[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przerwała, żeby wytrzeć perełki potu, które spływały jej po skroniach, i spojrzała muw twarz.- Robimy to dla ciebie.4Rozmowa z Dziesięcioma Niedzwiedziami nie trwała długo, a przynajmniej nietrwała długo jej zasadnicza część.Starzec był w dobrym nastroju.Jego wysłużone kości lubiły słoneczną pogodę ichociaż nie wychodził, radowała go perspektywa pomyślnej wyprawy przeciwznienawidzonym Pawnisom.Jego wnuki były okrąglutkie od letniego ucztowania jak pączkiw maśle, a jego wszystkie trzy żony były ostatnio bardzo wesołe.Wierzgający Ptak nie mógł wybrać lepszej pory, by zobaczyć się z nim w delikatnejsprawie.Gdy czarownik opowiadał o prośbie Tańczącego Z Wilkami, Dziesięć Niedzwiedzisłuchał z niezmąconym spokojem.Zanim odpowiedział, nabił ponownie fajkę.- Powiedziałeś mi, co jest w jego sercu - wycharczał starzec.- A co jest w twoim?Podał Wierzgającemu Ptakowi fajkę.- Moje serce mi mówi, że jest zbyt zapalony.Chce za dużo, za szybko.Jestwojownikiem, ale nie jest Komanczem.Nie od razu zostanie Komanczem.Dziesięć Niedzwiedzi uśmiechnął się.- Zawsze mówisz dobrze, Wierzgający Ptaku.I widzisz to właściwie.Starzec zapalił fajkę i podsunął mu ją.- A teraz powiedz mi - rzekł - w czym chciałbyś zasięgnąć mojej rady?5Z początku był to dla niego straszliwy zawód.Porównywalny jedynie z degradacją.Ale jeszcze bardziej bolesny.Nigdy nie był tak rozczarowany.A mimo to zaszokowało go, jak szybko minęło rozgoryczenie z tego powodu.Minęłoniemal natychmiast po wyjściu z wigwamu Wierzgającego Ptaka i Tej Która Stoi Z Pięścią.Leżał na nowym posłaniu w swoim nowym domu i zastanawiał się nad tą zmianą.Zaledwie parę minut temu otrzymał wiadomość, a teraz już nie był tym wcale zdruzgotany.Teraz było to zaledwie drobne rozczarowanie. To ma coś wspólnego z tym miejscem, pomyślał, z tymi ludzmi.To ma cośwspólnego z życiem, które nie rozpieszcza.Wierzgający Ptak wszystko bardzo dokładnie urządził.Przyszedł na czele dwóchkobiet niosących derki, Tą Która Stoi Z Pięścią i jedną ze swych żon.Gdy posłali nowełóżko, żona odeszła, a oni troje, Wierzgający Ptak, Ta Która Stoi Z Pięścią i Tańczący ZWilkami, stali na środku tipi, patrząc na siebie.Wierzgający Ptak ani razu nie wspomniał o wypadzie albo decyzji, która wypadła najego niekorzyść.Po prostu zaczął mówić.- Byłoby dobrze, gdybyś pod moją nieobecność rozmówił się z Tą Która Stoi ZPięścią.Powinieneś to zrobić w moim wigwamie, by moja rodzina była przy tym obecna.Chcę, żeby cię poznali, kiedy mnie nie będzie, i chcę także, żebyś ty poznał ich.Będę się czułlepiej, wiedząc, że troszczysz się o moją rodzinę, gdy jestem poza domem.Przyjdz domojego ogniska i jedz, jeśli jesteś głodny.Po tym zaproszeniu na obiad czarownik odwrócił się raptownie i wyszedł, a Ta KtóraStoi Z Pięścią udała się za nim.Patrząc, jak odchodzą, Tańczący Z Wilkami był zaskoczony, że uczucie przygnębieniarozwiało się.W jego miejsce pojawiło się uniesienie.Wcale nie czuł się mały.Czuł sięwiększy.Rodzina Wierzgającego Ptaka pozostanie pod jego opieką i z góry się cieszył na myślo służeniu im w tej roli.Znów będzie razem z Tą Która Stoi Z Pięścią i to także dodawałomu otuchy.Wyprawa wojenna potrwa jakiś czas, a to da mu sposobność poduczenia się językaKomanczów.A wiedział, że ucząc się, zyskuje więcej niż język.Jeśli będzie bardzo ciężkopracował, gdy powrócą jego mentorzy, będzie na zupełnie innym poziomie.Spodobał musię ten pomysł.W wiosce rozległy się bębny.Rozpoczynał się wielki taniec pożegnania i chciał tampójść.Uwielbiał tańczyć.Tańczący Z Wilkami sturlał się z łóżka i rozejrzał po swoim wigwamie.Był pusty, aleniezadługo pomieści mizerne zasoby jego życia i miło było pomyśleć, że znów ma się coś, comożna nazwać własnym.Uniósł zasłonę wejściową wigwamu i zatrzymał się w panującym na zewnątrzpółmroku.Po swojemu przemarzył porę obiadu, ale dym z kuchennych ognisk w powietrzuwciąż jeszcze był gęsty i jego zapach go nasycił.Wówczas Tańczącemu Z Wilkami przyszła do głowy pewna myśl. Powinienem tu zostać, powiedział sobie, to o wiele lepszy pomysł.Ruszył tam, skąd dochodziły odgłosy bębnów.Gdy dotarł do głównej alei, wpadł na dwóch znajomych wojowników.Na migi spytaligo, czy będzie tego wieczora tańczył.Tańczący Z Wilkami przytaknął z takim entuzjazmem,że mężczyzni roześmiali się. ROZDZIAA XXV1Po wyruszeniu wyprawy wioska pogrążyła się w codziennym pasterskim żywocie, wpozbawionej czasu przemianie świtu w dzień i zmierzchu w noc, która na pozór czyniła zprerii jedyne miejsce na ziemi.Tańczący Z Wilkami szybko wpadł w rytm tego cyklu, poruszając się w nim jak wbłogim śnie.%7łycie wypełnione konną jazdą, polowaniem i wypadami na zwiady byłofizycznie wyczerpujące, lecz jego ciało dobrze się do niego przystosowało i gdy ustalił się jużjego codzienny rytm, większość czynności przychodziła bez wysiłku.Rodzina Wierzgającego Ptaka zabierała mu sporo czasu.Kobiety zasadniczowykonywały całą pracę w obozie, ale on czuł się zobowiązany doglądać ich powszedniegożycia, a także życia dzieci, a w rezultacie jakimś sposobem cały czas miał ręce pełne roboty.Wiatr W Jego Włosach obdarował go podczas pożegnalnego tańca łukiem ikołczanem strzał.Był podekscytowany darem i zwrócił się do starszego wojownika zwanegoKamienne Cielę, który nauczył go najistotniejszych szczegółów ich użycia.W ciągu tygodniaobaj zostali przyjaciółmi i Tańczący Z Wilkami regularnie pojawiał się w wigwamieKamiennego Cielęcia.Nauczył się, jak dbać o broń i jak dokonywać szybkich napraw.Nauczył się słówwielu ważnych pieśni i sposobu ich śpiewania.Obserwował, jak Kamienne Cielę rozniecaogień za pomocą małego zestawu drewnianych narzędzi, i zobaczył, jak sporządza swojewłasne amulety.Na tych lekcjach był chętnym uczniem i szybko pojmował, tak szybko, żeKamienne Cielę nadał mu przydomek Prędki.Codziennie przez parę godzin był na zwiadach, podobnie jak to robiła większośćmężczyzn.Wyjeżdżali w trzy - lub czteroosobowych grupkach i w krótkim czasie Tańczący ZWilkami posiadł elementarną wiedzę o najniezbędniejszych rzeczach, na przykład jakrozpoznawać, czy ślady są świeże, albo określać warunki pogodowe.Swoim tajemniczym zwyczajem bizony przychodziły i odchodziły.Były dni, że niewidzieli ani jednego, a były i takie, że widzieli ich tyle, iż wyglądało to na żarty.Zwiady okazały się pomyślne w dwóch liczących się sprawach.Można było zdobyćświeże mięso, a okolice były wolne od nieprzyjaciół.Już po kilku dniach dziwił się, czemu wszyscy ludzie nie mieszkają w wigwamach.Gdy pomyślał o miejscach, w których mieszkał przedtem, stawały mu przed oczami jedynieskupiska sterylnych pokojów. Dla niego wigwam był prawdziwym domem.Był chłodny nawet w najbardziej upalnedni i bez względu na wrzawę dookoła miało się wrażenie, że wnętrze jest enklawą spokoju.Doszło do tego, że uwielbiał czas, który spędzał tam w samotności.Jego ulubioną porą dnia było pózne popołudnie i najczęściej można go było znalezćniedaleko zasłony wejściowej wigwamu, gdy zapatrzony w zmieniające się układy chmur izasłuchany w lekki poświst wiatru wykonywał jakąś drobną robotę, na przykład czyszczeniebutów.Nie musiał wkładać w to żadnego wysiłku, by takie pózne popołudnia wyłączałymaszynerię jego umysłu, pozwalając temu umysłowi zażyć odświeżającego wytchnienia.2Nie minęło jednak wiele czasu, gdy jedna strona jego życia zdominowała wszystkiepozostałe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl