[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przywłaszczenia ani jednej z tych rzeczy nie można nazwać zwykłą kradzieżą.Nie chodzi tu o wartość przedmiotu.Na tej zasadzie zamożne kobiety idą do wielkich magazynów i kradną rzeczy, które doskonale mogłyby sobie kupić.- Nonsens - wtrąciła zaczepnie pani Hubbard.- Niektórzy są po prostu najzwyczajniej w świecie nieuczciwi i to wszystko.- Jednak wśród rzeczy skradzionych był pierścionek z brylantem, przedstawiający pewną wartość - zauważył Poirot, ignorując komentarz pani Hubbard.- Został zwrócony.- No i chyba, panie McNabb, nie zaliczy pan stetoskopu do damskich błyskotek?- To ma głębsze znaczenie.Kobiety, które czują, że brak im szczególnego powabu, mogą znaleźć sublimację w dążeniu do kariery zawodowej.- A książka kucharska?- Symbol życia domowego, męża, rodziny.- A kwas borny?Colin odpowiedział z rozdrażnieniem:- Drogi monsieur Poirot.Nikt by nie kradł kwasu bornego.Na co to komu?- Sam się zastanawiam.Muszę przyznać, monsieur McNabb, że wydaje się pan mieć na wszystko gotową odpowiedź.Niechże więc mi pan wyjaśni, jakie znaczenie może mieć zniknięcie pary starych flanelowych spodni - pańskich flanelowych spodni, o ile wiem.Po raz pierwszy Colin sprawiał wrażenie zmieszanego.Zarumienił się i odchrząknął.- Mógłbym to wyjaśnić, ale byłoby to dość skomplikowane, a poza tym trochę, hm, krępujące.- Cóż, proszę oszczędzić mi rumieńców.Poirot wychylił się nagle i klepnął młodego człowieka w kolano: - A atrament wylany na cudze notatki, a jedwabna apaszka pocięta i poszarpana? Czy te wypadki nie napełniają pana niepokojem?Samozadowolenie i pewność siebie cechujące sposób bycia Colina przeszły nagle i wcale miłą metamorfozę.- Napełniają - odpowiedział.- Niech mi pan wierzy, napełniają.To jest poważne.Ktoś powinien się natychmiast nią zająć.Powinna podjąć leczenie, w tym rzecz.To nie jest sprawa dla policji.Ta biedna kretynka nie wie nawet, co robi.Jest cała w środku poskręcana na supełki.Gdybym.Poirot przerwał mu.- Więc pan wie, kto to jest?- Mam dość wyraźne podejrzenia.Poirot mruczał pod nosem, z miną kogoś, kto podsumowuje fakty:- Dziewczyna, która nie ma oszałamiającego powodzenia u płci przeciwnej.Dziewczyna nieśmiała.Dziewczyna uczuciowa.Dziewczyna, której umysł cechuje pewna powolność reakcji.Dziewczyna, która czuje się sfrustrowana i samotna.Dziewczyna.Rozległo się pukanie do drzwi.Poirot urwał nagle.Pukanie się powtórzyło.- Proszę - zawołała pani Hubbard.Drzwi się otworzyły i weszła Celia Austin.- Aa - Poirot pokiwał głową.- Właśnie.Panna Celia Austin.Celia popatrzyła na Colina żałosnym wzrokiem.- Nie wiedziałam, że tu jesteś - wykrztusiła bez tchu - Przyszłam.przyszłam.Zaczerpnęła głęboko powietrza i rzuciła się w kierunku pani Hubbard.- Proszę, proszę, niech pani nie wzywa policji.To ja.Ja brałam te rzeczy.Nie wiem, dlaczego.Nie potrafię sobie wyobrazić.Nie chciałam tego.To mnie.jakoś tak naszło - obróciła się szybko do Colina.- Teraz już wiesz, jaka jestem.myślę, że nigdy w życiu już się do mnie nie odezwiesz.Wiem, że jestem okropna.- O, wcale nie - odpowiedział Colin.Jego głęboki głos brzmiał przyjaźnie i ciepło.- Troszkę jesteś rozkojarzona.To coś w rodzaju choroby, jaką przeszłaś, nie widząc rzeczy we właściwych proporcjach.Jeśli zaufasz mi, Celio, wkrótce pomogę ci się pozbierać.- Och, Colin, naprawdę?Celia spoglądała na niego z nieukrywanym uwielbieniem.- Tak się zamartwiałam.Ujął jej dłoń trochę niezgrabnie.- Nie ma potrzeby więcej się martwić.- Wstając przełożył rękę Celii przez swoje zgięte ramię i popatrzył surowo na panią Hubbard.- Mam nadzieję - powiedział - że nie będzie już więcej głupiego gadania o policji.Nie zostało skradzione nic, co miałoby jakąś rzeczywistą wartość, a to, co zginęło, Celia zwróci.- Nie mogę zwrócić bransoletki i puderniczki - odpowiedziała nerwowo Celia.- Wepchnęłam je do rynsztoka.Ale kupię nowe.- A stetoskop? - zapytał Poirot.- Gdzie go pani podziała?Celia się zarumieniła.- Nigdy nie brałam żadnego stetoskopu.Do czego byłby mi potrzebny głupi, stary stetoskop? - Jej rumieniec pogłębił się.- Także nie ja wylałam atrament na notatki Elizabeth.Nigdy nie dopuściłabym się czegoś tak złośliwego.- Jednak, mademoiselle, pocięła pani i poszarpała apaszkę panny Hobhouse.Celia zmieszała się.Odpowiedziała niepewnie:- To co innego.To znaczy, Valerie się tym nie przejęła.- A plecak?- Och, nie pocięłam go.To musiał być czyjś wybuch złości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Przywłaszczenia ani jednej z tych rzeczy nie można nazwać zwykłą kradzieżą.Nie chodzi tu o wartość przedmiotu.Na tej zasadzie zamożne kobiety idą do wielkich magazynów i kradną rzeczy, które doskonale mogłyby sobie kupić.- Nonsens - wtrąciła zaczepnie pani Hubbard.- Niektórzy są po prostu najzwyczajniej w świecie nieuczciwi i to wszystko.- Jednak wśród rzeczy skradzionych był pierścionek z brylantem, przedstawiający pewną wartość - zauważył Poirot, ignorując komentarz pani Hubbard.- Został zwrócony.- No i chyba, panie McNabb, nie zaliczy pan stetoskopu do damskich błyskotek?- To ma głębsze znaczenie.Kobiety, które czują, że brak im szczególnego powabu, mogą znaleźć sublimację w dążeniu do kariery zawodowej.- A książka kucharska?- Symbol życia domowego, męża, rodziny.- A kwas borny?Colin odpowiedział z rozdrażnieniem:- Drogi monsieur Poirot.Nikt by nie kradł kwasu bornego.Na co to komu?- Sam się zastanawiam.Muszę przyznać, monsieur McNabb, że wydaje się pan mieć na wszystko gotową odpowiedź.Niechże więc mi pan wyjaśni, jakie znaczenie może mieć zniknięcie pary starych flanelowych spodni - pańskich flanelowych spodni, o ile wiem.Po raz pierwszy Colin sprawiał wrażenie zmieszanego.Zarumienił się i odchrząknął.- Mógłbym to wyjaśnić, ale byłoby to dość skomplikowane, a poza tym trochę, hm, krępujące.- Cóż, proszę oszczędzić mi rumieńców.Poirot wychylił się nagle i klepnął młodego człowieka w kolano: - A atrament wylany na cudze notatki, a jedwabna apaszka pocięta i poszarpana? Czy te wypadki nie napełniają pana niepokojem?Samozadowolenie i pewność siebie cechujące sposób bycia Colina przeszły nagle i wcale miłą metamorfozę.- Napełniają - odpowiedział.- Niech mi pan wierzy, napełniają.To jest poważne.Ktoś powinien się natychmiast nią zająć.Powinna podjąć leczenie, w tym rzecz.To nie jest sprawa dla policji.Ta biedna kretynka nie wie nawet, co robi.Jest cała w środku poskręcana na supełki.Gdybym.Poirot przerwał mu.- Więc pan wie, kto to jest?- Mam dość wyraźne podejrzenia.Poirot mruczał pod nosem, z miną kogoś, kto podsumowuje fakty:- Dziewczyna, która nie ma oszałamiającego powodzenia u płci przeciwnej.Dziewczyna nieśmiała.Dziewczyna uczuciowa.Dziewczyna, której umysł cechuje pewna powolność reakcji.Dziewczyna, która czuje się sfrustrowana i samotna.Dziewczyna.Rozległo się pukanie do drzwi.Poirot urwał nagle.Pukanie się powtórzyło.- Proszę - zawołała pani Hubbard.Drzwi się otworzyły i weszła Celia Austin.- Aa - Poirot pokiwał głową.- Właśnie.Panna Celia Austin.Celia popatrzyła na Colina żałosnym wzrokiem.- Nie wiedziałam, że tu jesteś - wykrztusiła bez tchu - Przyszłam.przyszłam.Zaczerpnęła głęboko powietrza i rzuciła się w kierunku pani Hubbard.- Proszę, proszę, niech pani nie wzywa policji.To ja.Ja brałam te rzeczy.Nie wiem, dlaczego.Nie potrafię sobie wyobrazić.Nie chciałam tego.To mnie.jakoś tak naszło - obróciła się szybko do Colina.- Teraz już wiesz, jaka jestem.myślę, że nigdy w życiu już się do mnie nie odezwiesz.Wiem, że jestem okropna.- O, wcale nie - odpowiedział Colin.Jego głęboki głos brzmiał przyjaźnie i ciepło.- Troszkę jesteś rozkojarzona.To coś w rodzaju choroby, jaką przeszłaś, nie widząc rzeczy we właściwych proporcjach.Jeśli zaufasz mi, Celio, wkrótce pomogę ci się pozbierać.- Och, Colin, naprawdę?Celia spoglądała na niego z nieukrywanym uwielbieniem.- Tak się zamartwiałam.Ujął jej dłoń trochę niezgrabnie.- Nie ma potrzeby więcej się martwić.- Wstając przełożył rękę Celii przez swoje zgięte ramię i popatrzył surowo na panią Hubbard.- Mam nadzieję - powiedział - że nie będzie już więcej głupiego gadania o policji.Nie zostało skradzione nic, co miałoby jakąś rzeczywistą wartość, a to, co zginęło, Celia zwróci.- Nie mogę zwrócić bransoletki i puderniczki - odpowiedziała nerwowo Celia.- Wepchnęłam je do rynsztoka.Ale kupię nowe.- A stetoskop? - zapytał Poirot.- Gdzie go pani podziała?Celia się zarumieniła.- Nigdy nie brałam żadnego stetoskopu.Do czego byłby mi potrzebny głupi, stary stetoskop? - Jej rumieniec pogłębił się.- Także nie ja wylałam atrament na notatki Elizabeth.Nigdy nie dopuściłabym się czegoś tak złośliwego.- Jednak, mademoiselle, pocięła pani i poszarpała apaszkę panny Hobhouse.Celia zmieszała się.Odpowiedziała niepewnie:- To co innego.To znaczy, Valerie się tym nie przejęła.- A plecak?- Och, nie pocięłam go.To musiał być czyjś wybuch złości [ Pobierz całość w formacie PDF ]