[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym łatwiej będzie doprowadzić do jej małżeństwa z Jamesem Bentleyem.Nadinspektor Spence wyglądał na zaskoczonego.— Wychodzi za Jamesa Bentleya? Deirdre Henderson? Kto to powiedział?— Ja to mówię — powiedział Poirot.— Ja się zajmuję tą sprawą.Mam teraz za dużo wolnego czasu, kiedyśmy rozwiązali nasz mały problem.Zajmę się tym i doprowadzę do tego małżeństwa.Jak dotąd obojgu zainteresowanym nie przyszło to na myśl.Ale czują do siebie pociąg.Gdyby ich pozostawić samych sobie, nic by z tego nie wyszło… ale mają do czynienia z Herkulusem Poirotem.Zobaczy pan! Sprawa ruszy.Spence skrzywił się.— Nie przeszkadza panu, że wtyka pan nos w nie swoje sprawy?— Mon cher, to nie brzmi dobrze w pana ustach — napominał go Poirot.— No, tu mnie pan zna.Ale przecież James Bentley to oferma.— Oczywiście, że oferma! W tej chwili na serio się gryzie, że nie zastał powieszony.— Powinien dziękować panu na klęczkach — powiedział Spence.— Powiedzmy, że raczej panu.Ale najwidoczniej on jest innego zdania.— Stuknięty facet.— Święte słowa, a jednak aż dwie kobiety gotowe się nim zająć.Natura jest pełna niespodzianek.— Myślałem, że to Maude Williams miał pan zamiar z nim skojarzyć.— Sam wybierze — powiedział Poirot.— Sam… jak to wy mówicie?… przyzna jabłko zwyciężczyni.Ale myślę, że wybierze Deirdre Henderson.Maude Williams ma za wiele energii i witalności.Przy niej jeszcze głębiej by się schował w swojej skorupie.— Pojęcia nie mam, dlaczego któraś z nich miałaby go chcieć.— Zaiste, niezbadane są drogi natury.— Ale i tak będzie pan miał ręce pełne roboty.Przede wszystkim ustawić go na linii startu… a potem wyrwać dziewczynę z jadowitych pazurów mamusi… Będzie się broniła zębami i pazurami!— Sukces przypadnie silniejszemu.— Chciał pan chyba powiedzieć: wąsatemu…Spence ryknął śmiechem.Poirot pogłaskał wąsy i zaproponował brandy.— Nie mam nic przeciwko brandy, monsieur Poirot.Poirot wydał polecenie.— Ach — powiedział Spence.— Wiedziałem, że jest jeszcze coś, co chciałem panu powiedzieć.Pamięta pan Rendellów?— Naturalnie.— No, więc kiedyśmy go sprawdzali, wyszło na jaw coś dziwnego.Wygląda na to, że kiedy zmarła jego pierwsza żona w Leeds, gdzie wówczas praktykował, tamtejsza policja odebrała całkiem paskudne anonimy na jego temat.Stwierdzające ni mniej, ni więcej, że ją otruł.Ludzie, oczywiście, gadają takie rzeczy.Leczył ją jakiś inny lekarz, cieszący się dobrą opinią, i nie dopatrzył się w tej śmierci niczego podejrzanego.Nie było się czego czepić poza faktem, że ubezpieczyli się nawzajem na własną korzyść, ale tak się robi… Nie było niczego, co by nam dawało podstawy do działania, jak mówię, a jednak… ciekawe.Co pan na to?Poirot przypomniał sobie wystraszoną minę pani Rendell, jej wzmiankę o anonimach i powtarzane z uporem zapewnienia, że nie wierzy ani jednemu słowu.Przypomniał sobie również, jaka była pewna, że jego śledztwo w sprawie pani McGinty to tylko pretekst.Powiedział:— Mogłoby się wydawać, że nie tylko policja otrzymywała anonimy.— I do niej przychodziły?— Tak przypuszczam.Kiedy się zjawiłem w Broadhinny, myślała, że śledzę jej męża i że sprawa pani McGinty stanowi tylko pretekst.Tak.I on tak myślał… Teraz rozumiem! To doktor Rendell próbował mnie tego wieczoru zepchnąć pod pociąg!— Sądzi pan, że i żonę spróbuje załatwić?— Sądzę, że mądrze zrobi, nie ubezpieczając się na życie na jego korzyść — powiedział oschle Poirot.— Ale jeśli doktor myśli, że mamy na niego oko, pewno będzie ostrożny.— Zrobimy, co w naszej mocy.Będziemy mieli oko na genialnego doktorka nie ukrywając tego.Poirot uniósł kieliszek z brandy.— Za panią Oliver — powiedział.— Skąd panu raptem przyszła do głowy?— Kobieca intuicja — powiedział Poirot.Na chwilę zapadło milczenie, po czym Spence powiedział powoli:— W przyszłym tygodniu Robin Upward staje przed sądem.Wie pan, Poirot, nie mogę się oprzeć wątpliwościom…Poirot przerwał mu z przerażeniem:— Mon Dieu! Nie ma pan chyba wątpliwości co do winy Robina Upwarda?! Niech mi pan nie mówi, że chce pan zaczynać wszystko od początku!Nadinspektor Spence skrzywił się uspokajająco.— Dobry Boże, nie.Na pewno on jest mordercą! — I dodał: — Jest taki zarozumiały, że wszystko możliwe!* * ** (fr.) Do kroćset* Biblia Tysiąclecia, Pwt, 5, W [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl