[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzenie, którym obrzuciła Jacka, wyrażało jednocześnie irytację i zaskoczenie.— Bardzo przepraszam — zapytał młody człowiek.— Czy to pani przed chwilą krzyczała?— Ja? Bynajmniej.Jej zdziwienie było tak szczere, że Jack poczuł się zakłopotany.Mówiła bardzo łagodnym i miłym głosem z lekkim cudzoziemskim akcentem.— Ale musiała pani słyszeć ten krzyk — dopytywał się.— Dochodził gdzieś stąd.Patrzyła na niego ze zdumieniem.— Nic nie słyszałam.Teraz z kolei Jack nie ukrywał zdziwienia.Wydawało mu się zupełnie niewiarygodne, że nie słyszała tego rozpaczliwego wołania o pomoc.Ale widząc jej spokój, nie śmiał podejrzewać, że go okłamuje.— Dobiegał gdzieś z bliska — powtórzył z uporem.Teraz ona spojrzała na niego podejrzliwie.— Jak brzmiał ten okrzyk? — spytała.— Morderstwo! Ratunku! Morderstwo!— Morderstwo! Ratunku! Morderstwo! — powtórzyła dziewczyna.— Ktoś zrobił panu głupi kawał, Monsieur.Któż miałby tu zostać zamordowany?Jack rozejrzał się, jakby oczekując, że nagle dostrzeże na ogrodowej ścieżce jakieś zwłoki.Miał nadal całkowitą pewność, że naprawdę słyszał krzyk, że nie powstał on w jego wyobraźni.Zerknął w stronę okien domku.Panował tam idealny spokój i cisza.— Czy chce pan przeszukać nasz dom? — spytała lodowatym tonem dziewczyna.Jej wyraźny sceptycyzm wprawił Jacka w jeszcze większe zakłopotanie.Zamierzał się oddalić.— Przepraszam — powiedział.— Widocznie ten głos dochodził z głębi lasu.Uchylił czapki i odszedł.Obejrzał się przez ramię i zobaczył, że dziewczyna zabrała się ponownie do pielenia grządek.Przez jakiś czas przeszukiwał las, ale nie znalazł niczego, co wskazywałoby, że wydarzyło się tu coś niezwykłego.A jednak nadal był przeświadczony, że naprawdę słyszał krzyk.W końcu zrezygnował z poszukiwań i pognał do hotelu, by w pośpiechu przełknąć śniadanie i zdążyć na pociąg o 8.46.Zazwyczaj docierał na stację parę sekund przed jego odjazdem.Kiedy zajął miejsce w przedziale, odezwały się w nim lekkie wyrzuty sumienia.Czy nie powinien był natychmiast zawiadomić o wszystkim policji? Powstrzymał go od tego wyłącznie sceptycyzm dziewczyny.Najwyraźniej podejrzewała go o bujną wyobraźnię.Być może policja potraktowałaby go podobnie.Czy był absolutnie pewny, że słyszał ten krzyk?Teraz nie miał już takiej pewności jak przedtem, tak bywa, kiedy próbuje się odtworzyć minione wrażenia.A może był to dobiegający z oddali krzyk jakiegoś ptaka, który on wziął za głos kobiety?Z gniewem odrzucił tę możliwość.Głos, który usłyszał, był z całą pewnością głosem kobiecym.Pamiętał, że zanim rozległ się krzyk, zerknął na zegarek.Było około dwadzieścia pięć po siódmej.Ten fakt mógł okazać się przydatny dla policji, o ile… o ile coś odkryje.Wracając wieczorem do hotelu, przerzucił nerwowo popołudniowe gazety, chcąc sprawdzić, czy nie ma w nich jakiejś wzmianki o popełnionym przestępstwie.Nie znalazł jednak nic i sam nie wiedział, czy powinien odczuwać ulgę czy zawód.Następnego ranka padał deszcz.Taka pogoda musiała ostudzić zapał nawet najbardziej zapalonego gracza.Jack wstał w ostatniej chwili, przełknął śniadanie, pobiegł do pociągu i znów gorączkowo wertował dzienniki.Nadal nie znajdował w nich najmniejszej wzmianki o dokonaniu jakiegoś makabrycznego odkrycia.Nie było jej również w gazetach popołudniowych.— To dziwne — powiedział do siebie — ale tak wygląda prawda.Zapewne jacyś nieznośni smarkacze bawili się w lesie.Nazajutrz rano zjawił się na polu golfowym bardzo wcześnie.Kiedy przechodził obok domku, zauważył kątem oka, że dziewczyna znów pieli ogrodowe rabatki.Najwyraźniej miała taki zwyczaj.Wykonał wyjątkowo udane uderzenie i miał nadzieję, że to dostrzegła.Szykując się do następnego, zerknął na zegarek.— Dokładnie dwadzieścia pięć po siódmej — mruknął.— Ciekawe, czy…Słowa zamarły mu na ustach.Za jego plecami rozległ się ten sam krzyk, który poprzednio tak bardzo go przeraził.Był to rozpaczliwy głos kobiety, której życiu zagraża bezpośrednie niebezpieczeństwo.— Morderstwo! Ratunku! Morderstwo!Jack pognał w stronę domku.Dziewczyna stała przy furtce.Wydawała się zaskoczona, gdy Jack podbiegł do niej, wołając triumfująco:— Tym razem chyba pani słyszała!W jej szeroko otwartych oczach odbijało się coś, czego nie potrafił zgłębić.Zauważył jednak, że kiedy do niej podszedł, zrobiła krok do tyłu i zerknęła w stronę domku, jakby rozważając możliwość schronienia się w nim.Patrząc mu w oczy potrząsnęła głową.— Nic nie słyszałam — odparła stanowczo.Jack poczuł się, jakby zadała mu cios między oczy.Jej słowa brzmiały tak szczerze, że musiał jej wierzyć.Ale przecież ten krzyk nie mógł zrodzić się w jego wyobraźni… nie mógł… nie mógł…— Przeżył pan wstrząs nerwowy podczas bombardowania, prawda? — spytała łagodnie, niemal ze współczuciem.W mgnieniu oka zrozumiał, dlaczego wydawała mu się zalękniona i zerkała w stronę domu.Przypuszczała, że on cierpi na urojenia…Nagle, jak zimny prysznic, poraziła go straszliwa myśl.Może dziewczyna ma rację? Może rzeczywiście cierpi na urojenia? Przerażony tą myślą, odwrócił się i odszedł bez słowa.Dziewczyna obserwowała go przez chwilę, po czym westchnęła, potrząsnęła głową i pochyliła się znów nad rabatką.Jack próbował w myślach znaleźć logiczne rozwiązanie tej zagadki.— Jeśli dwadzieścia pięć po siódmej znów usłyszę ten cholerny wrzask — powiedział do siebie — będzie jasne, że mam jakieś halucynacje.Ale nie usłyszę go.Przez cały dzień dręczył go niepokój i wcześnie położył się do łóżka z postanowieniem przeprowadzenia następnego ranka jeszcze jednej próby.Jak można było się spodziewać, przez pół nocy nie zmrużył oka, toteż w końcu zaspał.Wyszedł z hotelu dwadzieścia po siódmej i ruszył pędem w kierunku pola golfowego.Zdawał sobie sprawę, że nie zdąży dotrzeć na czas do fatalnego miejsca.Doszedł jednak do wniosku, że jeśli ten głos był tylko zwykłą halucynacją, usłyszy go wszędzie.Biegł dalej, wpatrując się we wskazówki swego zegarka.Dwadzieścia pięć po siódmej.Z oddali dotarł do niego odbity przez echo krzyk kobiety.Nie mógł rozróżnić poszczególnych słów, ale był przekonany, że to ten sam krzyk, który słyszał poprzednio i że dobiega on z tego samego miejsca, z sąsiedztwa małego domku.O dziwo, fakt ten dodał mu otuchy.Bądź co bądź, mogła to być jakaś mistyfikacja [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Spojrzenie, którym obrzuciła Jacka, wyrażało jednocześnie irytację i zaskoczenie.— Bardzo przepraszam — zapytał młody człowiek.— Czy to pani przed chwilą krzyczała?— Ja? Bynajmniej.Jej zdziwienie było tak szczere, że Jack poczuł się zakłopotany.Mówiła bardzo łagodnym i miłym głosem z lekkim cudzoziemskim akcentem.— Ale musiała pani słyszeć ten krzyk — dopytywał się.— Dochodził gdzieś stąd.Patrzyła na niego ze zdumieniem.— Nic nie słyszałam.Teraz z kolei Jack nie ukrywał zdziwienia.Wydawało mu się zupełnie niewiarygodne, że nie słyszała tego rozpaczliwego wołania o pomoc.Ale widząc jej spokój, nie śmiał podejrzewać, że go okłamuje.— Dobiegał gdzieś z bliska — powtórzył z uporem.Teraz ona spojrzała na niego podejrzliwie.— Jak brzmiał ten okrzyk? — spytała.— Morderstwo! Ratunku! Morderstwo!— Morderstwo! Ratunku! Morderstwo! — powtórzyła dziewczyna.— Ktoś zrobił panu głupi kawał, Monsieur.Któż miałby tu zostać zamordowany?Jack rozejrzał się, jakby oczekując, że nagle dostrzeże na ogrodowej ścieżce jakieś zwłoki.Miał nadal całkowitą pewność, że naprawdę słyszał krzyk, że nie powstał on w jego wyobraźni.Zerknął w stronę okien domku.Panował tam idealny spokój i cisza.— Czy chce pan przeszukać nasz dom? — spytała lodowatym tonem dziewczyna.Jej wyraźny sceptycyzm wprawił Jacka w jeszcze większe zakłopotanie.Zamierzał się oddalić.— Przepraszam — powiedział.— Widocznie ten głos dochodził z głębi lasu.Uchylił czapki i odszedł.Obejrzał się przez ramię i zobaczył, że dziewczyna zabrała się ponownie do pielenia grządek.Przez jakiś czas przeszukiwał las, ale nie znalazł niczego, co wskazywałoby, że wydarzyło się tu coś niezwykłego.A jednak nadal był przeświadczony, że naprawdę słyszał krzyk.W końcu zrezygnował z poszukiwań i pognał do hotelu, by w pośpiechu przełknąć śniadanie i zdążyć na pociąg o 8.46.Zazwyczaj docierał na stację parę sekund przed jego odjazdem.Kiedy zajął miejsce w przedziale, odezwały się w nim lekkie wyrzuty sumienia.Czy nie powinien był natychmiast zawiadomić o wszystkim policji? Powstrzymał go od tego wyłącznie sceptycyzm dziewczyny.Najwyraźniej podejrzewała go o bujną wyobraźnię.Być może policja potraktowałaby go podobnie.Czy był absolutnie pewny, że słyszał ten krzyk?Teraz nie miał już takiej pewności jak przedtem, tak bywa, kiedy próbuje się odtworzyć minione wrażenia.A może był to dobiegający z oddali krzyk jakiegoś ptaka, który on wziął za głos kobiety?Z gniewem odrzucił tę możliwość.Głos, który usłyszał, był z całą pewnością głosem kobiecym.Pamiętał, że zanim rozległ się krzyk, zerknął na zegarek.Było około dwadzieścia pięć po siódmej.Ten fakt mógł okazać się przydatny dla policji, o ile… o ile coś odkryje.Wracając wieczorem do hotelu, przerzucił nerwowo popołudniowe gazety, chcąc sprawdzić, czy nie ma w nich jakiejś wzmianki o popełnionym przestępstwie.Nie znalazł jednak nic i sam nie wiedział, czy powinien odczuwać ulgę czy zawód.Następnego ranka padał deszcz.Taka pogoda musiała ostudzić zapał nawet najbardziej zapalonego gracza.Jack wstał w ostatniej chwili, przełknął śniadanie, pobiegł do pociągu i znów gorączkowo wertował dzienniki.Nadal nie znajdował w nich najmniejszej wzmianki o dokonaniu jakiegoś makabrycznego odkrycia.Nie było jej również w gazetach popołudniowych.— To dziwne — powiedział do siebie — ale tak wygląda prawda.Zapewne jacyś nieznośni smarkacze bawili się w lesie.Nazajutrz rano zjawił się na polu golfowym bardzo wcześnie.Kiedy przechodził obok domku, zauważył kątem oka, że dziewczyna znów pieli ogrodowe rabatki.Najwyraźniej miała taki zwyczaj.Wykonał wyjątkowo udane uderzenie i miał nadzieję, że to dostrzegła.Szykując się do następnego, zerknął na zegarek.— Dokładnie dwadzieścia pięć po siódmej — mruknął.— Ciekawe, czy…Słowa zamarły mu na ustach.Za jego plecami rozległ się ten sam krzyk, który poprzednio tak bardzo go przeraził.Był to rozpaczliwy głos kobiety, której życiu zagraża bezpośrednie niebezpieczeństwo.— Morderstwo! Ratunku! Morderstwo!Jack pognał w stronę domku.Dziewczyna stała przy furtce.Wydawała się zaskoczona, gdy Jack podbiegł do niej, wołając triumfująco:— Tym razem chyba pani słyszała!W jej szeroko otwartych oczach odbijało się coś, czego nie potrafił zgłębić.Zauważył jednak, że kiedy do niej podszedł, zrobiła krok do tyłu i zerknęła w stronę domku, jakby rozważając możliwość schronienia się w nim.Patrząc mu w oczy potrząsnęła głową.— Nic nie słyszałam — odparła stanowczo.Jack poczuł się, jakby zadała mu cios między oczy.Jej słowa brzmiały tak szczerze, że musiał jej wierzyć.Ale przecież ten krzyk nie mógł zrodzić się w jego wyobraźni… nie mógł… nie mógł…— Przeżył pan wstrząs nerwowy podczas bombardowania, prawda? — spytała łagodnie, niemal ze współczuciem.W mgnieniu oka zrozumiał, dlaczego wydawała mu się zalękniona i zerkała w stronę domu.Przypuszczała, że on cierpi na urojenia…Nagle, jak zimny prysznic, poraziła go straszliwa myśl.Może dziewczyna ma rację? Może rzeczywiście cierpi na urojenia? Przerażony tą myślą, odwrócił się i odszedł bez słowa.Dziewczyna obserwowała go przez chwilę, po czym westchnęła, potrząsnęła głową i pochyliła się znów nad rabatką.Jack próbował w myślach znaleźć logiczne rozwiązanie tej zagadki.— Jeśli dwadzieścia pięć po siódmej znów usłyszę ten cholerny wrzask — powiedział do siebie — będzie jasne, że mam jakieś halucynacje.Ale nie usłyszę go.Przez cały dzień dręczył go niepokój i wcześnie położył się do łóżka z postanowieniem przeprowadzenia następnego ranka jeszcze jednej próby.Jak można było się spodziewać, przez pół nocy nie zmrużył oka, toteż w końcu zaspał.Wyszedł z hotelu dwadzieścia po siódmej i ruszył pędem w kierunku pola golfowego.Zdawał sobie sprawę, że nie zdąży dotrzeć na czas do fatalnego miejsca.Doszedł jednak do wniosku, że jeśli ten głos był tylko zwykłą halucynacją, usłyszy go wszędzie.Biegł dalej, wpatrując się we wskazówki swego zegarka.Dwadzieścia pięć po siódmej.Z oddali dotarł do niego odbity przez echo krzyk kobiety.Nie mógł rozróżnić poszczególnych słów, ale był przekonany, że to ten sam krzyk, który słyszał poprzednio i że dobiega on z tego samego miejsca, z sąsiedztwa małego domku.O dziwo, fakt ten dodał mu otuchy.Bądź co bądź, mogła to być jakaś mistyfikacja [ Pobierz całość w formacie PDF ]