[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Will dalej drapał kudłaty łeb, przytulony do jego ramienia.Z uśmiechem powiódłspojrzeniem po twarzach zgromadzonych wokół ogniska przyjaciół.Po raz pierwszy odniepamiętnego czasu czuł się bezpieczny i naprawdę spokojny - teraz, gdy znów był przy nimHalt, a na dodatek jeszcze wszystkie inne bliskie mu istoty.Potem odezwała się Evanlyn i opowiedziała o ich podróży przez Morze BiałychSztormów oraz o pobycie na wysepce Skorghijl.Horace obdarzył Willa spojrzeniem pełnym podziwu, gdy dziewczyna opowiedziała,jak młody zwiadowca upokorzył w mrocznej i cuchnącej dymem chacie skandyjskiegorozbójnika, wprawiając go w nieme przerażenie celnym rzutem noża.Halt rzucił tylkospojrzenie swemu uczniowi i jeden, jedyny raz skinął ku niemu głową.To zaś znaczyło dlaWilla o wiele więcej niż całe tony pochwał wygłoszonych przez kogoś innego.Potem nastąpiła jednak ta część historii, z której Will wcale nie był dumny, boEvanlyn zaczęła mówić o ich przybyciu do Hallasholm i o tym, jak wpadł w szponyuzależnienia od ziela zwanego cieplakiem.Obawiał się słów potępienia ze strony Halta, alegdy dziewczyna opowiedziała o swej rozpaczy, i o tym, w jakim stanie był Will, pozbawionyzdolności do samodzielnego myślenia i działania, zwiadowca znów skłonił głowę, lecz tymrazem warknął:- Do diabła z ludzmi, którzy faszerują kogokolwiek tym świństwem.Po czym przez moment milczał z opuszczoną głową, by następnie popatrzeć Willowigłęboko w oczy.Chłopak dojrzał w tym spojrzeniu smutek i współczucie.- Przykro mi, że musiałeś przez to przejść - rzucił krótko, a Willa ogarnęło poczucieulgi.W końcu nadszedł kres opowieści.Pozostało jeszcze wiele rzeczyniedopowiedzianych, które wyjaśnią się w ciągu nadchodzących tygodni, i nie mniej takichspraw, rzeczy, o których po prostu zapomnieli.Teraz wiedzieli już jednak z grubsza, co działosię ze wszystkimi podczas długich miesięcy rozłąki.Jedna rzecz tylko została przemilczana, a mianowicie kwestia wygnania Halta zkrólestwa.Ani Will, ani Evanlyn nie dowiedzieli się, że Halta skazano na banicję iwykluczono z Korpusu Zwiadowców.Jak widać, Horace, kiedy było trzeba, potrafił trzymaćjęzyk za zębami - a o to właśnie Halt go prosił, nim przekroczyli granicę Skandii.Skorozwiadowca zamierzał opowiedzieć całą historię Willowi na swój sposób, młody rycerz przyjąłto po prostu do wiadomości i uszanował wolę starego mistrza.Gdy cienie zaczęły się wydłużać, Halt podszedł do związanego jeńca.Najpierwrozsupłał więzy na jego rękach, odczekał kilka minut, bawiąc się niedbale ciężką saksą;temudżeiński wojownik stęknął - jakby z wdzięcznością - po czym zaczął poruszać palcami irozcierać dłonie.Nie próbował opierać się, gdy zwiadowca skrępował je na nowo.Wiedziałjuż, że w następnej chwili tej samej ulgi doznają jego stopy, bowiem Halt poluzniał więzy jużkilkakrotnie, odkąd go pojmali.W ten sposób jeńcowi nie groziło trwałe okaleczenie zpowodu ograniczonego dopływu krwi, a jednocześnie Halt miał pewność, że nie zdoła samrozluznić sznura.Choć wiedział, że nie uzyska żadnej odpowiedzi, Halt spytał Temudżeinajeszcze raz o imię i nazwę jednostki, do której należy.Co prawda ongiś sporo czasu spędziłpośród Ludu - jak mówili o sobie ci wojownicy - był wśród nich przez dobrych kilka lat icałkiem niezle posługiwał się ichniejszym językiem, nie widział jednak powodu, by się z owąjęzykową sprawnością zdradzać akurat wobec jeńca.Odzywał się więc doń we wspólnejmowie, mowie uproszczonej, pozbawionej jakiejkolwiek gramatyki czy składni, lecz znanejwszystkim na tej Półkuli - czyli mieszaniną języka gallijskiego, teutońskiego oraztemudżeińskiego.Jak Halt się spodziewał, Temudżein na pytania znów zareagował milczeniem.Halt nieprzejął się tym szczególnie i odszedł, głęboko zamyślony.Horace siedział przy ogniu,pracowicie polerując ostrze swojego miecza.Evanlyn pełniła straż na szczycie wzgórza,obserwując zbocza.Jeszcze pół godziny i czas na zmianę warty - pomyślał odruchowo Halt.Zaczął przechadzać się tam i z powrotem, rozważając nękającą go kwestię, aż zdał sobiesprawę, że nie jest sam.Odwrócił się i uśmiechnął na widok Willa, który kroczył za nim,owinięty w zwiadowczy płaszcz, który Halt wiózł dla niego przez całą drogę, zesporządzonym przezeń łukiem na ramieniu i regulaminową saksą u pasa.Co prawda pochwana dwa noże stanowiła część wyposażenia dostępnego tylko zwiadowcom, a wykluczony zich szeregów Halt nie zdążył się o takową dla chłopca wystarać, ale na razie Will niewspomniał o tym ani słowem.- Co cię dręczy? - spytał chłopak, widząc, że mistrz na niego spogląda.Halt odwrócił się na pięcie, stając z nim twarzą w twarz, unosząc też brew w grymasiedobrze chłopcu znanym.- Dręczy? - powtórzył.Will obdarzył go uśmiechem, nie zamierzając dać się zbić z tropu.Przez ten rok mały naprawdę dorósł - pomyślał Halt, pomny, jak ongiś ów prostygrymas wprawiał jego ucznia w zakłopotanie.- No tak.Kiedy przechadzasz się niczym tygrys w klatce, zazwyczaj coś cię dręczy -rzekł Will.Halt w zamyśleniu ścisnął usta.- Aha.Mam więc rozumieć, że widziałeś już w swym życiu niejednego tygrysa -rzekł - i potrafisz bezbłędnie określić różnicę w zachowaniu zwierzęcia w klatce oraz nawolności, tak?Will uśmiechnął się jeszcze szerzej.- A kiedy próbujesz mnie zbyć, odpowiadając pytaniem na pytanie, wtedy jestem jużcałkiem pewien, że nad czymś rozmyślasz.Halt sapnął gniewnie.Nie przypuszczał, że jest taki przewidywalny.Zanotował ówfakt w pamięci, by na przyszłość zwrócić nań uwagę, po czym dopadła go wątpliwość, czyaby nie jest za stary na zmienianie własnych przyzwyczajeń, którym wszak hołdował tylkowtedy, gdy nie miał do czynienia z bezpośrednim zagrożeniem, gdy czuł się odprężony.- No cóż, owszem - odpowiedział.- Muszę przyznać, że to i owo zaprząta moją myśl.Nic ważnego.Nie przejmuj się.- To znaczy, czym mam się nie przejmować? - spytał bezczelnie jego uczeń, a Haltprzechylił głowę.- Pozwól, niech ci wyjaśnię - rzekł.- Kiedy mówię nie przejmuj się , chcępowiedzieć, że nie zamierzam z tobą rozmawiać o zaprzątającym mnie problemie.- To wiem - odezwał się niesforny uczeń, wciąż z uśmiechem.- Ale w czym rzecz?Halt odetchnął głęboko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Will dalej drapał kudłaty łeb, przytulony do jego ramienia.Z uśmiechem powiódłspojrzeniem po twarzach zgromadzonych wokół ogniska przyjaciół.Po raz pierwszy odniepamiętnego czasu czuł się bezpieczny i naprawdę spokojny - teraz, gdy znów był przy nimHalt, a na dodatek jeszcze wszystkie inne bliskie mu istoty.Potem odezwała się Evanlyn i opowiedziała o ich podróży przez Morze BiałychSztormów oraz o pobycie na wysepce Skorghijl.Horace obdarzył Willa spojrzeniem pełnym podziwu, gdy dziewczyna opowiedziała,jak młody zwiadowca upokorzył w mrocznej i cuchnącej dymem chacie skandyjskiegorozbójnika, wprawiając go w nieme przerażenie celnym rzutem noża.Halt rzucił tylkospojrzenie swemu uczniowi i jeden, jedyny raz skinął ku niemu głową.To zaś znaczyło dlaWilla o wiele więcej niż całe tony pochwał wygłoszonych przez kogoś innego.Potem nastąpiła jednak ta część historii, z której Will wcale nie był dumny, boEvanlyn zaczęła mówić o ich przybyciu do Hallasholm i o tym, jak wpadł w szponyuzależnienia od ziela zwanego cieplakiem.Obawiał się słów potępienia ze strony Halta, alegdy dziewczyna opowiedziała o swej rozpaczy, i o tym, w jakim stanie był Will, pozbawionyzdolności do samodzielnego myślenia i działania, zwiadowca znów skłonił głowę, lecz tymrazem warknął:- Do diabła z ludzmi, którzy faszerują kogokolwiek tym świństwem.Po czym przez moment milczał z opuszczoną głową, by następnie popatrzeć Willowigłęboko w oczy.Chłopak dojrzał w tym spojrzeniu smutek i współczucie.- Przykro mi, że musiałeś przez to przejść - rzucił krótko, a Willa ogarnęło poczucieulgi.W końcu nadszedł kres opowieści.Pozostało jeszcze wiele rzeczyniedopowiedzianych, które wyjaśnią się w ciągu nadchodzących tygodni, i nie mniej takichspraw, rzeczy, o których po prostu zapomnieli.Teraz wiedzieli już jednak z grubsza, co działosię ze wszystkimi podczas długich miesięcy rozłąki.Jedna rzecz tylko została przemilczana, a mianowicie kwestia wygnania Halta zkrólestwa.Ani Will, ani Evanlyn nie dowiedzieli się, że Halta skazano na banicję iwykluczono z Korpusu Zwiadowców.Jak widać, Horace, kiedy było trzeba, potrafił trzymaćjęzyk za zębami - a o to właśnie Halt go prosił, nim przekroczyli granicę Skandii.Skorozwiadowca zamierzał opowiedzieć całą historię Willowi na swój sposób, młody rycerz przyjąłto po prostu do wiadomości i uszanował wolę starego mistrza.Gdy cienie zaczęły się wydłużać, Halt podszedł do związanego jeńca.Najpierwrozsupłał więzy na jego rękach, odczekał kilka minut, bawiąc się niedbale ciężką saksą;temudżeiński wojownik stęknął - jakby z wdzięcznością - po czym zaczął poruszać palcami irozcierać dłonie.Nie próbował opierać się, gdy zwiadowca skrępował je na nowo.Wiedziałjuż, że w następnej chwili tej samej ulgi doznają jego stopy, bowiem Halt poluzniał więzy jużkilkakrotnie, odkąd go pojmali.W ten sposób jeńcowi nie groziło trwałe okaleczenie zpowodu ograniczonego dopływu krwi, a jednocześnie Halt miał pewność, że nie zdoła samrozluznić sznura.Choć wiedział, że nie uzyska żadnej odpowiedzi, Halt spytał Temudżeinajeszcze raz o imię i nazwę jednostki, do której należy.Co prawda ongiś sporo czasu spędziłpośród Ludu - jak mówili o sobie ci wojownicy - był wśród nich przez dobrych kilka lat icałkiem niezle posługiwał się ichniejszym językiem, nie widział jednak powodu, by się z owąjęzykową sprawnością zdradzać akurat wobec jeńca.Odzywał się więc doń we wspólnejmowie, mowie uproszczonej, pozbawionej jakiejkolwiek gramatyki czy składni, lecz znanejwszystkim na tej Półkuli - czyli mieszaniną języka gallijskiego, teutońskiego oraztemudżeińskiego.Jak Halt się spodziewał, Temudżein na pytania znów zareagował milczeniem.Halt nieprzejął się tym szczególnie i odszedł, głęboko zamyślony.Horace siedział przy ogniu,pracowicie polerując ostrze swojego miecza.Evanlyn pełniła straż na szczycie wzgórza,obserwując zbocza.Jeszcze pół godziny i czas na zmianę warty - pomyślał odruchowo Halt.Zaczął przechadzać się tam i z powrotem, rozważając nękającą go kwestię, aż zdał sobiesprawę, że nie jest sam.Odwrócił się i uśmiechnął na widok Willa, który kroczył za nim,owinięty w zwiadowczy płaszcz, który Halt wiózł dla niego przez całą drogę, zesporządzonym przezeń łukiem na ramieniu i regulaminową saksą u pasa.Co prawda pochwana dwa noże stanowiła część wyposażenia dostępnego tylko zwiadowcom, a wykluczony zich szeregów Halt nie zdążył się o takową dla chłopca wystarać, ale na razie Will niewspomniał o tym ani słowem.- Co cię dręczy? - spytał chłopak, widząc, że mistrz na niego spogląda.Halt odwrócił się na pięcie, stając z nim twarzą w twarz, unosząc też brew w grymasiedobrze chłopcu znanym.- Dręczy? - powtórzył.Will obdarzył go uśmiechem, nie zamierzając dać się zbić z tropu.Przez ten rok mały naprawdę dorósł - pomyślał Halt, pomny, jak ongiś ów prostygrymas wprawiał jego ucznia w zakłopotanie.- No tak.Kiedy przechadzasz się niczym tygrys w klatce, zazwyczaj coś cię dręczy -rzekł Will.Halt w zamyśleniu ścisnął usta.- Aha.Mam więc rozumieć, że widziałeś już w swym życiu niejednego tygrysa -rzekł - i potrafisz bezbłędnie określić różnicę w zachowaniu zwierzęcia w klatce oraz nawolności, tak?Will uśmiechnął się jeszcze szerzej.- A kiedy próbujesz mnie zbyć, odpowiadając pytaniem na pytanie, wtedy jestem jużcałkiem pewien, że nad czymś rozmyślasz.Halt sapnął gniewnie.Nie przypuszczał, że jest taki przewidywalny.Zanotował ówfakt w pamięci, by na przyszłość zwrócić nań uwagę, po czym dopadła go wątpliwość, czyaby nie jest za stary na zmienianie własnych przyzwyczajeń, którym wszak hołdował tylkowtedy, gdy nie miał do czynienia z bezpośrednim zagrożeniem, gdy czuł się odprężony.- No cóż, owszem - odpowiedział.- Muszę przyznać, że to i owo zaprząta moją myśl.Nic ważnego.Nie przejmuj się.- To znaczy, czym mam się nie przejmować? - spytał bezczelnie jego uczeń, a Haltprzechylił głowę.- Pozwól, niech ci wyjaśnię - rzekł.- Kiedy mówię nie przejmuj się , chcępowiedzieć, że nie zamierzam z tobą rozmawiać o zaprzątającym mnie problemie.- To wiem - odezwał się niesforny uczeń, wciąż z uśmiechem.- Ale w czym rzecz?Halt odetchnął głęboko [ Pobierz całość w formacie PDF ]