[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeciskając się przez tłum, spostrzegam Lindsey, któratoczy ożywioną rozmowę z Guntherem.Odrosły już jejtrochę włosy.Wysmarowała je żelem i zaczesała do tyłu.Ta fryzura w połączeniu z drobną figurą i brązowymioczami sprawia, że Sin wygląda ponętnie, co nie zdarzajej się często.144Zbliżając się do niej, zauważam, że Lindsey tylko udaje,że słucha Gunthera.Tak naprawdę ciągle zerka za niego iomiata roztargnionym wzrokiem salę.Przypomina mi sięsposób, w jaki ojciec rozmawiał ostatnio z mamą, udając,że interesują go jej długie wynurzenia.Nic dziwnego, żepostanowiła dzielić się nimi ze mną.- Witajcie - mówię po dotarciu do Sin i Gunthera.- Cześć, Casey.podła! - wykrzykuje Gunther i chwytamnie mocno wpół.Jest jednym z tych ciepłych,misiowatych facetów, przy których kobiety nigdy nie czująsię zagrożone.Odwzajemniam uścisk, czując na policzkumiękką brodę Norwega.- Jak się masz, Case? - pyta Sin, wciąż przeczesującwzrokiem salę.Kiedy nie odpowiadam, ona nawet tego niezauważa.Wtedy jednak Gunther oznajmia, że idzie poszukaćswojego drinka.Podnosi prawą rękę w bojowym nastroju,jakby dzierżył w niej miecz.Obejmuje mnie jeszcze raz, poczym zaczyna się przedzierać walecznie przez tłum.- Kogo szukasz? - pytam Lindsey, choć doskonalewiem.- Hm? - Jeszcze przez chwilę wodzi wzrokiem dokoła, aRSpotem po raz pierwszy spogląda mi w oczy.- Kogo szukasz? - powtarzam.- Och, Billy'ego.Nie widziałam go już co najmniej odgodziny.- Myślałam, że coś między wami zaiskrzyło.- Taknaprawdę jednak nie mam bladego pojęcia, czy w ogóledo czegoś między nimi doszło.Sin wzrusza ramionami.- Różnie bywa.- Jest bardzo pociągający - mówię, licząc na to, żeLindsey się trochę otworzy i powie mi, dlaczego Billy jejsię podoba.Może wynikłaby z tego dłuższa rozmowa, cobyłoby nie lada wydarzeniem.W głębi ducha jestemzadowolona, że Billy puścił ją kantem.145- No cóż.- Lindsey wzrusza obojętnie ramionami, alenie robi tego zbyt przekonująco.- Nie on jeden na świecie.- Jasne - przyznaję, przemilczając fakt, że w jejwypadku nie ma to większego znaczenia.Odkąd rzuciłaPete'a kilka lat temu, rzadko chodziła na randki.Nagle podchodzi do nas dwóch facetów.Obaj sąprzystojni, ale ubrani dość formalnie jak na to miejsce - wwyprasowane krótkie spodenki w kolorze khaki iwykrochmalone, lniane koszule.- Dobry wieczór paniom - mówi jeden z nichwytwornym brytyjskim akcentem, charakterystycznymdla łudzi z wyższych sfer, sprawiając, że czuję się, jakbymwychowała się na farmie.- To nasza pierwsza noc tutaj.Pokażecie nam, co i jak?- Pewnie - mówi Sin, biorąc mnie pod rękę.Miło miećwreszcie z przyjaciółką jakiś kontakt, nawet jeśli jest totylko kontakt fizyczny.Uśmiecham się do Anglików, choć żaden z nich mnienie interesuje.Jestem jednak podekscytowana faktem, żetym razem Sin nie okazuje mi obojętności.Obaj faceci należą do londyńskiej śmietankitowarzyskiej.RS- Nasi ojcowie są parlamentarzystami - informujejeden z nich, ten jasnowłosy, jakby spodziewał się, żeprzed nimi uklękniemy.Przypomina mi nadętychbohaterów filmu „Menażeria".- Aha - mówię, nie zamierzając silić się na uśmiech aniudawać, że mnie to interesuje.Lindsey jednak studiowała politologię, zanimzaprzedała duszę reklamie.Natychmiast więc wciąga Biffa- jak ochrzciłam na swój użytek blondyna - w gorącądyskusję na temat Partii Pracy i eurodolara.Tymczasemkolega Biffa, ten drugi goguś, nie przejawia żadnegozainteresowania Lindsey ani mną.Od momentu, gdyszybko się sobie przedstawiliśmy, wlepia wzrok wtańczącą na stole, długonogą dziewczynę o rudychwłosach, ubraną w wyjątkowo kusą, białą sukienkę.146Przepraszam ich na chwilę, choć zarówno Sin, jak i Biffzdają się tego nie zauważać, po czym ruszam w stronębaru znajdującego się po drugiej stronie klubu, gdzie Kattańczy z dwójką Murzynów.Zamawiam wódkę z tonikiem i plasterkiem cytryny izostaję tam z łokciem opartym na kontuarze baru, nieprzejmując się napierającymi ludźmi i pokrzykiwaniamina barmana.Choć robię, co mogę, żeby o tym zapomnieć,prześladują mnie myśli o mamie samotnej w naszymdużym domu.Dopijam drinka, a potem próbuję pokazać młodejFrancuzce za barem, że chcę zamówić następnego.Barman, który mnie obsługiwał wcześniej, ulotnił się.Unoszę brwi, wyciągam w jej stronę otwartą dłoń, ale tagówniara nie zwraca na mnie uwagi.Pochyla się właśniew rozpiętej dżinsowej koszuli nad jakimś dowcipnisiem,opartym plecami o kontuar i wygiętym w łuk, i nalewamu do ust margaritę.- Scusi! - krzyczę, uznając, że może jednak jestWłoszką, a nie Francuzką.- Przepraszam! Halo! Bonjour!- Wymachuję banknotami i staram się, by w moim głosienie było słychać złości.Przed oczami staje mi obraz tatyRSpakującego swoje ulubione dżinsy i flanelowe koszule dokartonowego pudła.Co trzeba zrobić, żeby łaskawiepodali ci tutaj drinka?Barmanka jest teraz przy moim końcu baru.Chwyciłabutelkę z jakąś zieloną cieczą i nalewa ją do szklankicharakterystycznym ruchem w dół i w górę, którybarmani wykonują, byśmy pomyśleli, że otrzymujemy cośniezwykłego za nasze pieniądze.Tak czy inaczej,Francuzka nadal mnie ignoruje.- Potrzebujesz pomocy? - pyta Billy z błyskiemrozbawienia w oku.- O, cześć.Próbuję zamówić wódkę z tonikiem, ale niebardzo mi to wychodzi.- Wódka z tonikiem! - krzyczy Billy do zalotnejFrancuzki, która natychmiast bierze się do roboty.147- Proszę bardzo - mówi Billy, podając mi zimny drink.Potem stuka lekko swoją szklanką o moją.- Za spełnienietwoich marzeń.- Słuchaj - mówię do Billy'ego, gdy już podziękowałammu wylewnie za pomoc.- Lindsey cię szuka.Wydaje się zakłopotany.- Tak.no cóż - mówi.- Nie bardzo wiem, co z tymzrobić.- Z czym?- Cóż.- mówi, patrząc na dziewczynę, która tańczy nabarze, jakby szukał u niej podpowiedzi.- Myślę, że.wiesz.wpadłem jej w oko.- Irlandczyk przestępuje znogi na nogę i szarpie swój T-shirt.- Uważam, że Lindseyjest uroczą dziewczyną, bardzo miłą.Tyle tylko, że ja nieodwzajemniam jej zainteresowania.- Rozumiem.- Właściwie mam ochotę krzyknąć zradości, bo tym razem Sin nie dostanie tego, co chce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Przeciskając się przez tłum, spostrzegam Lindsey, któratoczy ożywioną rozmowę z Guntherem.Odrosły już jejtrochę włosy.Wysmarowała je żelem i zaczesała do tyłu.Ta fryzura w połączeniu z drobną figurą i brązowymioczami sprawia, że Sin wygląda ponętnie, co nie zdarzajej się często.144Zbliżając się do niej, zauważam, że Lindsey tylko udaje,że słucha Gunthera.Tak naprawdę ciągle zerka za niego iomiata roztargnionym wzrokiem salę.Przypomina mi sięsposób, w jaki ojciec rozmawiał ostatnio z mamą, udając,że interesują go jej długie wynurzenia.Nic dziwnego, żepostanowiła dzielić się nimi ze mną.- Witajcie - mówię po dotarciu do Sin i Gunthera.- Cześć, Casey.podła! - wykrzykuje Gunther i chwytamnie mocno wpół.Jest jednym z tych ciepłych,misiowatych facetów, przy których kobiety nigdy nie czująsię zagrożone.Odwzajemniam uścisk, czując na policzkumiękką brodę Norwega.- Jak się masz, Case? - pyta Sin, wciąż przeczesującwzrokiem salę.Kiedy nie odpowiadam, ona nawet tego niezauważa.Wtedy jednak Gunther oznajmia, że idzie poszukaćswojego drinka.Podnosi prawą rękę w bojowym nastroju,jakby dzierżył w niej miecz.Obejmuje mnie jeszcze raz, poczym zaczyna się przedzierać walecznie przez tłum.- Kogo szukasz? - pytam Lindsey, choć doskonalewiem.- Hm? - Jeszcze przez chwilę wodzi wzrokiem dokoła, aRSpotem po raz pierwszy spogląda mi w oczy.- Kogo szukasz? - powtarzam.- Och, Billy'ego.Nie widziałam go już co najmniej odgodziny.- Myślałam, że coś między wami zaiskrzyło.- Taknaprawdę jednak nie mam bladego pojęcia, czy w ogóledo czegoś między nimi doszło.Sin wzrusza ramionami.- Różnie bywa.- Jest bardzo pociągający - mówię, licząc na to, żeLindsey się trochę otworzy i powie mi, dlaczego Billy jejsię podoba.Może wynikłaby z tego dłuższa rozmowa, cobyłoby nie lada wydarzeniem.W głębi ducha jestemzadowolona, że Billy puścił ją kantem.145- No cóż.- Lindsey wzrusza obojętnie ramionami, alenie robi tego zbyt przekonująco.- Nie on jeden na świecie.- Jasne - przyznaję, przemilczając fakt, że w jejwypadku nie ma to większego znaczenia.Odkąd rzuciłaPete'a kilka lat temu, rzadko chodziła na randki.Nagle podchodzi do nas dwóch facetów.Obaj sąprzystojni, ale ubrani dość formalnie jak na to miejsce - wwyprasowane krótkie spodenki w kolorze khaki iwykrochmalone, lniane koszule.- Dobry wieczór paniom - mówi jeden z nichwytwornym brytyjskim akcentem, charakterystycznymdla łudzi z wyższych sfer, sprawiając, że czuję się, jakbymwychowała się na farmie.- To nasza pierwsza noc tutaj.Pokażecie nam, co i jak?- Pewnie - mówi Sin, biorąc mnie pod rękę.Miło miećwreszcie z przyjaciółką jakiś kontakt, nawet jeśli jest totylko kontakt fizyczny.Uśmiecham się do Anglików, choć żaden z nich mnienie interesuje.Jestem jednak podekscytowana faktem, żetym razem Sin nie okazuje mi obojętności.Obaj faceci należą do londyńskiej śmietankitowarzyskiej.RS- Nasi ojcowie są parlamentarzystami - informujejeden z nich, ten jasnowłosy, jakby spodziewał się, żeprzed nimi uklękniemy.Przypomina mi nadętychbohaterów filmu „Menażeria".- Aha - mówię, nie zamierzając silić się na uśmiech aniudawać, że mnie to interesuje.Lindsey jednak studiowała politologię, zanimzaprzedała duszę reklamie.Natychmiast więc wciąga Biffa- jak ochrzciłam na swój użytek blondyna - w gorącądyskusję na temat Partii Pracy i eurodolara.Tymczasemkolega Biffa, ten drugi goguś, nie przejawia żadnegozainteresowania Lindsey ani mną.Od momentu, gdyszybko się sobie przedstawiliśmy, wlepia wzrok wtańczącą na stole, długonogą dziewczynę o rudychwłosach, ubraną w wyjątkowo kusą, białą sukienkę.146Przepraszam ich na chwilę, choć zarówno Sin, jak i Biffzdają się tego nie zauważać, po czym ruszam w stronębaru znajdującego się po drugiej stronie klubu, gdzie Kattańczy z dwójką Murzynów.Zamawiam wódkę z tonikiem i plasterkiem cytryny izostaję tam z łokciem opartym na kontuarze baru, nieprzejmując się napierającymi ludźmi i pokrzykiwaniamina barmana.Choć robię, co mogę, żeby o tym zapomnieć,prześladują mnie myśli o mamie samotnej w naszymdużym domu.Dopijam drinka, a potem próbuję pokazać młodejFrancuzce za barem, że chcę zamówić następnego.Barman, który mnie obsługiwał wcześniej, ulotnił się.Unoszę brwi, wyciągam w jej stronę otwartą dłoń, ale tagówniara nie zwraca na mnie uwagi.Pochyla się właśniew rozpiętej dżinsowej koszuli nad jakimś dowcipnisiem,opartym plecami o kontuar i wygiętym w łuk, i nalewamu do ust margaritę.- Scusi! - krzyczę, uznając, że może jednak jestWłoszką, a nie Francuzką.- Przepraszam! Halo! Bonjour!- Wymachuję banknotami i staram się, by w moim głosienie było słychać złości.Przed oczami staje mi obraz tatyRSpakującego swoje ulubione dżinsy i flanelowe koszule dokartonowego pudła.Co trzeba zrobić, żeby łaskawiepodali ci tutaj drinka?Barmanka jest teraz przy moim końcu baru.Chwyciłabutelkę z jakąś zieloną cieczą i nalewa ją do szklankicharakterystycznym ruchem w dół i w górę, którybarmani wykonują, byśmy pomyśleli, że otrzymujemy cośniezwykłego za nasze pieniądze.Tak czy inaczej,Francuzka nadal mnie ignoruje.- Potrzebujesz pomocy? - pyta Billy z błyskiemrozbawienia w oku.- O, cześć.Próbuję zamówić wódkę z tonikiem, ale niebardzo mi to wychodzi.- Wódka z tonikiem! - krzyczy Billy do zalotnejFrancuzki, która natychmiast bierze się do roboty.147- Proszę bardzo - mówi Billy, podając mi zimny drink.Potem stuka lekko swoją szklanką o moją.- Za spełnienietwoich marzeń.- Słuchaj - mówię do Billy'ego, gdy już podziękowałammu wylewnie za pomoc.- Lindsey cię szuka.Wydaje się zakłopotany.- Tak.no cóż - mówi.- Nie bardzo wiem, co z tymzrobić.- Z czym?- Cóż.- mówi, patrząc na dziewczynę, która tańczy nabarze, jakby szukał u niej podpowiedzi.- Myślę, że.wiesz.wpadłem jej w oko.- Irlandczyk przestępuje znogi na nogę i szarpie swój T-shirt.- Uważam, że Lindseyjest uroczą dziewczyną, bardzo miłą.Tyle tylko, że ja nieodwzajemniam jej zainteresowania.- Rozumiem.- Właściwie mam ochotę krzyknąć zradości, bo tym razem Sin nie dostanie tego, co chce [ Pobierz całość w formacie PDF ]