[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Głowa Anny wynurzyła się z wody, za nią ramiona.Julian, z twarzą pobladłą i wystraszoną, chwyciłją w objęcia.Anna nigdy jeszcze nie ucieszyła się aż takna widok drugiego człowieka.Krztusząc się, plując, niemogąc złapać tchu, uczepiła się jego szyi tak, jakby nigdy nie chciała już go puścić.Julian wyniósł ją ze stawu,ona zaś ciężko dyszała, dygotała i tuliła się do niego.Gdydotarli szczęśliwie do brzegu, nie wypuścił jej z objęć,a jego ciało było takie ciepłe i mocne w porównaniuz drżącym ciałem Anny.Przemokła do cna, włosy zwisały jej w mokrych kosmykach wokół twarzy i n? plecach, suknia ociekała wodą.Nawet buty były mokrzusieńkie.Drżała, nie otrząsnąwszy sięjeszcze z przeżytego szoku, i przez kilka minut czuła sięcudownie w ramionach Juliana.Potem jednak przypomniała sobie, w jaki sposób znalazła się w stawie.- Ty.świnio! - syknęła, gdy była już w stanie dobyćgłosu.Odsunęła się gwałtownie i spojrzała na niegospode łba, odgarniając z twarzy mokre włosy.- Bardzo mi przykro - powiedział ze ściśniętym gardłem.- Przykro"?! Mogłam przecież utonąć! - Niełatwokłócić się z nagim mężczyzną, który tuli cię w ramionach.ale Anna była zbyt wściekła, by się nad tym zastanawiać.- Nie miałem pojęcia, że nie sięgniesz bezpiecznie stopami dna.206- W ogóle o niczym nie masz pojęcia! Ty łotrze bezsumienia, rozpustny łajdaku, zdradziecki, bezwstydny.- Prrr! - przerwał jej Julian.Annę rozwścieczył uśmieszek, jakim zareagował na jej wymysły.- Tego już.Zapłonął w niej ognisty gniew.Zanim zdała sobiesprawę z tego, co czyni, zwinęła rękę w pięść i rąbnęłaJuliana w oko.Wrzasnął, odskoczył i wypuścił ją z objęć.Anna wylądowała na dywanie śliskich pnączy, tłukąc sobie boleśniebiodro.Nie zważając na to, zerwała się na nogi.Pragnęłatylko jednego: zabić tego potwora własnymi rękami! Bóli upokorzenie ubiegłego tygodnia w połączeniu z przeżytym dopiero co strachem wprawiły ją w taki gniew, że widziała cały świat - i oczywiście Juliana - przez krwawąmgłę.On zaś przytknął rękę do poszkodowanego oka,a drugim spoglądał na nią z takim zdumieniem, że wydałoby się to Annie komiczne, gdyby jej było do śmiechu.Alenie było! Miała ochotę drapać, kąsać, walić i kopać! Rzuciła się ku niemu z palcami zakrzywionymi jak szpony.- Anno! Uspokój się! - Julian cofnął się przed jej atakiem; wyciągnął ramiona, by ją powstrzymać.Zobaczyła,że znów się uśmiechnął, i to doprowadziło ją do szału.Jejbuty, choć przesiąknięte wodą, były mocne, z solidnejskóry, przeciwnik zaś golusieńki jak noworodek.Cofnęła się więc, a potem z rozmachu, najsilniej jak mogła, kopnęła Juliana w piszczel.Znów wrzasnął, odskakując najednej nodze, i popełnił fatalny błąd: schylił się, by poma-sować obolałą nogę.Następny cios trafił go prosto w skroń.- Dość tego! - ryknął, wyprostował się i schwyciwszyAnnę za ramiona, brutalnie nią potrząsnął.- Uspokójsię, ty diablico, bo cię przełożę przez kolano i oduczę takich sztuczek!- Tylko spróbuj! - odszczeknęła się Anna, ledwie już207dysząc, i zamierzyła się do nowego kopniaka w piszczel.Julianowi udało się uskoczyć.Jego ręce zacisnęły się naramionach Anny, utrzymując ją w bezpiecznej odległości.Na chwilę w jego oczach błysnęła taka sama furia, jaka płonęła we wzroku Anny.Gdy jednak popatrzyła naniego spode łba ze straszliwie rozkudlanymi włosamiopadającymi na plecy, spojrzenie Juliana złagodniało nagle.Anna dostrzegła, że oczy - dotąd całkiem czarne -błękitnieją mu.i coś ją nagle ścisnęło w dole brzucha.- Och, Anno.- powiedział nieswoim głosem.Potemoczy jego stały się znów czarne, a ręce zwarły się na stójce jej sukni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Głowa Anny wynurzyła się z wody, za nią ramiona.Julian, z twarzą pobladłą i wystraszoną, chwyciłją w objęcia.Anna nigdy jeszcze nie ucieszyła się aż takna widok drugiego człowieka.Krztusząc się, plując, niemogąc złapać tchu, uczepiła się jego szyi tak, jakby nigdy nie chciała już go puścić.Julian wyniósł ją ze stawu,ona zaś ciężko dyszała, dygotała i tuliła się do niego.Gdydotarli szczęśliwie do brzegu, nie wypuścił jej z objęć,a jego ciało było takie ciepłe i mocne w porównaniuz drżącym ciałem Anny.Przemokła do cna, włosy zwisały jej w mokrych kosmykach wokół twarzy i n? plecach, suknia ociekała wodą.Nawet buty były mokrzusieńkie.Drżała, nie otrząsnąwszy sięjeszcze z przeżytego szoku, i przez kilka minut czuła sięcudownie w ramionach Juliana.Potem jednak przypomniała sobie, w jaki sposób znalazła się w stawie.- Ty.świnio! - syknęła, gdy była już w stanie dobyćgłosu.Odsunęła się gwałtownie i spojrzała na niegospode łba, odgarniając z twarzy mokre włosy.- Bardzo mi przykro - powiedział ze ściśniętym gardłem.- Przykro"?! Mogłam przecież utonąć! - Niełatwokłócić się z nagim mężczyzną, który tuli cię w ramionach.ale Anna była zbyt wściekła, by się nad tym zastanawiać.- Nie miałem pojęcia, że nie sięgniesz bezpiecznie stopami dna.206- W ogóle o niczym nie masz pojęcia! Ty łotrze bezsumienia, rozpustny łajdaku, zdradziecki, bezwstydny.- Prrr! - przerwał jej Julian.Annę rozwścieczył uśmieszek, jakim zareagował na jej wymysły.- Tego już.Zapłonął w niej ognisty gniew.Zanim zdała sobiesprawę z tego, co czyni, zwinęła rękę w pięść i rąbnęłaJuliana w oko.Wrzasnął, odskoczył i wypuścił ją z objęć.Anna wylądowała na dywanie śliskich pnączy, tłukąc sobie boleśniebiodro.Nie zważając na to, zerwała się na nogi.Pragnęłatylko jednego: zabić tego potwora własnymi rękami! Bóli upokorzenie ubiegłego tygodnia w połączeniu z przeżytym dopiero co strachem wprawiły ją w taki gniew, że widziała cały świat - i oczywiście Juliana - przez krwawąmgłę.On zaś przytknął rękę do poszkodowanego oka,a drugim spoglądał na nią z takim zdumieniem, że wydałoby się to Annie komiczne, gdyby jej było do śmiechu.Alenie było! Miała ochotę drapać, kąsać, walić i kopać! Rzuciła się ku niemu z palcami zakrzywionymi jak szpony.- Anno! Uspokój się! - Julian cofnął się przed jej atakiem; wyciągnął ramiona, by ją powstrzymać.Zobaczyła,że znów się uśmiechnął, i to doprowadziło ją do szału.Jejbuty, choć przesiąknięte wodą, były mocne, z solidnejskóry, przeciwnik zaś golusieńki jak noworodek.Cofnęła się więc, a potem z rozmachu, najsilniej jak mogła, kopnęła Juliana w piszczel.Znów wrzasnął, odskakując najednej nodze, i popełnił fatalny błąd: schylił się, by poma-sować obolałą nogę.Następny cios trafił go prosto w skroń.- Dość tego! - ryknął, wyprostował się i schwyciwszyAnnę za ramiona, brutalnie nią potrząsnął.- Uspokójsię, ty diablico, bo cię przełożę przez kolano i oduczę takich sztuczek!- Tylko spróbuj! - odszczeknęła się Anna, ledwie już207dysząc, i zamierzyła się do nowego kopniaka w piszczel.Julianowi udało się uskoczyć.Jego ręce zacisnęły się naramionach Anny, utrzymując ją w bezpiecznej odległości.Na chwilę w jego oczach błysnęła taka sama furia, jaka płonęła we wzroku Anny.Gdy jednak popatrzyła naniego spode łba ze straszliwie rozkudlanymi włosamiopadającymi na plecy, spojrzenie Juliana złagodniało nagle.Anna dostrzegła, że oczy - dotąd całkiem czarne -błękitnieją mu.i coś ją nagle ścisnęło w dole brzucha.- Och, Anno.- powiedział nieswoim głosem.Potemoczy jego stały się znów czarne, a ręce zwarły się na stójce jej sukni [ Pobierz całość w formacie PDF ]