[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli wyruszą zaraz pośniadaniu, dzieci wczesnym popołudniem będą już siedziały w basenie.Na resztętygodnia wzięła wolne, a Millie zrobiła sobie urlop, więc następne cztery dni spę-dzą tylko w piątkę.Co za rozkosz. Wyjeżdżamy jutro rano?David masował jej stopę.Zwolnił ruchy i nacisk palców stał się słabszy.- A, właśnie.- Co?- Miałem ci powiedzieć wcześniej, ale tyle się działo.- Powiedzieć co? Muszę jutro pojechać do pracy.Pewnie na następne dwa dni.Dzwonili domnie rano, gdy byłem na polu golfowym.Przyszły nowe informacje w związku zdużą sprawą, która czeka na proces.- I koniecznie trzeba się nią zająć teraz?- Obawiam się, że nie ma innego wyjścia.- W święto Czwartego Lipca?- Sprawa idzie do sądu w przyszłym tygodniu, więc niestety tak. Cholerny świat.Tak się cieszyłam, że spędzimy resztę długiego weekendurazem: tylko my i dzieci.Pochylił się i pocałował duże palce stóp żony. Ja też.Przysięgam, że przyjadę w piątek wieczorem, nawet jeśli starszypartner ma się wściekać.Weekend będzie dla nas.Obiecuję.Rachael z nadąsaną miną wysunęła dolną wargę.- Cóż, chyba muszę się z tym pogodzić powiedziała z urazą.- Chyba tak przedrzezniał jej ton.- Niech ci będzie.Ale musisz mi to wynagrodzić.- Zrobię wszystko.Twoje życzenie, pani, jest dla mnie rozkazem.- Hm.Zacznijmy od masażu stóp.Proszę o trochę szybsze tempo.Mia zrobi-łaby to lepiej.David uniósł lewą stopę i pieszczotliwie ugryzł ją w mały paluszek. Lepiej, prawda?113RSSzarpnęła się i z piskiem próbowała uwolnić nogę z mocnego uścisku.Przy-trzymał ją jedną ręką, ustami dotknął łydki, a potem kolana i nagiego brązowegouda.Nastrój od razu uległ zmianie. Coś jeszcze?Rachael przestała chichotać.Objęła dłońmi głowę męża, przyciągając ją lekkoku sobie podczas tej rozkosznej podróży.Wsunęła mu palce we włosy, tuż przyuszach. Chyba mam pewien pomysł.wejdzmy do środka. Czemu? Od kiedy stałaś się pruderyjna? Twoi rodzice są w łóżku.Dzieciśpią jak zabite.- Hmm.pruderyjna.Jak śmiesz!- Pragnę cię Rach.Tu i teraz.DavidNastępnego dnia, wcześnie rano, Rachael podwiozła Davida do miasteczka naprzystanek (odrzucił propozycję, by rodzina udała się do Westport przez Manhat-tan i zostawiła go tam po drodze).Po wejściu do autobusu zobaczył siedzącego wpiątym rzędzie Jasona Kramera i lekko przygasł.Było pustawo, większość ludzizostała pewnie w domu na długi weekend, nie mógł więc udawać, że go nie widzi.Sąsiad podniósł oczy znad książki i pomachał do niego, a David opadł na przeciw-ległe podwójne siedzenie.- Też musisz jechać do pracy?- Niestety tak.- Ciężko stąd wyjeżdżać, co?- Bardzo ciężko.O tej porze dnia słowny ping-pong przychodził Davidowi z pewnym trudem.Wolałby wypić w spokoju kawę, podrzemać, popatrzeć, jak wiejski krajobraz prze-chodzi w nowojorskie przedmieścia.Nie miał ochoty na pogwarki z Jasonem Kra-merem. Wspaniałe przyjęcie.Fajerwerki robiły niezwykłe wrażenie.- Rodzice Rachael zawsze urządzają wielką fetę z okazji Czwartego Lipca.- Same efekty pirotechniczne musiały kosztować tysiące dolarów.David mieszkał w Nowym Jorku od wielu lat, lecz nigdy tak naprawdę nieprzyzwyczaił się do rozmów o pieniądzach.Sam nie miał ochoty opowiadać o tym,ile zapłacił za samochód, mieszkanie, szkołę dzieci czy pierścionek zaręczynowydla żony, choć nowojorczykowi wszystkie te tematy wydawały się jak najbardziejna miejscu.114RS Możliwe.Nie zasięgali u mnie porady w sprawie budżetu. Wiedział, żezabrzmiało to trochę cierpko, a Jason się speszył.No i bardzo dobrze. Naturalnie.Chodziło mi tylko o to, że były wspaniałe. Owszem. David skinął głową i uśmiechnął się półgębkiem, na znakprzebaczenia.- Rachael pięknie wyglądała.Szczęściarz z ciebie, Davidzie.- Dobrze o tym wiem.Wiedział też, że powinien zrewanżować się podobnym komplementem, ale niemógł z czystym sumieniem powiedzieć Jasonowi nic miłego na temat Kim.Szcze-rze mówiąc, niespecjalnie mu się podobała.Na ogół chodziła zaniedbana i z kwa-śną miną, choć zeszłego wieczoru z daleka wyglądała nie najgorzej, a blisko niepodchodził.Mimo wszystko. Ty też.Avery ci rośnie.Będzie kiedyś wysoką dziewczyną. Osiemdziesiąt pięć centyli. Jason ledwie mógł uwierzyć, że to powiedział.Kim recytowała podobne liczby po każdej wizycie u pediatry (których było niepro-porcjonalnie wiele).Szczerze mówiąc, nie miał pojęcia, co właściwie znaczą.Wie-dział tylko, że zdaniem Kim to dobra wiadomość.David wydawał się nieco zaskoczony.Pewnie też nic z tego nie zrozumiał.Przez chwilę Jason starał się sprawiać wrażenie zajętego swym BlackBerry, wysy-łaniem e-maili i odsłuchiwaniem wiadomości z poczty głosowej.Nie było ich wiele.Mógłby zostać na Long Island przez dzień czy dwa.Gdyby chciał.Spojrzał naDavida, który drzemał z głową na oparciu fotela.Jason nie zastanawiał się nadwyglądem innych mężczyzn, lecz teraz, skoro miał okazję, przyjrzał się uważniesąsiadowi.Był przystojny, lecz w dość niekonwencjonalny sposób.I nie aż takbardzo.Choć nosił drogi garnitur, wyglądał jak człowiek nie tyle z Wall Street, ilez Venice Beach.Kalifornijskiej duszy nie mogła stłumić granatowa jednorzędowamarynarka z lekkiej wełny i krawat od Ferragamo.Włosy na karku były z pewno-ścią odrobinę za długie i z zaczesanej do tyłu fryzury wymykały się kosmyki.Nosmiał zaczerwieniony od słońca.Powiesił marynarkę na wieszaku obok fotela, roz-piął dwa górne guziki koszuli i rozluznił krawat.Jason widział gęste, ciemne wło-sy na jego piersi.I niezłą muskulaturę.David musiał często odwiedzać siłownię.Oto mężczyzna, który każdej nocy śpi obok Rachael Schulman.Dotyka jej,kiedy tylko ma ochotę.Trzyma w ramionach to gładkie, brązowe, jędrne, drobneciało, a czekoladowobrązowe oczy patrzą w jego własne z miłością i pożądaniem,pełne szczęścia.Co, do diabła, robił piątego lipca w pierwszym porannym autobusie?Jason patrzył na ich pożegnanie.115RSRachael opierała się o samochód.Musiała wskoczyć do niego prosto z łóżka.Jej włosy nie były jak zwykle gładko uczesane, tylko rozczochrane i szalone.Miałana sobie białą bluzkę na cienkich ramiączkach i luzne spodnie w kwiatki, za sze-rokie w pasie.Opadały nisko na biodra, odsłaniając płaski brzuch.David pocałował żonę w usta, jedną ręką przytrzymując głowę, a drugą zabor-czo przyciskając jej pośladki do własnych bioder.Nie był to pocałunek przezna-czony dla oczu innych ludzi, ale Jason nie stracił z niego ani sekundy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Jeśli wyruszą zaraz pośniadaniu, dzieci wczesnym popołudniem będą już siedziały w basenie.Na resztętygodnia wzięła wolne, a Millie zrobiła sobie urlop, więc następne cztery dni spę-dzą tylko w piątkę.Co za rozkosz. Wyjeżdżamy jutro rano?David masował jej stopę.Zwolnił ruchy i nacisk palców stał się słabszy.- A, właśnie.- Co?- Miałem ci powiedzieć wcześniej, ale tyle się działo.- Powiedzieć co? Muszę jutro pojechać do pracy.Pewnie na następne dwa dni.Dzwonili domnie rano, gdy byłem na polu golfowym.Przyszły nowe informacje w związku zdużą sprawą, która czeka na proces.- I koniecznie trzeba się nią zająć teraz?- Obawiam się, że nie ma innego wyjścia.- W święto Czwartego Lipca?- Sprawa idzie do sądu w przyszłym tygodniu, więc niestety tak. Cholerny świat.Tak się cieszyłam, że spędzimy resztę długiego weekendurazem: tylko my i dzieci.Pochylił się i pocałował duże palce stóp żony. Ja też.Przysięgam, że przyjadę w piątek wieczorem, nawet jeśli starszypartner ma się wściekać.Weekend będzie dla nas.Obiecuję.Rachael z nadąsaną miną wysunęła dolną wargę.- Cóż, chyba muszę się z tym pogodzić powiedziała z urazą.- Chyba tak przedrzezniał jej ton.- Niech ci będzie.Ale musisz mi to wynagrodzić.- Zrobię wszystko.Twoje życzenie, pani, jest dla mnie rozkazem.- Hm.Zacznijmy od masażu stóp.Proszę o trochę szybsze tempo.Mia zrobi-łaby to lepiej.David uniósł lewą stopę i pieszczotliwie ugryzł ją w mały paluszek. Lepiej, prawda?113RSSzarpnęła się i z piskiem próbowała uwolnić nogę z mocnego uścisku.Przy-trzymał ją jedną ręką, ustami dotknął łydki, a potem kolana i nagiego brązowegouda.Nastrój od razu uległ zmianie. Coś jeszcze?Rachael przestała chichotać.Objęła dłońmi głowę męża, przyciągając ją lekkoku sobie podczas tej rozkosznej podróży.Wsunęła mu palce we włosy, tuż przyuszach. Chyba mam pewien pomysł.wejdzmy do środka. Czemu? Od kiedy stałaś się pruderyjna? Twoi rodzice są w łóżku.Dzieciśpią jak zabite.- Hmm.pruderyjna.Jak śmiesz!- Pragnę cię Rach.Tu i teraz.DavidNastępnego dnia, wcześnie rano, Rachael podwiozła Davida do miasteczka naprzystanek (odrzucił propozycję, by rodzina udała się do Westport przez Manhat-tan i zostawiła go tam po drodze).Po wejściu do autobusu zobaczył siedzącego wpiątym rzędzie Jasona Kramera i lekko przygasł.Było pustawo, większość ludzizostała pewnie w domu na długi weekend, nie mógł więc udawać, że go nie widzi.Sąsiad podniósł oczy znad książki i pomachał do niego, a David opadł na przeciw-ległe podwójne siedzenie.- Też musisz jechać do pracy?- Niestety tak.- Ciężko stąd wyjeżdżać, co?- Bardzo ciężko.O tej porze dnia słowny ping-pong przychodził Davidowi z pewnym trudem.Wolałby wypić w spokoju kawę, podrzemać, popatrzeć, jak wiejski krajobraz prze-chodzi w nowojorskie przedmieścia.Nie miał ochoty na pogwarki z Jasonem Kra-merem. Wspaniałe przyjęcie.Fajerwerki robiły niezwykłe wrażenie.- Rodzice Rachael zawsze urządzają wielką fetę z okazji Czwartego Lipca.- Same efekty pirotechniczne musiały kosztować tysiące dolarów.David mieszkał w Nowym Jorku od wielu lat, lecz nigdy tak naprawdę nieprzyzwyczaił się do rozmów o pieniądzach.Sam nie miał ochoty opowiadać o tym,ile zapłacił za samochód, mieszkanie, szkołę dzieci czy pierścionek zaręczynowydla żony, choć nowojorczykowi wszystkie te tematy wydawały się jak najbardziejna miejscu.114RS Możliwe.Nie zasięgali u mnie porady w sprawie budżetu. Wiedział, żezabrzmiało to trochę cierpko, a Jason się speszył.No i bardzo dobrze. Naturalnie.Chodziło mi tylko o to, że były wspaniałe. Owszem. David skinął głową i uśmiechnął się półgębkiem, na znakprzebaczenia.- Rachael pięknie wyglądała.Szczęściarz z ciebie, Davidzie.- Dobrze o tym wiem.Wiedział też, że powinien zrewanżować się podobnym komplementem, ale niemógł z czystym sumieniem powiedzieć Jasonowi nic miłego na temat Kim.Szcze-rze mówiąc, niespecjalnie mu się podobała.Na ogół chodziła zaniedbana i z kwa-śną miną, choć zeszłego wieczoru z daleka wyglądała nie najgorzej, a blisko niepodchodził.Mimo wszystko. Ty też.Avery ci rośnie.Będzie kiedyś wysoką dziewczyną. Osiemdziesiąt pięć centyli. Jason ledwie mógł uwierzyć, że to powiedział.Kim recytowała podobne liczby po każdej wizycie u pediatry (których było niepro-porcjonalnie wiele).Szczerze mówiąc, nie miał pojęcia, co właściwie znaczą.Wie-dział tylko, że zdaniem Kim to dobra wiadomość.David wydawał się nieco zaskoczony.Pewnie też nic z tego nie zrozumiał.Przez chwilę Jason starał się sprawiać wrażenie zajętego swym BlackBerry, wysy-łaniem e-maili i odsłuchiwaniem wiadomości z poczty głosowej.Nie było ich wiele.Mógłby zostać na Long Island przez dzień czy dwa.Gdyby chciał.Spojrzał naDavida, który drzemał z głową na oparciu fotela.Jason nie zastanawiał się nadwyglądem innych mężczyzn, lecz teraz, skoro miał okazję, przyjrzał się uważniesąsiadowi.Był przystojny, lecz w dość niekonwencjonalny sposób.I nie aż takbardzo.Choć nosił drogi garnitur, wyglądał jak człowiek nie tyle z Wall Street, ilez Venice Beach.Kalifornijskiej duszy nie mogła stłumić granatowa jednorzędowamarynarka z lekkiej wełny i krawat od Ferragamo.Włosy na karku były z pewno-ścią odrobinę za długie i z zaczesanej do tyłu fryzury wymykały się kosmyki.Nosmiał zaczerwieniony od słońca.Powiesił marynarkę na wieszaku obok fotela, roz-piął dwa górne guziki koszuli i rozluznił krawat.Jason widział gęste, ciemne wło-sy na jego piersi.I niezłą muskulaturę.David musiał często odwiedzać siłownię.Oto mężczyzna, który każdej nocy śpi obok Rachael Schulman.Dotyka jej,kiedy tylko ma ochotę.Trzyma w ramionach to gładkie, brązowe, jędrne, drobneciało, a czekoladowobrązowe oczy patrzą w jego własne z miłością i pożądaniem,pełne szczęścia.Co, do diabła, robił piątego lipca w pierwszym porannym autobusie?Jason patrzył na ich pożegnanie.115RSRachael opierała się o samochód.Musiała wskoczyć do niego prosto z łóżka.Jej włosy nie były jak zwykle gładko uczesane, tylko rozczochrane i szalone.Miałana sobie białą bluzkę na cienkich ramiączkach i luzne spodnie w kwiatki, za sze-rokie w pasie.Opadały nisko na biodra, odsłaniając płaski brzuch.David pocałował żonę w usta, jedną ręką przytrzymując głowę, a drugą zabor-czo przyciskając jej pośladki do własnych bioder.Nie był to pocałunek przezna-czony dla oczu innych ludzi, ale Jason nie stracił z niego ani sekundy [ Pobierz całość w formacie PDF ]