[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy znalezli się w środku, niemal wepchnęli go do klatki ponurej, towarowej windy.Lando stwierdził, że niepotrzebnie zawracał sobie głowę wkładaniem skafandra ihełmu.Ciążenie miało wystarczająco dużą wartość, aby nie dopuścić do ucieczkiatmosfery, a przezroczysty pojemnik w kształcie bańki nie był najwygodniejszym aninajodpowiedniejszym miejscem do przenoszenia pakunku z lesajem.- No, i co, chłopaki - zagadnął uprzejmie, kiedy klatka windy ruszyła i zaczęła opadać.-Czy wszyscy u was cieszą oczy widokiem fajerwerków Ogniowichru? A przy okazji, gdziesą pozostali?Odpowiedziała mu głucha cisza, w trakcie której Calrissian poświęcił kilka chwil, starającsię cokolwiek zobaczyć przez przypominającą lustro osłonę ciężkiego hełmu, któryochraniał głowę strażnika stojącego po lewej stronie.Zauważył tylko zniekształconywizerunek ozdobionej wąsami śniadej twarzy młodego hazardzisty, bezskutecznieusiłującego nawiązać grzecznościową rozmowę.Kabina windy zatrzymała się z szarpnięciem, które zgięło nogi Landa w stawachkolanowych.Drzwi z głośnym szumem rozsunęły się na boki i strażnicy wprowadziliCalrissiana do pomieszczenia, wyglądającego jak gigantyczna biblioteka.Wielka salamiała kształt półkuli o średnicy większej niż pół klika.Niemal całą wolną przestrzeńzajmowały regały i szafki.Wypełniono je najrozmaitszymi publikacjami, wydanymi przezrasy istot, zamieszkujących chyba całą znaną część galaktyki.Lando widział w szafkachmikrofilmy, pręty i kryształy pamięciowe, kasety i taśmy różnych wielkości i kształtów,książki w twardych i miękkich okładkach, bez obwolut i w obwolutach, rulony i zwoje,wydruki na folii i papierze, drzeworyty i gliniane tabliczki, a także bambusowe pręty,kamienie, kości i zwierzęce skóry, ułożone lub rozciągnięte na stojakach albo splecionychsznurach.Widział także całe mnóstwo innych przedmiotów, których pochodzenia nawetnie mógł się domyślać.Nie zgadłby, do czego służą, gdyby nie widział ich, spoczywającychobok wielu innych przedmiotów, wykonanych z myślą o przechowywaniu informacji.Jedynymi drobiazgami, których nie widział, byli bibliotekarze oraz czytelnicy.Pomieszczeniesprawiało wrażenie wyludnionego.Hazardzista doszedł do przekonania, że bilioner jest takim samym niewolnikiem słowapisanego (drukowanego, rzezbionego, rytego, dziurkowanego), jak lesaju.Istniałarównież możliwość, że Bohhuah Mutdah podniósł udawanie do rangi sztuki.A może poprostu gromadził te przedmioty, gdyż tylko w taki sposób mógł odpisać ich wartość odzeznania podatkowego?Cała trójka - Lando i dwaj wierni opiekunowie - zostali pociągnięci przez długiefluoryzujące monowłókno, jedno z setek, poręcznie snujących się po przypominającymjaskinię pomieszczeniu.Znalezli się na samym środku, gdzie odpoczywał opasły gigant.Bohhuah Mutdah siedział, wsłuchując się w słowa jakiejś książki, którą czytał mu wątłystarszawy mężczyzna, odziany w długą białą szatę.Bilioner miał na sobie jedynie krótkie84@ Lando Calrissian i Ogniowicher Oseonapurpurowe spodenki.Z materiału, z którego je sporządzono, można byłoby uszyć dlahazardzisty trzyczęściowy garnitur i dodatkową parę spodni.- Ach, kapitan Calrissian! - syknął olbrzym, unoszący się bez wysiłku w powietrzu.Kiedy wykonał jakiś gest, jego ciało zafalowało jak powierzchnia wzburzonego morza.- Rozumiem, że przyleciałeś, żeby dostarczyć mi coś cennego.Nie zważając naniebezpieczeństwa, jakie niesie słoneczna burza, ryzykowałeś życie, by wywiązać się zzadania.Czy mam rację?Lando, zirytowany protekcjonalnym tonem, jakim zwracał się do niego Bohhuah Mutdah,głośno chrząknął, a po chwili kiwnął głową- w taki sposób, że tylko ktoś głupi mógłbyuznać to za ukłon.Uniósł rękę, zamierzając sięgnąć do wnętrza hełmu i wyciągnąćpakunek z lesajem.- Stać! Nie ruszać się!I to z ust strażnika, który nawet nie chciał porozmawiać z przybyszem na tematpogody! Obaj opiekunowie wyciągnęli blastery i wymierzyli lufy w głowę hazardzisty.Pierwszy spojrzał pytająco na Mutdaha.W odpowiedzi bilioner kiwnął głową.Ruch byłtak nieznaczny, że Lando z trudem go zauważył.Strażnik zabrał Calrissianowi hełm zdrogocenną zawartością.Nie wypuszczając broni, przez chwilę go oglądał, a potem,zapewne uspokojony, zwrócił dotychczasowemu właścicielowi.Drugi strażnik wyciągnął rękę.- No, dobrze, oddaj to! Lando zamrugał.- O co ci chodzi?Z ust bilionera wydobył się astmatyczny chichot.- O twój pistolet, kapitanie.Zostałeś prześwietlony, kiedy zjeżdżaliście windą.Nie ukrywając niesmaku, hazardzista ostrożnie wyciągnął miniaturowy paralizator, poczym wręczył go drugiemu strażnikowi.- Drugi także, jeżeli mogę prosić, kapitanie.Lando wzruszył ramionami i zwróciwszy się w stronę Mutdaha, wyszczerzył zęby wszerokim uśmiechu.Pochylił się i wyciągnął drugi identyczny pistolet zza cholewki buta.Wyprostował się i podał broń temu samemu, stojącemu po prawej stronie strażnikowi.Zsatysfakcją przekonał się, że mężczyzna ma pewne kłopoty z utrzymaniem trzech sztukbroni w dwóch dłoniach.- I co teraz? - zapytał cicho.- To byłoby wszystko, sierżancie.Dziękuję - odezwał się Bohhuah Mutdah, po czymodwrócił się do służącego, który przez cały czas stał z obojętnym wyrazem twarzy.- Tytakże możesz odejść, Ekispie.Po chwili Lando i bilioner zostali sami.Obaj siedzieli, unosząc się w powietrzu pośrodkugigantycznej biblioteki.- Serdecznie dziękuję ci, kapitanie Calrissian, że zechciałeś zadać sobie z mojego powoduaż tyle trudu.Proszę, wybacz nieustanną troskę o moje zdrowie, jaką okazują moipodwładni.Jestem im winien wdzięczność, chociaż czasami bywa to trochę kłopotliwe.Twoja broń zostanie ci zwrócona, kiedy będziesz odlatywał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Kiedy znalezli się w środku, niemal wepchnęli go do klatki ponurej, towarowej windy.Lando stwierdził, że niepotrzebnie zawracał sobie głowę wkładaniem skafandra ihełmu.Ciążenie miało wystarczająco dużą wartość, aby nie dopuścić do ucieczkiatmosfery, a przezroczysty pojemnik w kształcie bańki nie był najwygodniejszym aninajodpowiedniejszym miejscem do przenoszenia pakunku z lesajem.- No, i co, chłopaki - zagadnął uprzejmie, kiedy klatka windy ruszyła i zaczęła opadać.-Czy wszyscy u was cieszą oczy widokiem fajerwerków Ogniowichru? A przy okazji, gdziesą pozostali?Odpowiedziała mu głucha cisza, w trakcie której Calrissian poświęcił kilka chwil, starającsię cokolwiek zobaczyć przez przypominającą lustro osłonę ciężkiego hełmu, któryochraniał głowę strażnika stojącego po lewej stronie.Zauważył tylko zniekształconywizerunek ozdobionej wąsami śniadej twarzy młodego hazardzisty, bezskutecznieusiłującego nawiązać grzecznościową rozmowę.Kabina windy zatrzymała się z szarpnięciem, które zgięło nogi Landa w stawachkolanowych.Drzwi z głośnym szumem rozsunęły się na boki i strażnicy wprowadziliCalrissiana do pomieszczenia, wyglądającego jak gigantyczna biblioteka.Wielka salamiała kształt półkuli o średnicy większej niż pół klika.Niemal całą wolną przestrzeńzajmowały regały i szafki.Wypełniono je najrozmaitszymi publikacjami, wydanymi przezrasy istot, zamieszkujących chyba całą znaną część galaktyki.Lando widział w szafkachmikrofilmy, pręty i kryształy pamięciowe, kasety i taśmy różnych wielkości i kształtów,książki w twardych i miękkich okładkach, bez obwolut i w obwolutach, rulony i zwoje,wydruki na folii i papierze, drzeworyty i gliniane tabliczki, a także bambusowe pręty,kamienie, kości i zwierzęce skóry, ułożone lub rozciągnięte na stojakach albo splecionychsznurach.Widział także całe mnóstwo innych przedmiotów, których pochodzenia nawetnie mógł się domyślać.Nie zgadłby, do czego służą, gdyby nie widział ich, spoczywającychobok wielu innych przedmiotów, wykonanych z myślą o przechowywaniu informacji.Jedynymi drobiazgami, których nie widział, byli bibliotekarze oraz czytelnicy.Pomieszczeniesprawiało wrażenie wyludnionego.Hazardzista doszedł do przekonania, że bilioner jest takim samym niewolnikiem słowapisanego (drukowanego, rzezbionego, rytego, dziurkowanego), jak lesaju.Istniałarównież możliwość, że Bohhuah Mutdah podniósł udawanie do rangi sztuki.A może poprostu gromadził te przedmioty, gdyż tylko w taki sposób mógł odpisać ich wartość odzeznania podatkowego?Cała trójka - Lando i dwaj wierni opiekunowie - zostali pociągnięci przez długiefluoryzujące monowłókno, jedno z setek, poręcznie snujących się po przypominającymjaskinię pomieszczeniu.Znalezli się na samym środku, gdzie odpoczywał opasły gigant.Bohhuah Mutdah siedział, wsłuchując się w słowa jakiejś książki, którą czytał mu wątłystarszawy mężczyzna, odziany w długą białą szatę.Bilioner miał na sobie jedynie krótkie84@ Lando Calrissian i Ogniowicher Oseonapurpurowe spodenki.Z materiału, z którego je sporządzono, można byłoby uszyć dlahazardzisty trzyczęściowy garnitur i dodatkową parę spodni.- Ach, kapitan Calrissian! - syknął olbrzym, unoszący się bez wysiłku w powietrzu.Kiedy wykonał jakiś gest, jego ciało zafalowało jak powierzchnia wzburzonego morza.- Rozumiem, że przyleciałeś, żeby dostarczyć mi coś cennego.Nie zważając naniebezpieczeństwa, jakie niesie słoneczna burza, ryzykowałeś życie, by wywiązać się zzadania.Czy mam rację?Lando, zirytowany protekcjonalnym tonem, jakim zwracał się do niego Bohhuah Mutdah,głośno chrząknął, a po chwili kiwnął głową- w taki sposób, że tylko ktoś głupi mógłbyuznać to za ukłon.Uniósł rękę, zamierzając sięgnąć do wnętrza hełmu i wyciągnąćpakunek z lesajem.- Stać! Nie ruszać się!I to z ust strażnika, który nawet nie chciał porozmawiać z przybyszem na tematpogody! Obaj opiekunowie wyciągnęli blastery i wymierzyli lufy w głowę hazardzisty.Pierwszy spojrzał pytająco na Mutdaha.W odpowiedzi bilioner kiwnął głową.Ruch byłtak nieznaczny, że Lando z trudem go zauważył.Strażnik zabrał Calrissianowi hełm zdrogocenną zawartością.Nie wypuszczając broni, przez chwilę go oglądał, a potem,zapewne uspokojony, zwrócił dotychczasowemu właścicielowi.Drugi strażnik wyciągnął rękę.- No, dobrze, oddaj to! Lando zamrugał.- O co ci chodzi?Z ust bilionera wydobył się astmatyczny chichot.- O twój pistolet, kapitanie.Zostałeś prześwietlony, kiedy zjeżdżaliście windą.Nie ukrywając niesmaku, hazardzista ostrożnie wyciągnął miniaturowy paralizator, poczym wręczył go drugiemu strażnikowi.- Drugi także, jeżeli mogę prosić, kapitanie.Lando wzruszył ramionami i zwróciwszy się w stronę Mutdaha, wyszczerzył zęby wszerokim uśmiechu.Pochylił się i wyciągnął drugi identyczny pistolet zza cholewki buta.Wyprostował się i podał broń temu samemu, stojącemu po prawej stronie strażnikowi.Zsatysfakcją przekonał się, że mężczyzna ma pewne kłopoty z utrzymaniem trzech sztukbroni w dwóch dłoniach.- I co teraz? - zapytał cicho.- To byłoby wszystko, sierżancie.Dziękuję - odezwał się Bohhuah Mutdah, po czymodwrócił się do służącego, który przez cały czas stał z obojętnym wyrazem twarzy.- Tytakże możesz odejść, Ekispie.Po chwili Lando i bilioner zostali sami.Obaj siedzieli, unosząc się w powietrzu pośrodkugigantycznej biblioteki.- Serdecznie dziękuję ci, kapitanie Calrissian, że zechciałeś zadać sobie z mojego powoduaż tyle trudu.Proszę, wybacz nieustanną troskę o moje zdrowie, jaką okazują moipodwładni.Jestem im winien wdzięczność, chociaż czasami bywa to trochę kłopotliwe.Twoja broń zostanie ci zwrócona, kiedy będziesz odlatywał [ Pobierz całość w formacie PDF ]