[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobrze znałahistorię Blacke i nie zanosiło się, że uwierzy w opowiadaniepani Grant w takim samym stopniu, co nowo przybyli domiasta świtowcyInstynkt podpowiadał Claire jednak, że Hannah wcale niechce pomagać Fallonowi, tylko czuje się do tego zmuszonaOkazało się, że miała rację, bo Hannah wysłuchała paniGrani i powiedziała: -Zrobiła pani słusznie, przekazując ich, a pan Fallon będziepani za to wdzięczny.Ale muszę zapytać, czemu przywiozłapani ze sobą aż tylu ludzi?-To wszystko ludzie z Blacke - odparła pani Grant.-Pomyślałam, że kiedy oczyścicie już Morganville zwampirów, moglibyście się również zająć ich gniazdem tamu nas.Póki co, ludzie będą bezpieczniejsi tutaj, z wami.Bardzo chcą się czegoś dowiedzieć o Fundacji Zwit.Mogłaby wnieść trochę światła również i w nasze życie.- Jejgłos nabrał mrocznego tonu.- Zresztą należy nam się okazjaraz na odmianę skopać parę wampirzych tyłków.Oni naszniszczyli.Wywrócili miasto do góry nogami.Zabrzmiało to niezle, a szczególnie ta gniewna uwaga paniGrant o wampirach.Claire nie miała wątpliwości, że akuratte słowa padły szczerze.Wredne, nadmierne żerowanieBishopa doprowadziło to miasto na skraj katastrofy,podzieliło rodzinyi spowodowało utratę bliskich.Oczywiście, że na pewnympoziomie nienawidziła wampirów, nawet jeśli nic z tego niebyło ich własną winą.Kto by ich nie zaczął nienawidzić?A może to wszystko zwykła ścierna, może chodzi o to, żebynas na nią nabrać? A jeśli te kołki świtowców faktycznie sąnafaszerowane srebrem? A ona ich namówiła, żeby samidali się nimi poprzebijać.To by było mistrzowskieposunięcie.Myśl zdawała się na tyle prawdopodobna, że Claire ażwstrzymała oddech, zupełnie serio przestraszona, ale byłojuż za pózno, o wiele za pózno i Hannah Moses wchodziłateraz po stopniach autobusu i ogarniała wzrokiem sytuację.Ale nie było co oglądać.W autobusie była tylko ona i Shane,z rękoma krępowanymi plastikiem, i trzy przebite kołkamiwampiry.Hannah wiedziała, że to jakaś pułapka.- Claire wyczytała towyraznie w spojrzeniu, jakim obrzuciła wampirze ciała.Zamiast jednak wszcząć alarm, lekko pokiwała głową i odsunęła się na bok, robiąc przejście stojącym za niąświtowcom.- Zabierzcie ich wszystkich do Fallona - powiedziała.-Będzie chciał to zobaczyć.Miała na myśli, że będzie się chciał tym widokiemnacieszyć.Nacieszyć się widokiem leżącej u jego stóp,martwej Amelie.Claire miała szczerą nadzieję, że pani Grant jednak ichwszystkich nie nabrała w ten swój genialny sposób.Morganville dzisiaj miało jakieś święto, na ulicachporozwieszano nowe, jasne, czerwono-biało-niebieskie flagi,które łopotały na wietrze, a na trawnikach przed większościądomów, w oknach sklepów i biur widniały też flagi FundacjiZwit.Na transparentach zobaczyła napisy:  Witamy w nowymMorganville! Nigdy nie będziesz musiał stąd wyjeżdżać!.Właściwe słowa podszyte niewłaściwymi powodami.Clairezadrżała, bo stanowiły one grę słów z oryginalnym mottomiasta:  Nigdy nie będziesz chciał stąd wyjeżdżać!.I było to kłamstwo.Znała już teraz Fallona.Może nawetzaczynał kiedyś dawno temu z dobrymi intencjami, możefaktycznie i chciał chronić ludzi przed wampirami, a wampiryprzed nimi samymi.Gdzieś jednak zbłądził, prawdopodobniewtedy, kiedy uznał, że wolno jest zabić wielu, żeby ocalićnielicznych.Jak brzmiało to stare powiedzenie, którym lubiłasię posługiwać jej mama?  Droga do piekła wybrukowanajest dobrymi intencjami.Teraz, wiele lat pózniej, Fallonkażdego, kto się z nim nie zgadzał, traktował jak zdrajcęludzkości, zasługującego na karę i na śmierć.Wiedziałarównież, że ona i Shane według tej definicji na podobny loszdecydowanie sobie zasłużyli.Pomogli wampirom, a nieludziom.On im tego nie zapomni ani nie wybaczy-Co z nimi zrobić? - spytał Hannah jeden z mężczyzn,ruchem głowy wskazując Claire, i Shane a, kiedy wynoszonotrzy nieruchome i bezwładne wampiry.Claire zdawała sobie sprawę jak niesamowitej samokontroli wymagało od nichrobienie wrażenia kompletnie martwych, ale żaden - nawetMorley - nawet nie mrugnął powieką, kiedy ich nieuważniewynoszono, zawadzająco metalowe poręcze czy obijając o stopnie autobusu.Hannah na moment uniosła brwi, zastanowiła się, a potempowiedziała:-Uważam, że powinno się ich zabrać z wampirami.Widaćwyraznie, że związali swój los z Amelie.Powinni zostać przyniej.Fallon będzie chciał pokazać wszystkim, że zostalipojmani i że sytuacja jest pod kontrolą.-Ilu ludzi zginęło wczoraj, kiedy wypuścił wampiry, Hannah? -spytała Claire.Odezwała się cichym głosem, ale wiedziała,że to pytanie zaboli.- No, ilu?-Dwoje - odparła Hannah.-I sześć wampirów.Reszta zostałaponownie schwytana i zamknięta.Oczekują teraz na proces,-Wiesz, że to on zorganizował ich atak.Chciał, żeby doniego doszło.Pewnie był rozczarowany tak niewielką liczbąofiar-Zamknij się - powiedział stojący obok niej świtowiecrozzłoszczonym głosem.- Nic nie wiesz o panu Fallonie.Onuratował to miasto i wszystkich jego mieszkańców.Już niemusimy żyć w strachu.Nie teraz, kiedy pozbywamy sięwampirów.Shane po raz pierwszy uniósł głowę.-Pozbywacie się? W jaki sposób?-Jedyny, który daje pewność.Próbowaliśmy działaćwyrozumiale i dać im miejsce, gdzie mogłyby żyć w spokoju.Ale nie chciały stosować się do zasad.Nigdy tego nieumiały.Powinieneś to wiedzieć, Collins.Zasady Morganville,zasady, które wampiry stworzyły, żeby nas kontrolować.Tezasady nigdy nie stosowały się do nich samych.-Mężczyzna nie był wcale taki stary, zorientowała się Claire,był może w wieku nieżyjącego już brata Moniki, RichardaMorrella, gdzieś między dwudziestym piątym a trzydziestym rokiem życia.I najwyrazniej znał Shane a.Tak samo, jak Shane znał jego.-Zawsze byłeś tchórzliwym małym dupkiem, Sully.Niewidziałem, żeby twoja rodzina kiedyś działała na rzeczratowanialudzi.Wszyscy tylko trzymaliście głowy niziutko opuszczone,jak dobry, grzeczni obywatele.Choroba, przecież zabrakło cijaj, żeby chociaż stanąć do walki po stronie KapitanaOczywistego, kiedy miałeś taką szansę.Trafił tą uwagą w czuły punkt.Claire dostrzegła rozlewającysię po szerokiej twarzy Sully ego czerwony rumieniec.-Kolaborant - rzucił Sully.- Zdrajca! Dostaniesz to, co ci sięnależy, a ja na to sobie z przyjemnością popatrzę.-Dosłownie spluwał tymi słowami, Claire poczuła na twarzystrzępki jego śliny.Poczuła się brudniejsza niż kiedykolwiekdo tej pory, a to już coś znaczyło, jeśli wziąć pod uwagę, żechwilowo miała na sobie cudzą bieliznę.-Sully - odezwała się Hannah tonem ostrego polecenia.-Póki ze mną pracujesz, będziesz traktował moicharesztantów z szacunkiem i trzymał buzię na kłódkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl