[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pierwszym odruchu Trawkin powiązał ze sobą Barrona, prezydenta oraz prośbęskierowaną do biblioteki, ale teraz nie był pewien, czy słusznie.Z tego, co wiedział, Barronzginął w wypadku na łodzi, a jego wuj chorował na Alzheimera.Wszystko dało się prostowytłumaczyć, poza dostarczoną przez Scanlona kopią wydruku listy rozmów z telefonu wszpitalu imienia Waltera Reeda.Według niej, doktor Barron dzwonił tylko do jednej osoby zzewnątrz Hudsona Hainesa Coopera, zastępcy dyrektora CIA do spraw operacyjnych.Barronz całą pewnością nie był jego lekarzem.Trawkin, aby dowiedzieć się czegoś więcej, spotkał się z jednym ze swoichinformatorów w firmie telekomunikacyjnej.Był nim projektant systemów - niejaki Zaricki.Był on święcie przekonany, że Trawkin jest nadużywającym alkohol zachodnioniemieckimdziennikarzem, który ma więcej pieniędzy niż pomyślunku.Zastępca rezydenta GRU niezamierzał wyprowadzać go z błędu i dobrze płacił za każdą przysługę.Na prośbę Trawkina, dodatkowo umotywowany widokiem koperty z pięciomabanknotami studolarowymi, Zaricki poświęcił kilka godzin, by podążyć przez labiryntsystemu bilingowego tropem numeru Hudsona Coopera.Podobnie jak Scanlon i on osiągnąłsukces.Natrafił bowiem na pewien zastrzeżony numer telefonu z Wirginii.Zaricki odnalazłnazwisko abonenta za pośrednictwem biura bilingowego.Był nim niejaki Hollis CrandallMacintyre z Woodbridge w Wirginii.Zarickiemu nazwisko to nic nie mówiło, ale Trawkinmiał kolejny twardy orzech do zgryzienia.Co mogło łączyć wojskowego lekarza, zastępcędyrektora CIA i starego, zgryzliwego polityka, jakim był Macintyre? To wszystko wydawałosię bez sensu, niemniej jakieś powiązanie musiało istnieć.O osiemnastej piętnaście Barron zadzwonił z prośbą o informacje dotyczące chorobyCreutzfeldta-Jakoba i powiązanej z nią demencji.O dwudziestej trzydzieści skontaktował sięz Hudsonem Cooperem.Ten z kolei o dwudziestej drugiej piętnaście zadzwonił do HollisaMacintyre a.Rozmowa Barrona z Cooperem trwała minutę i siedemnaście sekund, natomiastrozmowa Coopera z Macintyre em dwadzieścia dwie sekundy.Nie minęły dwadzieścia czterygodziny, a doktor John Barron już nie żył.Trawkin westchnął.Instynkt podpowiadał mu, że tych trzech ludzi coś ze sobą łączy,ale musiał znalezć na to niezbite dowody.Bez nich Kozłow nie pozwoli mu na dalszezajmowanie się tą sprawą.Być może informacje na temat choroby Creutzfeldta-Jakoba były Barronowipotrzebne do artykułu, który pisał.Z kolei jego rozmowa z Cooperem mogła mieć charakterczysto towarzyski, podobnie jak telefon Coopera do Macintyre a.W tym wszystkim nie byłonic podejrzanego, poza zapewnieniem Scanlona, że ktoś majstrował przy rejestrze próśb wszpitalu imienia Waltera Reeda.Jego zeznania jednak nie wystarczą.Zadzwonił telefon stojący przy terminalu komputerowym.Trawkin podniósłsłuchawkę.Zgłosił się Gregor Sawin, oficer operacyjny, który miał za zadanie obserwowaćHudsona Coopera.Jak dotąd Cooper nie uczynił nic niezwykłego.- Tak, Sawin?- Mam transmisję.- Chwileczkę - odparł Trawkin.Podobnie jak wszystkie inne organizacjewywiadowcze działające w Waszyngtonie, GRU znała wiele najprzeróżniejszych sposobówna zabezpieczenie połączeń radiowych, telefonicznych oraz transmisji mikrofalowych.Przycichej zgodzie Kozłowa, Trawkin sprowadził dla swoich ludzi wyprodukowane w Szwecjiurządzenie kodujące o nazwie Transfertex SR22.Wystarczyło podłączyć je do zwyczajnegotelefonu i wystukać na dziewięciocyfrowej klawiaturze odpowiednie, zmieniane co tydzień,numery.Trawkin uczynił to, po czym ponownie podniósł słuchawkę.- Sawin?- Tak.Cały czas tu jestem.- Dobrze.Mów - popędził go Trawkin.- Hudson Cooper i jego asystent.- Mallory?- Tak.Pół godziny temu przyjechali na lotnisko Dulles.Cooper skierował się dosalonu dla VIP-ów czekających na lot zagraniczny, a Mallory poszedł do kasy AmericanAirlines.Wysłałem Lowczikowa, żeby stanął za nim w kolejce.Okazało się, że Mallory kupiłdwa bilety w pierwszej klasie na Barbados.Samolot odlatuje za dziesięć minut.Lowczikowobserwuje wyjście, żeby się upewnić, czy naprawdę wejdą na pokład.- Posługują się prawdziwymi nazwiskami? - spytał Trawkin.- Nie - odparł Sawin.- Cooper figuruje w spisie pasażerów jako John Barnes.Mallorynatomiast jako Thomas Akroyd.- W porządku Sawin, dobra robota - powiedział Trawkin.- Zostań na lotnisku, dopókisamolot nie odleci.Potem natychmiast wracaj.- Dobrze.- Sowin przerwał połączenie i w słuchawce rozległ się elektroniczny hałas.Trawkin odłączył Transfertex.Rozsiadł się wygodniej na krześle i podrapał w zamyśleniu pobrodzie.Jeszcze jedna zagadka, która wreszcie powinna pobudzić wyobraznię Kozłowa.Byłomało prawdopodobne, by Cooper jechał na Barbados w towarzystwie Mallory ego podfałszywym nazwiskiem w celach czysto rekreacyjnych.Co więcej, nie zdarzało się, byczłowiek na tak wysokim stanowisku osobiście uczestniczył w operacji.Zatem, działo się cośdziwnego, równie dziwnego jak rozmowa telefoniczna Barrona z Cooperem.Trawkinpokiwał głową, po czym podniósł słuchawką i wykręcił trzycyfrowy numer wewnętrzny.- Dział dokumentów, mówi porucznik Kapalkin.- Tu pułkownik Trawkin.- Co mogę dla pana zrobić, pułkowniku?- Potrzebne mi są nowe dokumenty.- Trawkin wytarł wilgotną dłoń w spodnie.ObyKozłow wyciągnął takie same wnioski, jak ja - pomyślał.- Oczywiście, pułkowniku! Czy ma pan jakieś szczególne życzenia?- Szwajcarski paszport? - zaproponował Trawkin.Mówił dobrą angielszczyzną, ale zakcentem, który pozwalał rozpoznać w nim cudzoziemca.- I wizy: amerykańską i brytyjską,kilka kart kredytowych i do tego trochę śmieci.- Czy karty muszą być ważne? - spytał Kapalkin.- Nie - odparł Trawkin.- Będę płacił gotówką.- To dobrze - powiedział ciepło porucznik.- Szybciej się ze wszystkim uwiniemy,pułkowniku.- Chcę mieć te papiery na czwartą - stwierdził Trawkin, spoglądając na zegarek.Byłajuż pierwsza trzydzieści.- W porządku - odparł oficer.- Mamy pańskie zdjęcia w aktach.To potrwa godzinkę,no może trochę dłużej.- Dział Dokumentów w Radzieckim Biurze Wojskowym stanowił zagraniczny oddziałPierwszego Departamentu GRU i posiadał dostęp do gigantycznej bazy danych dotyczącychprzepisów paszportowych, dowodów tożsamości, praw jazdy, przepustek, dokumentówwojskowych, policyjnych oraz biletów na podróż lądem, morzem czy koleją.O każdej porze, korzystając z bezpiecznego łącza satelitarnego, Kapalkin znał warunkiotrzymania zezwolenia na wjazd do danego kraju [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.W pierwszym odruchu Trawkin powiązał ze sobą Barrona, prezydenta oraz prośbęskierowaną do biblioteki, ale teraz nie był pewien, czy słusznie.Z tego, co wiedział, Barronzginął w wypadku na łodzi, a jego wuj chorował na Alzheimera.Wszystko dało się prostowytłumaczyć, poza dostarczoną przez Scanlona kopią wydruku listy rozmów z telefonu wszpitalu imienia Waltera Reeda.Według niej, doktor Barron dzwonił tylko do jednej osoby zzewnątrz Hudsona Hainesa Coopera, zastępcy dyrektora CIA do spraw operacyjnych.Barronz całą pewnością nie był jego lekarzem.Trawkin, aby dowiedzieć się czegoś więcej, spotkał się z jednym ze swoichinformatorów w firmie telekomunikacyjnej.Był nim projektant systemów - niejaki Zaricki.Był on święcie przekonany, że Trawkin jest nadużywającym alkohol zachodnioniemieckimdziennikarzem, który ma więcej pieniędzy niż pomyślunku.Zastępca rezydenta GRU niezamierzał wyprowadzać go z błędu i dobrze płacił za każdą przysługę.Na prośbę Trawkina, dodatkowo umotywowany widokiem koperty z pięciomabanknotami studolarowymi, Zaricki poświęcił kilka godzin, by podążyć przez labiryntsystemu bilingowego tropem numeru Hudsona Coopera.Podobnie jak Scanlon i on osiągnąłsukces.Natrafił bowiem na pewien zastrzeżony numer telefonu z Wirginii.Zaricki odnalazłnazwisko abonenta za pośrednictwem biura bilingowego.Był nim niejaki Hollis CrandallMacintyre z Woodbridge w Wirginii.Zarickiemu nazwisko to nic nie mówiło, ale Trawkinmiał kolejny twardy orzech do zgryzienia.Co mogło łączyć wojskowego lekarza, zastępcędyrektora CIA i starego, zgryzliwego polityka, jakim był Macintyre? To wszystko wydawałosię bez sensu, niemniej jakieś powiązanie musiało istnieć.O osiemnastej piętnaście Barron zadzwonił z prośbą o informacje dotyczące chorobyCreutzfeldta-Jakoba i powiązanej z nią demencji.O dwudziestej trzydzieści skontaktował sięz Hudsonem Cooperem.Ten z kolei o dwudziestej drugiej piętnaście zadzwonił do HollisaMacintyre a.Rozmowa Barrona z Cooperem trwała minutę i siedemnaście sekund, natomiastrozmowa Coopera z Macintyre em dwadzieścia dwie sekundy.Nie minęły dwadzieścia czterygodziny, a doktor John Barron już nie żył.Trawkin westchnął.Instynkt podpowiadał mu, że tych trzech ludzi coś ze sobą łączy,ale musiał znalezć na to niezbite dowody.Bez nich Kozłow nie pozwoli mu na dalszezajmowanie się tą sprawą.Być może informacje na temat choroby Creutzfeldta-Jakoba były Barronowipotrzebne do artykułu, który pisał.Z kolei jego rozmowa z Cooperem mogła mieć charakterczysto towarzyski, podobnie jak telefon Coopera do Macintyre a.W tym wszystkim nie byłonic podejrzanego, poza zapewnieniem Scanlona, że ktoś majstrował przy rejestrze próśb wszpitalu imienia Waltera Reeda.Jego zeznania jednak nie wystarczą.Zadzwonił telefon stojący przy terminalu komputerowym.Trawkin podniósłsłuchawkę.Zgłosił się Gregor Sawin, oficer operacyjny, który miał za zadanie obserwowaćHudsona Coopera.Jak dotąd Cooper nie uczynił nic niezwykłego.- Tak, Sawin?- Mam transmisję.- Chwileczkę - odparł Trawkin.Podobnie jak wszystkie inne organizacjewywiadowcze działające w Waszyngtonie, GRU znała wiele najprzeróżniejszych sposobówna zabezpieczenie połączeń radiowych, telefonicznych oraz transmisji mikrofalowych.Przycichej zgodzie Kozłowa, Trawkin sprowadził dla swoich ludzi wyprodukowane w Szwecjiurządzenie kodujące o nazwie Transfertex SR22.Wystarczyło podłączyć je do zwyczajnegotelefonu i wystukać na dziewięciocyfrowej klawiaturze odpowiednie, zmieniane co tydzień,numery.Trawkin uczynił to, po czym ponownie podniósł słuchawkę.- Sawin?- Tak.Cały czas tu jestem.- Dobrze.Mów - popędził go Trawkin.- Hudson Cooper i jego asystent.- Mallory?- Tak.Pół godziny temu przyjechali na lotnisko Dulles.Cooper skierował się dosalonu dla VIP-ów czekających na lot zagraniczny, a Mallory poszedł do kasy AmericanAirlines.Wysłałem Lowczikowa, żeby stanął za nim w kolejce.Okazało się, że Mallory kupiłdwa bilety w pierwszej klasie na Barbados.Samolot odlatuje za dziesięć minut.Lowczikowobserwuje wyjście, żeby się upewnić, czy naprawdę wejdą na pokład.- Posługują się prawdziwymi nazwiskami? - spytał Trawkin.- Nie - odparł Sawin.- Cooper figuruje w spisie pasażerów jako John Barnes.Mallorynatomiast jako Thomas Akroyd.- W porządku Sawin, dobra robota - powiedział Trawkin.- Zostań na lotnisku, dopókisamolot nie odleci.Potem natychmiast wracaj.- Dobrze.- Sowin przerwał połączenie i w słuchawce rozległ się elektroniczny hałas.Trawkin odłączył Transfertex.Rozsiadł się wygodniej na krześle i podrapał w zamyśleniu pobrodzie.Jeszcze jedna zagadka, która wreszcie powinna pobudzić wyobraznię Kozłowa.Byłomało prawdopodobne, by Cooper jechał na Barbados w towarzystwie Mallory ego podfałszywym nazwiskiem w celach czysto rekreacyjnych.Co więcej, nie zdarzało się, byczłowiek na tak wysokim stanowisku osobiście uczestniczył w operacji.Zatem, działo się cośdziwnego, równie dziwnego jak rozmowa telefoniczna Barrona z Cooperem.Trawkinpokiwał głową, po czym podniósł słuchawką i wykręcił trzycyfrowy numer wewnętrzny.- Dział dokumentów, mówi porucznik Kapalkin.- Tu pułkownik Trawkin.- Co mogę dla pana zrobić, pułkowniku?- Potrzebne mi są nowe dokumenty.- Trawkin wytarł wilgotną dłoń w spodnie.ObyKozłow wyciągnął takie same wnioski, jak ja - pomyślał.- Oczywiście, pułkowniku! Czy ma pan jakieś szczególne życzenia?- Szwajcarski paszport? - zaproponował Trawkin.Mówił dobrą angielszczyzną, ale zakcentem, który pozwalał rozpoznać w nim cudzoziemca.- I wizy: amerykańską i brytyjską,kilka kart kredytowych i do tego trochę śmieci.- Czy karty muszą być ważne? - spytał Kapalkin.- Nie - odparł Trawkin.- Będę płacił gotówką.- To dobrze - powiedział ciepło porucznik.- Szybciej się ze wszystkim uwiniemy,pułkowniku.- Chcę mieć te papiery na czwartą - stwierdził Trawkin, spoglądając na zegarek.Byłajuż pierwsza trzydzieści.- W porządku - odparł oficer.- Mamy pańskie zdjęcia w aktach.To potrwa godzinkę,no może trochę dłużej.- Dział Dokumentów w Radzieckim Biurze Wojskowym stanowił zagraniczny oddziałPierwszego Departamentu GRU i posiadał dostęp do gigantycznej bazy danych dotyczącychprzepisów paszportowych, dowodów tożsamości, praw jazdy, przepustek, dokumentówwojskowych, policyjnych oraz biletów na podróż lądem, morzem czy koleją.O każdej porze, korzystając z bezpiecznego łącza satelitarnego, Kapalkin znał warunkiotrzymania zezwolenia na wjazd do danego kraju [ Pobierz całość w formacie PDF ]