[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od czego więc zacznie?Odsunie wuja Harrisona od majątku i dowie się, co dokładnie chciałosiągnąć przez odmowę zapłacenia okupu.Odwiedzi każde domostwo, porozmawia z kamerdynerem igospodynią, z mieszkańcami wioski, z farmerami i zajmie się wszystkimisprawami, które zostały zaniedbane.Zanim opuści tę piwnicę na zawsze, uwiedzie Amy.i wiedział jużnawet, w jaki sposób.151RSAmy podeszła do niego z uśmiechem na ustach i powoli zsunęłasuknię.- Jeremyn, kochanie.Na dzwięk głosu panny Victorinedochodzącego ze szczytu schodów podskoczył przestraszony.Natychmiastwymazał z pamięci niemal rzeczywistą fantazję.Nie chciał, żeby pannaVictorine wiedziała, o czym myśli.ani czym myśli.Zeszła na dół z kolacją.Pod nogami plątał się jej Węgielek.Chciał rzucić się, by jej pomóc, ale nie mógł się zdradzić, że kajdanynie są zapięte.Wziął tacę z rąk starszej pani, kiedy do niego podeszła.- Kochanie, mam złe wieści.Amy nie czuje się dobrze.Dziś musiszsię zadowolić jedynie moim towarzystwem.- Panna Victorine patrzyła naniego w napięciu, jakby oczekiwała wybuchu gniewu.Jeremyn odstawił tacę i wziął ją za ręce.- Cudownie się składa.Już od jakiegoś czasu chciałem porozmawiaćz panią na temat wioski.- Och, to wspaniale! - Panna Victorine uśmiechnęła się szeroko.- A mógłbym też dostać papier i atrament? Węgielek wślizgnął siępod pryczę i po chwili wyszedł ze zdzbłem trawy w pyszczku.- Samotne dni w tej piwnicy bardzo mi się dłużą.Jutro chciałbymzacząć spisywać moje myśli.Starając się wyglądać swobodnie, Jeremyn pochylił się i wyciągnąłzdzbło z kociego pyszczka.- Ależ oczywiście, kochanie - powiedziała panna Victorine.-Przyniosę ci papier i atrament.Węgielek zanurzył pazury w dłoni Jeremyna.Jeremyn gwałtownie cofnął rękę.Z zadrapań zaczęła sączyć się152RSkrew.Węgielek miauknął z zadowoleniem i zaczął lizać łapkę, jakby chciałzetrzeć z siebie wszelkie ślady.Ten przeklęty kot miał wiele wspólnego z panną Pogardą.153RSROZDZIAA 13Tej nocy Pom wyszedł z gospody, zataczając się.Pomachał jeszczena pożegnanie, w milczącej odpowiedzi na takie okrzyki, jak Dobranoc,Pom!" czy Udanego połowu, Pom!".Wszyscy inni mieszkańcy wioski pozostali w barze.Nawet rybacy,którzy zwykle wypływali przed świtem, by napełnić sieci.Jednak niktoprócz niego nie widział sensu w wypływaniu o świcie.Stwierdzili, iżskoro i tak wkrótce zawisną, lepiej będzie, jak nacieszą się dzisiejszymwieczorem.Pom nie oceniał ich surowo za takie myślenie.Po prostu się z nimnie zgadzał i sam miał zamiar robić to, co uważał za właściwe.Jedynyproblem polegał na tym, że niezupełnie wiedział, co jest właściwe.- Poradzisz sobie sam, dopóki nie skończę pracy? Odwrócił sięchwiejnie w stronę gospody.W oświetlonych drzwiach stała Mertle, wycierając dłonie o fartuch.Zwiatło oświetlało ją od tyłu, dlatego nie potrafił dostrzec jej wyrazutwarzy.Wiedział jednak, że była zaniepokojona.- Kochanie, już nieraz szedłem do domu w ciemne, mgliste noce.Dziś też znajdę drogę.- Wiem - odparła miękko.Nie widział jej twarzy, a jedynie sylwetkęz delikatnie zaokrągloną linią brzucha.- Nic mi nie będzie - powiedział łagodnie.- Nic mi nie będzie.- Wiem - powtórzyła.- No to dobranoc.Do zobaczenia rano.Zmarszczył brwi.- Dziś czeka cię długa noc.Wyśpij się jutro.Sam zrobię sobie154RSśniadanie i wypłynę w morze.- Przygotuję ci śniadanie i pożegnam cię, a potem wrócę do łóżka -oznajmiła stanowczo.Wiedział dlaczego.%7łona każdego rybaka doskonale zdawała sobiesprawę, iż ocean może w każdej chwili odebrać jej mężczyznę.Bezwzględu na godzinę, do której pracowała w barze i to, jak wcześnie musiałwstać, zawsze zrywała się z nim, całowała go na pożegnanie i życzyłapomyślnych wiatrów.Nie mógł jej tego wyperswadować.Dla niej takie postępowanie byłowłaściwe i nie umiał jej tego odmówić.- No to dobranoc, kochanie.- Dobranoc, Pom.- To rzekłszy, powróciła do gospody, gdziemężczyzni wykrzykiwali jej imię i żądali piwa.- Dobrze, dobrze, mojesłońca, już jestem! - Zatrzasnęła za sobą drzwi, pozostawiając Poma wcałkowitej ciemności, spowitego wilgotną mgłą.Pom nigdy jeszcze nie czuł się tak zagubiony.Nawet nabezgranicznym, cichym oceanie.Za zły humor obwiniał alkohol.Zwyklenie pił tak dużo.Po pierwsze, potrzebował zbyt wielu kufli, żeby poczućpożądany efekt.Po drugie, zawsze bardzo wcześnie wstawał i wypływał wmorze.Jednak pomimo stoickiego spokoju, jaki pokazywał przedmieszkańcami wioski, panną Victorine i Amy, nie potrafił uciec przedprawdą.Byli zgubieni.On i wszyscy mieszkańcy Summerwind.JegoMertle.serce krajało mu się na myśl o Mertle.Mieli swój mały sekret.Najesieni spodziewali się dziecka.To dlatego Mertle zachęciła go, by pomógłAmy i pannie Victorine [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Od czego więc zacznie?Odsunie wuja Harrisona od majątku i dowie się, co dokładnie chciałosiągnąć przez odmowę zapłacenia okupu.Odwiedzi każde domostwo, porozmawia z kamerdynerem igospodynią, z mieszkańcami wioski, z farmerami i zajmie się wszystkimisprawami, które zostały zaniedbane.Zanim opuści tę piwnicę na zawsze, uwiedzie Amy.i wiedział jużnawet, w jaki sposób.151RSAmy podeszła do niego z uśmiechem na ustach i powoli zsunęłasuknię.- Jeremyn, kochanie.Na dzwięk głosu panny Victorinedochodzącego ze szczytu schodów podskoczył przestraszony.Natychmiastwymazał z pamięci niemal rzeczywistą fantazję.Nie chciał, żeby pannaVictorine wiedziała, o czym myśli.ani czym myśli.Zeszła na dół z kolacją.Pod nogami plątał się jej Węgielek.Chciał rzucić się, by jej pomóc, ale nie mógł się zdradzić, że kajdanynie są zapięte.Wziął tacę z rąk starszej pani, kiedy do niego podeszła.- Kochanie, mam złe wieści.Amy nie czuje się dobrze.Dziś musiszsię zadowolić jedynie moim towarzystwem.- Panna Victorine patrzyła naniego w napięciu, jakby oczekiwała wybuchu gniewu.Jeremyn odstawił tacę i wziął ją za ręce.- Cudownie się składa.Już od jakiegoś czasu chciałem porozmawiaćz panią na temat wioski.- Och, to wspaniale! - Panna Victorine uśmiechnęła się szeroko.- A mógłbym też dostać papier i atrament? Węgielek wślizgnął siępod pryczę i po chwili wyszedł ze zdzbłem trawy w pyszczku.- Samotne dni w tej piwnicy bardzo mi się dłużą.Jutro chciałbymzacząć spisywać moje myśli.Starając się wyglądać swobodnie, Jeremyn pochylił się i wyciągnąłzdzbło z kociego pyszczka.- Ależ oczywiście, kochanie - powiedziała panna Victorine.-Przyniosę ci papier i atrament.Węgielek zanurzył pazury w dłoni Jeremyna.Jeremyn gwałtownie cofnął rękę.Z zadrapań zaczęła sączyć się152RSkrew.Węgielek miauknął z zadowoleniem i zaczął lizać łapkę, jakby chciałzetrzeć z siebie wszelkie ślady.Ten przeklęty kot miał wiele wspólnego z panną Pogardą.153RSROZDZIAA 13Tej nocy Pom wyszedł z gospody, zataczając się.Pomachał jeszczena pożegnanie, w milczącej odpowiedzi na takie okrzyki, jak Dobranoc,Pom!" czy Udanego połowu, Pom!".Wszyscy inni mieszkańcy wioski pozostali w barze.Nawet rybacy,którzy zwykle wypływali przed świtem, by napełnić sieci.Jednak niktoprócz niego nie widział sensu w wypływaniu o świcie.Stwierdzili, iżskoro i tak wkrótce zawisną, lepiej będzie, jak nacieszą się dzisiejszymwieczorem.Pom nie oceniał ich surowo za takie myślenie.Po prostu się z nimnie zgadzał i sam miał zamiar robić to, co uważał za właściwe.Jedynyproblem polegał na tym, że niezupełnie wiedział, co jest właściwe.- Poradzisz sobie sam, dopóki nie skończę pracy? Odwrócił sięchwiejnie w stronę gospody.W oświetlonych drzwiach stała Mertle, wycierając dłonie o fartuch.Zwiatło oświetlało ją od tyłu, dlatego nie potrafił dostrzec jej wyrazutwarzy.Wiedział jednak, że była zaniepokojona.- Kochanie, już nieraz szedłem do domu w ciemne, mgliste noce.Dziś też znajdę drogę.- Wiem - odparła miękko.Nie widział jej twarzy, a jedynie sylwetkęz delikatnie zaokrągloną linią brzucha.- Nic mi nie będzie - powiedział łagodnie.- Nic mi nie będzie.- Wiem - powtórzyła.- No to dobranoc.Do zobaczenia rano.Zmarszczył brwi.- Dziś czeka cię długa noc.Wyśpij się jutro.Sam zrobię sobie154RSśniadanie i wypłynę w morze.- Przygotuję ci śniadanie i pożegnam cię, a potem wrócę do łóżka -oznajmiła stanowczo.Wiedział dlaczego.%7łona każdego rybaka doskonale zdawała sobiesprawę, iż ocean może w każdej chwili odebrać jej mężczyznę.Bezwzględu na godzinę, do której pracowała w barze i to, jak wcześnie musiałwstać, zawsze zrywała się z nim, całowała go na pożegnanie i życzyłapomyślnych wiatrów.Nie mógł jej tego wyperswadować.Dla niej takie postępowanie byłowłaściwe i nie umiał jej tego odmówić.- No to dobranoc, kochanie.- Dobranoc, Pom.- To rzekłszy, powróciła do gospody, gdziemężczyzni wykrzykiwali jej imię i żądali piwa.- Dobrze, dobrze, mojesłońca, już jestem! - Zatrzasnęła za sobą drzwi, pozostawiając Poma wcałkowitej ciemności, spowitego wilgotną mgłą.Pom nigdy jeszcze nie czuł się tak zagubiony.Nawet nabezgranicznym, cichym oceanie.Za zły humor obwiniał alkohol.Zwyklenie pił tak dużo.Po pierwsze, potrzebował zbyt wielu kufli, żeby poczućpożądany efekt.Po drugie, zawsze bardzo wcześnie wstawał i wypływał wmorze.Jednak pomimo stoickiego spokoju, jaki pokazywał przedmieszkańcami wioski, panną Victorine i Amy, nie potrafił uciec przedprawdą.Byli zgubieni.On i wszyscy mieszkańcy Summerwind.JegoMertle.serce krajało mu się na myśl o Mertle.Mieli swój mały sekret.Najesieni spodziewali się dziecka.To dlatego Mertle zachęciła go, by pomógłAmy i pannie Victorine [ Pobierz całość w formacie PDF ]