[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Być może, ale z miłości! Will.czy też jak wy go nazywacie, Frank, uczynił to wszystko zszalonej miłości do mnie.Czy wy nic nie rozumiecie? Tak, popełnił masę przestępstw, alewyłącznie kierowany uczuciem do mnie.Błagam, zaniechajcie oskarżenia!- Proponowałem panu 0'Harze dobrowolny zwrot ciała.Nie miał na to ochoty - powiedziałButler.- Chcecie go zabić.Zrozumcie, ja go kocham! Nie róbcie tego tera2.Widzicie, spodziewamsię dziecka.Jego dziecka!!!- Czy pani przyszła tu w porozumieniu z mężem? - spytał adwokat.- Nie.nie.On nigdy nie może się dowiedzieć, że ja wiem: Ja.ja sięchyba zabiję!.No więc.- Prawo, droga pani, jest prawem - w głosie Butlera nie ma nawet śladu najmniejszej choćbyemocji.- Musimy wyświetlić wszystko dokońca.Odprowadzę panią.Lucy zaciska usta.Mecenas prowadzi ją do furtki.Anna, która narzuciła wreszcieszlafrok, wychodzi za nimi na taras.W duszy Butlera huczą fanfary triumfalne.Ruszyło!Zeznania Lucy ułożone w obecności Anny mogą mieć swoją wagę.Wygra! Skończy zesprawą świni i padnie w ramiona ukochanej.Kiedy sypialnia Anny opustoszała, spod łóżkawygramoliła się ukryta od dłuższego czasu świnka.Trzęsła się jak w wysokiej gorączce, a ryjmiała mokry od łez.0'Hara spacerował pustymi ulicami Holliday Spring.Czasem minęła go gościnniezwalniająca taksówka, kiedy indziej policyjny radiowóz.Był chłodny, spokojny.Przedzegarem na placyku między uniwersytetem a supermarketem przystanął.Była trzecia.- Niech to się wreszcie skończy.Niech to się skończy.- Przez krótki czas myślał o ucieczce.Nie miała żadnego sensu.Już wczoraj zorientował się, że jest pod dyskretnym nadzoremagentów.Może Butlera, może policji?Tak doszedł do sklepu, w którym niedawno zakupił sztucer na grubego zwierza.Przezchwilę przyglądał się oświetlonej wystawie, potem ujął kawałek ukruszonego muru i cisnął wtaflę.W kwadrans potem był w domu.Nie miał odwagi zajrzeć do sypialni żony.Jeszczeobejrzał mały, poręczny pistolet ukradziony z witryny.Zarepetował go i włożył podpoduszkę.Na ulicy słychać było szybkie kroki.Nasz ulubiony Ciąg Dalszy znajdował się tuż,tuż.Główna sala Sądu Okręgowego wypełniona była po brzegi.Obok normalnychbywalców wśród widzów można było znalezć szereg znakomitości naukowych, a przedewszystkim moc dziennikarzy.Nikt dokładnie nie znał szczegółów, ale przecieki iniedyskrecje wystarczyły, by zwabić publiczność żądną sensacji.Na razie miało odbyć sięprzesłuchanie wstępne.Thomas Butler uzyskał- dzięki swoim znajomościom i wyjątkowemu charakterowi sprawy- maksymalne przyśpieszenie procedury.Sędzia po wypowiedzeniu formuł wstępnych przystąpił do rzeczy.- Wpłynął pozew od pana Williama Holdinga reprezentowanego przez mecenasa Thomasa G.Butlera przeciwko panu Franklinowi 0'Harze.Proszę o powstanie powoda i pozwanego!Butler wstał, ale poza nim nikt się nie ruszył.Wszyscy spojrzeli na profesora, ale tennawet nie drgnął.Na sali zaszumiało.W chwilę potem jak krąg po wodzie kolejny szmerprzebiegł przez audytorium.W kierunku ław publiczności przeciskał się spózniony widz:Panna Dolores Mendoza.Miała zarezerwowane miejsce tuż za profesorem Holdingiem.Tenna jej widok mocno pobladł i ścisnął pulpit dłońmi tak mocno, że aż pobielały mu palce.Siedząca obok Lucy popatrzyła na męża z niepokojem.- Powtarzam, proszę o powstanie.- zaczął sędzia, ale Butlerprzerwał jego słowa.- Chwileczkę, Wysoki Sądzie, oto mój klient.Czterech barczystych policjantów wniosło podłużną skrzynię.Mecenas teatralnymgestem (jak każdy adwokat lubował się w efektach specjalnych) otworzył skrzynię.Przedbarierką dla świadków pojawiła się łaciata maciora, odziana w skromny kaftanik i wytwornąmuszkę.Na sali zawrzało.Wysoki Sąd poczuł się nagle diabelnie niskim, piękna Doloresprzysłoniła twarz wachlarzem, 0'Hara wsunął się głębiej w fotel, a z ust Lucy dobiegł tylkojęk.- Boże, Boże!Co bardziej nerwowi żurnaliści rzucili się do dalekopisów, pozostali jednak cierpliwie czekalina dalszy rozwój dramatu.Sędzia dobre trzy minuty walił młotkiem w pulpit, pragnąc zapanować nad ogólnymbałaganem.Wreszcie, gdy wrzawa nieco opadła,niemal krzyknął do Butlera:- Panie mecenasie, cóż to za niesmaczny żart?- Proszę o wyrozumiałość.Wysoki Sądzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Być może, ale z miłości! Will.czy też jak wy go nazywacie, Frank, uczynił to wszystko zszalonej miłości do mnie.Czy wy nic nie rozumiecie? Tak, popełnił masę przestępstw, alewyłącznie kierowany uczuciem do mnie.Błagam, zaniechajcie oskarżenia!- Proponowałem panu 0'Harze dobrowolny zwrot ciała.Nie miał na to ochoty - powiedziałButler.- Chcecie go zabić.Zrozumcie, ja go kocham! Nie róbcie tego tera2.Widzicie, spodziewamsię dziecka.Jego dziecka!!!- Czy pani przyszła tu w porozumieniu z mężem? - spytał adwokat.- Nie.nie.On nigdy nie może się dowiedzieć, że ja wiem: Ja.ja sięchyba zabiję!.No więc.- Prawo, droga pani, jest prawem - w głosie Butlera nie ma nawet śladu najmniejszej choćbyemocji.- Musimy wyświetlić wszystko dokońca.Odprowadzę panią.Lucy zaciska usta.Mecenas prowadzi ją do furtki.Anna, która narzuciła wreszcieszlafrok, wychodzi za nimi na taras.W duszy Butlera huczą fanfary triumfalne.Ruszyło!Zeznania Lucy ułożone w obecności Anny mogą mieć swoją wagę.Wygra! Skończy zesprawą świni i padnie w ramiona ukochanej.Kiedy sypialnia Anny opustoszała, spod łóżkawygramoliła się ukryta od dłuższego czasu świnka.Trzęsła się jak w wysokiej gorączce, a ryjmiała mokry od łez.0'Hara spacerował pustymi ulicami Holliday Spring.Czasem minęła go gościnniezwalniająca taksówka, kiedy indziej policyjny radiowóz.Był chłodny, spokojny.Przedzegarem na placyku między uniwersytetem a supermarketem przystanął.Była trzecia.- Niech to się wreszcie skończy.Niech to się skończy.- Przez krótki czas myślał o ucieczce.Nie miała żadnego sensu.Już wczoraj zorientował się, że jest pod dyskretnym nadzoremagentów.Może Butlera, może policji?Tak doszedł do sklepu, w którym niedawno zakupił sztucer na grubego zwierza.Przezchwilę przyglądał się oświetlonej wystawie, potem ujął kawałek ukruszonego muru i cisnął wtaflę.W kwadrans potem był w domu.Nie miał odwagi zajrzeć do sypialni żony.Jeszczeobejrzał mały, poręczny pistolet ukradziony z witryny.Zarepetował go i włożył podpoduszkę.Na ulicy słychać było szybkie kroki.Nasz ulubiony Ciąg Dalszy znajdował się tuż,tuż.Główna sala Sądu Okręgowego wypełniona była po brzegi.Obok normalnychbywalców wśród widzów można było znalezć szereg znakomitości naukowych, a przedewszystkim moc dziennikarzy.Nikt dokładnie nie znał szczegółów, ale przecieki iniedyskrecje wystarczyły, by zwabić publiczność żądną sensacji.Na razie miało odbyć sięprzesłuchanie wstępne.Thomas Butler uzyskał- dzięki swoim znajomościom i wyjątkowemu charakterowi sprawy- maksymalne przyśpieszenie procedury.Sędzia po wypowiedzeniu formuł wstępnych przystąpił do rzeczy.- Wpłynął pozew od pana Williama Holdinga reprezentowanego przez mecenasa Thomasa G.Butlera przeciwko panu Franklinowi 0'Harze.Proszę o powstanie powoda i pozwanego!Butler wstał, ale poza nim nikt się nie ruszył.Wszyscy spojrzeli na profesora, ale tennawet nie drgnął.Na sali zaszumiało.W chwilę potem jak krąg po wodzie kolejny szmerprzebiegł przez audytorium.W kierunku ław publiczności przeciskał się spózniony widz:Panna Dolores Mendoza.Miała zarezerwowane miejsce tuż za profesorem Holdingiem.Tenna jej widok mocno pobladł i ścisnął pulpit dłońmi tak mocno, że aż pobielały mu palce.Siedząca obok Lucy popatrzyła na męża z niepokojem.- Powtarzam, proszę o powstanie.- zaczął sędzia, ale Butlerprzerwał jego słowa.- Chwileczkę, Wysoki Sądzie, oto mój klient.Czterech barczystych policjantów wniosło podłużną skrzynię.Mecenas teatralnymgestem (jak każdy adwokat lubował się w efektach specjalnych) otworzył skrzynię.Przedbarierką dla świadków pojawiła się łaciata maciora, odziana w skromny kaftanik i wytwornąmuszkę.Na sali zawrzało.Wysoki Sąd poczuł się nagle diabelnie niskim, piękna Doloresprzysłoniła twarz wachlarzem, 0'Hara wsunął się głębiej w fotel, a z ust Lucy dobiegł tylkojęk.- Boże, Boże!Co bardziej nerwowi żurnaliści rzucili się do dalekopisów, pozostali jednak cierpliwie czekalina dalszy rozwój dramatu.Sędzia dobre trzy minuty walił młotkiem w pulpit, pragnąc zapanować nad ogólnymbałaganem.Wreszcie, gdy wrzawa nieco opadła,niemal krzyknął do Butlera:- Panie mecenasie, cóż to za niesmaczny żart?- Proszę o wyrozumiałość.Wysoki Sądzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]