[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I naprawdę poczułsię zraniony, gdy zamiast wdzięczności zobaczył waszą nienawiść.- Co dowodzi, że miał motyw - zauważyła Meredith.- Nie, to dowodzi, że ma serce, że potrafi się troszczyć o ludzi - zaprotestowała Elena.- Nigdy nie skrzywdziłby Stefano.Z mojego powodu.Wie, jakbym się czuła.- Więc czemu mi nie odpowiada? - zapytała Bonnie.- Może dlatego, że ostatnim razem, gdy nas widział, wyglądaliśmy, jakbyśmy chcieligo rozszarpać - odparła zawsze sprawiedliwa Meredith.- Powiedz mu, że go przepraszam - zaproponowała Elena.- Powiedz, że chcę z nimporozmawiać. - Czuję się jak satelita komunikacyjny - poskarżyła się Bonnie, ale oczywiściewkładała w swoje zadanie całe serce i całą energię.Wyglądała już na wykończoną.W końcu Elena musiała przyznać, że to na nic się zda.- Może się opamięta i sam cię wezwie - spróbowała Bonnie.- Może jutro.- Zostaniemy z tobą dziś w nocy - oznajmiła Meredith.- Bonnie, dzwoniłam do twojejsiostry i powiedziałam, że będziesz u mnie.Zadzwonię teraz do taty i powiem, że jestem uciebie.Matt, ty nie jesteś zaproszony.- Dzięki - odpowiedział kwaśno Matt.- Czy mam wrócić do domu piechotą?- Nie, możesz wziąć mój samochód - zaoferowała Elena.- Ale przywiez go zpowrotem wcześnie rano.Nie chcę, żeby ludzie zaczęli zadawać pytania.Wieczorem trzy dziewczyny przygotowały się do snu.Pani Flowers dostarczyła imdodatkowych koców i prześcieradeł (nic dziwnego, że zrobiła dziś rano takie duże pranie -musiała się spodziewać dziewczyn, pomyślała Elena).Odsunęły meble pod ścianę i rozłożyłyna podłodze śpiwory.Leżały z głowami zwróconymi do środka, jak szprychy w kole.Więc to jest przebudzenie.Uświadomienie sobie, że jednak mogę znów być sama.Och, jak jestem wdzięczna, żemam Bonnie i Meredith.Bardziej, niż da się to wyrazić.Z przyzwyczajenia podeszła do komputera, żeby wprowadzić kolejny wpis dopamiętnika.Ale po kilku pierwszy słowach znów zaczęła płakać.W duchu ucieszyła się, gdyMeredith niemal siłą odciągnęła ją od komputera i kazała wypić gorące mleko z wanilią,cynamonem i gałką muszkatołową.A potem Bonnie położyła ją do łóżka i trzymała za rękę,aż usnęła.Matt został z nimi parę godzin.Kiedy wracał, słońce już zachodziło.Zcigam się zciemnością, pomyślał nagle.Nie pozwalał sobie, by rozpraszał go zapach nowości wewnętrzu jaguara.Nie mógł jednak powstrzymać się od rozważania tego, co się stało.Niepowiedział nic dziewczynom, ale miał wrażenie, że coś było nie tak z pożegnalnąwiadomością Stefano.Musiał tylko upewnić się, że tego wrażenia nie wywołuje jego urażonaduma.Dlaczego Stefano w ogóle o nich nie wspomniał? O przyjaciołach Eleny, którzy byliprzy niej zawsze i są także teraz.Można by się spodziewać, że przynajmniej wspomni odziewczynach, nawet jeżeli pogrążony w bólu zapomniał o Matcie.Czy to wszystko? Było w tym liście coś jeszcze niepokojącego, ale Matt nie mógł tegosprecyzować.Wszystko, co przyszło mu do głowy, to wspomnienie zeszłego roku w szkolei.tak, pani Hilden, nauczycielki angielskiego. Nawet rozmyślając o tym wszystkim, uważnie przyglądał się drodze.Nie dało siędojechać z pensjonatu do centrum Fell's Church, omijając Stary Las.Miał się więc nabaczności.Mijając zakręt, zobaczył przewrócone drzewo.Zdążył zahamować z piskiem,zatrzymując samochód w poprzek drogi.Musiał się teraz zastanowić.Jego pierwszą instynktowną reakcją było: wezwać Stefano.On mógłby po prostupodnieść to drzewo z drogi.Ale szybko przypomniał sobie, że to nie wchodzi w grę.Zadzwonić do dziewczyn?Nie mógł się do tego zmusić.Nie chodziło tylko o męską dumę, ale też o empirycznąrzeczywistość, w której przed nim leżało wielkie, stare drzewo.Gdyby nawet próbowali weczwórkę, i tak by go nie ruszyli.Przewróciło się dokładnie w poprzek drogi, jakby umyślnie chciało odciąć pensjonatod miasta.Ostrożnie opuścił szybę po stronie kierowcy Wytężył wzrok, próbując dojrzećkorzenie drzewa.Albo jakikolwiek ruch, prawdę mówiąc.Ale nic nie zobaczył.Nie dostrzegł korzeni, ale drzewo wyglądało na zdecydowanie zbyt zdrowe, żeby takpo prostu przewrócić się w słoneczne letnie popołudnie.Nie było wiatru, deszczu, błyskawicani nawet bobrów.Ani drwali.Rów po prawej stronie drogi wyglądał jednak na całkiem płytki, a korona drzewa niesięgnęła do niego.Może dałoby się.Coś się poruszyło.Nie w lesie, ale na drzewie przed nim.Coś poruszyło jego gałęziami i nie był to wiatr.Kiedy to zobaczył, wciąż nie mógł uwierzyć.To był pierwszy problem.Drugi był taki,że siedział w nowym jaguarze Eleny, a nie w swoim gruchocie.W panice próbując zamknąćokno, nie potrafiąc oderwać wzroku od tego czegoś, co właśnie zeskoczyło z drzewa, niemógł znalezć odpowiedniego przycisku.Najważniejszy problem był jednak taki, że to coś było piekielnie szybkie.Dosłownie.Zanim Matt się zorientował, próbowało już wskoczyć do środka.Nie wiedział, co Elena pokazała Bonnie na pikniku.Ale jeżeli to, co widział, nie byłomalakiem, to co to było? Mieszkał niedaleko lasu przez całe życie i nigdy nie widział owadachoć trochę podobnego do tego.Bo to był owad.Jego skóra przypominała korę drzewa, ale to był tylko kamuflaż.Kiedy odbiło się od okna, usłyszał charakterystyczny szczęk chitynowego pancerza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl