[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znudzony Wojtek siedział w kościelnej ławce, machającnogami i rytmicznie stukając w klęcznik.Wtem nagle rozległ się głośny dzwięk, informujący o tym,że brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynkicałoooować chcę!".Zofia Kruk szybko sięgnęła po telefon.Cicho szepnęła:- Halo, Milaczku, gadać nie mogę! - przepraszającouśmiechnęła się do Zuzanny, gdy napotkała jej, pełendezaprobaty wzrok.- U Judy jestem w kościele.No u JudyTadeusza! Zwiętego!.Tak, Milaczku, będę w domu za półgodziny.Dzieciaki muszę jedynie zgarnąć.Aj, nie pytaj teraz,jakie dzieciaki, sama zobaczysz.Przyjeżdżaj.*Ciotka Zofia zwariowała.Milena była przerażona.Ciotka Zofia, na stare lata w kościele u Judy Tadeusza?Jakiego Judy Tadeusza? Jakie dzieciaki?Nic dodać, nic ująć.Zwariowała.Milaczek szybko wsiadł do samochodu, wrzucającreklamówkę z zakupami na tylne siedzenie.Musi zobaczyć, cosię dzieje z ciotką.Pod nieobecność swojej matki, rodzonejsiostry pani Kruk, to właśnie ona czuła się w obowiązku dbaćo zdrowie rodziny.Również to psychiczne.Wyjęła z kieszenipapierek nasączony perfumami, którymi Jacek zwykł byłpachnieć, zaczepiła na lusterku i dodała gazu, wyjeżdżając zparkingu.Chwała Bogu, że ojciec zostawił jej swój samochód,wyjeżdżając w te Bieszczady, bo do luksusu człowiek sięprzyzwyczaja zdecydowanie zbyt szybko.A odzwyczajanieboli dotkliwie.*- Dobra, Zuza, dosyć tego modlenia! - teatralnym szeptemrozkazała Zofia Kruk.- Zwiętemu to się może znudzić.-Wstała ciężko z klęcznika, otrzepując swoje rajstopy czy teżpończochy.Tego, co Zofia Kruk miała albo nie miała podsukienką, nigdy nie można było być pewnym.Wojteknatychmiast podniósł się z kolan, na które ponownie padł,widząc jednak wzrok Zuzy, wyrażający olbrzymie potępienie,z głuchym łoskotem upadł na nie z powrotem i westchnął.Zuza popatrzyła na panią Zofię Kruk z wyrzutem.- Sprawa jest beznadziejna, Zosieńko - powiedziała cicho.- Zwięty Juda wymaga poświęceń! - Wzniosła oczy kusklepieniu kolegiaty i powróciła do modlitwy. Tylko czemu ja się poświęcam" - pomyślała Zofia.Usiadła na ławce i zaczęła się zastanawiać, jak wywabićdzieciaki z kościoła.Wojtek nie stanowił problemu, aleZuzanna wyglądała, jakby chciała się tam zadomowić.- Zwięty Juda wymaga dobrych uczynków - powiedziałastanowczo Zofia.- Samo klepanie zdrowasiek w tej sytuacjinie pomoże.Dzieciaki, zabieram was do mnie.Musicie pomócstarej kobiecie.Zuzanna zerwała się na równe nogi.Za nią nieśmiałopodniósł się Wojtek.- Wojtek, Zosieńka ma rację.Trzeba pomóc jakiejś starejkobiecie! - potem zwróciła się do Zofii.- Ty, Zosiu, maszzawsze rewelacyjne pomysły! - Odrzuciła swoje blond loki naplecy i mocno się do pani Zofii przytuliła.- To co, idziemy?Zofia odetchnęła z ulgą.Nie musiała całego ciepłegoprzedpołudnia spędzać w murach zimnego kościoła.Trzebabyło teraz wymyślić jeszcze jakieś bojowe zadanie dladzieciaków, by miały poczucie spełnienia dobrego uczynku.Spojrzała na Zuzannę, która stanowczo wymaszerowała zkościoła i na ślepo w Zuzę wpatrzony sobowtór Harry'egoPottera.Nie będzie łatwo.Kurczę, w razie czego pozostaniepielenie albo wyrywanie koniczyny z trawnika.Może się uda.*Zuzanna była rozczarowana.Zosieńka obiecała, że będą pomagać jakiejś starejkobiecie, a tu Zofia zagoniła ich do roboty w ogrodzie.%7ładnej starej kobiety" w ogrodzie Zuza nie spostrzegła.Zadarty, zbuntowany nosek Bachora wydawał się jeszczebardziej zadarty i zbuntowany.Dopiero zawiłe tłumaczenieZofii odniosło pozytywny skutek.Zuza uwierzyła w celowośćswoich działań ogrodowych.- Zobacz, Zuzanko.- Zofia sama zaczęła prosić wmyślach świętego Judę, by podsunął jej jakiś logiczny pomysłna zaspokojenie potrzeb Zuzanny w sprawie spełnianiadobrych uczynków.Zwięty Juda widać czuwał nad zwykłymiśmiertelnikami, bo takowy pomysł się w głowie pani ZofiiKruk pojawił.- Juda to jest patron od spraw beznadziejnych.Koniczyna rosnąca w trawie jest również sprawą beznadziejną- westchnęła.- Ty wyrywasz, ona rośnie.Po kilku dniach,mimo iż wydaje ci się, że wyrwałaś wszystko, znowucholerstwo wyrasta.Zuzanna zaczęła patrzeć na Zofię ze zrozumieniem.- Zuzanko, czy wiesz, kim był Syzyf? - zapytała ZofiaKruk.- No wiem, tata mi opowiadał kiedyś.Pchał wielkikamień, a ten kamień mu się ciągle zsuwał.Z takiej góry. - No widzisz, Zuzanko, jeśli Syzyf wiedziałby o świętymJudzie Tadeuszu, toby na pewno było mu łatwiej.Gdyby przewidziała, jaką lawinę pytań wywoła tostwierdzenie, nie łączyłaby mitologii z religią w jednymzdaniu.- Ciociu, czekaj, coś mi nie gra.- Zuza zmarszczyła brwi.- To za czasów Syzyfa Juda Tadeusz już był? Może go niebyło i dlatego ten biedny Syzyf musiał pchać ten kamień.- No.Pewnie go nie było - wydukała zaskoczonapytaniem Zofia.- Wojtek, idziemy wyrywać koniczynkę - zarządziłBachor.Wojtek zdążył cicho poprosić o jednorazowe rękawiczki,żeby nie musiał grzebać w brudnej ziemi, pełnej robactwa iróżnego rodzaju intruzów, i poszedł grzecznie za koleżanką.Gdy chwilę pózniej zdumiona Milena podjechała pod bramędomostwa ciotki, ujrzała dwoje grzecznych dzieci, które wmilczeniu szukały koniczyny na trawniku.Nie spodziewała sięnawet, że wyrywały tę koniczynę poniekąd w jej intencji.Araczej w intencji zmiany jej gustu.Bo skąd Zuzanna miała wiedzieć, że Milenka nowymwizerunkiem jej taty jest, krótko mówiąc, nieprzytomniezachwycona?No skąd?*- A, o te dzieci, ciociu, ci chodziło - zawołała Milena, gdytylko przeszła przez furtkę i zobaczyła panią Zofię dyrygującąZuzanną i Wojtkiem.Zuza natychmiast rzuciła się Milenie naszyję, a Wojtek wyjąkał nieśmiałe Dzień dobry".- O te chodziło, o te - machnęła ręką pani Zofia.- A ojakie jeszcze inne mogłoby chodzić? - Wzruszyła ramionami,jakby innych dzieci nie było na świecie.- Umartwiają się wszczytnym celu.Zdziwiona Mila uniosła brwi.- Umartwiają się? Po kiego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Znudzony Wojtek siedział w kościelnej ławce, machającnogami i rytmicznie stukając w klęcznik.Wtem nagle rozległ się głośny dzwięk, informujący o tym,że brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynkicałoooować chcę!".Zofia Kruk szybko sięgnęła po telefon.Cicho szepnęła:- Halo, Milaczku, gadać nie mogę! - przepraszającouśmiechnęła się do Zuzanny, gdy napotkała jej, pełendezaprobaty wzrok.- U Judy jestem w kościele.No u JudyTadeusza! Zwiętego!.Tak, Milaczku, będę w domu za półgodziny.Dzieciaki muszę jedynie zgarnąć.Aj, nie pytaj teraz,jakie dzieciaki, sama zobaczysz.Przyjeżdżaj.*Ciotka Zofia zwariowała.Milena była przerażona.Ciotka Zofia, na stare lata w kościele u Judy Tadeusza?Jakiego Judy Tadeusza? Jakie dzieciaki?Nic dodać, nic ująć.Zwariowała.Milaczek szybko wsiadł do samochodu, wrzucającreklamówkę z zakupami na tylne siedzenie.Musi zobaczyć, cosię dzieje z ciotką.Pod nieobecność swojej matki, rodzonejsiostry pani Kruk, to właśnie ona czuła się w obowiązku dbaćo zdrowie rodziny.Również to psychiczne.Wyjęła z kieszenipapierek nasączony perfumami, którymi Jacek zwykł byłpachnieć, zaczepiła na lusterku i dodała gazu, wyjeżdżając zparkingu.Chwała Bogu, że ojciec zostawił jej swój samochód,wyjeżdżając w te Bieszczady, bo do luksusu człowiek sięprzyzwyczaja zdecydowanie zbyt szybko.A odzwyczajanieboli dotkliwie.*- Dobra, Zuza, dosyć tego modlenia! - teatralnym szeptemrozkazała Zofia Kruk.- Zwiętemu to się może znudzić.-Wstała ciężko z klęcznika, otrzepując swoje rajstopy czy teżpończochy.Tego, co Zofia Kruk miała albo nie miała podsukienką, nigdy nie można było być pewnym.Wojteknatychmiast podniósł się z kolan, na które ponownie padł,widząc jednak wzrok Zuzy, wyrażający olbrzymie potępienie,z głuchym łoskotem upadł na nie z powrotem i westchnął.Zuza popatrzyła na panią Zofię Kruk z wyrzutem.- Sprawa jest beznadziejna, Zosieńko - powiedziała cicho.- Zwięty Juda wymaga poświęceń! - Wzniosła oczy kusklepieniu kolegiaty i powróciła do modlitwy. Tylko czemu ja się poświęcam" - pomyślała Zofia.Usiadła na ławce i zaczęła się zastanawiać, jak wywabićdzieciaki z kościoła.Wojtek nie stanowił problemu, aleZuzanna wyglądała, jakby chciała się tam zadomowić.- Zwięty Juda wymaga dobrych uczynków - powiedziałastanowczo Zofia.- Samo klepanie zdrowasiek w tej sytuacjinie pomoże.Dzieciaki, zabieram was do mnie.Musicie pomócstarej kobiecie.Zuzanna zerwała się na równe nogi.Za nią nieśmiałopodniósł się Wojtek.- Wojtek, Zosieńka ma rację.Trzeba pomóc jakiejś starejkobiecie! - potem zwróciła się do Zofii.- Ty, Zosiu, maszzawsze rewelacyjne pomysły! - Odrzuciła swoje blond loki naplecy i mocno się do pani Zofii przytuliła.- To co, idziemy?Zofia odetchnęła z ulgą.Nie musiała całego ciepłegoprzedpołudnia spędzać w murach zimnego kościoła.Trzebabyło teraz wymyślić jeszcze jakieś bojowe zadanie dladzieciaków, by miały poczucie spełnienia dobrego uczynku.Spojrzała na Zuzannę, która stanowczo wymaszerowała zkościoła i na ślepo w Zuzę wpatrzony sobowtór Harry'egoPottera.Nie będzie łatwo.Kurczę, w razie czego pozostaniepielenie albo wyrywanie koniczyny z trawnika.Może się uda.*Zuzanna była rozczarowana.Zosieńka obiecała, że będą pomagać jakiejś starejkobiecie, a tu Zofia zagoniła ich do roboty w ogrodzie.%7ładnej starej kobiety" w ogrodzie Zuza nie spostrzegła.Zadarty, zbuntowany nosek Bachora wydawał się jeszczebardziej zadarty i zbuntowany.Dopiero zawiłe tłumaczenieZofii odniosło pozytywny skutek.Zuza uwierzyła w celowośćswoich działań ogrodowych.- Zobacz, Zuzanko.- Zofia sama zaczęła prosić wmyślach świętego Judę, by podsunął jej jakiś logiczny pomysłna zaspokojenie potrzeb Zuzanny w sprawie spełnianiadobrych uczynków.Zwięty Juda widać czuwał nad zwykłymiśmiertelnikami, bo takowy pomysł się w głowie pani ZofiiKruk pojawił.- Juda to jest patron od spraw beznadziejnych.Koniczyna rosnąca w trawie jest również sprawą beznadziejną- westchnęła.- Ty wyrywasz, ona rośnie.Po kilku dniach,mimo iż wydaje ci się, że wyrwałaś wszystko, znowucholerstwo wyrasta.Zuzanna zaczęła patrzeć na Zofię ze zrozumieniem.- Zuzanko, czy wiesz, kim był Syzyf? - zapytała ZofiaKruk.- No wiem, tata mi opowiadał kiedyś.Pchał wielkikamień, a ten kamień mu się ciągle zsuwał.Z takiej góry. - No widzisz, Zuzanko, jeśli Syzyf wiedziałby o świętymJudzie Tadeuszu, toby na pewno było mu łatwiej.Gdyby przewidziała, jaką lawinę pytań wywoła tostwierdzenie, nie łączyłaby mitologii z religią w jednymzdaniu.- Ciociu, czekaj, coś mi nie gra.- Zuza zmarszczyła brwi.- To za czasów Syzyfa Juda Tadeusz już był? Może go niebyło i dlatego ten biedny Syzyf musiał pchać ten kamień.- No.Pewnie go nie było - wydukała zaskoczonapytaniem Zofia.- Wojtek, idziemy wyrywać koniczynkę - zarządziłBachor.Wojtek zdążył cicho poprosić o jednorazowe rękawiczki,żeby nie musiał grzebać w brudnej ziemi, pełnej robactwa iróżnego rodzaju intruzów, i poszedł grzecznie za koleżanką.Gdy chwilę pózniej zdumiona Milena podjechała pod bramędomostwa ciotki, ujrzała dwoje grzecznych dzieci, które wmilczeniu szukały koniczyny na trawniku.Nie spodziewała sięnawet, że wyrywały tę koniczynę poniekąd w jej intencji.Araczej w intencji zmiany jej gustu.Bo skąd Zuzanna miała wiedzieć, że Milenka nowymwizerunkiem jej taty jest, krótko mówiąc, nieprzytomniezachwycona?No skąd?*- A, o te dzieci, ciociu, ci chodziło - zawołała Milena, gdytylko przeszła przez furtkę i zobaczyła panią Zofię dyrygującąZuzanną i Wojtkiem.Zuza natychmiast rzuciła się Milenie naszyję, a Wojtek wyjąkał nieśmiałe Dzień dobry".- O te chodziło, o te - machnęła ręką pani Zofia.- A ojakie jeszcze inne mogłoby chodzić? - Wzruszyła ramionami,jakby innych dzieci nie było na świecie.- Umartwiają się wszczytnym celu.Zdziwiona Mila uniosła brwi.- Umartwiają się? Po kiego [ Pobierz całość w formacie PDF ]