowców.Lecz nie jest to niespodzianką, jeśli się wie, że są bezpośrednimipotomkami właśnie tych ludzi, którzy budowali grobowce, a ponieważ bardzo powszechnesą małżeostwa wewnątrz rodziny, między kuzynostwem, a nawet rodzeostwem, rysy twarzypozostają niezmienione od tysięcy lat.Gene przysiadł głębiej w fotelu.- Wiesz co, znam swoje drzewo genealogiczne aż po szkocką rodzinę, którawyemigrowała na Florydę w 1825 roku, i zawsze byłem z tego dumny.Ty sprawiasz, że czuję się całkowicie pozbawiony korzeni - stwierdził.Spuściła oczy.- Długa linia rodzinna to niekoniecznie dobra linia rodzinna - powiedziała bardzo cicho.- Chcesz przez to powiedzied, że coś jest nie tak z twoimi przodkami?Lorie spojrzała na niego.- To zależy od punktu widzenia.Moi przodkowie nie byli zwykłymi ludzmi.Fellachowienazywali ich tamtym ludem".Sądzę, że nadal tak mówią.- Tamten lud".To nie brzmi tak zle.- A jednak, jeśli się wezmie pod uwagę fakt, że fellachowie są mistrzami obelg i epitetów- powiedziała.- Mogą przeklinad cię przez godzinę i ani razu nie użyd tego samegookreślenia.Lecz nas, Ubasti, nazywają po prostu tamtym ludem" i to najmocniej wyraża ichuczucia.Gene wyciągnął rękę i dotknął jej włosów.Były miękkie i miłe w dotyku, lecz zarazemposiadały specyficzną siłę i w sztucznym świetle błyszczały dziwnym blaskiem,przypominającym mu coś, czego nie mógł skojarzyd.- Mamy do czynienia z czymś podobnym w Ameryce - powiedział jej.- Czy słyszałaśkiedyś o Hatfieldach i McCoyach?- Tak - odparła.- Lecz to nie jest podobne.To nie miało nic wspólnego z dyskryminacją.To był strach.- Strach? Czy twoi przodkowie byli aż tak zli? Pocierał jej policzek wierzchem dłoni, aona skupiła na nim swoje błyszczące, zielone oczy.Jej zrenice poszerzyły się w ciemności inie zauważyłby chod raz mrugnęła.Był świadom narastającego w niej napięcia, które ztrudnością opanowywała, lecz w miarę jak rozmawiali, stawało się coraz bardziej oczywiste,że dziewczyna siedzi jak na rozpalonych węglach.Ona na mnie nie patrzy, ona mnieobserwuje - pomyślał.Obserwuje mój każdy najmniejszy ruch.- Nie powinnam mówid o moich przodkach w ten sposób - powiedziała.- Nawet jeśli nieżyją już od dwóch tysięcy lat, i tak jest to nielojalne.- Nie wiem - stwierdził łagodnie.- Mówisz, jakby zmarli dopiero wczoraj.Nadal go obserwowała, nawet nie drgnąwszy.- To dlatego, że rozmawiamy o nich w domu prawie przez cały czas - odparła.- Matkanie chce, bym zapomniała o swoim egipskim pochodzeniu.Ona lubi Amerykę, lecz nie chce,żebym ja zapomniała.- A ty? Czy wołałabyś zapomnied?- Nie - odparła prawie bezgłośnie.- Nie mogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Drzwi do kuchni rozwarły się i weszła Lorie z tacą.Bezwiednie spojrzał na jej usta wposzukiwaniu śladów krwi, lecz wyglądała równie zmysłowo i wspaniale, jak zwykle;obdarzyła go promienistym uśmiechem, siadając obok i rozładowując w ten sposóbnapięcie.Wziął swojego hamburgera i przyjrzał mu się.- Mały coś ten hamburger.Sądziłem, że mam więcej mięsa.Lorie podsunęła świeżą sałatkę: pomidory, cebula i chrupiąca sałata.- Przepraszam - odparła spokojnie.- Było tylko tyle.Drgnął.- W porządku.I tak muszę dbad o linię.Słuchali muzyki i jedli, a kiedy skooczyli, Lorie zabrała tacę i pozmywała.Gdy suszyłanaczynia, Gene przyciemnił światła i pokój wypełnił romantyczny półmrok.Nalał jejkolejnego drinka.Nie wiedział, na ile będą mogli sobie pozwolid, lecz jego dewizą było zawsze próbowad, gdyż inaczej pozbawia się samego siebie szansy".Gdy wróciła z kuchni, podał jej wódkę.- To koniec twoich obowiązków jako gospodyni na dzisiaj.Chodz i usiądz.- Nie mogę zostad zbyt długo.Nie chcę, by mama się martwiła.Wskazał na miejsce przy sobie.- Siądz! I przestao mówid o matce.Ona też musiała jakoś poznad twego ojca i postaradsię o ciebie.Nie zrobiła tego, wracając wcześnie do mamusi.Lorie usiadła.Jej włosy lśniły w świetle lamp, a usta błyszczały, jakby je wciążoblizywała.W mieszkaniu było ciepło i rozpięła safari tak, że mógł dojrzed dolinkę międzypiersiami i tkwiącą tam małą, złotą piramidkę.Usiadła blisko i wdychał płynący od niej wrazz ciepłem ciała zapach perfum, przekonując się coraz bardziej, że ją kocha.- Moja matka spotkała ojca w Tell Besta, w Egipcie - powiedziała.- To teraz tylko ruiny,lecz stamtąd właśnie pochodzi nasz naród.- Masz na myśli współczesne ruiny czy antyczne?- Antyczne - odparła.- Starsze nawet niż piramidy.Starsze niż sam Sfinks.Otworzył pudełko papierosów.- A zatem pochodzisz z długiej linii tych, jak im tam.Ubasti?Skinęła głową.- Miasto Tell Besta, gdzie mieszkali, nazywało się niegdyś Bubastis i osiągnęło szczytswego rozwoju za Ramzesa III.Zapalił i wydmuchnął dym.- I możesz aż tak daleko dotrzed do dziejów swojej rodziny?Powtórnie skinęła głową.- A jak dawno temu żył ten.Ramzes III? Obawiam się, że moja znajomośd egiptologiinie jest zbyt wielka.Pociągnęła łyk drinka.- Ramzes III sprawował władzę tysiąc trzysta lat przed narodzinami Chrystusa.Gene szeroko rozwarł oczy.- %7łartujesz! To znaczy, że znasz swe drzewo genealogiczne na trzynaście wieków przedChrystusem? To niemożliwe!Uśmiechnęła się łagodnie.- Niezupełnie.Ludnośd tej części Dolnego Egiptu nigdy nie była nomadami.Wielufellachów wygląda obecnie zupełnie tak samo jak ich przodkowie z rysunków na ścianachstarożytnych grobowców.Lecz nie jest to niespodzianką, jeśli się wie, że są bezpośrednimipotomkami właśnie tych ludzi, którzy budowali grobowce, a ponieważ bardzo powszechnesą małżeostwa wewnątrz rodziny, między kuzynostwem, a nawet rodzeostwem, rysy twarzypozostają niezmienione od tysięcy lat.Gene przysiadł głębiej w fotelu.- Wiesz co, znam swoje drzewo genealogiczne aż po szkocką rodzinę, którawyemigrowała na Florydę w 1825 roku, i zawsze byłem z tego dumny.Ty sprawiasz, że czuję się całkowicie pozbawiony korzeni - stwierdził.Spuściła oczy.- Długa linia rodzinna to niekoniecznie dobra linia rodzinna - powiedziała bardzo cicho.- Chcesz przez to powiedzied, że coś jest nie tak z twoimi przodkami?Lorie spojrzała na niego.- To zależy od punktu widzenia.Moi przodkowie nie byli zwykłymi ludzmi.Fellachowienazywali ich tamtym ludem".Sądzę, że nadal tak mówią.- Tamten lud".To nie brzmi tak zle.- A jednak, jeśli się wezmie pod uwagę fakt, że fellachowie są mistrzami obelg i epitetów- powiedziała.- Mogą przeklinad cię przez godzinę i ani razu nie użyd tego samegookreślenia.Lecz nas, Ubasti, nazywają po prostu tamtym ludem" i to najmocniej wyraża ichuczucia.Gene wyciągnął rękę i dotknął jej włosów.Były miękkie i miłe w dotyku, lecz zarazemposiadały specyficzną siłę i w sztucznym świetle błyszczały dziwnym blaskiem,przypominającym mu coś, czego nie mógł skojarzyd.- Mamy do czynienia z czymś podobnym w Ameryce - powiedział jej.- Czy słyszałaśkiedyś o Hatfieldach i McCoyach?- Tak - odparła.- Lecz to nie jest podobne.To nie miało nic wspólnego z dyskryminacją.To był strach.- Strach? Czy twoi przodkowie byli aż tak zli? Pocierał jej policzek wierzchem dłoni, aona skupiła na nim swoje błyszczące, zielone oczy.Jej zrenice poszerzyły się w ciemności inie zauważyłby chod raz mrugnęła.Był świadom narastającego w niej napięcia, które ztrudnością opanowywała, lecz w miarę jak rozmawiali, stawało się coraz bardziej oczywiste,że dziewczyna siedzi jak na rozpalonych węglach.Ona na mnie nie patrzy, ona mnieobserwuje - pomyślał.Obserwuje mój każdy najmniejszy ruch.- Nie powinnam mówid o moich przodkach w ten sposób - powiedziała.- Nawet jeśli nieżyją już od dwóch tysięcy lat, i tak jest to nielojalne.- Nie wiem - stwierdził łagodnie.- Mówisz, jakby zmarli dopiero wczoraj.Nadal go obserwowała, nawet nie drgnąwszy.- To dlatego, że rozmawiamy o nich w domu prawie przez cały czas - odparła.- Matkanie chce, bym zapomniała o swoim egipskim pochodzeniu.Ona lubi Amerykę, lecz nie chce,żebym ja zapomniała.- A ty? Czy wołałabyś zapomnied?- Nie - odparła prawie bezgłośnie.- Nie mogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]