[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotyk gorących dłoni oszałamiał ją.Ogromnym wysiłkiem woli zmusiła się, by unieść ręce, pochwycić go zanadgarstki i zatrzymać.Stłumionym, urywanym głosem powiedziała:- Ktoś nas tutaj zobaczy.Czy nie moglibyśmy.to znaczy może moglibyśmy wrócić do The Willows?- Tam również nie unikniesz ciekawskich oczu.Tutaj jesteśmy tak samo bezpieczni jak w każdym innymmiejscu.- Poruszył dłonią, pocierając kciukiem wrażliwy wierzchołek jej piersi.Miał rację.Otoczeni rodziną i służbą, nie mogli liczyć na zapewnienie sobie rzeczywistej intymności, naznalezienie takiego miejsca, w którym mieliby pewność, że nikt ich nie dostrzeże.- Ten raz, tutaj i teraz, musi być ostatni.Nie sposób tego przedłużać.Nie odpowiedział, skrył oczy za gęstymi rzęsami obserwując jednocześnie, jak pod jego dłońmi prężą się dwiejędrne półkule.- Rozumiesz, prawda? Pochlebia mi, że jesteś gotowy tak wiele poświęcić, aby mnie stąd zabrać, ale to niezakończyłoby się dobrze.Po jakimś czasie zacząłbyś się nudzić.- Nigdy.- Jestem przekonana - upierała się.- Ja nosiłabym w sobie poczucie winy, byłabym przybita.Po pewnym czasiezaczęlibyśmy się nienawidzić.- Gdybym powiedział, że kocham cię i.- Przestań! Nie musisz.Przynajmniej nie teraz.Nie zmieniłoby to niczego, nie rozumiesz? - Z wysiłkiemprzełknęła ślinę, walcząc z przypływem łez.- Och, Robercie, pocałuj mnie, i niech to będzie ostatni raz.Przywarł zachłannie, niemalże z furią, do jej ust w namiętnym pocałunku.Wytłumaczyła to sobie swoim oporem.Uniosła ramiona i objęła go mocno za szyję.Jego dłonie ześlizgnęły się do jej uwolnionej z gorsetu talii.Poczuła,jak jej piersi rozpłaszczają się na jego klatce piersiowej i ranią boleśnie o guziki surduta oraz spinki koszuli.Jęknęła.Prawie od razu zwolnił uścisk, a wargami i językiem zaczął muskać jej usta w niemej prośbie o wybaczenie.Jednocześnie zsuwał jej z ramion baskijski żakiet i pozwolił mu opaść na ziemię.Podobny los spotkał bluzkę.Amelia powoli i nieśmiało pomogła mu uwolnić się z surduta, gdy tymczasem on próbował rozwiązać jedną rękąkrawat.Wymagało to jednak więcej zręczności i uwagi.Powędrowała wargami do kącika jego ust, czując przy tymposmak wyciągu z wawrzynu i ledwie wyczuwalną szorstkość zarostu, by w końcu wesprzeć czoło na mocnozarysowanej szczęce.Sama rozwiązała mu krawat, powyciągała spinki, pozwalając im zwisać w rzędzie po jednej stronie koszuli.Rozpięła kamizelkę i wsunąwszy końce palców pod koszulę, rozsunęła ją.Głośno odetchnął, po czym szybko zrzucił z siebie surdut.Cofnął się o krok i rozłożył go na ziemi.Wziął jej65rękę, ukląkł, po czym pociągnął ją za sobą.Pomagając sobie wzajemnie, powoli, a potem coraz spieszniej dokończyli rozbierania się.Zalewały ich potokisłonecznych promieni, okrywając nagie ciała pozłotą o odcieniu moreli i brzoskwiń, miedzi i brązu, lśniąc wewłosach.Słońce, przyjazne i pogańskie, otulało ich ciepłem, oślepiało blaskiem.Odbijało się od gładkiej skóry ichramion i nóg, gdy przywarli do siebie, migotało perłowym blaskiem wzdłuż ciała Amelii, kiedy Robert przekręciłsię i pociągnął ją tak, że znalazła się nad nim.Utrzymała równowagę, chwytając go za ramiona.Brzoskwiniowe szczyty jej piersi ocierały się o jego klatkępiersiową, włosy opadały w dół, tworząc połyskującą zasłonę.Chwycił jej biodra, zdusił je w uścisku i pociągnąłku sobie; jego oczy przybrały ciemnoniebieską morską barwę i skrzyły się pożądaniem.Zaczęła szybciej oddychać,odczuwając łagodny napór twardej męskości.Powolnym, falującym ruchem przesunęła się do tyłu, wytrzymującprzez cały czas jego spojrzenie.Wolno, stopniując rozkosz, obejmowała go, wciągała w siebie coraz głębiej.Zatrzymała się, gdy wypełnił ją całą.Rozchylił usta w uśmiechu, który zdradzał najprostszą radość.Oczami wyrażał nie tylko rosnące zadowolenie.Kryło się w nich coś więcej, coś, co sprawiało, że chwytała powietrze, jakby przejmował ją ból.Azy, którepołyskiwały w jej brązowych oczach, zawisły na rzęsach.Dreszcz przeszedł po jej ramionach, aby po chwiliwstrząsnąć całym ciałem.Wypowiadając niezrozumiałe słowa, przytulił ją gwałtownie do siebie, dzwignął i ułożył na plecach, uwalniającod wysiłku jej ręce.Wygiął się, nachylił, ustami pochwycił czubek jednej piersi, podrażnił brodawkę szorstkimjęzykiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Dotyk gorących dłoni oszałamiał ją.Ogromnym wysiłkiem woli zmusiła się, by unieść ręce, pochwycić go zanadgarstki i zatrzymać.Stłumionym, urywanym głosem powiedziała:- Ktoś nas tutaj zobaczy.Czy nie moglibyśmy.to znaczy może moglibyśmy wrócić do The Willows?- Tam również nie unikniesz ciekawskich oczu.Tutaj jesteśmy tak samo bezpieczni jak w każdym innymmiejscu.- Poruszył dłonią, pocierając kciukiem wrażliwy wierzchołek jej piersi.Miał rację.Otoczeni rodziną i służbą, nie mogli liczyć na zapewnienie sobie rzeczywistej intymności, naznalezienie takiego miejsca, w którym mieliby pewność, że nikt ich nie dostrzeże.- Ten raz, tutaj i teraz, musi być ostatni.Nie sposób tego przedłużać.Nie odpowiedział, skrył oczy za gęstymi rzęsami obserwując jednocześnie, jak pod jego dłońmi prężą się dwiejędrne półkule.- Rozumiesz, prawda? Pochlebia mi, że jesteś gotowy tak wiele poświęcić, aby mnie stąd zabrać, ale to niezakończyłoby się dobrze.Po jakimś czasie zacząłbyś się nudzić.- Nigdy.- Jestem przekonana - upierała się.- Ja nosiłabym w sobie poczucie winy, byłabym przybita.Po pewnym czasiezaczęlibyśmy się nienawidzić.- Gdybym powiedział, że kocham cię i.- Przestań! Nie musisz.Przynajmniej nie teraz.Nie zmieniłoby to niczego, nie rozumiesz? - Z wysiłkiemprzełknęła ślinę, walcząc z przypływem łez.- Och, Robercie, pocałuj mnie, i niech to będzie ostatni raz.Przywarł zachłannie, niemalże z furią, do jej ust w namiętnym pocałunku.Wytłumaczyła to sobie swoim oporem.Uniosła ramiona i objęła go mocno za szyję.Jego dłonie ześlizgnęły się do jej uwolnionej z gorsetu talii.Poczuła,jak jej piersi rozpłaszczają się na jego klatce piersiowej i ranią boleśnie o guziki surduta oraz spinki koszuli.Jęknęła.Prawie od razu zwolnił uścisk, a wargami i językiem zaczął muskać jej usta w niemej prośbie o wybaczenie.Jednocześnie zsuwał jej z ramion baskijski żakiet i pozwolił mu opaść na ziemię.Podobny los spotkał bluzkę.Amelia powoli i nieśmiało pomogła mu uwolnić się z surduta, gdy tymczasem on próbował rozwiązać jedną rękąkrawat.Wymagało to jednak więcej zręczności i uwagi.Powędrowała wargami do kącika jego ust, czując przy tymposmak wyciągu z wawrzynu i ledwie wyczuwalną szorstkość zarostu, by w końcu wesprzeć czoło na mocnozarysowanej szczęce.Sama rozwiązała mu krawat, powyciągała spinki, pozwalając im zwisać w rzędzie po jednej stronie koszuli.Rozpięła kamizelkę i wsunąwszy końce palców pod koszulę, rozsunęła ją.Głośno odetchnął, po czym szybko zrzucił z siebie surdut.Cofnął się o krok i rozłożył go na ziemi.Wziął jej65rękę, ukląkł, po czym pociągnął ją za sobą.Pomagając sobie wzajemnie, powoli, a potem coraz spieszniej dokończyli rozbierania się.Zalewały ich potokisłonecznych promieni, okrywając nagie ciała pozłotą o odcieniu moreli i brzoskwiń, miedzi i brązu, lśniąc wewłosach.Słońce, przyjazne i pogańskie, otulało ich ciepłem, oślepiało blaskiem.Odbijało się od gładkiej skóry ichramion i nóg, gdy przywarli do siebie, migotało perłowym blaskiem wzdłuż ciała Amelii, kiedy Robert przekręciłsię i pociągnął ją tak, że znalazła się nad nim.Utrzymała równowagę, chwytając go za ramiona.Brzoskwiniowe szczyty jej piersi ocierały się o jego klatkępiersiową, włosy opadały w dół, tworząc połyskującą zasłonę.Chwycił jej biodra, zdusił je w uścisku i pociągnąłku sobie; jego oczy przybrały ciemnoniebieską morską barwę i skrzyły się pożądaniem.Zaczęła szybciej oddychać,odczuwając łagodny napór twardej męskości.Powolnym, falującym ruchem przesunęła się do tyłu, wytrzymującprzez cały czas jego spojrzenie.Wolno, stopniując rozkosz, obejmowała go, wciągała w siebie coraz głębiej.Zatrzymała się, gdy wypełnił ją całą.Rozchylił usta w uśmiechu, który zdradzał najprostszą radość.Oczami wyrażał nie tylko rosnące zadowolenie.Kryło się w nich coś więcej, coś, co sprawiało, że chwytała powietrze, jakby przejmował ją ból.Azy, którepołyskiwały w jej brązowych oczach, zawisły na rzęsach.Dreszcz przeszedł po jej ramionach, aby po chwiliwstrząsnąć całym ciałem.Wypowiadając niezrozumiałe słowa, przytulił ją gwałtownie do siebie, dzwignął i ułożył na plecach, uwalniającod wysiłku jej ręce.Wygiął się, nachylił, ustami pochwycił czubek jednej piersi, podrażnił brodawkę szorstkimjęzykiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]