[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiem, czyj to las: znamwłaścicieli.Ich dom jest we wsi;gdzieżby mieli Dojrzeć mnie, gdyspoglądam w mroku W ich las, pobrzegi pełen bieli.*Słuchałam wiatru za oknem, głosu Jamesa obok mnie i ogarniał mnie spokój.Hałas wdomu ucichł.Kiedy się ocknęłam, górne światło było wyłączone, świeciła się tylko lampka przy łóżku.James spał na podłodze ze zwiniętą pod głową kurtką.Przez ściany sączyły się głosy imuzyka.Uklękłam przy Jamesie.- Idz do łóżka - szepnęłam.Nie uniósł powiek, ale zmarszczył czoło, jak gdyby koncentrując się na odszyfrowaniusłów martwego języka.Nachyliłam się i szepnęłam mu prosto do ucha:- Do łóżka, James.Usiadł powoli, ale wciąż nie otwierał oczu.Po omacku wpełzł na materac i od razuzasnął.Patrzyłam na jego twarz w świetle lampy: piękną, bladozłotą, na jego dłonierozluznione, półotwarte, na jego długie nieruchome palce.Patrzyłam, jak jego klatkapiersiowa podnosi się i opada równomiernie, prawie niezauważalnie.Wreszcie sięgnęłam dolampy, żeby ją wyłączyć.Oczywiście nie potrafiłam tego zrobić.* Fragment wiersza Roberta Frosta pt.Przystając pod lasem w śnieżny wieczór, wprzekładzie Stanisława Barańczyka (przyp.tłum.).Rozdział 5Uczucie spadanie było tak nagłe i realne, że prawie krzyknęłam.Spałam obokJamesa, który stoczył się z łóżka poprzez mnie, a teraz stał obok, wciąż na wpółpogrążony we śnie.Spod przymrużonych powiek patrzył na mały pokój oświetlonyporannym słońce i wciąż palącą się lampką.Potem odwrócił się i spojrzeliśmy sobie woczy.Miał rozczochrane włosy, a na policzku odcisk fałdy koca.Leżałamrozdygotana, lecz na mojej twarzy noc nie pozostawiła śladu.Podniósł rękę w przepraszającym geście i wyszedł z pokoju.Nie mogłam sięotrząsnąć.Spałam! Zdumiewało mnie to prawie tak samo jak jeszcze niedawno to, żektoś mnie widzi.Kiedy po chwili James wrócił, siedziałam na brązowym kocu, wciążnie dowierzając, że spaliśmy w tym samym łóżku.Zamknął drzwi i przeczesał dłonią włosy.-Odpoczęłaś? - spytał.-Dlaczego teraz zasnęłam, choć od śmierci nigdy nie spałam?Kiedy usiadł obok na materacu, wyglądał na bardzo zmęczonego.- Może dlatego, że nie jesteś już sama.- Umilkł, a potem wzruszył ramionami.-Problem w byciu Zwiatłem tkwi w tym, że nie ma się nikogo, kto mógłby wszystkowyjaśnić.Zasady poznaje się wtedy, kiedy się je łamie.Przetarł powieki, jak gdyby ciało Billy'ego wciąż potrzebowało odpoczynku.Odruchowo położyłam mu dłoń na ramieniu.Podobnie jak poprzednio, kiedy gopocałowałam, wciągnął głośno powietrze i wyprostował się.Pchnęłam go na koc.Położył się między ścianą a mną.Oderwałam dłoń od jego ciała i spytałam:-Czy to boli?Potrząsnąłgłową.-Czujesz zimno?Roześmiał sięcicho.- To jest jak.- James zawahał się.- Nie.Tego nie da się z niczym porównać.Touczucie jest wspaniałe.Położyłam się obok.Z jednej strony wydawało się to gorszące, a z drugiejnaturalne - niczym dotykanie się dwóch zdzbeł trawy w podmuchach wiatru.Leżeliśmy, patrząc na siebie.Wyciągnął rękę i dotknął mojej dłoni.Rozwarłam ją napodobieństwo kwiatu rozkwitającego w nagłym upale, a on dotknął mnie koniuszkamipalców.W tej chwili zaczęło padać.Otoczyła nas osłona utkana z szumu deszczu.Kiedy jego ciało dotknęło mojej duszy, uczucie spadania ustąpiło miejsca uczuciuwznoszenia się.%7łeglowałam ku niemu przez przestworza czasu.- Dlaczego możemy się dotknąć? - chciałam wiedzieć.Kiedy dotykałam Browna,on nic nie czuł.- Bo nie dotykasz palców Billy'ego, tylko mnie w jego wnętrzu.Uniósł dłoń i przyjrzał się jej.Potem przyłożył ją sobie do policzka.Znów na niąspojrzał i powąchał.-Pachniesz jaśminem - zdumiał się.-Jak to możliwe, że możesz poczuć mój zapach?-Duchy mają zapachy - wyjaśnił.- Podejrzewam, że to jakaś pozostałośćprzeszłości, jak wspomnienie.-Czy wąchałeś jakieś inne duchy? - Poczułam ukłucie nieuzasadnionej zazdrości.-Nie rozumiesz.Są dwa rodzaje duchów.- Znów z radością dzielił się ze mną tądziwną, osobliwą wiedzą nabytą zapewne wraz z nowym ciałem.- Są duchy,które wiedzą, że umarły, i inne, które o tym nie wiedzą.Zanim wszedłem w tociało, nie widziałem ich.- Uśmiechnął się.- Ale do tej pory widziałem tylkojednego ducha takiego jak ty.Tylko ty wiesz, że jesteś Zwiatłem.-A te, które myślą, że wciąż żyją? Co one ci mówią? - spytałam.-Nic.Nie widzą mnie i w ogóle nikogo.Nawet siebie nawzajem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Wiem, czyj to las: znamwłaścicieli.Ich dom jest we wsi;gdzieżby mieli Dojrzeć mnie, gdyspoglądam w mroku W ich las, pobrzegi pełen bieli.*Słuchałam wiatru za oknem, głosu Jamesa obok mnie i ogarniał mnie spokój.Hałas wdomu ucichł.Kiedy się ocknęłam, górne światło było wyłączone, świeciła się tylko lampka przy łóżku.James spał na podłodze ze zwiniętą pod głową kurtką.Przez ściany sączyły się głosy imuzyka.Uklękłam przy Jamesie.- Idz do łóżka - szepnęłam.Nie uniósł powiek, ale zmarszczył czoło, jak gdyby koncentrując się na odszyfrowaniusłów martwego języka.Nachyliłam się i szepnęłam mu prosto do ucha:- Do łóżka, James.Usiadł powoli, ale wciąż nie otwierał oczu.Po omacku wpełzł na materac i od razuzasnął.Patrzyłam na jego twarz w świetle lampy: piękną, bladozłotą, na jego dłonierozluznione, półotwarte, na jego długie nieruchome palce.Patrzyłam, jak jego klatkapiersiowa podnosi się i opada równomiernie, prawie niezauważalnie.Wreszcie sięgnęłam dolampy, żeby ją wyłączyć.Oczywiście nie potrafiłam tego zrobić.* Fragment wiersza Roberta Frosta pt.Przystając pod lasem w śnieżny wieczór, wprzekładzie Stanisława Barańczyka (przyp.tłum.).Rozdział 5Uczucie spadanie było tak nagłe i realne, że prawie krzyknęłam.Spałam obokJamesa, który stoczył się z łóżka poprzez mnie, a teraz stał obok, wciąż na wpółpogrążony we śnie.Spod przymrużonych powiek patrzył na mały pokój oświetlonyporannym słońce i wciąż palącą się lampką.Potem odwrócił się i spojrzeliśmy sobie woczy.Miał rozczochrane włosy, a na policzku odcisk fałdy koca.Leżałamrozdygotana, lecz na mojej twarzy noc nie pozostawiła śladu.Podniósł rękę w przepraszającym geście i wyszedł z pokoju.Nie mogłam sięotrząsnąć.Spałam! Zdumiewało mnie to prawie tak samo jak jeszcze niedawno to, żektoś mnie widzi.Kiedy po chwili James wrócił, siedziałam na brązowym kocu, wciążnie dowierzając, że spaliśmy w tym samym łóżku.Zamknął drzwi i przeczesał dłonią włosy.-Odpoczęłaś? - spytał.-Dlaczego teraz zasnęłam, choć od śmierci nigdy nie spałam?Kiedy usiadł obok na materacu, wyglądał na bardzo zmęczonego.- Może dlatego, że nie jesteś już sama.- Umilkł, a potem wzruszył ramionami.-Problem w byciu Zwiatłem tkwi w tym, że nie ma się nikogo, kto mógłby wszystkowyjaśnić.Zasady poznaje się wtedy, kiedy się je łamie.Przetarł powieki, jak gdyby ciało Billy'ego wciąż potrzebowało odpoczynku.Odruchowo położyłam mu dłoń na ramieniu.Podobnie jak poprzednio, kiedy gopocałowałam, wciągnął głośno powietrze i wyprostował się.Pchnęłam go na koc.Położył się między ścianą a mną.Oderwałam dłoń od jego ciała i spytałam:-Czy to boli?Potrząsnąłgłową.-Czujesz zimno?Roześmiał sięcicho.- To jest jak.- James zawahał się.- Nie.Tego nie da się z niczym porównać.Touczucie jest wspaniałe.Położyłam się obok.Z jednej strony wydawało się to gorszące, a z drugiejnaturalne - niczym dotykanie się dwóch zdzbeł trawy w podmuchach wiatru.Leżeliśmy, patrząc na siebie.Wyciągnął rękę i dotknął mojej dłoni.Rozwarłam ją napodobieństwo kwiatu rozkwitającego w nagłym upale, a on dotknął mnie koniuszkamipalców.W tej chwili zaczęło padać.Otoczyła nas osłona utkana z szumu deszczu.Kiedy jego ciało dotknęło mojej duszy, uczucie spadania ustąpiło miejsca uczuciuwznoszenia się.%7łeglowałam ku niemu przez przestworza czasu.- Dlaczego możemy się dotknąć? - chciałam wiedzieć.Kiedy dotykałam Browna,on nic nie czuł.- Bo nie dotykasz palców Billy'ego, tylko mnie w jego wnętrzu.Uniósł dłoń i przyjrzał się jej.Potem przyłożył ją sobie do policzka.Znów na niąspojrzał i powąchał.-Pachniesz jaśminem - zdumiał się.-Jak to możliwe, że możesz poczuć mój zapach?-Duchy mają zapachy - wyjaśnił.- Podejrzewam, że to jakaś pozostałośćprzeszłości, jak wspomnienie.-Czy wąchałeś jakieś inne duchy? - Poczułam ukłucie nieuzasadnionej zazdrości.-Nie rozumiesz.Są dwa rodzaje duchów.- Znów z radością dzielił się ze mną tądziwną, osobliwą wiedzą nabytą zapewne wraz z nowym ciałem.- Są duchy,które wiedzą, że umarły, i inne, które o tym nie wiedzą.Zanim wszedłem w tociało, nie widziałem ich.- Uśmiechnął się.- Ale do tej pory widziałem tylkojednego ducha takiego jak ty.Tylko ty wiesz, że jesteś Zwiatłem.-A te, które myślą, że wciąż żyją? Co one ci mówią? - spytałam.-Nic.Nie widzą mnie i w ogóle nikogo.Nawet siebie nawzajem [ Pobierz całość w formacie PDF ]