[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W hotelu zamawiają lunch, a przed posiłkiem odbywają przechadzkę po wyspie.Nic łatwiejszego jak zejść na plażę, wziąć to pudełko na kanapki, umieścić je w torbie plażowej.i wrócić na lunch do „Wesołego Rogera”.być może z małym opóźnieniem powiedzmy o godzinie za dziesięć druga, kiedy wszyscy pozostali zgromadzili się już w jadalni.– Tak, to brzmi sensownie – przyznał Weston.– Handlarze narkotyków nie mają skrupułów.Uciszą każdego, kto za dużo o nich wie.Wydaje mi się, że to wyjaśnia śmierć Arleny Marshall.Możliwe, że tego właśnie ranka Blatt był w zatoczce, aby ukryć towar, który później mieli odebrać wspólnicy.Niestety przypłynęła Arlena i zobaczyła, jak wchodzi z puszką do groty.Zainteresowała się, co Blatt tam robi, on ją zabił i szybko się oddalił.– Jest pan pewien, że to Blatt ją zamordował?– Wydaje się to najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem.Oczywiście, istnieje możliwość, że Arlena wcześniej dowiedziała się prawdy, powiedziała coś Blattowi na ten temat.Po jakimś czasie inny członek gangu zainscenizował spotkanie i załatwił ją na miejscu.Myślę, że najlepiej przekazać sprawę do Scotland Yardu.Oni mają o wiele większe możliwości, by udowodnić powiązania Blatta z gangiem.Herkules Poirot przytaknął w milczeniu.– Sądzi pan, że powinienem tak postąpić? – spytał Weston.– Być może – odparł po chwili detektyw.– A niech to, Poirot! Pan musi coś mieć w rękawie!– Jeśli mam, nie jestem pewien, czy będę mógł to udowodnić.– Wiem, że pan i Colgate macie inne zdanie – powiedział Weston.– Wasze poglądy wydają mi się nieco fantastyczne, ale skłonny jestem przyznać, że coś w nich może być.Ale nawet jeśli macie słuszność, to i tak sprawa nadaje się dla Scotland Yardu.Przekażemy im fakty, a oni poproszą o współpracę policję w Surrey.To chyba nie jest sprawa dla nas.Nie jest ściśle lokalna.– Zrobił pauzę.– Co pan sądzi, Poirot? Co, pańskim zdaniem, należy zrobić?Poirot zdawał się zagubiony w myślach.W końcu rzekł:– Chciałbym.– Tak?– Chciałbym urządzić piknik – szepnął Poirot.Pułkownik Weston szeroko otworzył oczy.Rozdział dwunastyI– Piknik, panie Poirot? – Emily Brewster spojrzała na niego, jak gdyby postradał zmysły.– Uważa pani ten pomysł za godny potępienia? A mi wydaje się, że jest jak najbardziej godny podziwu.Aby wrócić do normalnego życia, potrzeba nam czegoś codziennego, zwykłego.Naprawdę bardzo chciałbym zobaczyć Dartmoor.Pogoda jest piękna.To.jakby to powiedzieć.poprawi wszystkim samopoczucie.Więc proszę mi pomóc.Namówić pozostałych.Sukces był niespodziewany.Początkowo pomysł budził wątpliwości, lecz w końcu wszyscy przyznali, że może nie jest, mimo wszystko, taki nierozsądny.Nie zaproszono tylko kapitana Marshalla.Sam zresztą oświadczył, że tego dnia musi pojechać do Plymouth.Pan Blatt przyłączył się entuzjastycznie do wycieczki.Postanowił, że stanie się jej sercem i duszą.Prócz niego udział wzięli Emily Brewster, Redfernowie, Stephen Lane, Gardenerowie (których namówiono, aby odłożyli wyjazd o jeden dzień), Rosamund Darnley i Linda.W rozmowie z Rosamund Poirot użył całej swej elokwencji, by przekonać ją, że wycieczka pozwoli Lindzie oderwać się od własnych myśli.– Ma pan całkowitą słuszność – przyznała.– To ogromny wstrząs dla dziecka w tym wieku.Stała się okropnie nerwowa.– To przecież naturalne, mademoiselle.Ale w tym wieku człowiek szybko zapomina.Proszę namówić ją do wzięcia udziału w pikniku.Wiem, że pani to potrafi.Major Barry twardo odmówił.Powiedział, że nie lubi pikników.– Trzeba nosić koszyki – narzekał.– I w ogóle jest strasznie niewygodnie.Wolę jeść posiłki przy stole.O godzinie dziesiątej następnego dnia cała grupa spotkała się przy trzech zamówionych samochodach.Pan Blatt był w doskonałym humorze.Udawał przewodnika i donośnym głosem wychwalał zalety pikniku.– Tędy, panie i panowie.tędy do Dartmoor.Wrzosy i czarne jagody, śmietana z Devonshire i skazańcy! Weźcie z sobą małżonki, panowie, albo inne panie.Wszyscy mile widziani.Piękna sceneria zagwarantowana.Proszę do nas! Proszę do nas!W ostatniej chwili zeszła Rosamund.Była zakłopotana.– Linda nie pojedzie.Mówi, że okropnie boli ją głowa.– Ale to jej dobrze zrobi! – zawołał Poirot.– Proszę ją namówić, mademoiselle.– Nie potrafię – odparła stanowczo Rosamund.– Jest absolutnie zdecydowana.Dałam jej aspirynę i położyła się do łóżka.– Po chwili dodała z wahaniem:– Chyba powinnam z nią zostać.– Nie można do tego dopuścić, droga pani! – zawołał pan Blatt biorąc ją żartobliwie pod ramię.– La haute Mode będzie ozdobą tej wycieczki.Nie przyjmuję odmowy.Zaaresztowałem panią, ha, ha.Jest pani skazana na Dartmoor.Poprowadził ją stanowczo w kierunku pierwszego auta.Rosamund rzuciła mroczne spojrzenie panu Poirotowi.– Ja zostanę z Lindą – zaoferowała się Christine Redfern.– Nie zależy mi na wyjeździe.– Nie zostawaj, Christine – poprosił Patrick.A Poirot dodał:– Nie, nie, musi pani pojechać, madame.Przy bólu głowy lepsza jest samotność.Idźmy już, ruszajmy.Auta odjechały.Najpierw udali się do prawdziwej Groty Skrzata na Sheepstor.Nieźle się bawili szukając do niej wejścia.W końcu odnaleźli je, dzięki kartce z widokiem groty.Droga po wielkich głazach była ryzykowna i Herkules Poirot nie podjął jej.Przyglądał się pobłażliwie Christine Redfern przeskakującej lekko z kamienia na kamień.Patrick nie odstępował jej ani na krok.Rosamund Darnley i Emily Brewster przyłączyły się do poszukiwań, choć ta ostatnia pośliznęła się i skręciła sobie lekko nogę w kostce.Nawet Stephen Lane brał udział w zabawie, a jego długa szczupła sylwetka co i raz migała Poirotowi między głazami.Pan Blatt nie wysilał się zbytnio, zadowolił się rzucaniem zachęcających okrzyków i fotografowaniem poszukujących.Gardenerowie i Poirot usiedli statecznie na skraju drogi i natychmiast z ust pani Gardener popłynął miły, monotonny monolog, przerywany od czasu do czasu posłusznymi „tak, kochanie” jej małżonka.–.zawsze czułam, a pan Gardener zgadza się ze mną, że robienie zdjęć może być udręką.To znaczy, jeżeli nie robi się ich w gronie przyjaciół.Ten pan Blatt pozbawiony jest całkowicie delikatności.Po prostu podchodzi do każdego, zagaduje i pstryka zdjęcia, a to – jak powiedziałam panu Gardenerowi – jest w bardzo złym tonie.Tak powiedziałam, prawda Odellu?– Tak, kochanie.– Na przykład, to grupowe zdjęcie, które zrobił nam na plaży.Uważam, że powinien był najpierw zapytać o pozwolenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl