[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W świetlelatarni widział ją wyrazniej.Była mniej więcej w tym samym wieku co Nynaeve, jak musię zdawało, ale nie była wieśniaczką.Bladozielony jedwab jej sukni błyszczał, kiedy sięporuszała.Płaszcz miał barwę głębokiej, miękkiej szarości, włosy nosiła spięte pienistąsiatką z koronki.W zamyśleniu patrzyła na Mata i niego, przesuwając palcami pociężkim złotym naszyjniku. Mat powiedział Rand, a potem głośniej zawołał: Mat!Mat zachrapał i budząc się, omal nie upadł.Przetarł zaspane oczy i ze zdumieniemzagapił się na kobietę. Przyszłam do swojego konia powiedziała, niejasnym gestem wskazującprzegrody.Ani na moment jednak nie oderwała wzroku od nich obydwóch. Czyjesteś chory? Nic mu nie jest powiedział sztywno Mat. Tylko się przeziębił na deszczu, towszystko. Może mogłabym go obejrzeć zaproponowała. Trochę się znam.Rand zastanawiał się, czy to jest Aes Sedai.Bardziej jeszcze niż ubranie przekonywałgo jej pewny siebie sposób bycia, sposób, w jaki trzymała głowę, jakby zaraz miaławydać jakiś rozkaz. A jeśli ona jest Aes Sedai, to z jakich Ajah? Już jestem zdrów powiedział. Naprawdę, nie ma potrzeby.Ona jednak przeszła przez całą stajnię, unosząc spódnice do góry i stawiając ostrożnieszare trzewiki.Krzywiąc się na widok słomy, uklękła przy nim i dotknęła jego czoła. Nie masz gorączki powiedziała, badając go z marsem na czole.Była piękna,pomimo ostrych rysów, lecz w jej twarzy nie było ciepła.Nie tchnęła również chłodem,po prostu brakowało jej jakichkolwiek uczuć. Ale byłeś chory.Tak.Tak.I jesteś nadalsłaby jak jednodniowy kociak.Myślę.Sięgnęła pod płaszcz i nagle wszystko zaczęło się dziać tak szybko, że Rand zdążyłwydać z siebie tylko zduszony okrzyk.Jej dłoń wyłoniła się spod płaszcza z błyskiem, coś zalśniło, gdy rzuciła się ponadRandem w stronę Mata.Mat przewrócił się na bok, ruchem na oślep i wtedy rozległsię trzask metalu wbijanego w drewno.Wszystko to trwało zaledwie ułamek sekundy,potem zapanował spokój.96Mat leżał częściowo na plecach, jedną ręką trzymając ją za nadgarstek, tuż za sztyletem,który wbiła w ścianę, dokładnie w tym miejscu, w którym przedtem znajdowała się jegopierś, a drugą ręką przykładał ostrze z Shadar Logoth do jej gardła.Nie ruszając niczym prócz oczu, usiłowała spojrzeć na sztylet trzymany przez Mata.Wytrzeszczając wzrok, wciągnęła powietrze i usiłowała mu się wyrwać, lecz on nadalprzykładał krawędz ostrza do jej skóry.Po chwili znieruchomiała jak kamień.Oblizując spieczone wargi, Rand przypatrywał się rozgrywającej się nad nim scenie.Nawet gdyby nie był taki słaby, nie mógłby się chyba poruszyć.Potem jego wzrok padłna sztylet i zaschło mu w ustach.Drewno wokół ostrza czerniało i unosiły się z niegocienkie smużki dymu. Mat! Mat, jej sztylet!Mat zerknął na sztylet, potem znowu na kobietę, jednak ona ani drgnęła.Oblizywałaswoje wargi nerwowo.Mat brutalnie oderwał jej dłoń od rękojeści i popchnął ją,potoczyła się w tył, padając daleko od nich, lecz nadal obserwując ostrze w jego dłoni. Nie ruszaj się powiedział. Użyję go, jeśli się ruszysz.Możesz wierzyć, że tozrobię. Wolno skinęła głową, ani na moment nie odrywają wzroku od sztyletu Mata. Obserwuj ją, Rand.Rand nie bardzo wiedział, co miałby zrobić, gdyby próbowała czegokolwiek możekrzyknąć, z pewnością nie mógłby jej gonić, gdyby próbowała uciec ona jednaksiedziała bez ruchu, podczas gdy Mat wyrwał ostrze ze ściany, Czarna plama przestałasię rozrastać, mimo że wciąż wydobywała się z niej cienka smuga dymu.Mat rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, na którym mógłbypołożyć sztylet, po czym podał go Randowi.Wziął go ostrożnie, jakby to była żmija.Wyglądał zwyczajnie, mimo że był ozdobny, z rękojeścią z jasnej kości słonioweji wąskim, połyskliwym ostrzem, nie dłuższym od jego dłoni.Po prostu sztylet.Tylko żeon widział, co ten sztylet potrafi.Rękojeść nie była nawet ciepła, a mimo to jego dłońociekała potem.Miał nadzieję, że nie upuści go na siano [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.W świetlelatarni widział ją wyrazniej.Była mniej więcej w tym samym wieku co Nynaeve, jak musię zdawało, ale nie była wieśniaczką.Bladozielony jedwab jej sukni błyszczał, kiedy sięporuszała.Płaszcz miał barwę głębokiej, miękkiej szarości, włosy nosiła spięte pienistąsiatką z koronki.W zamyśleniu patrzyła na Mata i niego, przesuwając palcami pociężkim złotym naszyjniku. Mat powiedział Rand, a potem głośniej zawołał: Mat!Mat zachrapał i budząc się, omal nie upadł.Przetarł zaspane oczy i ze zdumieniemzagapił się na kobietę. Przyszłam do swojego konia powiedziała, niejasnym gestem wskazującprzegrody.Ani na moment jednak nie oderwała wzroku od nich obydwóch. Czyjesteś chory? Nic mu nie jest powiedział sztywno Mat. Tylko się przeziębił na deszczu, towszystko. Może mogłabym go obejrzeć zaproponowała. Trochę się znam.Rand zastanawiał się, czy to jest Aes Sedai.Bardziej jeszcze niż ubranie przekonywałgo jej pewny siebie sposób bycia, sposób, w jaki trzymała głowę, jakby zaraz miaławydać jakiś rozkaz. A jeśli ona jest Aes Sedai, to z jakich Ajah? Już jestem zdrów powiedział. Naprawdę, nie ma potrzeby.Ona jednak przeszła przez całą stajnię, unosząc spódnice do góry i stawiając ostrożnieszare trzewiki.Krzywiąc się na widok słomy, uklękła przy nim i dotknęła jego czoła. Nie masz gorączki powiedziała, badając go z marsem na czole.Była piękna,pomimo ostrych rysów, lecz w jej twarzy nie było ciepła.Nie tchnęła również chłodem,po prostu brakowało jej jakichkolwiek uczuć. Ale byłeś chory.Tak.Tak.I jesteś nadalsłaby jak jednodniowy kociak.Myślę.Sięgnęła pod płaszcz i nagle wszystko zaczęło się dziać tak szybko, że Rand zdążyłwydać z siebie tylko zduszony okrzyk.Jej dłoń wyłoniła się spod płaszcza z błyskiem, coś zalśniło, gdy rzuciła się ponadRandem w stronę Mata.Mat przewrócił się na bok, ruchem na oślep i wtedy rozległsię trzask metalu wbijanego w drewno.Wszystko to trwało zaledwie ułamek sekundy,potem zapanował spokój.96Mat leżał częściowo na plecach, jedną ręką trzymając ją za nadgarstek, tuż za sztyletem,który wbiła w ścianę, dokładnie w tym miejscu, w którym przedtem znajdowała się jegopierś, a drugą ręką przykładał ostrze z Shadar Logoth do jej gardła.Nie ruszając niczym prócz oczu, usiłowała spojrzeć na sztylet trzymany przez Mata.Wytrzeszczając wzrok, wciągnęła powietrze i usiłowała mu się wyrwać, lecz on nadalprzykładał krawędz ostrza do jej skóry.Po chwili znieruchomiała jak kamień.Oblizując spieczone wargi, Rand przypatrywał się rozgrywającej się nad nim scenie.Nawet gdyby nie był taki słaby, nie mógłby się chyba poruszyć.Potem jego wzrok padłna sztylet i zaschło mu w ustach.Drewno wokół ostrza czerniało i unosiły się z niegocienkie smużki dymu. Mat! Mat, jej sztylet!Mat zerknął na sztylet, potem znowu na kobietę, jednak ona ani drgnęła.Oblizywałaswoje wargi nerwowo.Mat brutalnie oderwał jej dłoń od rękojeści i popchnął ją,potoczyła się w tył, padając daleko od nich, lecz nadal obserwując ostrze w jego dłoni. Nie ruszaj się powiedział. Użyję go, jeśli się ruszysz.Możesz wierzyć, że tozrobię. Wolno skinęła głową, ani na moment nie odrywają wzroku od sztyletu Mata. Obserwuj ją, Rand.Rand nie bardzo wiedział, co miałby zrobić, gdyby próbowała czegokolwiek możekrzyknąć, z pewnością nie mógłby jej gonić, gdyby próbowała uciec ona jednaksiedziała bez ruchu, podczas gdy Mat wyrwał ostrze ze ściany, Czarna plama przestałasię rozrastać, mimo że wciąż wydobywała się z niej cienka smuga dymu.Mat rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, na którym mógłbypołożyć sztylet, po czym podał go Randowi.Wziął go ostrożnie, jakby to była żmija.Wyglądał zwyczajnie, mimo że był ozdobny, z rękojeścią z jasnej kości słonioweji wąskim, połyskliwym ostrzem, nie dłuższym od jego dłoni.Po prostu sztylet.Tylko żeon widział, co ten sztylet potrafi.Rękojeść nie była nawet ciepła, a mimo to jego dłońociekała potem.Miał nadzieję, że nie upuści go na siano [ Pobierz całość w formacie PDF ]