[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wyluzuj.Jestemabsolutnie pewna, że żaden dramat rodzinny tego nie przebije.- O tym mi nie mówiłaś - zauważa.- %7łe tak długo się nie widzieliście.Myślałem, że chodzi tylko o nią.Teraz Hadley wierci się na siedzeniu.- Rozmawiamy przez telefon - wyjaśnia - ale wciąż jestem zbytwściekła, by się z nim spotkać.- On o tym wie?- %7łe jestem wściekła? Oliver kiwa głową.- No pewnie - odpowiada.- Ale nie rozmawiamy teraz o mnie,pamiętasz?- Po prostu to ciekawe - mówi chłopak - że opowiadasz o tym takotwarcie.U mnie w rodzinie wszyscy się ciągle na coś złoszczą, alenikt nie piśnie ani słówka.- Może byłoby lepiej, gdybyście sobie trochę pofolgowali.- Może.Hadley uświadamia sobie, że rozmawiają szeptem, pochylając się kusobie w cieniu rzucanym przez żółtą lampkę do czytania zapalonąprzez siedzącego przed nimi mężczyznę.Wydaje się, jakby byli sami,jakby mogli równie dobrze siedzieć gdzieś na ławce w parku albo wrestauracji wiele kilometrów niżej, ze stopami wspartymi mocno ostały grunt.Ona jest na tyle blisko, by dostrzec drobną bliznę nad jegookiem, cień zarostu na żuchwie, zdumiewająco długie rzęsy.Nie mającwcale takiego zamiaru, odsuwa się od niego raptownie, on natomiastwydaje się zaskoczony tym nagłym ruchem.- Przepraszam - mówi chłopak, prostując się i zdejmując rękę zporęczy.- Zapomniałem, że masz klaustrofobię.Pewnie ledwo żyjesz.- Nie - zaprzecza dziewczyna.- W gruncie rzeczy nie jest zle.Oliver wskazuje brodą okno z opuszczoną roletą.- Nadal uważam, że pomogłoby ci wyjrzenie na zewnątrz.Bez okiennawet mnie wydaje się tu ciasno.- To sztuczka mojego taty - zauważa Hadley.- Kiedy taki napadzdarzył mi się po raz pierwszy, kazał mi wyobrazić sobie niebo.Jednakto działa tylko wtedy, gdy niebo jest nade mną.- No tak - przyznaje Oliver.- Ma to sens.Oboje milkną, wbijając wzrok w swoje dłonie, między nimi zalegacisza.- Kiedyś bałem się ciemności - odzywa się po chwili Oliver.- I nietylko we wczesnym dzieciństwie.Trwało to prawie do jedenastegoroku życia.Hadley spogląda na niego, nie wiedząc, co powiedzieć.Jego twarzwydaje się teraz bardziej chłopięca, mniej kanciasta, oczy bardziejokrągłe.Odczuwa nagłą pokusę położenia mu dłoni na ręce, ale siępohamowuje.- Bracia potwornie mi dokuczali, gasząc światło za każdym razem,gdy wchodziłem do pokoju, a potem ryczeli ze śmiechu.Tato tegowręcz nie znosił.Nie miał dla mnie absolutnie żadnego współczucia.Pamiętam, jak w środku nocy wszedłem do sypialni rodziców, a onpowiedział, żebym przestał się mazgaić.Albo opowiadał historie opotworach w szafie, żeby mnie jeszcze bardziej nastraszyć.Miałzawsze tylko jedną radę: Dorośnij".Cud-miód, prawda?- Rodzice nie zawsze mają we wszystkim rację - mówi Hadley.-Czasem potrzeba trochę czasu, żeby się w tym połapać.- Ale potem którejś nocy - ciągnie Oliver - przebudziłem się, a onwłączał właśnie obok mojego łóżka nocną lampkę.Jestem pewien, żemyślał, że śpię, bo inaczej zażadne skarby nie dałby się przyłapać, lecz ja się nie odzywałem,obserwowałem tylko, jak wkłada wtyczkę do gniazdka i zapalalampkę, i zobaczyłem mały krąg niebieskiego światła.Hadley się uśmiecha.- A jednak zrozumiał.- Na swój sposób, jak przypuszczam.Musiał przecież kupić jąwcześniej, prawda? Mógł dać mi ją po powrocie ze sklepu albopodłączyć, zanim położyłem się do łóżka.Ale nie, musiał to zrobić,kiedy nikt nie widział.- Oliver odwraca się w jej stronę, a na jegotwarzy maluje się głęboki smutek.- Nie wiem, dlaczego ci toopowiedziałem.- Ponieważ zapytałam - odpowiada z prostotą.Chłopak wzdycha,rwie mu się oddech, Hadley widzi,że ma zaczerwienione policzki.Fotel z przodu podskakuje, gdysiedzący przed nimi mężczyzna poprawia pod szyją poduszkę wkształcie półkola.W kabinie jest cicho, słychać tylko szumklimatyzacji, szelest przewracanych kartek, sporadyczne sapnięciaoraz odgłosy wiercenia się pasażerów, starających się przetrwaćostatnie godziny przed lądowaniem.Od czasu do czasu turbulencjedelikatnie kołyszą samolotem jak statkiem podczas sztormu.Hadleyznów rozmyśla o mamie, o tych okropieństwach, których jej nagadała.Spogląda na plecak u stóp i nie po raz pierwszy żałuje, że nie znajdujesię w tej chwili w jakimś innym miejscu niż nad Atlantykiem,ponieważ mogłaby znów spróbować dodzwonić się do domu.Obokniej Oliver trze oczy.- Mam fenomenalny pomysł - oznajmia.- Może porozmawiamy oczymś innym zamiast o rodzicach?Hadley kiwa głową na znak zgody.- Zdecydowanie.Jednak żadne z nich się nie odzywa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Wyluzuj.Jestemabsolutnie pewna, że żaden dramat rodzinny tego nie przebije.- O tym mi nie mówiłaś - zauważa.- %7łe tak długo się nie widzieliście.Myślałem, że chodzi tylko o nią.Teraz Hadley wierci się na siedzeniu.- Rozmawiamy przez telefon - wyjaśnia - ale wciąż jestem zbytwściekła, by się z nim spotkać.- On o tym wie?- %7łe jestem wściekła? Oliver kiwa głową.- No pewnie - odpowiada.- Ale nie rozmawiamy teraz o mnie,pamiętasz?- Po prostu to ciekawe - mówi chłopak - że opowiadasz o tym takotwarcie.U mnie w rodzinie wszyscy się ciągle na coś złoszczą, alenikt nie piśnie ani słówka.- Może byłoby lepiej, gdybyście sobie trochę pofolgowali.- Może.Hadley uświadamia sobie, że rozmawiają szeptem, pochylając się kusobie w cieniu rzucanym przez żółtą lampkę do czytania zapalonąprzez siedzącego przed nimi mężczyznę.Wydaje się, jakby byli sami,jakby mogli równie dobrze siedzieć gdzieś na ławce w parku albo wrestauracji wiele kilometrów niżej, ze stopami wspartymi mocno ostały grunt.Ona jest na tyle blisko, by dostrzec drobną bliznę nad jegookiem, cień zarostu na żuchwie, zdumiewająco długie rzęsy.Nie mającwcale takiego zamiaru, odsuwa się od niego raptownie, on natomiastwydaje się zaskoczony tym nagłym ruchem.- Przepraszam - mówi chłopak, prostując się i zdejmując rękę zporęczy.- Zapomniałem, że masz klaustrofobię.Pewnie ledwo żyjesz.- Nie - zaprzecza dziewczyna.- W gruncie rzeczy nie jest zle.Oliver wskazuje brodą okno z opuszczoną roletą.- Nadal uważam, że pomogłoby ci wyjrzenie na zewnątrz.Bez okiennawet mnie wydaje się tu ciasno.- To sztuczka mojego taty - zauważa Hadley.- Kiedy taki napadzdarzył mi się po raz pierwszy, kazał mi wyobrazić sobie niebo.Jednakto działa tylko wtedy, gdy niebo jest nade mną.- No tak - przyznaje Oliver.- Ma to sens.Oboje milkną, wbijając wzrok w swoje dłonie, między nimi zalegacisza.- Kiedyś bałem się ciemności - odzywa się po chwili Oliver.- I nietylko we wczesnym dzieciństwie.Trwało to prawie do jedenastegoroku życia.Hadley spogląda na niego, nie wiedząc, co powiedzieć.Jego twarzwydaje się teraz bardziej chłopięca, mniej kanciasta, oczy bardziejokrągłe.Odczuwa nagłą pokusę położenia mu dłoni na ręce, ale siępohamowuje.- Bracia potwornie mi dokuczali, gasząc światło za każdym razem,gdy wchodziłem do pokoju, a potem ryczeli ze śmiechu.Tato tegowręcz nie znosił.Nie miał dla mnie absolutnie żadnego współczucia.Pamiętam, jak w środku nocy wszedłem do sypialni rodziców, a onpowiedział, żebym przestał się mazgaić.Albo opowiadał historie opotworach w szafie, żeby mnie jeszcze bardziej nastraszyć.Miałzawsze tylko jedną radę: Dorośnij".Cud-miód, prawda?- Rodzice nie zawsze mają we wszystkim rację - mówi Hadley.-Czasem potrzeba trochę czasu, żeby się w tym połapać.- Ale potem którejś nocy - ciągnie Oliver - przebudziłem się, a onwłączał właśnie obok mojego łóżka nocną lampkę.Jestem pewien, żemyślał, że śpię, bo inaczej zażadne skarby nie dałby się przyłapać, lecz ja się nie odzywałem,obserwowałem tylko, jak wkłada wtyczkę do gniazdka i zapalalampkę, i zobaczyłem mały krąg niebieskiego światła.Hadley się uśmiecha.- A jednak zrozumiał.- Na swój sposób, jak przypuszczam.Musiał przecież kupić jąwcześniej, prawda? Mógł dać mi ją po powrocie ze sklepu albopodłączyć, zanim położyłem się do łóżka.Ale nie, musiał to zrobić,kiedy nikt nie widział.- Oliver odwraca się w jej stronę, a na jegotwarzy maluje się głęboki smutek.- Nie wiem, dlaczego ci toopowiedziałem.- Ponieważ zapytałam - odpowiada z prostotą.Chłopak wzdycha,rwie mu się oddech, Hadley widzi,że ma zaczerwienione policzki.Fotel z przodu podskakuje, gdysiedzący przed nimi mężczyzna poprawia pod szyją poduszkę wkształcie półkola.W kabinie jest cicho, słychać tylko szumklimatyzacji, szelest przewracanych kartek, sporadyczne sapnięciaoraz odgłosy wiercenia się pasażerów, starających się przetrwaćostatnie godziny przed lądowaniem.Od czasu do czasu turbulencjedelikatnie kołyszą samolotem jak statkiem podczas sztormu.Hadleyznów rozmyśla o mamie, o tych okropieństwach, których jej nagadała.Spogląda na plecak u stóp i nie po raz pierwszy żałuje, że nie znajdujesię w tej chwili w jakimś innym miejscu niż nad Atlantykiem,ponieważ mogłaby znów spróbować dodzwonić się do domu.Obokniej Oliver trze oczy.- Mam fenomenalny pomysł - oznajmia.- Może porozmawiamy oczymś innym zamiast o rodzicach?Hadley kiwa głową na znak zgody.- Zdecydowanie.Jednak żadne z nich się nie odzywa [ Pobierz całość w formacie PDF ]