[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy stoją jak wryci, urzeczeni moim uwodzicielskimspojrzeniem.Nie wiem, jakim sposobem na kontuarze znajduje się strzelba,wycelowana w nikogo konkretnie.Kierownik w swojej granatowej marynarce z małą mosiężnąplakietką Mr Baxter" na piersi robi krok w moją stronę.- Możemy dać pani wszystkie pieniądze z szuflady - mówi- ale nikt z nas nie może otworzyć safe'u w biurze.Strzelba na kontuarze mierzy teraz prosto w plakietkę MrBaxter", co zostaje zauważone.Pstrykam palcami w kierunkukartki papieru, żeby mi ją podsunął.Długopisem na sprężyncedo użytku gości piszę: w którym apartamencie mieszkają siostry Rhea? nie zmu-szajcie mnie, żebym pukała do wszystkich drzwi na piętnastympiętrze, jest środek nocy."- To będzie apartament piętnaście G - mówi Mr Baxter, wy-ciągając do mnie przez kontuar ręce pełne pieniędzy, których niechcę.- Windy - mówi - są po prawej.Przeskok na mnie, jak zostaję Daisy St.Patience w dniu, kie-dy usiadłyśmy z Brandy po raz pierwszy sam na sam.W dniumrożonego indyka po tym, jak przez całe lato czekałam, aż ktośmnie spyta, co się stało z moją twarzą, i w końcu wszystko opo-wiedziałam Brandy.Kiedy Brandy posadziła mnie na krześle jeszcze ciepłym odjej tyłka i po raz pierwszy zamknęła drzwi gabinetu logope-138dy, nadała mi imię z mojej przyszłości.Nazwała mnie Daisy St.Patience i nigdy nie spytała, jak się nazywałam, zanim prze-kroczyłam drzwi gabinetu.Zostałam Daisy St.Patience, pra-wowitą spadkobierczynią międzynarodowego Domu Mody St.Patience.Brandy mówiła i mówiła.Mówiła tyle, że brakowało nampowietrza, i nie chodzi tylko o nas, Brandy i o mnie, ale o całyświat.Całemu światu brakowało powietrza, tyle Brandy mówiła.Dżungle Amazonii nie nadążały z produkcją tlenu.- To, kim jesteś w danej chwili - powiedziała Brandy - to tyl-ko opowieść.A ja potrzebowałam nowej opowieści.- Pozwól mi zrobić dla ciebie to - powiedziała Brandy - cosiostry Rhea zrobiły dla mnie.Pokaż mi odwagę.Błysk.Pokaż mi serce.Błysk.Przeskoczmy więc do mnie, kiedy jako Daisy St.Patience jadę tąwindą, a potem Daisy St.Patience kroczy szerokim, wyłożonymdywanem korytarzem do apartamentu piętnaście G.Daisy pukai nikt nie odpowiada.Zza drzwi słychać tylko melodię cza-cza.Potem drzwi uchylają się na sześć cali, ale zatrzymuje je łań-cuch.W tej sześciocalowej szczelinie ukazują się trzy białe twarze,jedna nad drugą, Kitty Litter, Sofonda Peters i Vivienne VaVane,błyszczące od kremu nawilżającego.Ich krótkie ciemne włosy sązakręcone w papilotach.Siostry Rhea.Która jest która, nie mam pojęcia.- Nie zabieraj nam superkrólowej - mówi ten słup totemowytrzech ciot przez szparę w drzwiach.139- Ona jest wszystkim, co mamy w życiu.- Ona jeszcze nie jest skończona.Nie jesteśmy nawet w poło-wie i mamy jeszcze przy niej masę roboty.Pokazuję im przebłysk strzelby przez różowy przezroczystyszyfon i drzwi się zatrzaskują.Słychać odgłos zdejmowanego łańcucha i po chwili drzwiotwierają się na całą szerokość.Przeskok do pewnego razu, pózno w nocy, w drodze z Nikąd,w stanie Wyoming, do Licho Wie Gdzie, w Montanie, kiedySeth mówi, że nasze przyjście na świat czyni z naszych rodzi-ców Boga.Zawdzięczamy im nasze życie, a oni mają nad namiwładzę.- A potem dojrzewanie robi z nas Szatana, bo chcemy czegoświęcej.Przeskok do wnętrza apartamentu piętnaście G z jego jasnymimeblami, bossanovą, cza-czą, dymem z papierosów i siostra-mi Rhea, które latają po pokoju w swoich nylonowych halkachz opadającym jednym albo drugim ramiączkiem.Nie muszę nicrobić, wystarczy, że skieruję lufę.- Wiemy, kim jesteś, Daisy St.Patience - mówi jedna z nich,zapalając papierosa.- Z taką twarzą, Brandy o niczym innymnie myśli.Wszędzie w pokoju stoją te wielkie, ceramiczne popielniczkimodel 1959, tak wielkie, że wystarczy je opróżniać raz na kilkalat.Ta z papierosem podaje mi swoją długą dłoń z porcelanowy-mi paznokciami.- Jestem Pie Rhea - mówi.- A ja jestem Die Rhea - mówi druga, stojąca obok radia.- To są nasze imiona sceniczne - mówi Pie Rhea, ta z papie-rosem, i wskazuje trzecią Rhea, zajadającą na kanapie chińskie140jedzenie z pudełka.- To jest Panna Która Się Tuczy, możesz doniej mówić Gon Rhea.- Miło mi, zapewne - mówi Gon Rhea z ustami pełnymi cze-goś, czego nie ma się ochoty oglądać.- Królowa nie potrzebuje twoich kłopotów - mówi Pie Rhea,kładąc papierosa wszędzie, tylko nie do ust - nie dzisiejszej nocy.My jej wystarczamy jako rodzina.Na zestawie stereo stoi w srebrnej ramce zdjęcie pięknejdziewczyny na tle ekranu, która uśmiecha się do niewidocznejkamery, a niewidoczny fotograf mówi do niej:Pokaż mi namiętność.Błysk.Pokaż mi radość.Błysk.Pokaż mi młodość, energię, niewinność i piękno.Błysk.- Pierwsza rodzina Brandy, ta, w której się urodziła, nie chcia-ła jej, więc my ją adoptowałyśmy - mówi Die Rhea.Wskazującdługim palcem uśmiechnięte zdjęcie, Die Rhea mówi: - Jej ro-dzina myśli, że ona nie żyje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Wszyscy stoją jak wryci, urzeczeni moim uwodzicielskimspojrzeniem.Nie wiem, jakim sposobem na kontuarze znajduje się strzelba,wycelowana w nikogo konkretnie.Kierownik w swojej granatowej marynarce z małą mosiężnąplakietką Mr Baxter" na piersi robi krok w moją stronę.- Możemy dać pani wszystkie pieniądze z szuflady - mówi- ale nikt z nas nie może otworzyć safe'u w biurze.Strzelba na kontuarze mierzy teraz prosto w plakietkę MrBaxter", co zostaje zauważone.Pstrykam palcami w kierunkukartki papieru, żeby mi ją podsunął.Długopisem na sprężyncedo użytku gości piszę: w którym apartamencie mieszkają siostry Rhea? nie zmu-szajcie mnie, żebym pukała do wszystkich drzwi na piętnastympiętrze, jest środek nocy."- To będzie apartament piętnaście G - mówi Mr Baxter, wy-ciągając do mnie przez kontuar ręce pełne pieniędzy, których niechcę.- Windy - mówi - są po prawej.Przeskok na mnie, jak zostaję Daisy St.Patience w dniu, kie-dy usiadłyśmy z Brandy po raz pierwszy sam na sam.W dniumrożonego indyka po tym, jak przez całe lato czekałam, aż ktośmnie spyta, co się stało z moją twarzą, i w końcu wszystko opo-wiedziałam Brandy.Kiedy Brandy posadziła mnie na krześle jeszcze ciepłym odjej tyłka i po raz pierwszy zamknęła drzwi gabinetu logope-138dy, nadała mi imię z mojej przyszłości.Nazwała mnie Daisy St.Patience i nigdy nie spytała, jak się nazywałam, zanim prze-kroczyłam drzwi gabinetu.Zostałam Daisy St.Patience, pra-wowitą spadkobierczynią międzynarodowego Domu Mody St.Patience.Brandy mówiła i mówiła.Mówiła tyle, że brakowało nampowietrza, i nie chodzi tylko o nas, Brandy i o mnie, ale o całyświat.Całemu światu brakowało powietrza, tyle Brandy mówiła.Dżungle Amazonii nie nadążały z produkcją tlenu.- To, kim jesteś w danej chwili - powiedziała Brandy - to tyl-ko opowieść.A ja potrzebowałam nowej opowieści.- Pozwól mi zrobić dla ciebie to - powiedziała Brandy - cosiostry Rhea zrobiły dla mnie.Pokaż mi odwagę.Błysk.Pokaż mi serce.Błysk.Przeskoczmy więc do mnie, kiedy jako Daisy St.Patience jadę tąwindą, a potem Daisy St.Patience kroczy szerokim, wyłożonymdywanem korytarzem do apartamentu piętnaście G.Daisy pukai nikt nie odpowiada.Zza drzwi słychać tylko melodię cza-cza.Potem drzwi uchylają się na sześć cali, ale zatrzymuje je łań-cuch.W tej sześciocalowej szczelinie ukazują się trzy białe twarze,jedna nad drugą, Kitty Litter, Sofonda Peters i Vivienne VaVane,błyszczące od kremu nawilżającego.Ich krótkie ciemne włosy sązakręcone w papilotach.Siostry Rhea.Która jest która, nie mam pojęcia.- Nie zabieraj nam superkrólowej - mówi ten słup totemowytrzech ciot przez szparę w drzwiach.139- Ona jest wszystkim, co mamy w życiu.- Ona jeszcze nie jest skończona.Nie jesteśmy nawet w poło-wie i mamy jeszcze przy niej masę roboty.Pokazuję im przebłysk strzelby przez różowy przezroczystyszyfon i drzwi się zatrzaskują.Słychać odgłos zdejmowanego łańcucha i po chwili drzwiotwierają się na całą szerokość.Przeskok do pewnego razu, pózno w nocy, w drodze z Nikąd,w stanie Wyoming, do Licho Wie Gdzie, w Montanie, kiedySeth mówi, że nasze przyjście na świat czyni z naszych rodzi-ców Boga.Zawdzięczamy im nasze życie, a oni mają nad namiwładzę.- A potem dojrzewanie robi z nas Szatana, bo chcemy czegoświęcej.Przeskok do wnętrza apartamentu piętnaście G z jego jasnymimeblami, bossanovą, cza-czą, dymem z papierosów i siostra-mi Rhea, które latają po pokoju w swoich nylonowych halkachz opadającym jednym albo drugim ramiączkiem.Nie muszę nicrobić, wystarczy, że skieruję lufę.- Wiemy, kim jesteś, Daisy St.Patience - mówi jedna z nich,zapalając papierosa.- Z taką twarzą, Brandy o niczym innymnie myśli.Wszędzie w pokoju stoją te wielkie, ceramiczne popielniczkimodel 1959, tak wielkie, że wystarczy je opróżniać raz na kilkalat.Ta z papierosem podaje mi swoją długą dłoń z porcelanowy-mi paznokciami.- Jestem Pie Rhea - mówi.- A ja jestem Die Rhea - mówi druga, stojąca obok radia.- To są nasze imiona sceniczne - mówi Pie Rhea, ta z papie-rosem, i wskazuje trzecią Rhea, zajadającą na kanapie chińskie140jedzenie z pudełka.- To jest Panna Która Się Tuczy, możesz doniej mówić Gon Rhea.- Miło mi, zapewne - mówi Gon Rhea z ustami pełnymi cze-goś, czego nie ma się ochoty oglądać.- Królowa nie potrzebuje twoich kłopotów - mówi Pie Rhea,kładąc papierosa wszędzie, tylko nie do ust - nie dzisiejszej nocy.My jej wystarczamy jako rodzina.Na zestawie stereo stoi w srebrnej ramce zdjęcie pięknejdziewczyny na tle ekranu, która uśmiecha się do niewidocznejkamery, a niewidoczny fotograf mówi do niej:Pokaż mi namiętność.Błysk.Pokaż mi radość.Błysk.Pokaż mi młodość, energię, niewinność i piękno.Błysk.- Pierwsza rodzina Brandy, ta, w której się urodziła, nie chcia-ła jej, więc my ją adoptowałyśmy - mówi Die Rhea.Wskazującdługim palcem uśmiechnięte zdjęcie, Die Rhea mówi: - Jej ro-dzina myśli, że ona nie żyje [ Pobierz całość w formacie PDF ]