[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szanowana, zamożna rodzina.%7ładnych problemów z randkami.Miałem jużzałatwiony staż w bostońskim szpitalu Massachusetts General.Ale studia medyczne sąciężkie.W te rzadkie wieczory, kiedy nie miałem wieczornych zajęć, nie uczyłem się ani niepracowałem społecznie w miejscowej przychodni, imprezowałem w knajpach.Ostro.Tak robiła większość z nas.W ciągu jednej nocy próbowaliśmy oczyścić organizm zdwóch miesięcy dużego napięcia.Przerwał i poruszył się na fotelu.- Byliśmy w sportowym pubie  U Malone'a".Na ekranach wszystkich telewizorówwyświetlany był mecz Celtics i Bucks.Kilkoro z nas zaczęło się zachowywać dosyć głośno.Obrócił się do Julii i nachylił się bliżej.- Jeden gość przy barze powiedział, żebyśmy się zamknęli.Jeff - mój kumpel - zacząłsię z nim przekrzykiwać.Facet podszedł z zaczepną miną i rzucił Jeffowi na kolana całąmiskę pieczonych ziemniaków.Jeff był niskim, żylastym facetem, zadziornym jak chihuahua.Już miał skoczyć na tamtego przez stół, kiedy położyłem mu rękę na ramieniu i gopowstrzymałem.Wtedy ten facet, który do nas podszedł, odezwał się:  To jest twoja niańka,tak? Nie chce, żeby Jeffiemu coś się stało".Coś w tym guście.Stephen patrzył gdzieś za Julię, całkowicie przeniósłszy się myślami w przeszłość, dotamtego baru.- Jeff podnosi solniczkę i wali nią faceta prosto w czoło.Teraz obaj próbują przejśćprzez stół.Muszę wstać, żeby ich przytrzymać.Facet widzi, że się podnoszę i myśli, że chcęsię na niego rzucić.Popycha mnie.Więc, oczywiście, ja mu oddaję, a facet siada na zadku ijedzie po podłodze.Po chwili jest już na nogach, gotowy, żeby się na mnie rzucić.Przystaje i ocenia mój wzrost.Miałem nad nim pięćdziesiąt kilo i ponad dziesięćcentymetrów przewagi.Sięga za plecy, wyciąga nóż i zaczyna nim wycinać w powietrzukółka, rozumiesz? Ja mówię coś w stylu  Hola, kolego", ale teraz naprawdę się nakręcam.Wiesz, żeby tak od razu wyciągać nóż? On robi gwałtowny ruch do przodu, a ja biorę zamachi uderzam go pięścią w bok głowy. Przerwał i się zamyślił.Wydawało się, że twarz mu się rozluzniła jak świeczka, którązaczęło topić ciepło jej własnego rozpalonego knota.- Upadł i już się nie podniósł.Nigdy.Mój cios złamał mu czaszkę i przerwał tętnicęoponową środkową.Aresztowali mnie za nieumyślne zabójstwo, ale w końcu uznali, żedziałałem w obronie własnej.- I wygląda na to, że mieli rację - powiedziała Julia.Stephen potrząsnął głową.- Nigdy nie byłem zagrożony.Ten wypad do przodu był tylko wymuszoną próbąuratowania twarzy.Nie zbliżyłby się za bardzo.Widziałem to w jego oczach, bał się.Niezaatakowałby nas, z nożem czy bez.Poklepała go po ręce.- W policji stosujemy taką zasadę, która nazywa się zasadą siedmiu metrów.Mówiona, że podejrzany z bronią ostrą stanowi śmiertelne zagrożenie, jeśli znajduje się wodległości siedmiu metrów.Człowiek pokonuje taki dystans w półtorej sekundy i mniejwięcej tyle czasu potrzeba policjantowi z dobrym refleksem, żeby dobyć broni i strzelić.Upodobanie naszego społeczeństwa do broni palnej znieczuliło nas na zagrożenie, jakiestanowi nóż, którym przecież można zabić jednym pchnięciem, jednym cięciem.W sytuacji,w jakiej ty się znalazłeś, każdy rozsądny policjant zastrzeliłby tego faceta.Ja też.Spojrzał jej w twarz, ale nic nie powiedział.- Tamten świrował, był zły, pewnie wypił kilka drinków.Nie mogłeś być pewny, żecię nie zaatakuje.Prawdopodobnie nawet on tego nie wiedział.Zobaczyła w twarzy Stephena, że on już dawno zdecydował: zabił niewinnegoczłowieka.- A więc to właśnie tak tobą wstrząsnęło, że rzuciłeś studia i odnalazłeś Boga? -zapytała.- Ten facet nazywał się Wayne Reitz.Miał tylko dwadzieścia dwa lata.Jego ojciecprzyszedł się ze mną zobaczyć.Był pastorem w dużym kościele.Zapłakał nad synem, apotem powiedział mi, żebym żył dalej i nie pozwolił, by ten wypadek mnie zniszczył.-Spojrzał jej w oczy.- By nie zniszczył mnie.Cóż, jednak byłem zdruzgotany świadomością,że potrafiłem zrobić coś takiego gołymi rękami.Przyszły uzdrowiciel, który miał złożyćprzysięgę Hipokratesa mówiącą, aby nie czynić szkody.Ten ciężar mnie przygniatał.Wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze.- Wersja skrócona: poszedłem do kościoła pastora Reitza.Chciałem się dowiedzieć,czy jego życzliwe słowa były prawdziwe.Jak to możliwe, że mnie nie nienawidzi? Opowiedział mi o woli Boga i o przebaczeniu.Zajęło mi to dużo czasu, ale wreszciemogłem znowu oddychać.Zacząłem pomagać przy kościele, poszedłem do seminarium.Niezostałem lekarzem.W jego oczach zobaczyła wciąż obecny ból, jak ból fantomowy, którego doświadczająludzie po amputacji.Ale były tam również współczucie i troska.To wszystko składało się naniechęć do wyrządzania krzywdy fizycznej.- Jako pastor, jako człowiek pełen współczucia - odezwała się Julia - wierzysz wwalkę ze złem, prawda?Przytaknął.Zostawiła tę myśl w zawieszeniu.Uśmiechnęła się i oparła o wygiętą ścianę samolotu.Pod głowę wcisnęła sobie niewielką niebieską poduszkę i zamknęła oczy.Po kilkuchwilach usłyszała, jak Stephen klika coś na laptopie.Otworzyła jedno oko.- Masz to?- Chcę tylko jeszcze raz obejrzeć te filmy - powiedział, nasuwając słuchawki na uszy.- Coś nam umyka.Wiem o tym.Zamknęła oczy.- Daj znać, jeśli będziesz potrzebować pomocy.Julia szturchnęła widelcem wyschniętą pierś kurczaka na plastikowej tacce Stephena.- Nie będziesz jadł? - zapytała z ustami pełnymi czegoś, co wyglądało jak fasolkaszparagowa.- Hę? - powiedział, odrywając oczy od monitora laptopa.Julia wciąż trzymała widelecnad jego kurczakiem.Obiad Stephena leżał na jej składanym stoliku, bo jego stolik był zajętyprzez laptop.- Nie krępuj się.Nie jestem głodny.Wyciągnęła szyję, żeby zobaczyć, co widać na ekranie.Leciał właśnie fragmentprzedstawiający gwałtowną śmierć mężczyzny w szpitalu.Przełknęła z trudem.- Coś nie tak?Stephen odchylił się do tyłu i potrząsnął głową.- Obejrzałem te filmy kilkanaście razy, przewinąłem listę nazwisk, przestudiowałemmapę.Muszę wierzyć, że są to części planu ataku na Stany Zjednoczone, ale mam uczucie, żecoś przeoczyłem.- Z trudem ubierał myśli w słowa.- Zupełnie jakbym stał zbyt bliskomozaiki: nie mogę ogarnąć całego obrazu.- Kamera skupia się na ofierze - stwierdziła Julia.- To musi być ktoś ważny.- Właśnie o to chodzi.On jest nikim [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl