[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Więc nim do koła szli, prosili go, aby im radę dał, coczynić mieli dla rychlejszego sprawy końca.Stary obejrzał się dokoła i namyśliwszy począł:- Po tom ci ja tu się przywlókł, ażebym wam prawdę przyniósł, nie z siebie, alez tego zródła, skąd ona płynie.Umyślniem odbył pielgrzymkę do miejscświętych pytając, co czynić, abyśmy się od biedy uratowali.Wracam z niejwłaśnie.Byłem daleko, byłem po kontynach Zwiatowida, Radegasta, Porewita.byłem na Kołobrzegu, Szczecinie, w Retrze i na ostrowiu świętym Ranów, uCzarnego Stawu.Bogowie tam królują, którzy całemu plemieniu naszemurozkazują.Obodrytom i Wilkom równie, jak Ludkom i Polanom.Nie ma u nas takich chramów i takich bóstw, jak te, co są u Redarów i Ranów.czcimy i my przecie Rugiewida o siedmiu twarzach i mieczach siedmiu,Trygłowa o trzech głowach, Porewita o czterech obliczach z piątym na piersi,Zwiatowida, który czterema głowy patrzy na cztery świata strony.Tam ja do nich chodziłem po wróżbę i wieszczbę dla nas, stamtąd wamprzynoszę, co mi rzeczono.Obejrzał się, słuchano w milczeniu, a Myszko spytał: - Jakżeście się do Retrydostali?- Któż co starcowi bezbronnemu miał uczynić? - odezwał się Wizun.-Zatrzymywali mnie Wilcy po gościńcach niejeden raz, ale puścili wolno.DoRadegasta też niełatwo się dobić.Leży kontyna na wyspie zewsząd wodąotoczonej jak Lednica nasza, długa hać i mosty prowadzą do niej, a gdyś już naląd wszedł, dziewięć bram przebywać musisz, a do każdej z nich pukać i prosićsię, bo u każdej stróż stoi czujny dniem i nocą, a pyta cię i opatruje.Niepuszczają zaś więcej jak trzech naraz do chramu.Kontyna stoi na podwyższeniuz trojgiem wrót w tynach, co ją otaczają, z których dwoje się tylko otwiera, atrzecie tajemne do wody prowadzą.Bóstwo stoi całe złocone w koronie nagłowie, na rogach jeleni i kozłów, misternie wywyższone pod dachempurpurowym ze słupy malowanymi, a obok niego łoże jego królewskie purpurązasłane.I wkoło bogowie drudzy we zbrojach, z mieczami.Tamem janaprzód szedł o wyrocznię pytać.- Cóż ci powiedziała? - zaczęli szemrać otaczający.Wizun spuścił oczy.- Musiałem na wyrocznię czekać, póki mi nie przyszła w jednym słowie: -Wybierzcie pokornego.Nie dość mi na tym było i szedłem na ostrów święty,nad Czarny Staw, na Jasmund, do Rekony.pytałem u Trygłowa i Zwiatowida.Zwiatowid mi rzekł: - Wybierzcie małego.Trygłow kazał powiedzieć: -Wybierajcie ubogiego.Pytałem Rogu Zwiatowida przez miód, który w nimstoi, i rzeczono mi, że niepokój i wojna czeka nas, dopóki m a ł y nie będzieuczyniony wielkim.Słuchając Wizuna, wszyscy się po sobie oglądali i widać było na twarzachfrasunek, a stary mówił dalej:- Com przyniósł od wyroczni bogów, to i w sobie nosiłem wprzódy.Zgodynam prędko potrzeba i jedności.Zwędrowałem wszystkie plemiona i narody191nasze, jakie na ziemiach siedzą od Dniepru do Aaby, od jednego do drugiego, odsinego do białego morza, i liczyłem w myśli, wiele nas jest, a jak my małomożemy.Jedni z nas już się Niemcom poddali i trzymają z nimi; drudzy zsąsiady braćmi wojują, inni się po lasach chowają, a swoich o miedzę znać niechcą.Każdy żyje jako woli, a do kupy się zebrać i w kupie zgodzićnajtrudniejsza rzecz.Chodzili, jak ja, nieraz Polanie nasi do Ranów, doświątyni, spotykali się tam z Serbami i Ludkami, i Dulebami; i Wilki, iwszelkimi plemionami jednej mowy, pili z nimi z czary razem, chleb łamali, anazajutrz znać się nie chcieli.- Niemcy mają jednego wodza, a gdy się pokłócą, ten ich jedna jak matka dzieciprzy misce, obojgu po głowach dając naukę; u nas swoboda panuje, a kto chce,szarpie.Dla onej swobody, pana nie znając, zwierzom dzikim dostajemy się napastwę.- Gdy inaczej nie może być, choć nasze ziemie i miry niech zgodne będą, aniech wybiorą, jako rzekły wyrocznie, pokornego, małego, ubogiego.Gdy Wizun skończył, panowało długie milczenie, a co wprzódy każdy sięwielkim czynił, teraz by był rad mniejszym się stać lub okazać.I nie w smakszły te wróżby znaczniejszym, a na starego szemrali.Wtem z tyłu poczęty niecierpliwie gromady wołać: -- Do rady! Do koła!Wszystkie rody poczęły się kupić i ustawiać, a każdy swoich zalecać.Wnet i oprzepowiedni zapomniano.Myszkowie się krwią przelaną i pracą chlubili,Leszkowie stali przy jakimś prawie, inni bogactwem się zalecali.A że gromada Krwawej Szyi najliczniejsza była, śmielsi poczęli go obwoływać,ale zaledwie to posłyszano z przeciwnego końca, zerwała się burza i odskoczyłapołowa, ani znać go nie chcąc za wodza.Tuż najpokorniejszego z Leszków wywoływać zaczęto, lecz zagłuszyła wrzawaze strony przeciwnej luzne głosy.Ci, co w kole siedzieli, powstawali, rozpierzchli się, rozbiegli.Zgody nie było.Część znaczna precz szła na okopy, pokładła się na trawie ipijąc narzekała na drugich.Wizun stał z boku na swej dzidzie oparty i uśmiechałsię.Słońce zapadało.Wtem na zdyszanym i potem oblanym koniu przypadł człowiek w koszuli, zdala już ręką coś ukazując a krzycząc.Porwali się wszyscy, biegnąc ku niemu.Zsunął się wtem z konia wołającgłosem wielkim:- Synowie kneziowi z Pomorcami i Kaszubami a Niemcy już idą na nas, jużpuszczę na granicy przestąpili.Ledwie to usłyszawszy, wszyscy do koni swych biegli; popłoch i wrzawa sięstała niezmierna.Tegośmy się doczekali spierając i krzycząc! - krzyknął Dobek gniewnie.-Rozbiegniemy się-li teraz potraciwszy głowy, to zginiemy wszyscy, bo nas pojednemu wybiorą, jak wróble ze strzechy powykręcają.192Leszkowie milczeli stanąwszy na stronie; im się z synami Chwostka łatwiej byłoporozumieć.Myszkom o głowy szło.zwołali się do kupy osobno.- Na koń, kto żyw, niech każdy swoich ludzi zbiera.- poczęli zaklinać - nie maczasu na długie rady.Gromadą iść i ławą im zastąpić drogę.Nie staniemy imdo oczów, pózniej już nie czas będzie.Dobek przerwał gwałtownie.- Do domów, po ludzi! - zakrzyknął nakazująco - czeladz idzcie zbierać.nazajutrz wszyscy, z czym kto ma, tu nad Gopło, a stąd razem ruszym nawroga [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Więc nim do koła szli, prosili go, aby im radę dał, coczynić mieli dla rychlejszego sprawy końca.Stary obejrzał się dokoła i namyśliwszy począł:- Po tom ci ja tu się przywlókł, ażebym wam prawdę przyniósł, nie z siebie, alez tego zródła, skąd ona płynie.Umyślniem odbył pielgrzymkę do miejscświętych pytając, co czynić, abyśmy się od biedy uratowali.Wracam z niejwłaśnie.Byłem daleko, byłem po kontynach Zwiatowida, Radegasta, Porewita.byłem na Kołobrzegu, Szczecinie, w Retrze i na ostrowiu świętym Ranów, uCzarnego Stawu.Bogowie tam królują, którzy całemu plemieniu naszemurozkazują.Obodrytom i Wilkom równie, jak Ludkom i Polanom.Nie ma u nas takich chramów i takich bóstw, jak te, co są u Redarów i Ranów.czcimy i my przecie Rugiewida o siedmiu twarzach i mieczach siedmiu,Trygłowa o trzech głowach, Porewita o czterech obliczach z piątym na piersi,Zwiatowida, który czterema głowy patrzy na cztery świata strony.Tam ja do nich chodziłem po wróżbę i wieszczbę dla nas, stamtąd wamprzynoszę, co mi rzeczono.Obejrzał się, słuchano w milczeniu, a Myszko spytał: - Jakżeście się do Retrydostali?- Któż co starcowi bezbronnemu miał uczynić? - odezwał się Wizun.-Zatrzymywali mnie Wilcy po gościńcach niejeden raz, ale puścili wolno.DoRadegasta też niełatwo się dobić.Leży kontyna na wyspie zewsząd wodąotoczonej jak Lednica nasza, długa hać i mosty prowadzą do niej, a gdyś już naląd wszedł, dziewięć bram przebywać musisz, a do każdej z nich pukać i prosićsię, bo u każdej stróż stoi czujny dniem i nocą, a pyta cię i opatruje.Niepuszczają zaś więcej jak trzech naraz do chramu.Kontyna stoi na podwyższeniuz trojgiem wrót w tynach, co ją otaczają, z których dwoje się tylko otwiera, atrzecie tajemne do wody prowadzą.Bóstwo stoi całe złocone w koronie nagłowie, na rogach jeleni i kozłów, misternie wywyższone pod dachempurpurowym ze słupy malowanymi, a obok niego łoże jego królewskie purpurązasłane.I wkoło bogowie drudzy we zbrojach, z mieczami.Tamem janaprzód szedł o wyrocznię pytać.- Cóż ci powiedziała? - zaczęli szemrać otaczający.Wizun spuścił oczy.- Musiałem na wyrocznię czekać, póki mi nie przyszła w jednym słowie: -Wybierzcie pokornego.Nie dość mi na tym było i szedłem na ostrów święty,nad Czarny Staw, na Jasmund, do Rekony.pytałem u Trygłowa i Zwiatowida.Zwiatowid mi rzekł: - Wybierzcie małego.Trygłow kazał powiedzieć: -Wybierajcie ubogiego.Pytałem Rogu Zwiatowida przez miód, który w nimstoi, i rzeczono mi, że niepokój i wojna czeka nas, dopóki m a ł y nie będzieuczyniony wielkim.Słuchając Wizuna, wszyscy się po sobie oglądali i widać było na twarzachfrasunek, a stary mówił dalej:- Com przyniósł od wyroczni bogów, to i w sobie nosiłem wprzódy.Zgodynam prędko potrzeba i jedności.Zwędrowałem wszystkie plemiona i narody191nasze, jakie na ziemiach siedzą od Dniepru do Aaby, od jednego do drugiego, odsinego do białego morza, i liczyłem w myśli, wiele nas jest, a jak my małomożemy.Jedni z nas już się Niemcom poddali i trzymają z nimi; drudzy zsąsiady braćmi wojują, inni się po lasach chowają, a swoich o miedzę znać niechcą.Każdy żyje jako woli, a do kupy się zebrać i w kupie zgodzićnajtrudniejsza rzecz.Chodzili, jak ja, nieraz Polanie nasi do Ranów, doświątyni, spotykali się tam z Serbami i Ludkami, i Dulebami; i Wilki, iwszelkimi plemionami jednej mowy, pili z nimi z czary razem, chleb łamali, anazajutrz znać się nie chcieli.- Niemcy mają jednego wodza, a gdy się pokłócą, ten ich jedna jak matka dzieciprzy misce, obojgu po głowach dając naukę; u nas swoboda panuje, a kto chce,szarpie.Dla onej swobody, pana nie znając, zwierzom dzikim dostajemy się napastwę.- Gdy inaczej nie może być, choć nasze ziemie i miry niech zgodne będą, aniech wybiorą, jako rzekły wyrocznie, pokornego, małego, ubogiego.Gdy Wizun skończył, panowało długie milczenie, a co wprzódy każdy sięwielkim czynił, teraz by był rad mniejszym się stać lub okazać.I nie w smakszły te wróżby znaczniejszym, a na starego szemrali.Wtem z tyłu poczęty niecierpliwie gromady wołać: -- Do rady! Do koła!Wszystkie rody poczęły się kupić i ustawiać, a każdy swoich zalecać.Wnet i oprzepowiedni zapomniano.Myszkowie się krwią przelaną i pracą chlubili,Leszkowie stali przy jakimś prawie, inni bogactwem się zalecali.A że gromada Krwawej Szyi najliczniejsza była, śmielsi poczęli go obwoływać,ale zaledwie to posłyszano z przeciwnego końca, zerwała się burza i odskoczyłapołowa, ani znać go nie chcąc za wodza.Tuż najpokorniejszego z Leszków wywoływać zaczęto, lecz zagłuszyła wrzawaze strony przeciwnej luzne głosy.Ci, co w kole siedzieli, powstawali, rozpierzchli się, rozbiegli.Zgody nie było.Część znaczna precz szła na okopy, pokładła się na trawie ipijąc narzekała na drugich.Wizun stał z boku na swej dzidzie oparty i uśmiechałsię.Słońce zapadało.Wtem na zdyszanym i potem oblanym koniu przypadł człowiek w koszuli, zdala już ręką coś ukazując a krzycząc.Porwali się wszyscy, biegnąc ku niemu.Zsunął się wtem z konia wołającgłosem wielkim:- Synowie kneziowi z Pomorcami i Kaszubami a Niemcy już idą na nas, jużpuszczę na granicy przestąpili.Ledwie to usłyszawszy, wszyscy do koni swych biegli; popłoch i wrzawa sięstała niezmierna.Tegośmy się doczekali spierając i krzycząc! - krzyknął Dobek gniewnie.-Rozbiegniemy się-li teraz potraciwszy głowy, to zginiemy wszyscy, bo nas pojednemu wybiorą, jak wróble ze strzechy powykręcają.192Leszkowie milczeli stanąwszy na stronie; im się z synami Chwostka łatwiej byłoporozumieć.Myszkom o głowy szło.zwołali się do kupy osobno.- Na koń, kto żyw, niech każdy swoich ludzi zbiera.- poczęli zaklinać - nie maczasu na długie rady.Gromadą iść i ławą im zastąpić drogę.Nie staniemy imdo oczów, pózniej już nie czas będzie.Dobek przerwał gwałtownie.- Do domów, po ludzi! - zakrzyknął nakazująco - czeladz idzcie zbierać.nazajutrz wszyscy, z czym kto ma, tu nad Gopło, a stąd razem ruszym nawroga [ Pobierz całość w formacie PDF ]