[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Właśnie się wybierałam na poranną toaletę mówi. Ja też odpowiadam.Gdy wchodzę do zimnego strumienia, wiatr powoduje, żedostaję gęsiej skórki.Chmara jaskółek przemyka po niebie.Woda niesie ze sobą delikatny posmak piasku, mamanuci coś pod nosem.To nie jest rodzaj szczęścia, jakisobie wyobrażałam.To nie to wybrałam.Jednak to wystarcza.Nawet więcej, niż wystarcza.Na granicy z Rhode Island spotykamy grupę okołodwudziestu osadników, również zdążających do Portland.Wszyscy z wyjątkiem dwóch osób, które po prostu boją sięzostać same, chcą dołączyć do ruchu oporu.Zbliżamy się dowybrzeża, pozostałości dawnego życia można zauważyćwszędzie.Natykamy się na ogromną, przypominającą plastrymiodu betonową konstrukcję.Tack rozpoznaje w niej starypiętrowy parking.Jest w niej coś niepokojącego.Wygląda jak strzelistykamienny insekt z setką oczu.Cała grupa milknie, gdyprzechodzimy w jej cieniu.Dostaję gęsiej skórki i chociażwiem, że to głupie, nie mogę się pozbyć wrażenia, że ktoś nasobserwuje.Tack, który nam przewodzi, podnosi rękę.Wszyscynatychmiast zatrzymujemy się.Wystawia głowę, najwyrazniejczegoś nasłuchuje.Wstrzymuję oddech.Nie słychać nic opróczzwykłego szelestu zwierząt pośród drzew i delikatnegotchnienia wiatru.A potem spada na nas z góry deszcz żwiru, jak gdyby ktośprzez przypadek strącił go stopą z jednego z górnych pięter.W jednej chwili wszystko staje się plamą i ruchem.- Na ziemię, na ziemię! - krzyczy Max.Błyskawiczniesięgamy po broń, zdejmujemy strzelby z ramion i padamy natrawę. Hop, hop!Ten głos wprawia nas wszystkich w osłupienie.Podnoszęgłowę, osłaniając oczy przed słońcem.Przez chwilę wydaje misię, że śnię.Pippa, wyłoniwszy się z ciemnej otchłani parkingu, stoina zalanym słońcem betonowym występie, szczerząc zęby wuśmiechu, i macha do nas czerwoną chusteczką. Pippa! wykrzykuje Raven zduszonym głosem.Dopiero wtedy dociera do mnie, że to prawda. Hej, wy tam! krzyczy Pippa.I powoli zza jej plecówwyłania się coraz więcej osób: całe masy chudych,obszarpanych ludzi, ukrytych na różnych poziomach garażu.Kiedy Pippa wreszcie schodzi na ziemię, natychmiastotaczają ją Tack, Raven i Max.Bestia również żyje.Ukazujesię nam zaraz za Pippą i to wydaje się zbyt piękne, by byłoprawdziwe.Przez kwadrans tylko się śmiejemy iprzekrzykujemy nawzajem, i trudno kogokolwiek zrozumieć.Wreszcie ponad chaosem krzyków i śmiechów przebijasię głos Maksa. Co się stało? Słyszeliśmy, że nikomu nie udało sięuciec.Ze to była masakra.W jednej chwili Pippa poważnieje. Bo to była masakra mówi. Zginęły setki ludzi.Przyjechały czołgi i otoczyły obóz.Użyli gazów łzawiących,karabinów maszynowych, pocisków artyleryjskich.To byłarzez.Te krzyki. urywa. To było straszne. Jak udało się wam wydostać? pyta ją Raven.Wszyscy zamilkli.Teraz wydaje się okropne, że jeszcze przedchwilą śmialiśmy się, ciesząc się z ocalenia Pippy. Prawie nie mieliśmy czasu odpowiada.Staraliśmy się ostrzec wszystkich.Ale sami wiecie, co tambyło: jeden wielki chaos.Mało kto chciał słuchać.Zza jej pleców powoli wyłaniają się ludzie i wychodząniepewnie na słońce: zdumieni, milczący, niespokojni, jakocaleni, którzy przetrwali huragan i nie mogą się nadziwić, żeświat wciąż istnieje.Mogę sobie tylko wyobrazić, co widzieliw Waterbury.- Jak ominęliście czołgi? - pyta Bee.Wciąż ciężko mimyśleć o niej jako o swojej matce, kiedy odzywa się w niej tanieustępliwa bojowniczka.Na razie pozwalam jej egzystowaćpodwójnie: czasami jest moją matką, a czasami buntowniczką iprzywódczynią.- Nie uciekliśmy - mówi Pippa.- Nie było na to szans.Wojsko było wszędzie.Ukryliśmy się.- Przez jej twarzprzemyka spazm bólu.Otwiera usta, jak gdyby chciała po-wiedzieć coś więcej, ale zaraz znowu je zamyka.- Gdzie się ukryliście? - Max drąży temat.Pippa i Bestia wymieniają zagadkowe spojrzenia.Przezchwilę mam wrażenie, że Pippa mu nie odpowie.W oboziewydarzyło się coś, o czym najwyrazniej nie chce mówić.A wtedy odkasłuje i z powrotem spogląda na Maksa.- Najpierw, zanim zaczęła się strzelanina, w korycie rzeki- mówi.- Wkrótce zaczęły na nas spadać ciała.I to one nasukryły.- O Boże.- Hunter zwija rękę w pięść i przykłada do ust.Wygląda, jakby miał zwymiotować.Julian odwraca sięplecami.- Nie mieliśmy wyboru - tłumaczy Pippa ostro.- Poza tymoni już nie żyli.Przynajmniej ich ciała na coś się przydały.- Cieszymy się, że ci się udało, Pippa - odzywa sięłagodnie Raven i kładzie rękę na jej ramieniu.Pippaodwraca się do niej z wdzięcznością, na jej twarzy malująsię teraz serdeczność i ufność jak u szczeniaka. Chciałam się z wami spotkać w schronie, alewyliczyłam, że musieliście już wyjść mówi. Niechciałam ryzykować, gdy w okolicy było wojsko.Zbytrzucaliśmy się w oczy.Więc poszliśmy na północ.Wpadliśmyna ten ul przez przypadek. Wskazuje podbródkiem narozległą konstrukcję parkingu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. Właśnie się wybierałam na poranną toaletę mówi. Ja też odpowiadam.Gdy wchodzę do zimnego strumienia, wiatr powoduje, żedostaję gęsiej skórki.Chmara jaskółek przemyka po niebie.Woda niesie ze sobą delikatny posmak piasku, mamanuci coś pod nosem.To nie jest rodzaj szczęścia, jakisobie wyobrażałam.To nie to wybrałam.Jednak to wystarcza.Nawet więcej, niż wystarcza.Na granicy z Rhode Island spotykamy grupę okołodwudziestu osadników, również zdążających do Portland.Wszyscy z wyjątkiem dwóch osób, które po prostu boją sięzostać same, chcą dołączyć do ruchu oporu.Zbliżamy się dowybrzeża, pozostałości dawnego życia można zauważyćwszędzie.Natykamy się na ogromną, przypominającą plastrymiodu betonową konstrukcję.Tack rozpoznaje w niej starypiętrowy parking.Jest w niej coś niepokojącego.Wygląda jak strzelistykamienny insekt z setką oczu.Cała grupa milknie, gdyprzechodzimy w jej cieniu.Dostaję gęsiej skórki i chociażwiem, że to głupie, nie mogę się pozbyć wrażenia, że ktoś nasobserwuje.Tack, który nam przewodzi, podnosi rękę.Wszyscynatychmiast zatrzymujemy się.Wystawia głowę, najwyrazniejczegoś nasłuchuje.Wstrzymuję oddech.Nie słychać nic opróczzwykłego szelestu zwierząt pośród drzew i delikatnegotchnienia wiatru.A potem spada na nas z góry deszcz żwiru, jak gdyby ktośprzez przypadek strącił go stopą z jednego z górnych pięter.W jednej chwili wszystko staje się plamą i ruchem.- Na ziemię, na ziemię! - krzyczy Max.Błyskawiczniesięgamy po broń, zdejmujemy strzelby z ramion i padamy natrawę. Hop, hop!Ten głos wprawia nas wszystkich w osłupienie.Podnoszęgłowę, osłaniając oczy przed słońcem.Przez chwilę wydaje misię, że śnię.Pippa, wyłoniwszy się z ciemnej otchłani parkingu, stoina zalanym słońcem betonowym występie, szczerząc zęby wuśmiechu, i macha do nas czerwoną chusteczką. Pippa! wykrzykuje Raven zduszonym głosem.Dopiero wtedy dociera do mnie, że to prawda. Hej, wy tam! krzyczy Pippa.I powoli zza jej plecówwyłania się coraz więcej osób: całe masy chudych,obszarpanych ludzi, ukrytych na różnych poziomach garażu.Kiedy Pippa wreszcie schodzi na ziemię, natychmiastotaczają ją Tack, Raven i Max.Bestia również żyje.Ukazujesię nam zaraz za Pippą i to wydaje się zbyt piękne, by byłoprawdziwe.Przez kwadrans tylko się śmiejemy iprzekrzykujemy nawzajem, i trudno kogokolwiek zrozumieć.Wreszcie ponad chaosem krzyków i śmiechów przebijasię głos Maksa. Co się stało? Słyszeliśmy, że nikomu nie udało sięuciec.Ze to była masakra.W jednej chwili Pippa poważnieje. Bo to była masakra mówi. Zginęły setki ludzi.Przyjechały czołgi i otoczyły obóz.Użyli gazów łzawiących,karabinów maszynowych, pocisków artyleryjskich.To byłarzez.Te krzyki. urywa. To było straszne. Jak udało się wam wydostać? pyta ją Raven.Wszyscy zamilkli.Teraz wydaje się okropne, że jeszcze przedchwilą śmialiśmy się, ciesząc się z ocalenia Pippy. Prawie nie mieliśmy czasu odpowiada.Staraliśmy się ostrzec wszystkich.Ale sami wiecie, co tambyło: jeden wielki chaos.Mało kto chciał słuchać.Zza jej pleców powoli wyłaniają się ludzie i wychodząniepewnie na słońce: zdumieni, milczący, niespokojni, jakocaleni, którzy przetrwali huragan i nie mogą się nadziwić, żeświat wciąż istnieje.Mogę sobie tylko wyobrazić, co widzieliw Waterbury.- Jak ominęliście czołgi? - pyta Bee.Wciąż ciężko mimyśleć o niej jako o swojej matce, kiedy odzywa się w niej tanieustępliwa bojowniczka.Na razie pozwalam jej egzystowaćpodwójnie: czasami jest moją matką, a czasami buntowniczką iprzywódczynią.- Nie uciekliśmy - mówi Pippa.- Nie było na to szans.Wojsko było wszędzie.Ukryliśmy się.- Przez jej twarzprzemyka spazm bólu.Otwiera usta, jak gdyby chciała po-wiedzieć coś więcej, ale zaraz znowu je zamyka.- Gdzie się ukryliście? - Max drąży temat.Pippa i Bestia wymieniają zagadkowe spojrzenia.Przezchwilę mam wrażenie, że Pippa mu nie odpowie.W oboziewydarzyło się coś, o czym najwyrazniej nie chce mówić.A wtedy odkasłuje i z powrotem spogląda na Maksa.- Najpierw, zanim zaczęła się strzelanina, w korycie rzeki- mówi.- Wkrótce zaczęły na nas spadać ciała.I to one nasukryły.- O Boże.- Hunter zwija rękę w pięść i przykłada do ust.Wygląda, jakby miał zwymiotować.Julian odwraca sięplecami.- Nie mieliśmy wyboru - tłumaczy Pippa ostro.- Poza tymoni już nie żyli.Przynajmniej ich ciała na coś się przydały.- Cieszymy się, że ci się udało, Pippa - odzywa sięłagodnie Raven i kładzie rękę na jej ramieniu.Pippaodwraca się do niej z wdzięcznością, na jej twarzy malująsię teraz serdeczność i ufność jak u szczeniaka. Chciałam się z wami spotkać w schronie, alewyliczyłam, że musieliście już wyjść mówi. Niechciałam ryzykować, gdy w okolicy było wojsko.Zbytrzucaliśmy się w oczy.Więc poszliśmy na północ.Wpadliśmyna ten ul przez przypadek. Wskazuje podbródkiem narozległą konstrukcję parkingu [ Pobierz całość w formacie PDF ]