[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nauczyłaś się tego na uniwersytecie? Lustrowała go od góry do dołu.- Nie.To po prostu bystra obserwacja - wyszeptała i zaczerwieniła się mimo całego wysiłku,żeby zrobić na nim wrażenie doświadczonej.Chrząknął niewzruszony.- Dam znać.Podszedł do drzwi.Podążyła za nim, cicha i smutna, myśląc, że łączyły ich zawsze tylkokońce, nigdy początki.- Cieszę się, że nie chcesz wyjść za mojego brata - powiedział.- Ale nie odwracaj się odniego.Zapracował sobie na swoją reputację.- Czy to znaczy, że ty nie pracowałeś na swoją? Odwrócił się i zmierzył ją wzrokiem.- Chciałabyś wiedzieć? - przekomarzał się z nią.- Brad nie zrobi nic bez mojej wiedzy.Odpocznij trochę - dodała.Jej długie spojrzeniewyrażało troskę.- Jesteś już wyczerpany, a do Florencji jeszcze długa droga.- Smutas! - Pogładził jej twarz opuszkami palców.W jego oczach znać było uwielbienie.Uśmiechnął się melancholijnie.- Nie zawsze dobrze jest robić sobie nadzieję.- Ale tchórzostwem jest nie robić - zripostowała, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodzi -jeśli nadzieja jest wszystkim, co mamy.Wolno opuścił rękę.- Do zobaczenia, rusałko.Chciała go zawrócić, zatrzymać, ochronić.Ale odwrócił się i poszedł w stronę czarnej,długiej limuzyny.Szofer w liberii wyszedł, żeby otworzyć mu drzwi.Josh wszedł do środka.Nieobejrzał się, nawet kiedy szofer zapuścił silnik i wjechał na drogę.Amanda stała, dopóki było go widać.Nawet nie zamknęła drzwi.Zaczęło do niej docierać, żeon ją kocha. ROZDZIAA XIIW sobotę Mirri była wyczerpana nerwowo.Ona i Nelson Stuart osiągnęli coś w rodzajukompromisu.Nie drażniła go już i nosiła mniej wyzywające ubrania.On był jakby mniej szorstki.Wydawało jej się też, że zaczął jej posyłać powłóczyste spojrzenia, o jakich czytała wromansach, a jakich samu nigdy jeszcze nie doświadczyła.Nelson miał też drugą twarz, już nie tak przyjemną.W biurze zatrudniono nowegopracownika.Nazywał się Danny Tanner.Danny był typowym kobieciarzem, a Mirri spodobała musię od pierwszego wejrzenia.Niestety, przypominał jej jednego z chłopców, którzy tak okropnie jązranili.Ilekroć przechodził obok, czuła dreszcz odrazy.Zaczepiał ją, mówiąc coś w stylu:  Co robiszpo lunchu w piątek?Nelson Stuart widział przez szklane drzwi gabinetu, jak Danny flirtował z Mirri.Wstał, wyszedł do sąsiedniego pomieszczenia i, stojąc przy biurku Mirri, wpatrywał się wDanny'ego.Nie zrobił nic więcej.Po prostu zmierzył go lodowatym spojrzeniem.Danny wymruczał coś pod nosem i odszedł.- Nie prowokuj go w czasie pracy - powiedział krótko.- Wcale go nie prowokowałam - broniła się.- Mógłby równie dobrze przenieść tu swoje rzeczy, tyle czasu tu spędza.Spojrzała na niego.- Staram się pracować.- Ty to nazywasz pracą?- Ależ proszę pana.Stali tak naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem, ale żadne z nich nic ustąpiło.W czasie tejdługiej wymiany spojrzeń, Mirri zaczęła topnieć w środku, zaś jego ciało stawało się coraz bardziejnapięte.- Czy wciąż jeszcze zapraszasz mnie jutro na Straganowa? - zapytał niespodziewanie.- Tak.- Jej głos brzmiał o wiele łagodniej, niż chciała, a uśmiech, jakim go obdarzyła, stał sięnie zaperzoną obietnicą.- O szóstej?Pokiwała głową.Wydął usta.i - Nie będzie arszeniku w sosie? Położyła rękę na sercu.- Klnę się.- Ja też, ale zwykle, kiedy jestem wściekły.Nie mogła uwierzyć w to, co powiedział.I żepowiedział to powoli i żartobliwie.Zaśmiała się.Jego oczy błyszczały, odwrócił się i wyszedł doswojego gabinetu.Panie Stuard, pomyślała, wciąż jeszcze coś z tego może być.Przygotowująckolację dla swojego gościa, Mirri zastanawiała się, jak się ubrać.W końcu zdecydowała się na prostą, jedwabną bluzkę w żółtym kolorze i wzorzystąspódnicę.Rozpuściła włosy i założyła niskie pantofle.Miała nadzieję, że nie przesadziła.Jeżeli Nelson przyjdzie w dżinsach, nie będzie się zle czuła.Roześmiała się.Nie potrafiła sobie wyobrazićdystyngowanego, układnego pana Stuarta w dżinsach.Wyobrażała go sobie natomiast w eleganckimgarniturze, i który nosił do pracy, takim jak ten, który miał na sobie tamtego wieczora w kawiarni.Kiedy otworzyła drzwi, stał przed nią Nelson Stuart w jasnoniebieskich dżinsach iskórzanych butach ręcznej roboty.Kraciasta koszula świetnie harmonizowała z drelichową kurtką ikapeluszem Stetson, wieńczącym jego strój.Bardzo ją to zaskoczyło i nie potrafiła tego ukryć.- Nie jestem dość dobrze ubrany? - spytał wolno, podziwiając jej zmysłowe ciało.- Tywyglądasz bardzo elegancko.- Dziękuję.Pan wygląda jak kowboj [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl