[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.WnoszÄ…c rower dobudynku, skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… strażnikowi.PomachaÅ‚ rÄ™kÄ… do MarvinaFletchera, peÅ‚niÄ…cego wieczorny dyżur technika medycznego, któryprzygotowywaÅ‚ siÄ™ w kostnicy do przyjÄ™cia zwÅ‚ok.Po zaÅ‚ożeniu kłódki na rower Jack wsiadÅ‚ do windy i pojechaÅ‚ napierwsze piÄ™tro do laboratorium toksykologii.Nie sÄ…dziÅ‚, że wróci dobiura tak pózno.PrzeglÄ…d wszystkich dokumentów w KorynckimPrzedsiÄ™biorstwie Dywanowym zajÄ…Å‚ mu znacznie wiÄ™cej czasu, niżprzypuszczaÅ‚.John DeVries, naczelny toksykolog, zdążyÅ‚ już wyjść.Jack musiaÅ‚spytać jednego z pomocników, czy zastÄ™pca inspektora nie dopytywaÅ‚siÄ™ o próbki z ciaÅ‚a Davida Jeffersona.David Jefferson byÅ‚ zmarÅ‚ym wareszcie wiÄ™zniem, w którego sprawie Calvin mocno Jacka przyciskaÅ‚.Niestety, pomocnik nie miaÅ‚ pojÄ™cia.Jack wróciÅ‚ do windy i pojechaÅ‚ do laboratorium DNA na piÄ…tympiÄ™trze.Kierownik, Ted Lynch, byÅ‚ nieosiÄ…galny, wiÄ™c Jack zostawiÅ‚rurki z kulturami, które pobraÅ‚ w biurze Papparisa, u technika.ChciaÅ‚,aby rano Ted poddaÅ‚ je Å‚aÅ„cuchowej reakcji polimerazy na obecnośćzarodników laseczki wÄ…glika.ZszedÅ‚szy po schodach na czwarte piÄ™tro, Jack zahaczyÅ‚ olaboratorium histologii w nadziei, że uda mu siÄ™ zachÄ™cić jego szefowÄ…,Maureen O Connor, by przyspieszyÅ‚a analizÄ™ skrawkówmikroskopowych z ciaÅ‚a Jeffersona.O ile współpraca z MaureenukÅ‚adaÅ‚a mu siÄ™ dobrze, o tyle z Johnem DeVriesem byÅ‚o gorzej, aleteraz nie miaÅ‚o to znaczenia.Maureen również skoÅ„czyÅ‚a już pracÄ™.W drodze do swego biura zajrzaÅ‚ do Laurie, majÄ…c nadziejÄ™, żedowie siÄ™, gdzie i kiedy odbÄ™dzie siÄ™ wyczekiwana z utÄ™sknieniemkolacja.Lecz biuro Laurie byÅ‚o ciemne i opustoszaÅ‚e.Na domiar zÅ‚ego,drzwi byÅ‚y zamkniÄ™te na klucz.Jack wiedziaÅ‚, że to niepodważalnydowód, iż Laurie także poszÅ‚a do domu.- Na miÅ‚ość boskÄ…! - zawoÅ‚aÅ‚ gÅ‚oÅ›no.Z narastajÄ…cÄ… bezsilnoÅ›ciÄ…, pomrukujÄ…c pod nosem, przemierzyÅ‚resztÄ™ korytarza.Przez chwilÄ™ bawiÅ‚ siÄ™ myÅ›lÄ…, żeby siÄ™ również ulotnić,tak aby Laurie nie mogÅ‚a go znalezć.Szybko jednak zarzuciÅ‚ ten pomysÅ‚.To nie byÅ‚o w jego stylu, a poza tym naprawdÄ™ trawiÅ‚a go ciekawość.Jack skrÄ™ciÅ‚ do swojego biura.Przynajmniej zostaÅ‚ jeszcze Chet -kreÅ›liÅ‚ coÅ› pracowicie na żółtych kartkach notesu.- A, wróciÅ‚ nasz globtroter - odezwaÅ‚ siÄ™ na widok Jacka.PoÅ‚ożyÅ‚ołówek na stole.- Nie bÄ™dÄ™ musiaÅ‚ wiÄ™c wypeÅ‚niać tego raportu ozaginionych, do którego akurat siÄ™ zabieraÅ‚em.- Bardzo Å›mieszne - odciÄ…Å‚ siÄ™ Jack, wieszajÄ…c swojÄ… kurtkÄ™.- Przynajmniej wróciÅ‚eÅ› caÅ‚y i zdrowy - stwierdziÅ‚ Chet.- No i jak ciposzÅ‚o w terenie? KtoÅ› siÄ™ targnÄ…Å‚ na twoje życie? Ilu urzÄ™dnikówzdoÅ‚aÅ‚eÅ› dziÅ› doprowadzić do biaÅ‚ej gorÄ…czki?- Nie jestem w nastroju do przekomarzaÅ„ - oznajmiÅ‚ Jack rzeczowymtonem.KlapnÄ…Å‚ ciężko na krzesÅ‚o, jakby nogi nagle odmówiÅ‚y muposÅ‚uszeÅ„stwa.- Zdaje siÄ™, że nie bawiÅ‚eÅ› siÄ™ najlepiej?- Totalna klapa - wyznaÅ‚ Jack.- Z wyjÄ…tkiem jazdy na rowerze.- Nie dziwi mnie to.Ta misja od poczÄ…tku byÅ‚a skazana na PorażkÄ™.Czy w ogóle dowiedziaÅ‚eÅ› siÄ™ czegoÅ›?- Tylko tego, że trzeba mieć masÄ™ czasu, aby przejrzeć dokumentyprzedsiÄ™biorstwa - odpowiedziaÅ‚ Jack.- Nawet takiej maÅ‚ej firmy.CaÅ‚ywysiÅ‚ek okazaÅ‚ siÄ™ nic niewart.%7Å‚ywiÅ‚em perwersyjnÄ… nadziejÄ™, że znajdÄ™jakÄ…Å› partiÄ™ tureckich skór, którÄ… niedawno wysÅ‚ano, żebym mógÅ‚podsunąć ten dokument pod krzywy nochal Clinta Abelarda.Ale gdzietam! CaÅ‚y transport tkwi zamkniÄ™ty na cztery spusty w magazynie wQueens.- Przynajmniej miaÅ‚eÅ› dobre intencje - zachichotaÅ‚ przekornie Chet.- JeÅ›li choćby szepniesz: A nie mówiÅ‚em , wykreÅ›lam ciÄ™ zeswojego testamentu - ostrzegÅ‚ Jack.- Nie upadnÄ™ tak nisko, żeby mówić: A nie mówiÅ‚em - rozeÅ›miaÅ‚siÄ™ Chet.- Dobrze, ale myÅ›laÅ‚eÅ› o tym - odparÅ‚ Jack.- MuszÄ™ natomiast powiedzieć, że twoja nieobecność zostaÅ‚azauważona.Nie martw siÄ™, kryÅ‚em ciÄ™.WykorzystaÅ‚em ten stary numerz grupÄ… zakonnic, której siÄ™ spodziewaÅ‚eÅ›.PowiedziaÅ‚em, że przyjechaÅ‚ydo Nowego Jorku na zlot krÄ™glarski i że wyszedÅ‚eÅ› je powitać.- Kto o mnie pytaÅ‚?- Na przykÅ‚ad Laurie - poinformowaÅ‚ Chet.- PrawdÄ™ mówiÄ…c,wÅ‚aÅ›nie pisaÅ‚em wiadomość dla ciebie.- Chet wyrwaÅ‚ pierwszÄ… kartkÄ™ znotesu i zmiÄ…Å‚ jÄ… w kulkÄ™.TrzymajÄ…c jÄ… miÄ™dzy kciukiem a palcemwskazujÄ…cym cisnÄ…Å‚ niÄ… do biurowego kosza na Å›mieci.- Cóż to za wiadomość? - spytaÅ‚ Jack.- MiaÅ‚em ci przekazać, że kolacja bÄ™dzie w restauracji Elio przyDrugiej Avenue, o ósmej trzydzieÅ›ci.- O ósmej trzydzieÅ›ci! - zawoÅ‚aÅ‚ poirytowany Jack.- Czemu takpózno?- Nie mówiÅ‚a.Ale bez przesady.Ósma trzydzieÅ›ci to znowu nie takpózno.- Pózniej, niż ma zwyczaj jadać - skomentowaÅ‚ Jack.PokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ….Wszystko stawaÅ‚o siÄ™ coraz bardziej tajemnicze.PamiÄ™taÅ‚, że rano Laurienie byÅ‚a pewna, czy utrzyma siÄ™ do wieczora na nogach, co by znaczyÅ‚o,że spodziewaÅ‚a siÄ™ ciężkiego dnia.Dlaczego wiÄ™c zaplanowaÅ‚aspotkanie o tak póznej porze?- No cóż, nie wyglÄ…daÅ‚a na strapionÄ… - oznajmiÅ‚ Chet.- WÅ‚aÅ›ciwiebyÅ‚a w dziwnie wesoÅ‚ym humorze.- NaprawdÄ™?- MuszÄ™ nawet powiedzieć, że tryskaÅ‚a humorem.- Tak samo zachowywaÅ‚a siÄ™ dziÅ› rano.- ByÅ‚a w tak dobrym nastroju, że wspomniaÅ‚em jej o naszychplanach na czwartkowy wieczór.- Masz na myÅ›li nasz wspólny wypad na tÄ™ wystawÄ™ Moneta?Chet skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….- Mam nadziejÄ™, że siÄ™ nie obrazisz.- Co ci odpowiedziaÅ‚a?- OznajmiÅ‚a, że bardzo docenia to, iż o niej myÅ›limy, i dodaÅ‚a, żepowzięła już inne plany.- RzeczywiÅ›cie użyÅ‚a sÅ‚owa docenia ?- DokÅ‚adnie - potwierdziÅ‚ Chet.- Też mnie to zdziwiÅ‚o.WydaÅ‚o misiÄ™ tak nietypowo oficjalne.- Kto jeszcze o mnie pytaÅ‚? - zmieniÅ‚ temat Jack.Nie chciaÅ‚ dÅ‚użejgadać o Laurie; jÄ…trzyÅ‚o to tylko jego ciekawość i niepokój.- WstÄ…piÅ‚ tu Calvin - rzekÅ‚ Chet.- MyÅ›lÄ™, że byÅ‚ na histologii i poprostu zahaczyÅ‚ o nas przy okazji.- Co powiedziaÅ‚?- ChciaÅ‚ ci przypomnieć, że z przypadkiem Jeffersona trzeba siÄ™uporać do czwartku.Jack machnÄ…Å‚ lekceważąco rÄ™kÄ….- To bÄ™dzie zależaÅ‚o od laboratorium, nie ode mnie.- No, to ja siÄ™ zbieram - powiedziaÅ‚ Chet.WstaÅ‚, przeciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™, poczym wziÄ…Å‚ swój powieszony za drzwiami pÅ‚aszcz.- ChciaÅ‚bym ciÄ™ o coÅ› spytać - odezwaÅ‚ siÄ™ Jack.- Mieszkasz wNowym Jorku dÅ‚użej ode mnie.Czy żółte taksówki funkcjonujÄ… tutaj natelefon?- Raczej nie.%7Å‚yjÄ… głównie z pasażerów na ulicy - wyjaÅ›niÅ‚ Chet.-Rzadko kiedy odpowiadajÄ… na wezwania.Jak mówiÄ…: Albo jezdzisz izarabiasz, albo stoisz i tracisz.Nie chcÄ… siedzieć bezczynnie ani robićpustych kursów.Sami szukajÄ… klientów, inaczej sÄ… do tyÅ‚u.- To czemu wielu z nich ma radia? - zapytaÅ‚ Jack.- MogÄ… jezdzić na wezwania, jeÅ›li chcÄ… - odrzekÅ‚ Chet.- Ale to siÄ™ nieopÅ‚aca.Na ogół radio informuje ich, gdzie jest najwiÄ™kszy popyt nataryfÄ™ - w centrum, na przedmieÅ›ciu czy na lotnisku.I których rejonównależy unikać z powodu korków i tak dalej.Jack skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….- Tak myÅ›laÅ‚em.- Dlaczego pytasz?- Kiedy byÅ‚em w Korynckim PrzedsiÄ™biorstwie Dywanowym, jakiÅ›taksówkarz przyjechaÅ‚ tam po Jasona Papparisa - odpowiedziaÅ‚ Jack,krzywiÄ…c siÄ™ ironicznie.Chet rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™.- Po raz pierwszy sÅ‚yszÄ™, żeby truposz wzywaÅ‚ taryfÄ™.Ciekawe, skÄ…ddzwoniÅ‚.- I dokÄ…d chciaÅ‚ jechać tÄ… taksówkÄ….Chet znów rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ dudniÄ…co [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.WnoszÄ…c rower dobudynku, skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… strażnikowi.PomachaÅ‚ rÄ™kÄ… do MarvinaFletchera, peÅ‚niÄ…cego wieczorny dyżur technika medycznego, któryprzygotowywaÅ‚ siÄ™ w kostnicy do przyjÄ™cia zwÅ‚ok.Po zaÅ‚ożeniu kłódki na rower Jack wsiadÅ‚ do windy i pojechaÅ‚ napierwsze piÄ™tro do laboratorium toksykologii.Nie sÄ…dziÅ‚, że wróci dobiura tak pózno.PrzeglÄ…d wszystkich dokumentów w KorynckimPrzedsiÄ™biorstwie Dywanowym zajÄ…Å‚ mu znacznie wiÄ™cej czasu, niżprzypuszczaÅ‚.John DeVries, naczelny toksykolog, zdążyÅ‚ już wyjść.Jack musiaÅ‚spytać jednego z pomocników, czy zastÄ™pca inspektora nie dopytywaÅ‚siÄ™ o próbki z ciaÅ‚a Davida Jeffersona.David Jefferson byÅ‚ zmarÅ‚ym wareszcie wiÄ™zniem, w którego sprawie Calvin mocno Jacka przyciskaÅ‚.Niestety, pomocnik nie miaÅ‚ pojÄ™cia.Jack wróciÅ‚ do windy i pojechaÅ‚ do laboratorium DNA na piÄ…tympiÄ™trze.Kierownik, Ted Lynch, byÅ‚ nieosiÄ…galny, wiÄ™c Jack zostawiÅ‚rurki z kulturami, które pobraÅ‚ w biurze Papparisa, u technika.ChciaÅ‚,aby rano Ted poddaÅ‚ je Å‚aÅ„cuchowej reakcji polimerazy na obecnośćzarodników laseczki wÄ…glika.ZszedÅ‚szy po schodach na czwarte piÄ™tro, Jack zahaczyÅ‚ olaboratorium histologii w nadziei, że uda mu siÄ™ zachÄ™cić jego szefowÄ…,Maureen O Connor, by przyspieszyÅ‚a analizÄ™ skrawkówmikroskopowych z ciaÅ‚a Jeffersona.O ile współpraca z MaureenukÅ‚adaÅ‚a mu siÄ™ dobrze, o tyle z Johnem DeVriesem byÅ‚o gorzej, aleteraz nie miaÅ‚o to znaczenia.Maureen również skoÅ„czyÅ‚a już pracÄ™.W drodze do swego biura zajrzaÅ‚ do Laurie, majÄ…c nadziejÄ™, żedowie siÄ™, gdzie i kiedy odbÄ™dzie siÄ™ wyczekiwana z utÄ™sknieniemkolacja.Lecz biuro Laurie byÅ‚o ciemne i opustoszaÅ‚e.Na domiar zÅ‚ego,drzwi byÅ‚y zamkniÄ™te na klucz.Jack wiedziaÅ‚, że to niepodważalnydowód, iż Laurie także poszÅ‚a do domu.- Na miÅ‚ość boskÄ…! - zawoÅ‚aÅ‚ gÅ‚oÅ›no.Z narastajÄ…cÄ… bezsilnoÅ›ciÄ…, pomrukujÄ…c pod nosem, przemierzyÅ‚resztÄ™ korytarza.Przez chwilÄ™ bawiÅ‚ siÄ™ myÅ›lÄ…, żeby siÄ™ również ulotnić,tak aby Laurie nie mogÅ‚a go znalezć.Szybko jednak zarzuciÅ‚ ten pomysÅ‚.To nie byÅ‚o w jego stylu, a poza tym naprawdÄ™ trawiÅ‚a go ciekawość.Jack skrÄ™ciÅ‚ do swojego biura.Przynajmniej zostaÅ‚ jeszcze Chet -kreÅ›liÅ‚ coÅ› pracowicie na żółtych kartkach notesu.- A, wróciÅ‚ nasz globtroter - odezwaÅ‚ siÄ™ na widok Jacka.PoÅ‚ożyÅ‚ołówek na stole.- Nie bÄ™dÄ™ musiaÅ‚ wiÄ™c wypeÅ‚niać tego raportu ozaginionych, do którego akurat siÄ™ zabieraÅ‚em.- Bardzo Å›mieszne - odciÄ…Å‚ siÄ™ Jack, wieszajÄ…c swojÄ… kurtkÄ™.- Przynajmniej wróciÅ‚eÅ› caÅ‚y i zdrowy - stwierdziÅ‚ Chet.- No i jak ciposzÅ‚o w terenie? KtoÅ› siÄ™ targnÄ…Å‚ na twoje życie? Ilu urzÄ™dnikówzdoÅ‚aÅ‚eÅ› dziÅ› doprowadzić do biaÅ‚ej gorÄ…czki?- Nie jestem w nastroju do przekomarzaÅ„ - oznajmiÅ‚ Jack rzeczowymtonem.KlapnÄ…Å‚ ciężko na krzesÅ‚o, jakby nogi nagle odmówiÅ‚y muposÅ‚uszeÅ„stwa.- Zdaje siÄ™, że nie bawiÅ‚eÅ› siÄ™ najlepiej?- Totalna klapa - wyznaÅ‚ Jack.- Z wyjÄ…tkiem jazdy na rowerze.- Nie dziwi mnie to.Ta misja od poczÄ…tku byÅ‚a skazana na PorażkÄ™.Czy w ogóle dowiedziaÅ‚eÅ› siÄ™ czegoÅ›?- Tylko tego, że trzeba mieć masÄ™ czasu, aby przejrzeć dokumentyprzedsiÄ™biorstwa - odpowiedziaÅ‚ Jack.- Nawet takiej maÅ‚ej firmy.CaÅ‚ywysiÅ‚ek okazaÅ‚ siÄ™ nic niewart.%7Å‚ywiÅ‚em perwersyjnÄ… nadziejÄ™, że znajdÄ™jakÄ…Å› partiÄ™ tureckich skór, którÄ… niedawno wysÅ‚ano, żebym mógÅ‚podsunąć ten dokument pod krzywy nochal Clinta Abelarda.Ale gdzietam! CaÅ‚y transport tkwi zamkniÄ™ty na cztery spusty w magazynie wQueens.- Przynajmniej miaÅ‚eÅ› dobre intencje - zachichotaÅ‚ przekornie Chet.- JeÅ›li choćby szepniesz: A nie mówiÅ‚em , wykreÅ›lam ciÄ™ zeswojego testamentu - ostrzegÅ‚ Jack.- Nie upadnÄ™ tak nisko, żeby mówić: A nie mówiÅ‚em - rozeÅ›miaÅ‚siÄ™ Chet.- Dobrze, ale myÅ›laÅ‚eÅ› o tym - odparÅ‚ Jack.- MuszÄ™ natomiast powiedzieć, że twoja nieobecność zostaÅ‚azauważona.Nie martw siÄ™, kryÅ‚em ciÄ™.WykorzystaÅ‚em ten stary numerz grupÄ… zakonnic, której siÄ™ spodziewaÅ‚eÅ›.PowiedziaÅ‚em, że przyjechaÅ‚ydo Nowego Jorku na zlot krÄ™glarski i że wyszedÅ‚eÅ› je powitać.- Kto o mnie pytaÅ‚?- Na przykÅ‚ad Laurie - poinformowaÅ‚ Chet.- PrawdÄ™ mówiÄ…c,wÅ‚aÅ›nie pisaÅ‚em wiadomość dla ciebie.- Chet wyrwaÅ‚ pierwszÄ… kartkÄ™ znotesu i zmiÄ…Å‚ jÄ… w kulkÄ™.TrzymajÄ…c jÄ… miÄ™dzy kciukiem a palcemwskazujÄ…cym cisnÄ…Å‚ niÄ… do biurowego kosza na Å›mieci.- Cóż to za wiadomość? - spytaÅ‚ Jack.- MiaÅ‚em ci przekazać, że kolacja bÄ™dzie w restauracji Elio przyDrugiej Avenue, o ósmej trzydzieÅ›ci.- O ósmej trzydzieÅ›ci! - zawoÅ‚aÅ‚ poirytowany Jack.- Czemu takpózno?- Nie mówiÅ‚a.Ale bez przesady.Ósma trzydzieÅ›ci to znowu nie takpózno.- Pózniej, niż ma zwyczaj jadać - skomentowaÅ‚ Jack.PokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ….Wszystko stawaÅ‚o siÄ™ coraz bardziej tajemnicze.PamiÄ™taÅ‚, że rano Laurienie byÅ‚a pewna, czy utrzyma siÄ™ do wieczora na nogach, co by znaczyÅ‚o,że spodziewaÅ‚a siÄ™ ciężkiego dnia.Dlaczego wiÄ™c zaplanowaÅ‚aspotkanie o tak póznej porze?- No cóż, nie wyglÄ…daÅ‚a na strapionÄ… - oznajmiÅ‚ Chet.- WÅ‚aÅ›ciwiebyÅ‚a w dziwnie wesoÅ‚ym humorze.- NaprawdÄ™?- MuszÄ™ nawet powiedzieć, że tryskaÅ‚a humorem.- Tak samo zachowywaÅ‚a siÄ™ dziÅ› rano.- ByÅ‚a w tak dobrym nastroju, że wspomniaÅ‚em jej o naszychplanach na czwartkowy wieczór.- Masz na myÅ›li nasz wspólny wypad na tÄ™ wystawÄ™ Moneta?Chet skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….- Mam nadziejÄ™, że siÄ™ nie obrazisz.- Co ci odpowiedziaÅ‚a?- OznajmiÅ‚a, że bardzo docenia to, iż o niej myÅ›limy, i dodaÅ‚a, żepowzięła już inne plany.- RzeczywiÅ›cie użyÅ‚a sÅ‚owa docenia ?- DokÅ‚adnie - potwierdziÅ‚ Chet.- Też mnie to zdziwiÅ‚o.WydaÅ‚o misiÄ™ tak nietypowo oficjalne.- Kto jeszcze o mnie pytaÅ‚? - zmieniÅ‚ temat Jack.Nie chciaÅ‚ dÅ‚użejgadać o Laurie; jÄ…trzyÅ‚o to tylko jego ciekawość i niepokój.- WstÄ…piÅ‚ tu Calvin - rzekÅ‚ Chet.- MyÅ›lÄ™, że byÅ‚ na histologii i poprostu zahaczyÅ‚ o nas przy okazji.- Co powiedziaÅ‚?- ChciaÅ‚ ci przypomnieć, że z przypadkiem Jeffersona trzeba siÄ™uporać do czwartku.Jack machnÄ…Å‚ lekceważąco rÄ™kÄ….- To bÄ™dzie zależaÅ‚o od laboratorium, nie ode mnie.- No, to ja siÄ™ zbieram - powiedziaÅ‚ Chet.WstaÅ‚, przeciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™, poczym wziÄ…Å‚ swój powieszony za drzwiami pÅ‚aszcz.- ChciaÅ‚bym ciÄ™ o coÅ› spytać - odezwaÅ‚ siÄ™ Jack.- Mieszkasz wNowym Jorku dÅ‚użej ode mnie.Czy żółte taksówki funkcjonujÄ… tutaj natelefon?- Raczej nie.%7Å‚yjÄ… głównie z pasażerów na ulicy - wyjaÅ›niÅ‚ Chet.-Rzadko kiedy odpowiadajÄ… na wezwania.Jak mówiÄ…: Albo jezdzisz izarabiasz, albo stoisz i tracisz.Nie chcÄ… siedzieć bezczynnie ani robićpustych kursów.Sami szukajÄ… klientów, inaczej sÄ… do tyÅ‚u.- To czemu wielu z nich ma radia? - zapytaÅ‚ Jack.- MogÄ… jezdzić na wezwania, jeÅ›li chcÄ… - odrzekÅ‚ Chet.- Ale to siÄ™ nieopÅ‚aca.Na ogół radio informuje ich, gdzie jest najwiÄ™kszy popyt nataryfÄ™ - w centrum, na przedmieÅ›ciu czy na lotnisku.I których rejonównależy unikać z powodu korków i tak dalej.Jack skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ….- Tak myÅ›laÅ‚em.- Dlaczego pytasz?- Kiedy byÅ‚em w Korynckim PrzedsiÄ™biorstwie Dywanowym, jakiÅ›taksówkarz przyjechaÅ‚ tam po Jasona Papparisa - odpowiedziaÅ‚ Jack,krzywiÄ…c siÄ™ ironicznie.Chet rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™.- Po raz pierwszy sÅ‚yszÄ™, żeby truposz wzywaÅ‚ taryfÄ™.Ciekawe, skÄ…ddzwoniÅ‚.- I dokÄ…d chciaÅ‚ jechać tÄ… taksówkÄ….Chet znów rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ dudniÄ…co [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]