[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie lubię ran zadanych przez sztylet - powiedziała Anna, prostując się.- Sączęsto głębsze od powstałych w wyniku ciosu nożem o szerszym ostrzu.Ta jestpłytsza, niż się obawiałam, ale wygląda na to, że powstała w miejscu dawnejblizny.Zostałaś już kiedyś zraniona w ramię? - zapytała Fiorę.- Tak.Otrzymałam cios mieczem ponad dwa lata temu.- Kto cię wtedy leczył? Dobra robota.- Nie sądzę, żebyś go znała, choć to Włoch.Nazywał się Matteo de Clerici ibył lekarzem ostatniego księcia Burgundii.Przerwał jej śmiech Infessury.Dzwięczny, radosny śmiech, który tak niepasował do jego osobowości nocnego ptaka.- Widząc cię, nikt nie powiedziałby, że jesteś starym wojownikiem, donnoFioro! Tak więc znałaś Zuchwałego, tego legendarnego księcia?- Przebywałam w jego otoczeniu aż do jego śmierci - powiedziała Fiora zbladym uśmiechem.- Ale czyżbyś przestał być republikaninem, że tak sięinteresujesz jakimś księciem?- Ten książę nie żyje i to wszystko zmienia.Jego historia interesuje mnie tak,jak historia w ogóle.Musisz mi o nim opowiedzieć, donno Fioro!Po czym, zwracając się do Anny, dodał:- Czy możesz się nią zająć przez kilka dni, dopóki nie poczuje się lepiej?Pózniej zabiorę ją do siebie.Nie będę przed tobą ukrywał, że szukają jej zbirypapieża, a teraz bez wątpienia również ludzie Borgii.Anna, która oczyszczała ranę winem z ziołami i smarowała balsamem oostrym zapachu, nie przerywała pracy.- Mogę się nią zaopiekować przez cztery łub pięć dni i myślę, że towystarczy, jeśli nie dostanie gorączki.Mój ojciec udał się do Perugii dochorego przyjaciela.Dobrze się składa!- Czy rabin Natan nie potrafi już otworzyć swoich drzwi przednieszczęściem? - zapytał Stefano z surowością połączoną z rozczarowaniem.- Nie przed każdym.Bardzo sobie ceni przychylność papieża dla rzymskiejwspólnoty żydowskiej.- Wyciąga od was niemało złota!- Niewątpliwie, ale pozwala nam żyć w spokoju, a nawet chroni przedsąsiadami.Gdyby wycofał swoje poparcie dla nas, to Cenci, te dzikie bestietkwiące u naszych drzwi i śledzące każdy nasz ruch, szybko by się z namirozprawiły i spaliły nam domy.To się liczy.- O co tyle szumu! - zawołała Khatoun, która do tej pory milczała,zadowalając się trzymaniem w dłoniach ręki Fiory i od czasu do czasuprzykładaniem do niej policzka, jak to robiła niegdyś, gdy razem mieszkały wpałacu Beltramiego.- Przecież może przyjechać do nas.Jestem pewna, żehrabina Catarina, moja nowa pani, będzie szczęśliwa, mogąc ją gościć.Jestjedyną osobą w Rzymie, która się o nią niepokoiła i która zawsze robiławszystko, aby jej pomóc.Pałac jest duży i.- Ale to pałac Riario - uciął Infessura.- To jakby rzucić ją w paszczę lwa.- A poza tym - podjęła Anna - donna Catarina wkrótce rodzi.Wiesz o tymdobrze, Khatoun, skoro dziś wieczór przyszłaś sama.A właśnie, pora, żebym cidała to, po co przyszłaś, i żebyś wracała do niej.- Och nie! - zaprotestowała Khatoun.- Jeszcze nie! Dopiero co odnalazłammoją drogą panią, która była dla mnie jak siostra, a ty już chcesz mnieprzegnać? Mam jej tyle do powiedzenia, tyle pytań do zadania.- Pózniej zadasz te pytania.I tak za dużo mówiła! Położymy ją do łóżka iwrócisz do domu.Twojej eskorcie czas musi się dłużyć.Możesz wrócić tu jutroi zawsze, gdy będziesz miała ochotę - dodała, widząc, że oczy tatarskiejniewolnicy napełniają się Izami.- Pomóż nam zaprowadzić ją na górę!Zapaliwszy świecę od dużej oliwnej lampy oświetlającej pomieszczenie,skierowała się w stronę schodków, aby unieść kryjącą je zasłonę, gdytymczasem Stefano i Khatoun pomagali porządnie zabandażowanej Fiorze wzejściu ze stołu, na którym leżała.Po wąskich schodkach z chwiejących siękamieni, gdzie lina zastępowała poręcz, weszli na piętro.Na wyłożonymdrewnem podeście znajdowały się drzwi, które Anna zignorowała.Odwróciwszy się do nich tyłem, nacisnęła na toporny gzyms.Jedna z płytodsunęła się i kobieta weszła w powstały otwór, żeby zapalić trzy dużewoskowe świece osadzone w srebrnym kandelabrze.Oświetliły one otoczenie,które wywołało zdumienie idących za nią osób.Znajdowały się tam trzypomieszczenia w amfiladzie, oddzielone grubymi czarnymi kotarami zaksamitu, podpiętymi ciężkimi srebrnymi haczykami.Pokoje były urządzone zorientalnym przepychem, który świadczył o rzeczywistym stanie posiadaniarabina i jego córki.Mebli było niewiele.Tylko niskie i szerokie łóżka, kilkamalowanych kufrów, niewielkie stoliki inkrustowane kością słoniową,mnóstwo błyszczących poduszek i dywany, przede wszystkim dywany.Dywany z Armenii lub z Kaukazu, z długim włosem gęstym jak polna trawa,pokrywały kamienną posadzkę; inne, luzno tkane, miękkie i jedwabiste, zdobiłyściany.Bezpośrednio na ziemi stało naczynie z brązu do pachnideł, z któregowydobywała się wonna para zwycięsko walcząca z cuchnącymi wyziewamiulicy, a zamknięte okna, na zewnątrz których znajdowały się sznury dobielizny, zasłonięte były słonecznie żółtymi zasłonami podszytymi od stronyulicy szarawym płótnem.Po ułożeniu Fiory na tapczanie w najgłębiej usytuowanym pokoju %7łydówkawyjęła z jednego z kufrów tunikę z żółtego jedwabiu, po czym zwróciła się doInfessury:- Zostaw nas teraz same, wolny człowieku! Ty też możesz tu przychodzić,kiedy zechcesz.Khatoun wyjdzie zaraz po tobie.- Już drugi raz mnie uratowałeś - powiedziała Fiora, wyciągając do Stefanasprawną rękę.- Jak zdołam ci podziękować?- Nie jestem Borgią i nie domagam się zapłaty.Wystarczy mi świadomość,że jesteśmy przyjaciółmi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Nie lubię ran zadanych przez sztylet - powiedziała Anna, prostując się.- Sączęsto głębsze od powstałych w wyniku ciosu nożem o szerszym ostrzu.Ta jestpłytsza, niż się obawiałam, ale wygląda na to, że powstała w miejscu dawnejblizny.Zostałaś już kiedyś zraniona w ramię? - zapytała Fiorę.- Tak.Otrzymałam cios mieczem ponad dwa lata temu.- Kto cię wtedy leczył? Dobra robota.- Nie sądzę, żebyś go znała, choć to Włoch.Nazywał się Matteo de Clerici ibył lekarzem ostatniego księcia Burgundii.Przerwał jej śmiech Infessury.Dzwięczny, radosny śmiech, który tak niepasował do jego osobowości nocnego ptaka.- Widząc cię, nikt nie powiedziałby, że jesteś starym wojownikiem, donnoFioro! Tak więc znałaś Zuchwałego, tego legendarnego księcia?- Przebywałam w jego otoczeniu aż do jego śmierci - powiedziała Fiora zbladym uśmiechem.- Ale czyżbyś przestał być republikaninem, że tak sięinteresujesz jakimś księciem?- Ten książę nie żyje i to wszystko zmienia.Jego historia interesuje mnie tak,jak historia w ogóle.Musisz mi o nim opowiedzieć, donno Fioro!Po czym, zwracając się do Anny, dodał:- Czy możesz się nią zająć przez kilka dni, dopóki nie poczuje się lepiej?Pózniej zabiorę ją do siebie.Nie będę przed tobą ukrywał, że szukają jej zbirypapieża, a teraz bez wątpienia również ludzie Borgii.Anna, która oczyszczała ranę winem z ziołami i smarowała balsamem oostrym zapachu, nie przerywała pracy.- Mogę się nią zaopiekować przez cztery łub pięć dni i myślę, że towystarczy, jeśli nie dostanie gorączki.Mój ojciec udał się do Perugii dochorego przyjaciela.Dobrze się składa!- Czy rabin Natan nie potrafi już otworzyć swoich drzwi przednieszczęściem? - zapytał Stefano z surowością połączoną z rozczarowaniem.- Nie przed każdym.Bardzo sobie ceni przychylność papieża dla rzymskiejwspólnoty żydowskiej.- Wyciąga od was niemało złota!- Niewątpliwie, ale pozwala nam żyć w spokoju, a nawet chroni przedsąsiadami.Gdyby wycofał swoje poparcie dla nas, to Cenci, te dzikie bestietkwiące u naszych drzwi i śledzące każdy nasz ruch, szybko by się z namirozprawiły i spaliły nam domy.To się liczy.- O co tyle szumu! - zawołała Khatoun, która do tej pory milczała,zadowalając się trzymaniem w dłoniach ręki Fiory i od czasu do czasuprzykładaniem do niej policzka, jak to robiła niegdyś, gdy razem mieszkały wpałacu Beltramiego.- Przecież może przyjechać do nas.Jestem pewna, żehrabina Catarina, moja nowa pani, będzie szczęśliwa, mogąc ją gościć.Jestjedyną osobą w Rzymie, która się o nią niepokoiła i która zawsze robiławszystko, aby jej pomóc.Pałac jest duży i.- Ale to pałac Riario - uciął Infessura.- To jakby rzucić ją w paszczę lwa.- A poza tym - podjęła Anna - donna Catarina wkrótce rodzi.Wiesz o tymdobrze, Khatoun, skoro dziś wieczór przyszłaś sama.A właśnie, pora, żebym cidała to, po co przyszłaś, i żebyś wracała do niej.- Och nie! - zaprotestowała Khatoun.- Jeszcze nie! Dopiero co odnalazłammoją drogą panią, która była dla mnie jak siostra, a ty już chcesz mnieprzegnać? Mam jej tyle do powiedzenia, tyle pytań do zadania.- Pózniej zadasz te pytania.I tak za dużo mówiła! Położymy ją do łóżka iwrócisz do domu.Twojej eskorcie czas musi się dłużyć.Możesz wrócić tu jutroi zawsze, gdy będziesz miała ochotę - dodała, widząc, że oczy tatarskiejniewolnicy napełniają się Izami.- Pomóż nam zaprowadzić ją na górę!Zapaliwszy świecę od dużej oliwnej lampy oświetlającej pomieszczenie,skierowała się w stronę schodków, aby unieść kryjącą je zasłonę, gdytymczasem Stefano i Khatoun pomagali porządnie zabandażowanej Fiorze wzejściu ze stołu, na którym leżała.Po wąskich schodkach z chwiejących siękamieni, gdzie lina zastępowała poręcz, weszli na piętro.Na wyłożonymdrewnem podeście znajdowały się drzwi, które Anna zignorowała.Odwróciwszy się do nich tyłem, nacisnęła na toporny gzyms.Jedna z płytodsunęła się i kobieta weszła w powstały otwór, żeby zapalić trzy dużewoskowe świece osadzone w srebrnym kandelabrze.Oświetliły one otoczenie,które wywołało zdumienie idących za nią osób.Znajdowały się tam trzypomieszczenia w amfiladzie, oddzielone grubymi czarnymi kotarami zaksamitu, podpiętymi ciężkimi srebrnymi haczykami.Pokoje były urządzone zorientalnym przepychem, który świadczył o rzeczywistym stanie posiadaniarabina i jego córki.Mebli było niewiele.Tylko niskie i szerokie łóżka, kilkamalowanych kufrów, niewielkie stoliki inkrustowane kością słoniową,mnóstwo błyszczących poduszek i dywany, przede wszystkim dywany.Dywany z Armenii lub z Kaukazu, z długim włosem gęstym jak polna trawa,pokrywały kamienną posadzkę; inne, luzno tkane, miękkie i jedwabiste, zdobiłyściany.Bezpośrednio na ziemi stało naczynie z brązu do pachnideł, z któregowydobywała się wonna para zwycięsko walcząca z cuchnącymi wyziewamiulicy, a zamknięte okna, na zewnątrz których znajdowały się sznury dobielizny, zasłonięte były słonecznie żółtymi zasłonami podszytymi od stronyulicy szarawym płótnem.Po ułożeniu Fiory na tapczanie w najgłębiej usytuowanym pokoju %7łydówkawyjęła z jednego z kufrów tunikę z żółtego jedwabiu, po czym zwróciła się doInfessury:- Zostaw nas teraz same, wolny człowieku! Ty też możesz tu przychodzić,kiedy zechcesz.Khatoun wyjdzie zaraz po tobie.- Już drugi raz mnie uratowałeś - powiedziała Fiora, wyciągając do Stefanasprawną rękę.- Jak zdołam ci podziękować?- Nie jestem Borgią i nie domagam się zapłaty.Wystarczy mi świadomość,że jesteśmy przyjaciółmi [ Pobierz całość w formacie PDF ]