[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przekonałem emeków, że chcę kupić kryształy, niedługo mają mi pokazać kopalnię.Zobaczymy się za dwa tygodnie.Poczułam zawód, ale napięta struna w moim żołądku rozluźniła się.Nie stała mu się krzywda, powolutku drążył drogę do naszego celu.I nie znajdował się jeszcze w niebezpieczeństwie.Już wkrótce będę miała kryształ.MINĘŁY KOLEJNE DWA DNI, wypełnione bezsensownymi zajęciami i bezcelowym czekaniem, książkami, na których nie umiałam skupić uwagi.Słudzy schodzili mi z oczu, umykając przed moimi groźnymi spojrzeniami.Drugiego dnia oczekiwałam słowa, misternie utkanego przeze mnie wezwania, które przesączy się przez szczelinę, przez zamkniętą bramę, i szepnie mi do ucha, że Murl Amrey jest gotów do powrotu.Dzień minął, a żadne wezwanie nie nadeszło, aż zmęczyłam się czekaniem.Poszłam więc do bramy i otworzyłam ją, chcąc przepędzić czas na progu, w szybko płynących falach czasu Styrcji.Jeśli dopisze mi szczęście, już niedługo ujrzę w oddali Murla, powracającego, jak odszedł, drobną sylwetkę, rosnącą wśród wysokich, brunatnych traw.Dzień był zimniejszy niż poprzednio, w powietrzu wyczuwało się zapowiedź śniegu, szarobiałe chmury wisiały tak nisko nad ziemią, że nad trawiastą równiną snuła się mgła.Przesłaniała mi widok.Jednym słowem wywołałam ducha powietrznego, przyjazny dech zrodzony z burzowych chmur, i wysłałam go, by przeszukał obszar między wieżą a wioską, do której skierowałam Amreya.Sama pozostałam w progu, otulona peleryną podbitą miękkim, szarym futrem koźląt, chroniącą mnie przed lodowatymi wichrami, które wdzierały się z tamtego świata do mojego.Wiedziałam, że powietrzny duszek wrócił, zanim jeszcze poczułam jego wilgotną niczym mgła pieszczotę na policzku.„Idzie wielu”, powiedział mi, szepcząc bardziej w moje myśli niż do ucha.- Wielu? - zapytałam.„Wielu”, potwierdził duch żywiołu.„Idzie jeden, a za nim wielu.Powoli, jak to istoty cielesne.Mógłbym polecieć tam i wrócić wiele razy, zanim oni dotrą tu do ciebie, są tacy powolni.”Przerwałam jego chaotyczne rozważania.- Myślisz, że idą tutaj?Czy to Murl i przypadkowi towarzysze podróży, czy grupa polujących emeków, którzy wypuścili się na stepy, albo może karzdagi poszukujące ofiary?„Prościutko, jak tylko potrafią przemieszczać się dwunożni po ziemi”.Potem w jego głosie zabrzmiała błagalna nutka.„Nudzę się”, wyjęczało to kapryśne stworzenie.Pofrunęło jak strzała ku najbliższej, skłębionej od wiatru burzowej chmurze, lecz zaraz wróciło na dół, gdyż jeszcze go nie zwolniłam.„Pozwól mi się bawić”, zażądało.Zignorowałam jego błaganie.- Ci, którzy nadchodzą - dopytywałam się - to ludzie? Czy ludzie-bestie?Słowa nie były potrzebne, by się jasno wyrazić: wyobraziłam sobie Amreya, a potem karzdaga - z wydłużonym pyskiem, przygarbionego, okrytego sierścią - i duch zrozumiał różnicę.Rozmowa z duchami żywiołów nie składa się wyłącznie z mowy, chyba że ktoś chce się ograniczyć do tego medium.Kółko mgły oddaliło się, jakby chcąc się przyjrzeć idącym przez zasłaniającą ich chmurę.Czy dostrzegło takie szczegóły przedtem? Na ogół od duchów powietrznych nie można oczekiwać tego rodzaju koncentracji, zwłaszcza od pomniejszych, mniej skupionych.„Ten, który jest sam - wygląda jak ty.Reszta.mają futro.Chyba bestie”.Od nagłego niepokoju ogarnął mnie dreszcz.Ten, co wyglądał jak ja - czyli, jak przypuszczałam, bez sierści na twarzy - to byłby ogolony Murl, albo może kobieta.Wątpiłam, czy duszek jest w stanie odróżnić płeć ludzi, ale o tym czasie musiał to być mój powracający uczeń.Czy Murl podróżował tu w kompanii karzdagów? Jeśli tak, to jak doszło do tego nieprawdopodobnego zbratania? A może podróżował samotnie, nie wiedząc o idących jego tropem? Czy był w niebezpieczeństwie?Bezowocne przypuszczenia przemykały jedno za drugim; wreszcie wypchnęłam chaos z myśli.Lepiej czekać, obserwować i samej zobaczyć, co się zjawi.Podziękowałam duszkowi za pomoc i uwolniłam go.Kiedy odszedł, wezwałam Lessetha Słowem, pełnym mocy wyrazem, który odbił się echem w komnatach i korytarzach wieży, przeznaczonym wyłącznie dla uszu mojego towarzysza, gdziekolwiek by się znajdował.Natychmiast poczułam chłód jego obecności przy moim boku: prawie niewidoczny, przybył, by czekać razem ze mną, jak już wielekroć przedtem.W sferze fizycznej jego wzrok nie przewyższał bystrością mojego.Zauważyliśmy Murla w tej samej chwili, pojawił się jako punkcik brodzący wśród wysokiej po pas trawy w miejscu, gdzie jeszcze przed momentem nie było nic poza falującymi na wietrze bladymi źdźbłami między chmurami i ziemią.Duszek powietrzny minął go niezauważony, szybując z wiatrem, by sprawdzić, co idzie za nim.Kiedy Murl mnie zobaczył, uniósł rękę w powitalnym geście.Jednak znajdował się wciąż o dwa strzały z łuku, kiedy powrócił duszek.„Zatrzymali się”, zaraportował.„Rozbijają obóz”.Uniosłam brew.Obóz? To wymagało bliższej obserwacji i większej ilości szczegółów, niż mógł mi dostarczyć ten najmniejszy z duchów żywiołów.Uwolniłam duszka, który czym prędzej uleciał z wiatrem.Nie czekając na wezwanie, Lesseth zajął jego miejsce i wzniósł się w przestworza Styrcji, znikając mi z oczu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Przekonałem emeków, że chcę kupić kryształy, niedługo mają mi pokazać kopalnię.Zobaczymy się za dwa tygodnie.Poczułam zawód, ale napięta struna w moim żołądku rozluźniła się.Nie stała mu się krzywda, powolutku drążył drogę do naszego celu.I nie znajdował się jeszcze w niebezpieczeństwie.Już wkrótce będę miała kryształ.MINĘŁY KOLEJNE DWA DNI, wypełnione bezsensownymi zajęciami i bezcelowym czekaniem, książkami, na których nie umiałam skupić uwagi.Słudzy schodzili mi z oczu, umykając przed moimi groźnymi spojrzeniami.Drugiego dnia oczekiwałam słowa, misternie utkanego przeze mnie wezwania, które przesączy się przez szczelinę, przez zamkniętą bramę, i szepnie mi do ucha, że Murl Amrey jest gotów do powrotu.Dzień minął, a żadne wezwanie nie nadeszło, aż zmęczyłam się czekaniem.Poszłam więc do bramy i otworzyłam ją, chcąc przepędzić czas na progu, w szybko płynących falach czasu Styrcji.Jeśli dopisze mi szczęście, już niedługo ujrzę w oddali Murla, powracającego, jak odszedł, drobną sylwetkę, rosnącą wśród wysokich, brunatnych traw.Dzień był zimniejszy niż poprzednio, w powietrzu wyczuwało się zapowiedź śniegu, szarobiałe chmury wisiały tak nisko nad ziemią, że nad trawiastą równiną snuła się mgła.Przesłaniała mi widok.Jednym słowem wywołałam ducha powietrznego, przyjazny dech zrodzony z burzowych chmur, i wysłałam go, by przeszukał obszar między wieżą a wioską, do której skierowałam Amreya.Sama pozostałam w progu, otulona peleryną podbitą miękkim, szarym futrem koźląt, chroniącą mnie przed lodowatymi wichrami, które wdzierały się z tamtego świata do mojego.Wiedziałam, że powietrzny duszek wrócił, zanim jeszcze poczułam jego wilgotną niczym mgła pieszczotę na policzku.„Idzie wielu”, powiedział mi, szepcząc bardziej w moje myśli niż do ucha.- Wielu? - zapytałam.„Wielu”, potwierdził duch żywiołu.„Idzie jeden, a za nim wielu.Powoli, jak to istoty cielesne.Mógłbym polecieć tam i wrócić wiele razy, zanim oni dotrą tu do ciebie, są tacy powolni.”Przerwałam jego chaotyczne rozważania.- Myślisz, że idą tutaj?Czy to Murl i przypadkowi towarzysze podróży, czy grupa polujących emeków, którzy wypuścili się na stepy, albo może karzdagi poszukujące ofiary?„Prościutko, jak tylko potrafią przemieszczać się dwunożni po ziemi”.Potem w jego głosie zabrzmiała błagalna nutka.„Nudzę się”, wyjęczało to kapryśne stworzenie.Pofrunęło jak strzała ku najbliższej, skłębionej od wiatru burzowej chmurze, lecz zaraz wróciło na dół, gdyż jeszcze go nie zwolniłam.„Pozwól mi się bawić”, zażądało.Zignorowałam jego błaganie.- Ci, którzy nadchodzą - dopytywałam się - to ludzie? Czy ludzie-bestie?Słowa nie były potrzebne, by się jasno wyrazić: wyobraziłam sobie Amreya, a potem karzdaga - z wydłużonym pyskiem, przygarbionego, okrytego sierścią - i duch zrozumiał różnicę.Rozmowa z duchami żywiołów nie składa się wyłącznie z mowy, chyba że ktoś chce się ograniczyć do tego medium.Kółko mgły oddaliło się, jakby chcąc się przyjrzeć idącym przez zasłaniającą ich chmurę.Czy dostrzegło takie szczegóły przedtem? Na ogół od duchów powietrznych nie można oczekiwać tego rodzaju koncentracji, zwłaszcza od pomniejszych, mniej skupionych.„Ten, który jest sam - wygląda jak ty.Reszta.mają futro.Chyba bestie”.Od nagłego niepokoju ogarnął mnie dreszcz.Ten, co wyglądał jak ja - czyli, jak przypuszczałam, bez sierści na twarzy - to byłby ogolony Murl, albo może kobieta.Wątpiłam, czy duszek jest w stanie odróżnić płeć ludzi, ale o tym czasie musiał to być mój powracający uczeń.Czy Murl podróżował tu w kompanii karzdagów? Jeśli tak, to jak doszło do tego nieprawdopodobnego zbratania? A może podróżował samotnie, nie wiedząc o idących jego tropem? Czy był w niebezpieczeństwie?Bezowocne przypuszczenia przemykały jedno za drugim; wreszcie wypchnęłam chaos z myśli.Lepiej czekać, obserwować i samej zobaczyć, co się zjawi.Podziękowałam duszkowi za pomoc i uwolniłam go.Kiedy odszedł, wezwałam Lessetha Słowem, pełnym mocy wyrazem, który odbił się echem w komnatach i korytarzach wieży, przeznaczonym wyłącznie dla uszu mojego towarzysza, gdziekolwiek by się znajdował.Natychmiast poczułam chłód jego obecności przy moim boku: prawie niewidoczny, przybył, by czekać razem ze mną, jak już wielekroć przedtem.W sferze fizycznej jego wzrok nie przewyższał bystrością mojego.Zauważyliśmy Murla w tej samej chwili, pojawił się jako punkcik brodzący wśród wysokiej po pas trawy w miejscu, gdzie jeszcze przed momentem nie było nic poza falującymi na wietrze bladymi źdźbłami między chmurami i ziemią.Duszek powietrzny minął go niezauważony, szybując z wiatrem, by sprawdzić, co idzie za nim.Kiedy Murl mnie zobaczył, uniósł rękę w powitalnym geście.Jednak znajdował się wciąż o dwa strzały z łuku, kiedy powrócił duszek.„Zatrzymali się”, zaraportował.„Rozbijają obóz”.Uniosłam brew.Obóz? To wymagało bliższej obserwacji i większej ilości szczegółów, niż mógł mi dostarczyć ten najmniejszy z duchów żywiołów.Uwolniłam duszka, który czym prędzej uleciał z wiatrem.Nie czekając na wezwanie, Lesseth zajął jego miejsce i wzniósł się w przestworza Styrcji, znikając mi z oczu [ Pobierz całość w formacie PDF ]