[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Testament był na biurku.W jakiej odległości się państwo znajdowali? - Niezbyt blisko.Pięć lub sześć metrów.- Czy podczas czytania testamentu pan Leonides siedział za biurkiem? - Tak.- Czy wstał lub opuścił biuiko po odczytaniu testamentu i przed podpisaniem go? - Nie.- Czy służba mogła odczytać dokument podczas składania podpisów? - Nie - odparła Clemency.- Teść zakrył treść testamentu kartką czystego papieru.- Zupełnie słusznie - zauważył Philip.- Zawartość testamentu nie powinna obchodzić służby.- Rozumiem - rzekł Tavemer.- To znaczy.nie rozumiem.Energicznym ruchem wyciągnął długą kopertę i podał ją prawnikowi.- Proszę spojrzeć i powiedzieć mi, co to jest.Gaitskill wyjął z koperty poskładany dokument, rozłożył go i przebiegł po nim wzrokiem.- To zdumiewające! - powiedział zaskoczony.- Nic nie rozumiem.Gdzie to było, jeżeli wolno zapytać? - W sejfie wśród innych papierów pana Leonidesa.- Ale co to jest? - zapytał Roger.- O co chodzi? - To testament, który przygotowałem pańskiemu ojcu do podpisu.ale.nic nie rozumiem, po tym co tu usłyszałem.On nie jest podpisany.- Co? Zatem to pewnie projekt - Nie - odparł prawnik.- Pan Leonides zwrócił mi oryginalny projekt.Potem sporządziłem testament.właśnie ten -uderzył palcem w papier - i wysłałem go do podpisu.Zgodnie z tym, co tu usłyszałem, pan Leonides podpisał go na oczach wszystkich.Świadkowie też złożyli podpisy.A jednak testament nie jest podpisany.- Ależ to niemożliwe! - wykrzyknął Philip Leonides z ożywieniem, jakiego wcześniej u niego nie widziałem.- Czy pański ojciec miał dobry wzrok? - zapylał go Tavemer.- Cierpiał na jaskrę.Do czytania używał silnych okularów.- Czy miał je tego wieczora? - Oczywiście.Zdjął okulary dopiero po złożeniu podpisu.Chyba się nie mylę.- Nie mylisz się - potwierdziła Clemency.- I nikt, jesteście tego państwo pewni, nie zbliżał się do biurka przed podpisaniem testamentu? - Zastanawiam się - powiedziała Magda, mrużąc oczy - czy możemy sobie to teraz przypomnieć.- Nikt nie podchodził do biurka - zapewniła Sophia.-Dziadek siedział przy nim cały czas.- Biurko stało w tej pozycji co teraz? Nie bliżej drzwi, okna, ściany? - Nie.Tam gdzie teraz.- Próbuję ustalić, czy możliwa była jakaś zamiana - rzekł Taverner.- Musiało coś takiego nastąpić.Pan Leonides sądził, że podpisał dokument, który odczytał na głos.- Czy podpis mógł zostać wymazany? - zapytał Roger.- Nie, panie Leonides.W każdym razie nie bez pozostawienia śladów.Jest jeszcze jedna możliwość: to nie jest dokument przysłany przez pana Gaitskilla.Nie ten, który pan Leonides podpisał w państwa obecności.- Wprost przeciwnie - zaprotestował prawnik.- Mogę przysiąc, że to oryginalny dokument.Papier ma skazę.w lewym górnym rogu.przypomina ona samolot Zauważyłem ją wtedy i teraz.Członkowie rodziny popatrzyli na siebie ze zdumieniem.- Wyjątkowo dziwny zbieg okoliczności - rzekł Gaitskill.-Bez precedensu w moich doświadczeniach.- To jest niemożliwe - powiedział Roger.- Przecież byliśmy tu wszyscy razem.To po prostu nie mogło się stać.Panna de Haviland zakaszlała sucho.- Szkoda sobie strzępić język, mówiąc, że to, co się stało, d ic mogło się stać - zauważyła.- Jaka jest teraz nasza sytuacja? To chciałabym wiedzieć.Gaitskill natychmiast stał się ostrożnym prawnikiem.- Sytuację trzeba starannie zbadać - powiedział.- Ten dokument oczywiście unieważnia wcześniejsze testamenty.Są świadkowie, którzy widzieli, że pan Leonides podpisał go w dobrej wierze.Hm.Bardzo ciekawy problem prawniczy.Tuverner zerknął na zegarek.- Obawiam się, że opóźniłem państwa lunch.- Może zje pan z nami, inspektorze - zaproponował Philip.- Dziękuję, panie Leonides, ale jestem umówiony z doktorem Grayem.Philip zwrócił się do prawnika.- A pan? - Dziękuję.Wszyscy wstali.Zbliżyłem się dyskretnie do Sophii.- Mam iść czy zostać? - wymruczałem.Zabrzmiało to jak śmieszny tytuł wiktoriańskiej piosenki.- Myślę, że iść - odparła Sophia.Cicho wysunąłem się z pokoju i podążyłem za Tavernerem.Zauważyłem Josephine, która jeździła tam i z powrotem na drzwiach prowadzących do pomieszczeń gospodarczych.Wyglądała na rozbawioną.- Policjanci to głupcy - zauważyła.Sophia wyszła z salonu.- Co robisz, Josephine? - Pomagam niani.- Mam nadzieję, że nie podsłuchiwałaś.Josephine wykrzywiła twarz i schowała się za drzwiami.- To dziecko to prawdziwy problem - stwierdziła z niepokojem Sophia.11.Kiedy wszedłem do pokoju komisarza w Yardzie, Taverner akurat kończył swoją opowieść o łańcuchu niedoli.- To tyle - powiedział.- Przepytałem wszystkich i co uzyskałem? Nic! Żadnych motywów.A jedyne co mamy przeciwko żonie i jej młodemu przyjacielowi to to, że robił do niej cielęce oczy, kiedy nalewała mu kawę! - Uspokój się, mój drogi - pocieszyłem go.- Mnie poszło lepiej.- Czyżby? Czego się dowiedziałeś? Usiadłem, zapaliłem papierosa i zacząłem spokojnie relacjonować wszystko, czego dowiedziałem się od Josephine.- Roger Leonides i jego żona planowali na przyszły wtorek wyjazd za granicę.Roger miał burzliwą rozmowę z ojcem w dniu jego śmierci.Stary Leonides odkrył jakieś nieprawidłowości w funkcjonowaniu zarządzanej przez syna firmy i Roger przyznał się do winy.Taverner spurpurowiał na twarzy.- Skąd, do diabła, o tym wiesz?! - wykrzyknął.- Jeżeli od służby.- Nie od służby - odparłem.- Od prywatnego agenta.- Co masz na myśli? - I muszę powiedzieć, że zgodnie z kanonami najlepszych kryminałów, on, a raczej ona.lub może lepiej powiedzieć ono, pokonało policję! Myślę też - ciągnąłem dalej - że mój prywatny detektyw ma w zanadrzu jeszcze kilka rzeczy.Taverner otworzył usta i zaraz je zamknął.Chciał zadać tyle pytań, że nie wiedział, od czego zacząć.- Roger! - zawołał.- Więc Roger jest nie w porządku, tak? Poczułem do siebie lekką niechęć za to, że ujawniłem mu tę informację.Polubiłem Rogera Leonidesa i z wyraźnym oporem posyłałem psy sprawiedliwości na jego ślad.Było oczywiście możliwe, że informacja Josephine nie jest wiarygodna, ale raczej nie liczyłem na to.- Więc ten dzieciak ci powiedział? - pytał Taverner.-Wygląda na to, że ona wie o wszystkim, co dzieje się w tym domu.- Dzieci zwykle wiedzą - zauważył mój ojciec sucho.Ta informacja, jeżeli była prawdziwa, zmieniała całą sytuacje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Testament był na biurku.W jakiej odległości się państwo znajdowali? - Niezbyt blisko.Pięć lub sześć metrów.- Czy podczas czytania testamentu pan Leonides siedział za biurkiem? - Tak.- Czy wstał lub opuścił biuiko po odczytaniu testamentu i przed podpisaniem go? - Nie.- Czy służba mogła odczytać dokument podczas składania podpisów? - Nie - odparła Clemency.- Teść zakrył treść testamentu kartką czystego papieru.- Zupełnie słusznie - zauważył Philip.- Zawartość testamentu nie powinna obchodzić służby.- Rozumiem - rzekł Tavemer.- To znaczy.nie rozumiem.Energicznym ruchem wyciągnął długą kopertę i podał ją prawnikowi.- Proszę spojrzeć i powiedzieć mi, co to jest.Gaitskill wyjął z koperty poskładany dokument, rozłożył go i przebiegł po nim wzrokiem.- To zdumiewające! - powiedział zaskoczony.- Nic nie rozumiem.Gdzie to było, jeżeli wolno zapytać? - W sejfie wśród innych papierów pana Leonidesa.- Ale co to jest? - zapytał Roger.- O co chodzi? - To testament, który przygotowałem pańskiemu ojcu do podpisu.ale.nic nie rozumiem, po tym co tu usłyszałem.On nie jest podpisany.- Co? Zatem to pewnie projekt - Nie - odparł prawnik.- Pan Leonides zwrócił mi oryginalny projekt.Potem sporządziłem testament.właśnie ten -uderzył palcem w papier - i wysłałem go do podpisu.Zgodnie z tym, co tu usłyszałem, pan Leonides podpisał go na oczach wszystkich.Świadkowie też złożyli podpisy.A jednak testament nie jest podpisany.- Ależ to niemożliwe! - wykrzyknął Philip Leonides z ożywieniem, jakiego wcześniej u niego nie widziałem.- Czy pański ojciec miał dobry wzrok? - zapylał go Tavemer.- Cierpiał na jaskrę.Do czytania używał silnych okularów.- Czy miał je tego wieczora? - Oczywiście.Zdjął okulary dopiero po złożeniu podpisu.Chyba się nie mylę.- Nie mylisz się - potwierdziła Clemency.- I nikt, jesteście tego państwo pewni, nie zbliżał się do biurka przed podpisaniem testamentu? - Zastanawiam się - powiedziała Magda, mrużąc oczy - czy możemy sobie to teraz przypomnieć.- Nikt nie podchodził do biurka - zapewniła Sophia.-Dziadek siedział przy nim cały czas.- Biurko stało w tej pozycji co teraz? Nie bliżej drzwi, okna, ściany? - Nie.Tam gdzie teraz.- Próbuję ustalić, czy możliwa była jakaś zamiana - rzekł Taverner.- Musiało coś takiego nastąpić.Pan Leonides sądził, że podpisał dokument, który odczytał na głos.- Czy podpis mógł zostać wymazany? - zapytał Roger.- Nie, panie Leonides.W każdym razie nie bez pozostawienia śladów.Jest jeszcze jedna możliwość: to nie jest dokument przysłany przez pana Gaitskilla.Nie ten, który pan Leonides podpisał w państwa obecności.- Wprost przeciwnie - zaprotestował prawnik.- Mogę przysiąc, że to oryginalny dokument.Papier ma skazę.w lewym górnym rogu.przypomina ona samolot Zauważyłem ją wtedy i teraz.Członkowie rodziny popatrzyli na siebie ze zdumieniem.- Wyjątkowo dziwny zbieg okoliczności - rzekł Gaitskill.-Bez precedensu w moich doświadczeniach.- To jest niemożliwe - powiedział Roger.- Przecież byliśmy tu wszyscy razem.To po prostu nie mogło się stać.Panna de Haviland zakaszlała sucho.- Szkoda sobie strzępić język, mówiąc, że to, co się stało, d ic mogło się stać - zauważyła.- Jaka jest teraz nasza sytuacja? To chciałabym wiedzieć.Gaitskill natychmiast stał się ostrożnym prawnikiem.- Sytuację trzeba starannie zbadać - powiedział.- Ten dokument oczywiście unieważnia wcześniejsze testamenty.Są świadkowie, którzy widzieli, że pan Leonides podpisał go w dobrej wierze.Hm.Bardzo ciekawy problem prawniczy.Tuverner zerknął na zegarek.- Obawiam się, że opóźniłem państwa lunch.- Może zje pan z nami, inspektorze - zaproponował Philip.- Dziękuję, panie Leonides, ale jestem umówiony z doktorem Grayem.Philip zwrócił się do prawnika.- A pan? - Dziękuję.Wszyscy wstali.Zbliżyłem się dyskretnie do Sophii.- Mam iść czy zostać? - wymruczałem.Zabrzmiało to jak śmieszny tytuł wiktoriańskiej piosenki.- Myślę, że iść - odparła Sophia.Cicho wysunąłem się z pokoju i podążyłem za Tavernerem.Zauważyłem Josephine, która jeździła tam i z powrotem na drzwiach prowadzących do pomieszczeń gospodarczych.Wyglądała na rozbawioną.- Policjanci to głupcy - zauważyła.Sophia wyszła z salonu.- Co robisz, Josephine? - Pomagam niani.- Mam nadzieję, że nie podsłuchiwałaś.Josephine wykrzywiła twarz i schowała się za drzwiami.- To dziecko to prawdziwy problem - stwierdziła z niepokojem Sophia.11.Kiedy wszedłem do pokoju komisarza w Yardzie, Taverner akurat kończył swoją opowieść o łańcuchu niedoli.- To tyle - powiedział.- Przepytałem wszystkich i co uzyskałem? Nic! Żadnych motywów.A jedyne co mamy przeciwko żonie i jej młodemu przyjacielowi to to, że robił do niej cielęce oczy, kiedy nalewała mu kawę! - Uspokój się, mój drogi - pocieszyłem go.- Mnie poszło lepiej.- Czyżby? Czego się dowiedziałeś? Usiadłem, zapaliłem papierosa i zacząłem spokojnie relacjonować wszystko, czego dowiedziałem się od Josephine.- Roger Leonides i jego żona planowali na przyszły wtorek wyjazd za granicę.Roger miał burzliwą rozmowę z ojcem w dniu jego śmierci.Stary Leonides odkrył jakieś nieprawidłowości w funkcjonowaniu zarządzanej przez syna firmy i Roger przyznał się do winy.Taverner spurpurowiał na twarzy.- Skąd, do diabła, o tym wiesz?! - wykrzyknął.- Jeżeli od służby.- Nie od służby - odparłem.- Od prywatnego agenta.- Co masz na myśli? - I muszę powiedzieć, że zgodnie z kanonami najlepszych kryminałów, on, a raczej ona.lub może lepiej powiedzieć ono, pokonało policję! Myślę też - ciągnąłem dalej - że mój prywatny detektyw ma w zanadrzu jeszcze kilka rzeczy.Taverner otworzył usta i zaraz je zamknął.Chciał zadać tyle pytań, że nie wiedział, od czego zacząć.- Roger! - zawołał.- Więc Roger jest nie w porządku, tak? Poczułem do siebie lekką niechęć za to, że ujawniłem mu tę informację.Polubiłem Rogera Leonidesa i z wyraźnym oporem posyłałem psy sprawiedliwości na jego ślad.Było oczywiście możliwe, że informacja Josephine nie jest wiarygodna, ale raczej nie liczyłem na to.- Więc ten dzieciak ci powiedział? - pytał Taverner.-Wygląda na to, że ona wie o wszystkim, co dzieje się w tym domu.- Dzieci zwykle wiedzą - zauważył mój ojciec sucho.Ta informacja, jeżeli była prawdziwa, zmieniała całą sytuacje [ Pobierz całość w formacie PDF ]