[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdy ze znaczniejszych starał sięstawić i najokazalej, i w jak najliczniejszej asystencji.Obok licznych magnackich kawalkat ciągnęły i szczuplejszedygnitarzy powiatowych i ziemskich.Co chwila z kurzawy wychylały się pojedyncze karabony szlacheckie, obiteczarną skórą, zaprzężone w parę lub cztery konie, a w każdym siedział szlachcic-personat z krucyfiksem lubobrazem Najświętszej Panny zawieszonym na jedwabnym pasie u szyi.Wszyscy zbrojni: muszkiet po jednej stroniesiedzenia, szabla po drugiej, a u aktualnych lub byłych towarzyszów chorągwianych jeszcze i kopia stercząca nadwa łokcie za siedzeniem.Pod karabonami szły psy legawe lub charty, nie dla potrzeby, boć przecie nie na łowy sięzjeżdżano, ale dla pańskiej rozrywki.Z tyłu luzacy prowadzili konie powodowe pokryte dekami dla ochronybogatych siedzeń od deszczu lub kurzawy, dalej ciągnęły wozy skrzypiące, o kołach powiązanych wiciami, a w nichnamioty i zapasy żywności dla sług i panów.Gdy wiatr chwilami zwiewał kurzawę z traktu na pola, cała drogaodsłaniała się i mieniła jako wąż stubarwny lub jako wstęga misternie ze złota i jedwabiów utkana.Gdzieniegdziena owej drodze brzmiały ochocze kapele wołoskie lub janczarskie, zwłaszcza przed chorągwiami koronnego ilitewskiego komputu, których również w tym tłumie nie brakło, bo dla asystencji przy dygnitarzach iść musiały, awszędy pełno było krzyku; gwaru, nawoływań, pytań i kłótni, gdy jedni drugim ustępować nie chcieli.Raz wraz też doskakiwali konni żołnierze i słudzy i do orszaku książęcego, wzywając do ustąpienia dla takiegoto a takiego dygnitarza lub pytając, kto jedzie.Ale gdy uszu ich doszła odpowiedz: Wojewoda ruski! natychmiast dawali znać panom swym, którzy zostawiali drogę wolną lub jeśli byli na przedzie, zjeżdżali w bok, bywidzieć przeciągający orszak: Na popasach kupiła się szlachta i żołnierze chcąc napaść ciekawe oczy widokiemnajwiększego w Rzeczypospolitej wojownika.Nie brakło też i wiwatów, na które książę wdzięcznie odpowiadał,raz, z przyrodzonej sobie ludzkości, a po wtóre, chcąc tą ludzkością kaptować stronników dla królewicza Karola,których też i nakaptował samym swym widokiem niemało.Z równą ciekawością patrzono na chorągwie książęce, na owych Rusinów , jak ich nazywano.Nie byli oni jużtak obdarci i wynędzniali, jak po konstantynowskiej bitwie, bo książę w Zamościu dał nową barwę chorągwiom, alezawsze poglądano na nich jak na cuda zamorskie, gdyż w mniemaniu mieszkańców bliskich okolic stolicyprzychodzili z końca świata.Więc też i dziwy opowiadano o owych stepach tajemniczych i borach, w których sięrodzi takie rycerstwo, podziwiano ich płeć ogorzałą, spaloną wichrami z Czarnego Morza, ich hardość spojrzenia ipewną dzikość postawy, od dzikich sąsiadów przejętą.Ale najwięcej oczu zwracało się po księciu na pana Zagłobę, który dostrzegłszy, jaki go podziw otacza,spoglądał tak dumnie i hardo, toczył tak strasznie oczyma, iż zaraz szeptano w tłumie: Ten to musi być rycerzmiędzy nimi najprzedniejszy! A inni mówili: Siła on już musiał dusz z ciał wypędzić, taki smok sierdzisty! Gdyzaś podobne słowa dochodziły do uszu pana Zagłoby, starał się tylko o to, by jeszcze większą sierdzistościąwewnętrzne ukontentowanie pokryć.Czasem odzywał się do tłumu, czasem szydził, a najwięcej z litewskich komputowych chorągwi, w którychpoważne znaki nosiły złotą, a lekkie srebrną pętelkę na ramieniu. Naści hetkę, panie pętelko! wołał na tenwidok pan Zagłoba więc też niejeden towarzysz sapnął, zgrzytnął, szablą trzasnął, ale pomyślawszy, iż to żołnierzz chorągwi wojewody ruskiego tak sobie pozwala, w ostatku splunął i okazji zaniechał.Bliżej Warszawy tłumy stały się tak gęste, iż tylko noga za nogą można się było posuwać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Każdy ze znaczniejszych starał sięstawić i najokazalej, i w jak najliczniejszej asystencji.Obok licznych magnackich kawalkat ciągnęły i szczuplejszedygnitarzy powiatowych i ziemskich.Co chwila z kurzawy wychylały się pojedyncze karabony szlacheckie, obiteczarną skórą, zaprzężone w parę lub cztery konie, a w każdym siedział szlachcic-personat z krucyfiksem lubobrazem Najświętszej Panny zawieszonym na jedwabnym pasie u szyi.Wszyscy zbrojni: muszkiet po jednej stroniesiedzenia, szabla po drugiej, a u aktualnych lub byłych towarzyszów chorągwianych jeszcze i kopia stercząca nadwa łokcie za siedzeniem.Pod karabonami szły psy legawe lub charty, nie dla potrzeby, boć przecie nie na łowy sięzjeżdżano, ale dla pańskiej rozrywki.Z tyłu luzacy prowadzili konie powodowe pokryte dekami dla ochronybogatych siedzeń od deszczu lub kurzawy, dalej ciągnęły wozy skrzypiące, o kołach powiązanych wiciami, a w nichnamioty i zapasy żywności dla sług i panów.Gdy wiatr chwilami zwiewał kurzawę z traktu na pola, cała drogaodsłaniała się i mieniła jako wąż stubarwny lub jako wstęga misternie ze złota i jedwabiów utkana.Gdzieniegdziena owej drodze brzmiały ochocze kapele wołoskie lub janczarskie, zwłaszcza przed chorągwiami koronnego ilitewskiego komputu, których również w tym tłumie nie brakło, bo dla asystencji przy dygnitarzach iść musiały, awszędy pełno było krzyku; gwaru, nawoływań, pytań i kłótni, gdy jedni drugim ustępować nie chcieli.Raz wraz też doskakiwali konni żołnierze i słudzy i do orszaku książęcego, wzywając do ustąpienia dla takiegoto a takiego dygnitarza lub pytając, kto jedzie.Ale gdy uszu ich doszła odpowiedz: Wojewoda ruski! natychmiast dawali znać panom swym, którzy zostawiali drogę wolną lub jeśli byli na przedzie, zjeżdżali w bok, bywidzieć przeciągający orszak: Na popasach kupiła się szlachta i żołnierze chcąc napaść ciekawe oczy widokiemnajwiększego w Rzeczypospolitej wojownika.Nie brakło też i wiwatów, na które książę wdzięcznie odpowiadał,raz, z przyrodzonej sobie ludzkości, a po wtóre, chcąc tą ludzkością kaptować stronników dla królewicza Karola,których też i nakaptował samym swym widokiem niemało.Z równą ciekawością patrzono na chorągwie książęce, na owych Rusinów , jak ich nazywano.Nie byli oni jużtak obdarci i wynędzniali, jak po konstantynowskiej bitwie, bo książę w Zamościu dał nową barwę chorągwiom, alezawsze poglądano na nich jak na cuda zamorskie, gdyż w mniemaniu mieszkańców bliskich okolic stolicyprzychodzili z końca świata.Więc też i dziwy opowiadano o owych stepach tajemniczych i borach, w których sięrodzi takie rycerstwo, podziwiano ich płeć ogorzałą, spaloną wichrami z Czarnego Morza, ich hardość spojrzenia ipewną dzikość postawy, od dzikich sąsiadów przejętą.Ale najwięcej oczu zwracało się po księciu na pana Zagłobę, który dostrzegłszy, jaki go podziw otacza,spoglądał tak dumnie i hardo, toczył tak strasznie oczyma, iż zaraz szeptano w tłumie: Ten to musi być rycerzmiędzy nimi najprzedniejszy! A inni mówili: Siła on już musiał dusz z ciał wypędzić, taki smok sierdzisty! Gdyzaś podobne słowa dochodziły do uszu pana Zagłoby, starał się tylko o to, by jeszcze większą sierdzistościąwewnętrzne ukontentowanie pokryć.Czasem odzywał się do tłumu, czasem szydził, a najwięcej z litewskich komputowych chorągwi, w którychpoważne znaki nosiły złotą, a lekkie srebrną pętelkę na ramieniu. Naści hetkę, panie pętelko! wołał na tenwidok pan Zagłoba więc też niejeden towarzysz sapnął, zgrzytnął, szablą trzasnął, ale pomyślawszy, iż to żołnierzz chorągwi wojewody ruskiego tak sobie pozwala, w ostatku splunął i okazji zaniechał.Bliżej Warszawy tłumy stały się tak gęste, iż tylko noga za nogą można się było posuwać [ Pobierz całość w formacie PDF ]