[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jego obecności samo powietrze zdawało się śpiewać.Wariowałam.Unosiłam się beztrosko w cudownej wolności, jakiej nie zaznałam od wielu, wielu lat.Rzucałam się ludziomna szyje i wykrzykiwałam coś prosto w ich uszy.Wskakiwałam na stoły i tańczyłam.Rozsadzały mnie radośći energia.A on mnie obserwował.Pokazywałam mu coś, choć sama nie wiedziałam co.Prowadziłam go dokądś.Przychodził do mnie jeszcze kilka razy.Trudniej było do niego dotrzeć, kiedy byliśmy sami w pokoju.Był cholernie poważny.Zaczynałam się niecierpliwić.Chciałam zacząć! Odegrać moją rolę, cokolwiek miało to znaczyć! Wy-obrażałam sobie narkotyki, zbrodnie, misje szpiegowskie, handel bronią oczywiście tylko w schema-tycznym, filmowym stylu.Moje marzenia nie miały najmniejszego sensu.Tak naprawdę chyba nie chciałamwiedzieć, kim on jest.Nawet jeśli byłam coraz bardziej sfrustrowana.Nigdy nie lubiłam zagadek.Chyba że w telewizji.On także czuł frustrację.Kiedyś, w samym środku pieprzenia, uderzył mnie w twarz.Oddałam mu na-tychmiast, pięścią w szczękę.Słyszałam głuche uderzenie kości o kość.A potem się całowaliśmy.Co za ulga.Moje imię wypisane było małymi, drukowanymi literami na okładce zeszytu Irene.Patrząc na oprawę, czułamcoś w rodzaju dumy, ale strach ogarniał mnie za każdym razem, gdy chciałam zajrzeć do środka.Czego się bałam? Nie byłam pewna.Być może była to zwykła, dziecinna obawa, że mogłabym się doczytać przy-krych rzeczy na swój temat.W dniu naszego kolejnego spotkania zabrałam notatnik do Gristede'a, a potem nad rzekę, gdzie przysiadłam namojej ulubionej ławce.Pismo Irene było dziwne i w pierwszej chwili prawie nieczytelne.Odwrócone o sto osiemdziesiątstopni wyglądało prawie tak samo jak normalnie.Przewracałam kartki, czując niemal ulgę, że nie jestem w stanie niczegoodczytać.Wreszcie udało mi się odszyfrować hasło oszczędn.$", a następnie (słowa zdawały się pochylać w moją stronę) Kupiła apart, nr 198; b.dumna, zwł.z kanapy".Rzeczywiście, pomyślałam, jestem dumna z mojej kanapy (to naprawdę wybornymebel), ale czytanie o tym w czyimś notatniku, sprawiło, że moja duma wydała mi się śmieszna.Zapamiętałam sobie, żenie powinnam więcej wspominać przy Irene o mojej kanapie.Od tej chwili słowa nakreślone ręką reporterki zaczęły odkrywać się przede mną, najpierw powoli, a potem w co-raz żwawszym tempie, jakbym szybko przebijała się przez mur. Wcześ.rozw.poza twardzielki.Dlaczego? Uraz?" Pózniejodczytałam: Prawd,.kompl.izolacja.Wygnanie? Samoudręczenie? Spyt.o rel."Istotnie, przypomniałam sobie, że Irene pytała mnie oreligię.Chciała, żebym opisała jej luterański zbór, do którego co niedziela chodziłam z rodzicami, bla, bla, bla.Czułamniepokój, czytając jeszcze raz pytanie, które już mi zadała.Zresztą wszystko to było niepokojące jakbym słuchałaRLTdrugiej strony rozmowy, z której pamiętałam mgliście tylko swoje kwestie.Znalazłam wiele bazgrołów: statek pod ża-żaglami, ciężarną kobietę z wielkim brzuchem leżącą pod kocem, kilkoro oczu o długich rzęsach, drzewa, figuryszachowe.Były też listy spraw. Pralnia", brzmiało hasło na marginesie.Poniżej przeczytałam: Kupić: Windex, pap.ręczniki,nawóz do kwiatów, płatki, ravioli, sznurowadła".Nieco dalej: Dot.Marka: 1.Zaprosić J.M.na kolację.2.Zapytać L.O zlec.3.Prog.muz.na komp.Apple - ile $$$?4.Mark - psych.?"Biedny Mark, pomyślałam.Znałam to uczucie.Mimo iż napotykałam coraz liczniejsze dowody na to, że umysł Irene rozważał często dość prozaiczne kwestiepodczas naszych rozmów, czułam ulgę.Nie znalazłam niczego naprawdę negatywnego na swój temat.W jednym miejscuwidniały nawet słowa : Nie taka suka, jak się wyd." Zapisała je na początku naszej wspólnej pracy, już na drugiej stronienotatnika.Wróciłam tam i tym razem bez większego problemu odczytałam zdania, z którymi pierwotnie nie umiałamsobie poradzić. Nie chce mówić.Potrzebuje $$.(Dlaczego ja?) "I kilka wersów dalej: Bingo! Kłamała przedtem.Znała Z".Na marginesieznalazłam numer telefonu, który wyglądał znajomo.Zainteresowałam się następnymi stronami, ale po chwili wróciłam wto miejsce.Co miała na myśli, pisząc, że kłamałam przedtem"? Kiedy przedtem"? Przez chwilę wpatrywałam się wnumer na marginesie, aż wreszcie sięgnęłam po komórkę i zadzwoniłam. Biuro pana Hallidaya zameldowała sekretarka.Rozłączyłam się szybko i, kompletnie skołowana, usiłowałam wymyślić taki scenariusz zdarzeń, w którym znajo-mość Irene i Hallidaya miała sens.Może spotkali się niedawno? Wynajęła go z jakiegoś powodu? Sama zapisałam jegonumer w jej notatniku i zapomniałam o tym? Musieli poznać się niedawno; przecież ledwie kilka tygodni temuwspomniałam jej o Hallidayu i powiedziała mi, że go nie zna.Pamiętałam o tym doskonale.A kiedy podawałam się zaIrene w obecności Anthony'ego, także nie zdradził niczym, że zna to imię i nazwisko.Mój mózg przetwarzał nanajwyższych obrotach wszystkie te możliwości i okoliczności daremnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.W jego obecności samo powietrze zdawało się śpiewać.Wariowałam.Unosiłam się beztrosko w cudownej wolności, jakiej nie zaznałam od wielu, wielu lat.Rzucałam się ludziomna szyje i wykrzykiwałam coś prosto w ich uszy.Wskakiwałam na stoły i tańczyłam.Rozsadzały mnie radośći energia.A on mnie obserwował.Pokazywałam mu coś, choć sama nie wiedziałam co.Prowadziłam go dokądś.Przychodził do mnie jeszcze kilka razy.Trudniej było do niego dotrzeć, kiedy byliśmy sami w pokoju.Był cholernie poważny.Zaczynałam się niecierpliwić.Chciałam zacząć! Odegrać moją rolę, cokolwiek miało to znaczyć! Wy-obrażałam sobie narkotyki, zbrodnie, misje szpiegowskie, handel bronią oczywiście tylko w schema-tycznym, filmowym stylu.Moje marzenia nie miały najmniejszego sensu.Tak naprawdę chyba nie chciałamwiedzieć, kim on jest.Nawet jeśli byłam coraz bardziej sfrustrowana.Nigdy nie lubiłam zagadek.Chyba że w telewizji.On także czuł frustrację.Kiedyś, w samym środku pieprzenia, uderzył mnie w twarz.Oddałam mu na-tychmiast, pięścią w szczękę.Słyszałam głuche uderzenie kości o kość.A potem się całowaliśmy.Co za ulga.Moje imię wypisane było małymi, drukowanymi literami na okładce zeszytu Irene.Patrząc na oprawę, czułamcoś w rodzaju dumy, ale strach ogarniał mnie za każdym razem, gdy chciałam zajrzeć do środka.Czego się bałam? Nie byłam pewna.Być może była to zwykła, dziecinna obawa, że mogłabym się doczytać przy-krych rzeczy na swój temat.W dniu naszego kolejnego spotkania zabrałam notatnik do Gristede'a, a potem nad rzekę, gdzie przysiadłam namojej ulubionej ławce.Pismo Irene było dziwne i w pierwszej chwili prawie nieczytelne.Odwrócone o sto osiemdziesiątstopni wyglądało prawie tak samo jak normalnie.Przewracałam kartki, czując niemal ulgę, że nie jestem w stanie niczegoodczytać.Wreszcie udało mi się odszyfrować hasło oszczędn.$", a następnie (słowa zdawały się pochylać w moją stronę) Kupiła apart, nr 198; b.dumna, zwł.z kanapy".Rzeczywiście, pomyślałam, jestem dumna z mojej kanapy (to naprawdę wybornymebel), ale czytanie o tym w czyimś notatniku, sprawiło, że moja duma wydała mi się śmieszna.Zapamiętałam sobie, żenie powinnam więcej wspominać przy Irene o mojej kanapie.Od tej chwili słowa nakreślone ręką reporterki zaczęły odkrywać się przede mną, najpierw powoli, a potem w co-raz żwawszym tempie, jakbym szybko przebijała się przez mur. Wcześ.rozw.poza twardzielki.Dlaczego? Uraz?" Pózniejodczytałam: Prawd,.kompl.izolacja.Wygnanie? Samoudręczenie? Spyt.o rel."Istotnie, przypomniałam sobie, że Irene pytała mnie oreligię.Chciała, żebym opisała jej luterański zbór, do którego co niedziela chodziłam z rodzicami, bla, bla, bla.Czułamniepokój, czytając jeszcze raz pytanie, które już mi zadała.Zresztą wszystko to było niepokojące jakbym słuchałaRLTdrugiej strony rozmowy, z której pamiętałam mgliście tylko swoje kwestie.Znalazłam wiele bazgrołów: statek pod ża-żaglami, ciężarną kobietę z wielkim brzuchem leżącą pod kocem, kilkoro oczu o długich rzęsach, drzewa, figuryszachowe.Były też listy spraw. Pralnia", brzmiało hasło na marginesie.Poniżej przeczytałam: Kupić: Windex, pap.ręczniki,nawóz do kwiatów, płatki, ravioli, sznurowadła".Nieco dalej: Dot.Marka: 1.Zaprosić J.M.na kolację.2.Zapytać L.O zlec.3.Prog.muz.na komp.Apple - ile $$$?4.Mark - psych.?"Biedny Mark, pomyślałam.Znałam to uczucie.Mimo iż napotykałam coraz liczniejsze dowody na to, że umysł Irene rozważał często dość prozaiczne kwestiepodczas naszych rozmów, czułam ulgę.Nie znalazłam niczego naprawdę negatywnego na swój temat.W jednym miejscuwidniały nawet słowa : Nie taka suka, jak się wyd." Zapisała je na początku naszej wspólnej pracy, już na drugiej stronienotatnika.Wróciłam tam i tym razem bez większego problemu odczytałam zdania, z którymi pierwotnie nie umiałamsobie poradzić. Nie chce mówić.Potrzebuje $$.(Dlaczego ja?) "I kilka wersów dalej: Bingo! Kłamała przedtem.Znała Z".Na marginesieznalazłam numer telefonu, który wyglądał znajomo.Zainteresowałam się następnymi stronami, ale po chwili wróciłam wto miejsce.Co miała na myśli, pisząc, że kłamałam przedtem"? Kiedy przedtem"? Przez chwilę wpatrywałam się wnumer na marginesie, aż wreszcie sięgnęłam po komórkę i zadzwoniłam. Biuro pana Hallidaya zameldowała sekretarka.Rozłączyłam się szybko i, kompletnie skołowana, usiłowałam wymyślić taki scenariusz zdarzeń, w którym znajo-mość Irene i Hallidaya miała sens.Może spotkali się niedawno? Wynajęła go z jakiegoś powodu? Sama zapisałam jegonumer w jej notatniku i zapomniałam o tym? Musieli poznać się niedawno; przecież ledwie kilka tygodni temuwspomniałam jej o Hallidayu i powiedziała mi, że go nie zna.Pamiętałam o tym doskonale.A kiedy podawałam się zaIrene w obecności Anthony'ego, także nie zdradził niczym, że zna to imię i nazwisko.Mój mózg przetwarzał nanajwyższych obrotach wszystkie te możliwości i okoliczności daremnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]