[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zatrzymali się pod niewielką gospodą na obrzeżach F�ssen.Musieli użyć całej siłyperswazji, by nakłonić gospodarza do podania im jakiejś strawy.Kuchnia była już zamknięta.Gdy policjantka z Wiesbaden okazała swoją odznakę,chłopina tak się przeraził, że umknął na zaplecze.Chwilę potem zawołał z kuchni, pokonsultacji z żoną, że może odgrzać soczewicę ze szpeclami.I parówki.A na deser strudeljabłkowy z sosem waniliowym.Gdy już wszyscy dostali coś do jedzenia i picia, rozmowa znowu zaczęła się kleić.- Musimy zamknąć dostęp do jeziora - stwierdziła Lahm.- Czy da się to załatwić dojutra?Kluftinger skinął głową.- Nie powinno być problemu.Zaraz dam znać, żeby przekazano informację do radia.Może to podziała na niektórych reporterów i zrezygnują z oblegania jeziora, wcale niewyruszając w drogę.- Dobrze.Ale proszę działać w miarę dyskretnie.Niech podadzą, że blokada nastąpize względu na roboty drogowe albo zagrożenie lawinowe.- Zajmę się tym - obiecał.- Czy wystarczy, jeśli drogówka będzie na miejscu jutrorano?Lahm zastanowiła się chwilę i spojrzała na Timma, który pokiwał aprobująco głową.- Owszem, to powinno wystarczyć.Co pan zamierza dalej w kwestii dochodzenia?Spodziewał się tego pytania i wiedział dokładnie, co odpowiedzieć.- Sądzę, że trzeba pofatygować starszych panów.Nie możemy czekać, aż namwpadnie w sidła Ackermann.Wprawdzie jest już pózno, ale najchętniej podjąłbymodpowiednie kroki jeszcze dziś.Zgodzili się z nim, a on i Marx wykonali kilka niezbędnych telefonów.Potem bezsłowa skupili się na jedzeniu.Jakieś dwadzieścia minut pózniej zadzwoniła komórkakomisarza.- Tak, Kluftinger.ach, Richard.Nie ma? Hm, dobrze, przyjąłem do wiadomości.-Rozłączył się i popatrzył po czterech wpatrujących się w niego pytająco twarzach.- Dzwoniłjeden ze współpracowników.Wagnera, jednego z seniorów, nie ma w domu i nie wiadomo,gdzie się podziewa.- Dobry początek! - westchnęła Marx.I miała rację, bowiem przez najbliższe pół godziny spływały kolejne wieści: tego niema w domu, ten wyjechał, tamten jest nie wiadomo gdzie.- Dziwny zbieg okoliczności - mruknął Kluftinger, który nie wierzył w przypadki. Gospodarz, czający się w pobliżu stolika, przerwał jego rozmyślania.- Jeśli państwo nie mają nic przeciwko, to my byśmy zamykali - powiedział,wskazując dawno opustoszałe stoliki.Zapłacili i wstali.Zanim wyszli, zadzwoniła komórka Marx.Pozostali wysforowali siędo przodu, ona zaś została i odebrała.Gdy po chwili do nich dołączyła, była niezmierniepodekscytowana.- Nie uwierzycie - wysapała ochryple.- Mają Piusa Ackermanna.Stalowa brama posterunku policji w F�ssen podnosiła się powoli, w pulsującymżółtym świetle ostrzegawczego koguta tańczyły grube płatki śniegu. Mam nadzieję, że garaż jest ogrzewany , przemknęło mu przez głowę.Zaprowadzono ich do hali, gdzie służby celne i policja dokonywały gruntownychoględzin pojazdów, które podczas rutynowych kontroli wydały im się podejrzane.Jednym znich był samochód Ackermanna.Na dziedzińcu Marx zatrąbiła trzykrotnie i zaraz potem podniosła się jedna zrolowanych bram garażu.W środku stał zaparkowany tyłem duży, ciemnoszary opel.Po jegolewej stronie zobaczyli mężczyznę o szpakowatych, krótko ostrzyżonych włosach.Towarzyszyli mu Strobl i dwóch policjantów w zielonych kombinezonach.Pośrodku, plecamido nich, stał ktoś jeszcze.Kluftinger, wysiadłszy z samochodu, zauważył z ulgą, że w hali było przyjemniesucho i w miarę ciepło.Wyciągnął z kieszeni chustkę do nosa nie pierwszej świeżości iporządnie wydmuchał nos.Potem poprosił jednego z funkcjonariuszy, by odprowadziłprofesora oraz jego asystentkę do głównego budynku.Spojrzał na zegarek i przestraszył się lekko - było już po wpół do dwunastej, a onprzez cały dzień nie odzywał się do Eriki.Dobrze przynajmniej, że rano coś go tknęło inapomknął, że może wrócić pózniej.Postanowił mimo tej godziny zadzwonić do domu.%7łonapewnie czeka na niego, przysypiając przed telewizorem.Pożałował jednak swej decyzji, gdynapadła na niego z reprymendą, że nie zadzwonił wcześniej.Szybko zakończył rozmowę iparę sekund pózniej już o niej nie pamiętał.Podszedł bliżej i Strobl przedstawił mu Piusa Ackermanna.Wtedy odwrócił się takżejego towarzysz.Kluftinger osłupiał.Był to Klaus, namolny student z zespołu naukowcówprofesora Bittnera.Ten w kaszkiecie, który przez cały czas dziwnie się zachowywał!Komisarz odruchowo zrobił krok do tyłu.Przełknął ślinę.Przez moment wszystkozawirowało wokół niego i już się bał, że niedomaganie, z którym się zmagał od kilku dni,powali go na kolana, ale po chwili znów widział wszystko klarownie.Naraz z chaotycznego węzła teorii, zeznań i spekulacji wyłonił się obraz.Rozwiązanie zagadki leżało przed nim jakukładanka.Wreszcie przejrzał jej system.Musiał ją tylko złożyć do samego końca.Potrzebował jeszcze chwili, a przede wszystkim potrzebował spokoju.- Zacznijcie beze mnie! Muszę coś przemyśleć - szepnął do Marx i Strobla.Wycofał się parę kroków i zaczął intensywnie myśleć, nie spuszczając ich z oczu.Strzępy rozmowy wpadały mu w ucho i wwiercały się w obraz powstający w głowie.Pius Ackermann głośno protestował przeciwko tymczasowemu zatrzymaniu, podczasgdy Klaus, inaczej niż w czasie ich poprzednich spotkań, zachowywał się podejrzaniespokojnie.Ackermann poinformował, że Klaus jest jego siostrzeńcem, a on sam jechał doPfronten, do pensjonatu, w którym się zatrzymał.Friedel Marx spytała go o podejrzaną mapę jeziora, a słysząc odpowiedz, Kluftingerzastrzygł uszami.- Dobra kobieto, jestem geologiem.Prowadzę katedrę geologii w Rostocku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl