[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rachunek był za dwie osoby, a zatem piękny i strojny Dawidpozwala zakochanej dziewczynie płacić za siebie. Aha podjął detektyw to pani podejmowałaprzyjaciela drugim śniadaniem. Skąd pan w ogóle wie, że ktoś był ze mną? Jak wspomniałem już, mademoiselle, wiem niejedno.Norma rzuciła kilka monet na blat stolika i podniosła się żywo. Wychodzę oznajmiła. I niech się pan nie waży mnieśledzić. Nawet nie potrafiłbym zdobyć się na taki wyczyn.Proszęnie zapominać o moim podeszłym wieku.Gdyby przyszło panido głowy uciec, z pewnością nie nadążyłbym za panią.Dziewczyna ruszyła w stronę drzwi. Słyszał pan? powiedziała. Niech się pan nie ważymnie śledzić. Ale wolno mi chyba otworzyć drzwi? zapytał i zrobił toz właściwą sobie galanterią. Au revoir, mademoiselle.Dziewczyna rzuciła mu nieufne spojrzenie i idąc raznochodnikiem, raz po raz oglądała się przez ramię.Poirot stał wdrzwiach, obserwował Normę, ale nie zdradzał chęci, bypodążyć za nią. I co, u diabła, może znaczyć to wszystko? mruknąłwreszcie do siebie, wracając do stolika.Kelnerka zbliżyła się z bardzo surową miną, więc chcąc jąudobruchać zamówił kawę. Czuję coś osobliwego mamrotał dalej. Tak.Cośszczególnie osobliwego&Kelnerka postawiła przed nim filiżankę bladobrunatnejcieczy.Poirot pociągnął łyk i wykrzywił się z niesmakiem.Zastanowił się poważnie, gdzie w tym momencie może być paniOliver.IXPani Oliver siedziała w autobusie zdyszana lekko, leczpełna łowieckiego zapału.Osobnik, którego w myślachnazywała Pawiem, nadał nieco zbyt ostre tempo.Chociaż byłanie najlepszym piechurem, śpieszyła jego śladem wzdłużbulwaru Embankment utrzymując dystans mniej więcejdwudziestu kroków.Przy Charing Cross Paw zszedł do koleipodziemnej.Ariadna Oliver za nim.Przy Solan Square wysiadłz wagonu.Ona za nim.W kolejce na przystanku autobusowymzajęła miejsce o trzy lub cztery osoby dalej.On wsiadł doautobusu.Ona również.Wysiadł przy Worlds End.Pani Oliverrównież, by tropem Pawia zapuścić się w plątaninę ulicpomiędzy King s Road a rzeką.On skręcił na cośprzypominającego plac budowy, ona zaś stanęła w bramie i gdyścigany zniknął w wąskim przejściu, ruszyła za nimodczekawszy chwilę.Pawia nie było jakoś widać nigdzie, więcpobieżnie zlustrowała otoczenie.Istny labirynt ciasnych przejść po części ślepych przedstawiał się na ogół nędznie.Utraciła poczucie kierunku, a gdy zawróciła ku rzekomemuplacowi budowy, najniespodziewaniej usłyszała za sobą głos iwzdrygnęła się gwałtownie. Mam nadzieję, że nie szedłem zbyt prędko? Odwróciła sięszybko.Gonitwa rozpoczęta lekkomyślnie i z pogodą niemaldla zabawy stała się czymś zgoła odmiennym.Poczuła naglestrach.Wylękła się okropnie atmosfery przesyconej grozą.Głosbrzmiał miło, uprzejmie, lecz utajona w nim nuta złościprzypominała jej rozmaite historie, o których piszą w gazetach.Czytywała przecież o bandach niesfornych wyrostków, którzynapadają starszawe kobiety powodowani tylko irracjonalnymgniewem, pragnieniem wyrządzania krzywd.Ona śledziła tegomłodego człowieka.On zdawał sobie sprawę z pościgu,wymknął się, aby następnie zawrócić tropem prześladowczym.I oto stoi teraz przed nią, zagradza sobą wyjście ze ślepegozaułka.Osobliwą cechą Londynu jest to, że w jednej chwilimożna być pośród gęstego tłumu, w następnej nie mieć w poluwidzenia żywej duszy.Niewątpliwie ludzie znajdują się nasąsiedniej ulicy, muszą też być w pobliskich domach, leczjeszcze bliżej stoi grozny typ o mocnych, okrutnych dłoniach&Najprawdopodobniej myśli obecnie o posłużeniu się tymiłapami& Paw& Pyszny, wyniosły Paw! Ma na sobie kamizelkę zaksamitu, kusą marynarkę, szykowne czarne spodnie.Mówispokojnie, z szyderczą ironią, lecz w tonie jego głosu słychać teżzawziętość.Pani Oliver kilkakrotnie odetchnęła z wysiłkiem, anastępnie podjęła obronę, wymyśloną pod wpływem nagłegoolśnienia.Pewnie i z rozmachem zasiadła na stojącym podścianą blaszanym pojemniku na śmieci. Mój Boże! rozpoczęła. Ale się wystraszyłam.Niemiałam pojęcia, że się pan tak nagle zjawi& Spodziewam się, żenie czuje pan do mnie urazy? A więc tropiła mnie pani? Tak& Muszę przyznać, że tropiłam.Prawdę mówiąc,powinien się pan na mnie zezłościć.Ale, widzi pan, wpadłamna pomysł, by skorzystać z nadarzającej się wybornej okazji.Oczywiście, pan musi być na mnie wściekły& Ale niesłusznie,bo& proszę zrozumieć& Widzi pan& tu rozsiadła sięwygodniej na metalowym śmietniku. Widzi pan, ja pisujęksiążki, powieści kryminalne& Dziś rano byłam w fatalnymnastroju, więc wstąpiłam do kawiarni, bo chciałam wypićfiliżankę kawy i to i owo przemyśleć& Widzi pan, w mojejnowej książce doszłam do sceny, w której zaczynam kogośtropić& To znaczy, mój bohater rusza za kimś jak cień.Przyszłomi na myśl, że, tak naprawdę, nie mam pojęcia, jak wyglądaśledzenie.Raz po raz posługuję się tym zwrotem, wielekroćczytałam książki, w których ktoś kogoś śledzi, no i& Widzi pan,opadły mnie wątpliwości.Zaczęłam medytować, czy śledzeniekogoś jest takie łatwe, jak w niektórych książkach, czy też, jakw innych, graniczy z nieprawdopodobieństwem.Wreszciepomyślałam, że warto spróbować tego osobiście, bo pókiczłowiek sam czegoś nie doświadczy, nie ma pojęcia, jak się tocoś przedstawia.Rozumie pan? Niepodobna przewidzieć, jakczłowiek czuje się w podobnej sytuacji albo czy bardzo jestzmartwiony, kiedy zniknie mu śledzony osobnik.Pomyślałamtak, rozejrzałam się dokoła i zbiegiem okoliczności akurat pansiedział w kawiarni przy sąsiednim stoliku.Odczułam wtedy&Znów pan będzie zły na mnie, ale trudno.Odczułam wtedy, żepan wyjątkowo nadaje się do śledzenia.Strojny młodzieniec nadal nie odrywał od niej spojrzeniadziwnych, zimnoniebieskich oczu, ale pani Oliver odniosławrażenie, iż napięcie zelżało trochę. Dlaczego właśnie ja wyjątkowo nadaję się do śledzenia? padło pytanie. Jest pan bardzo dekoracyjny wyjaśniła autorka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Rachunek był za dwie osoby, a zatem piękny i strojny Dawidpozwala zakochanej dziewczynie płacić za siebie. Aha podjął detektyw to pani podejmowałaprzyjaciela drugim śniadaniem. Skąd pan w ogóle wie, że ktoś był ze mną? Jak wspomniałem już, mademoiselle, wiem niejedno.Norma rzuciła kilka monet na blat stolika i podniosła się żywo. Wychodzę oznajmiła. I niech się pan nie waży mnieśledzić. Nawet nie potrafiłbym zdobyć się na taki wyczyn.Proszęnie zapominać o moim podeszłym wieku.Gdyby przyszło panido głowy uciec, z pewnością nie nadążyłbym za panią.Dziewczyna ruszyła w stronę drzwi. Słyszał pan? powiedziała. Niech się pan nie ważymnie śledzić. Ale wolno mi chyba otworzyć drzwi? zapytał i zrobił toz właściwą sobie galanterią. Au revoir, mademoiselle.Dziewczyna rzuciła mu nieufne spojrzenie i idąc raznochodnikiem, raz po raz oglądała się przez ramię.Poirot stał wdrzwiach, obserwował Normę, ale nie zdradzał chęci, bypodążyć za nią. I co, u diabła, może znaczyć to wszystko? mruknąłwreszcie do siebie, wracając do stolika.Kelnerka zbliżyła się z bardzo surową miną, więc chcąc jąudobruchać zamówił kawę. Czuję coś osobliwego mamrotał dalej. Tak.Cośszczególnie osobliwego&Kelnerka postawiła przed nim filiżankę bladobrunatnejcieczy.Poirot pociągnął łyk i wykrzywił się z niesmakiem.Zastanowił się poważnie, gdzie w tym momencie może być paniOliver.IXPani Oliver siedziała w autobusie zdyszana lekko, leczpełna łowieckiego zapału.Osobnik, którego w myślachnazywała Pawiem, nadał nieco zbyt ostre tempo.Chociaż byłanie najlepszym piechurem, śpieszyła jego śladem wzdłużbulwaru Embankment utrzymując dystans mniej więcejdwudziestu kroków.Przy Charing Cross Paw zszedł do koleipodziemnej.Ariadna Oliver za nim.Przy Solan Square wysiadłz wagonu.Ona za nim.W kolejce na przystanku autobusowymzajęła miejsce o trzy lub cztery osoby dalej.On wsiadł doautobusu.Ona również.Wysiadł przy Worlds End.Pani Oliverrównież, by tropem Pawia zapuścić się w plątaninę ulicpomiędzy King s Road a rzeką.On skręcił na cośprzypominającego plac budowy, ona zaś stanęła w bramie i gdyścigany zniknął w wąskim przejściu, ruszyła za nimodczekawszy chwilę.Pawia nie było jakoś widać nigdzie, więcpobieżnie zlustrowała otoczenie.Istny labirynt ciasnych przejść po części ślepych przedstawiał się na ogół nędznie.Utraciła poczucie kierunku, a gdy zawróciła ku rzekomemuplacowi budowy, najniespodziewaniej usłyszała za sobą głos iwzdrygnęła się gwałtownie. Mam nadzieję, że nie szedłem zbyt prędko? Odwróciła sięszybko.Gonitwa rozpoczęta lekkomyślnie i z pogodą niemaldla zabawy stała się czymś zgoła odmiennym.Poczuła naglestrach.Wylękła się okropnie atmosfery przesyconej grozą.Głosbrzmiał miło, uprzejmie, lecz utajona w nim nuta złościprzypominała jej rozmaite historie, o których piszą w gazetach.Czytywała przecież o bandach niesfornych wyrostków, którzynapadają starszawe kobiety powodowani tylko irracjonalnymgniewem, pragnieniem wyrządzania krzywd.Ona śledziła tegomłodego człowieka.On zdawał sobie sprawę z pościgu,wymknął się, aby następnie zawrócić tropem prześladowczym.I oto stoi teraz przed nią, zagradza sobą wyjście ze ślepegozaułka.Osobliwą cechą Londynu jest to, że w jednej chwilimożna być pośród gęstego tłumu, w następnej nie mieć w poluwidzenia żywej duszy.Niewątpliwie ludzie znajdują się nasąsiedniej ulicy, muszą też być w pobliskich domach, leczjeszcze bliżej stoi grozny typ o mocnych, okrutnych dłoniach&Najprawdopodobniej myśli obecnie o posłużeniu się tymiłapami& Paw& Pyszny, wyniosły Paw! Ma na sobie kamizelkę zaksamitu, kusą marynarkę, szykowne czarne spodnie.Mówispokojnie, z szyderczą ironią, lecz w tonie jego głosu słychać teżzawziętość.Pani Oliver kilkakrotnie odetchnęła z wysiłkiem, anastępnie podjęła obronę, wymyśloną pod wpływem nagłegoolśnienia.Pewnie i z rozmachem zasiadła na stojącym podścianą blaszanym pojemniku na śmieci. Mój Boże! rozpoczęła. Ale się wystraszyłam.Niemiałam pojęcia, że się pan tak nagle zjawi& Spodziewam się, żenie czuje pan do mnie urazy? A więc tropiła mnie pani? Tak& Muszę przyznać, że tropiłam.Prawdę mówiąc,powinien się pan na mnie zezłościć.Ale, widzi pan, wpadłamna pomysł, by skorzystać z nadarzającej się wybornej okazji.Oczywiście, pan musi być na mnie wściekły& Ale niesłusznie,bo& proszę zrozumieć& Widzi pan& tu rozsiadła sięwygodniej na metalowym śmietniku. Widzi pan, ja pisujęksiążki, powieści kryminalne& Dziś rano byłam w fatalnymnastroju, więc wstąpiłam do kawiarni, bo chciałam wypićfiliżankę kawy i to i owo przemyśleć& Widzi pan, w mojejnowej książce doszłam do sceny, w której zaczynam kogośtropić& To znaczy, mój bohater rusza za kimś jak cień.Przyszłomi na myśl, że, tak naprawdę, nie mam pojęcia, jak wyglądaśledzenie.Raz po raz posługuję się tym zwrotem, wielekroćczytałam książki, w których ktoś kogoś śledzi, no i& Widzi pan,opadły mnie wątpliwości.Zaczęłam medytować, czy śledzeniekogoś jest takie łatwe, jak w niektórych książkach, czy też, jakw innych, graniczy z nieprawdopodobieństwem.Wreszciepomyślałam, że warto spróbować tego osobiście, bo pókiczłowiek sam czegoś nie doświadczy, nie ma pojęcia, jak się tocoś przedstawia.Rozumie pan? Niepodobna przewidzieć, jakczłowiek czuje się w podobnej sytuacji albo czy bardzo jestzmartwiony, kiedy zniknie mu śledzony osobnik.Pomyślałamtak, rozejrzałam się dokoła i zbiegiem okoliczności akurat pansiedział w kawiarni przy sąsiednim stoliku.Odczułam wtedy&Znów pan będzie zły na mnie, ale trudno.Odczułam wtedy, żepan wyjątkowo nadaje się do śledzenia.Strojny młodzieniec nadal nie odrywał od niej spojrzeniadziwnych, zimnoniebieskich oczu, ale pani Oliver odniosławrażenie, iż napięcie zelżało trochę. Dlaczego właśnie ja wyjątkowo nadaję się do śledzenia? padło pytanie. Jest pan bardzo dekoracyjny wyjaśniła autorka [ Pobierz całość w formacie PDF ]