[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiem.Nawet wtedy, gdy zdaje mi się, \e rozszarpałabym go na kawałki.Terazmoja kolej.- W porządku.Lowenstein obrzuciła ją długim, wymownym spojrzeniem.- Gdzie się ubierasz?Tess była zbyt zaskoczona, aby zareagować długim, serdecznym śmiechem.Po razpierwszy tego dnia czuła się naprawdę odprę\ona.Na zewnątrz Roderick oraz krępy, czarny detektyw znany jako Pudge popijali kawę ztermosu.Pudge był trochę przeziębiony i bez przerwy marudził.- Nie sądzę, abyśmy mieli w ogóle zobaczyć tego włóczęgę.Mullendore ma ostatniązmianę.Jeśli coś się wydarzy, to z pewnością będzie to sprawka naszego Księdza".Amy tymczasem siedzimy tu, marznąc bez sensu.- To musi się stać dzisiaj.- Roderick nalał Pudge'owi kolejną fili\ankę kawy, zanimzajął się znowu obserwowaniem okien Tess.- Dlaczego? Pudge potę\nie ziewnął i przeklął antyhistaminę, która, jak mu sięzdawało, nie tylko zatykała mu nos, ale równie\ blokowała całą głowę.- Poniewa\ to miało być dzisiaj.Chryste, Roderick, bez względu na to, jaki gówniany obowiązek spełniasz, nigdy nienarzekaj.- Ponownie ziewnąwszy, Pudge osunął się na drzwi.- O Bo\e, oczy mi sięzamykają.Te cholerne lekarstwa chyba zrobiły swoje.Roderick ponownie obrzucił wzrokiem ulicę.Nikt się nie kręcił.- Mo\e byś się trochę przespał? Ja poobserwuję.- Jestem ci wdzięczny.- Na wpół ju\ tylko obecny, Pudge zamknął oczy.- Daj midziesięć minut, Lou.W końcu Mullendore przejmuje wartę ju\ za godzinę.Pudge chrapał w najlepsze,kiedy Roderick ze wzmo\oną uwagą zajął się obserwowaniem domu Tess.Tess zdą\yła się nauczyć od Lowenstein podstawowych reguł gry w kanastę, kiedyzadzwonił telefon.Głos Lowenstein, przed chwilą jeszcze taki swobodny,natychmiast stał się zasadniczy.- Okay.Ty odbierz.Jeśli to on, zachowaj spokój.Bajeruj go, jeśli mo\esz, zgódz sięna spotkanie z nim, jeśli będziesz musiała.A mo\e ci się uda go zlokalizować.- W porządku.- Choć zaschło jej w gardle, podniosła słuchawkę i spokojniepowiedziała: - Doktor Court.Pani doktor, mówi detektyw Roderick.- Ach, to pan, detektywie.- Jej mięśnie zwiotczały, gdy odwróciła się i skinęła głowąw stronę Lowenstein.- Tak? Są jakieś wiadomości?- Mamy go, doktor Court.Ben ujął go niecałe dwie przecznice od pani budynku.- Ben? Czy z nim wszystko w porządku?-Tak, proszę się nie martwić.Trochę tylko skręcił sobie ramię, kiedy gozatrzymywał.To naprawdę nic powa\nego.Poprosił mnie, abym zadzwonił do pani,\eby się pani nie niepokoiła.Ed odwozi go właśnie do szpitala.-Do szpitala? - Przypomniała sobie tacę z nasiąkniętymi krwią banda\ami.- Którego?Chcę tam pojechać.Ed zabrał do go Georgetown, pani doktor, ale Ben nie chciał pani sprawiać kłopotu.- To \aden kłopot.Zaraz tam będę.- Przypomniawszy sobie o Lowenstein, która całyczas stała tu\ za nią, Tess odwróciła się do niej.-Powinien pan porozmawiać zdetektyw Lowenstein.Dziękuję za telefon.- Bardzo się cieszymy, \e jest ju\ po wszystkim.- Tak.- Na chwilę zamknęła oczy i wręczyła słuchawkę Lowenstein.- Złapano go.-Po czym ruszyła do sypialni po torebkę i kluczyki do samochodu.Kiedy wróciła po płaszcz, Lowenstein wcią\ jeszcze wyciągała szczegóły od Rodericka.Tess niecierpliwie zarzuciła płaszcz na ramiona i czekała.- Wygląda na czystą robotę - powiedziała Lowenstein, gdy odło\yła słuchawkę.- Beni Ed zdecydowali się na nieco dłu\szy objazd okolicy i zauwa\yli, jak ten facetwychodzi z alei i udaje się w stronę twojego domu.Miał rozpięty płaszcz.Widzieli, \ejest ubrany w sutannę.Nie protestował, kiedy go zatrzymywali, ale gdy Ben znalazłhumerał w jego kieszeni, najwidoczniej stracił panowanie, zaczął stawiać opór i wołaćciebie.- O Bo\e.Chciała się z nim spotkać, porozmawiać.Ale Ben jechał do szpitala i to właśnie onbył w tej chwili najwa\niejszy.Lou powiedział, \e to tylko lekki uraz, nic powa\nego.- Poczuję się lepiej, gdy sama się o tym przekonam.- Wiem, co masz na myśli.Czy chcesz, abym cię odwiozła?- Nie.Jestem pewna, \e chcesz wrócić na posterunek, aby poznać wszystkieszczegóły akcji.Poza tym nie sądzę, abym dłu\ej potrzebowała ochrony policyjnej.- Te\ tak myślę, ale mimo to odprowadzę cię jeszcze na dół do twojego samochodu.Powiedz Benowi, \e zrobił kawał dobrej roboty.Kiedy Ben przechodził przez parking, kierując się w stronę posterunku, Loganzatrzymał się tu\ za nim i pospiesznie wysiadł z samochodu.- Ben! - Bez kapelusza i rękawiczek wyglądał tak, jakby rzadko chodził w sutannie.Złapał ich na schodach.- Miałem nadzieję, \e was tu znajdę.- Niezbyt to dobra pora na spacery dla księ\y, Tim.Mamy dzisiaj sporo nerwowychpolicjantów.Mo\esz nagle znalezć się w kajdankach.- Odprawiałem pózną mszę dla sióstr i nie zdą\yłem się przebrać.Myślę, \e mamcoś.- Chodzmy do środka - powiedział Ed, otwierając drzwi - zanim odpadną ci palce.- Tak się spieszyłem.- Logan zaczął rozcierać dłonie, aby je nieco rozgrzać.- Odwielu dni wcią\ wszystko przeglądam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Wiem.Nawet wtedy, gdy zdaje mi się, \e rozszarpałabym go na kawałki.Terazmoja kolej.- W porządku.Lowenstein obrzuciła ją długim, wymownym spojrzeniem.- Gdzie się ubierasz?Tess była zbyt zaskoczona, aby zareagować długim, serdecznym śmiechem.Po razpierwszy tego dnia czuła się naprawdę odprę\ona.Na zewnątrz Roderick oraz krępy, czarny detektyw znany jako Pudge popijali kawę ztermosu.Pudge był trochę przeziębiony i bez przerwy marudził.- Nie sądzę, abyśmy mieli w ogóle zobaczyć tego włóczęgę.Mullendore ma ostatniązmianę.Jeśli coś się wydarzy, to z pewnością będzie to sprawka naszego Księdza".Amy tymczasem siedzimy tu, marznąc bez sensu.- To musi się stać dzisiaj.- Roderick nalał Pudge'owi kolejną fili\ankę kawy, zanimzajął się znowu obserwowaniem okien Tess.- Dlaczego? Pudge potę\nie ziewnął i przeklął antyhistaminę, która, jak mu sięzdawało, nie tylko zatykała mu nos, ale równie\ blokowała całą głowę.- Poniewa\ to miało być dzisiaj.Chryste, Roderick, bez względu na to, jaki gówniany obowiązek spełniasz, nigdy nienarzekaj.- Ponownie ziewnąwszy, Pudge osunął się na drzwi.- O Bo\e, oczy mi sięzamykają.Te cholerne lekarstwa chyba zrobiły swoje.Roderick ponownie obrzucił wzrokiem ulicę.Nikt się nie kręcił.- Mo\e byś się trochę przespał? Ja poobserwuję.- Jestem ci wdzięczny.- Na wpół ju\ tylko obecny, Pudge zamknął oczy.- Daj midziesięć minut, Lou.W końcu Mullendore przejmuje wartę ju\ za godzinę.Pudge chrapał w najlepsze,kiedy Roderick ze wzmo\oną uwagą zajął się obserwowaniem domu Tess.Tess zdą\yła się nauczyć od Lowenstein podstawowych reguł gry w kanastę, kiedyzadzwonił telefon.Głos Lowenstein, przed chwilą jeszcze taki swobodny,natychmiast stał się zasadniczy.- Okay.Ty odbierz.Jeśli to on, zachowaj spokój.Bajeruj go, jeśli mo\esz, zgódz sięna spotkanie z nim, jeśli będziesz musiała.A mo\e ci się uda go zlokalizować.- W porządku.- Choć zaschło jej w gardle, podniosła słuchawkę i spokojniepowiedziała: - Doktor Court.Pani doktor, mówi detektyw Roderick.- Ach, to pan, detektywie.- Jej mięśnie zwiotczały, gdy odwróciła się i skinęła głowąw stronę Lowenstein.- Tak? Są jakieś wiadomości?- Mamy go, doktor Court.Ben ujął go niecałe dwie przecznice od pani budynku.- Ben? Czy z nim wszystko w porządku?-Tak, proszę się nie martwić.Trochę tylko skręcił sobie ramię, kiedy gozatrzymywał.To naprawdę nic powa\nego.Poprosił mnie, abym zadzwonił do pani,\eby się pani nie niepokoiła.Ed odwozi go właśnie do szpitala.-Do szpitala? - Przypomniała sobie tacę z nasiąkniętymi krwią banda\ami.- Którego?Chcę tam pojechać.Ed zabrał do go Georgetown, pani doktor, ale Ben nie chciał pani sprawiać kłopotu.- To \aden kłopot.Zaraz tam będę.- Przypomniawszy sobie o Lowenstein, która całyczas stała tu\ za nią, Tess odwróciła się do niej.-Powinien pan porozmawiać zdetektyw Lowenstein.Dziękuję za telefon.- Bardzo się cieszymy, \e jest ju\ po wszystkim.- Tak.- Na chwilę zamknęła oczy i wręczyła słuchawkę Lowenstein.- Złapano go.-Po czym ruszyła do sypialni po torebkę i kluczyki do samochodu.Kiedy wróciła po płaszcz, Lowenstein wcią\ jeszcze wyciągała szczegóły od Rodericka.Tess niecierpliwie zarzuciła płaszcz na ramiona i czekała.- Wygląda na czystą robotę - powiedziała Lowenstein, gdy odło\yła słuchawkę.- Beni Ed zdecydowali się na nieco dłu\szy objazd okolicy i zauwa\yli, jak ten facetwychodzi z alei i udaje się w stronę twojego domu.Miał rozpięty płaszcz.Widzieli, \ejest ubrany w sutannę.Nie protestował, kiedy go zatrzymywali, ale gdy Ben znalazłhumerał w jego kieszeni, najwidoczniej stracił panowanie, zaczął stawiać opór i wołaćciebie.- O Bo\e.Chciała się z nim spotkać, porozmawiać.Ale Ben jechał do szpitala i to właśnie onbył w tej chwili najwa\niejszy.Lou powiedział, \e to tylko lekki uraz, nic powa\nego.- Poczuję się lepiej, gdy sama się o tym przekonam.- Wiem, co masz na myśli.Czy chcesz, abym cię odwiozła?- Nie.Jestem pewna, \e chcesz wrócić na posterunek, aby poznać wszystkieszczegóły akcji.Poza tym nie sądzę, abym dłu\ej potrzebowała ochrony policyjnej.- Te\ tak myślę, ale mimo to odprowadzę cię jeszcze na dół do twojego samochodu.Powiedz Benowi, \e zrobił kawał dobrej roboty.Kiedy Ben przechodził przez parking, kierując się w stronę posterunku, Loganzatrzymał się tu\ za nim i pospiesznie wysiadł z samochodu.- Ben! - Bez kapelusza i rękawiczek wyglądał tak, jakby rzadko chodził w sutannie.Złapał ich na schodach.- Miałem nadzieję, \e was tu znajdę.- Niezbyt to dobra pora na spacery dla księ\y, Tim.Mamy dzisiaj sporo nerwowychpolicjantów.Mo\esz nagle znalezć się w kajdankach.- Odprawiałem pózną mszę dla sióstr i nie zdą\yłem się przebrać.Myślę, \e mamcoś.- Chodzmy do środka - powiedział Ed, otwierając drzwi - zanim odpadną ci palce.- Tak się spieszyłem.- Logan zaczął rozcierać dłonie, aby je nieco rozgrzać.- Odwielu dni wcią\ wszystko przeglądam [ Pobierz całość w formacie PDF ]