[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zrobię badania.- Azy brzmiały także w głosie Suzanne.- I naturalnieNora Roberts 97Jay, twój.Mój były mąż.Skontaktuję się z nim.Jak długo trzeba będzieczekać na wyniki? Na ostateczne wyniki.- Mój ojciec jest lekarzem i przyspieszy tok sprawy.- Jaką mogę mieć gwarancję, że nie sfałszuje wyników?Na twarzy Callie po raz pierwszy pojawił się wyraz gniewnegozniecierpliwienia.- Ja daję taką gwarancję, ponieważ znam go i wiem, jakim jestczłowiekiem.Musisz mi zaufać, bo inaczej nie ma sensu ciągnąć tego dalej.Tumam wszystkie informacje.- Wyjęła z torby kartkę i położyła ją na stole oboktacy z dzbankiem do kawy i ciasteczkami.- Co trzeba zrobić, gdzie przesłaćkrew do badania.Jeżeli będziesz miała jakieś wątpliwości co do całejprocedury, to twój lekarz na pewno potrafi je rozwiać.- Nie mogę myśleć, nie potrafię.- Suzanne walczyła ze łzami, któreprzesłaniały jej twarz Callie.To było jej dziecko, musiała je widzieć.- Całemoje życie zmieniło się w chwili, gdy odwróciłam się plecami do ciebie,spokojnie śpiącej w wózku.Trwało to minutę, najwyżej dwie - ciągnęła zwymuszonym spokojem.- Na pewno nie dłużej.A jednak wszystko sięzmieniło, twoje życie także.Pragnę mieć szansę na odzyskanie odrobinyutraconej przeszłości, chcę cię poznać, dowiedzieć się, kim jesteś, wrócić ztobą do lat, które odeszły.- W tej chwili mogę obiecać ci tylko odpowiedzi na pytania, które ciędręczą, nic więcej - powiedziała Callie.- Jak, dlaczego, kto.Ale przecież nicnie zrekompensuje ci tej strasznej straty.Nic nie pozwoli ci cofnąć się w czasiei nic nie uczyni ze mnie twojej córki, tego niemowlęcia, którym kiedyś byłam.Wszystko jest nie tak, pomyślała Suzanne.Znalazłam moje dziecko, aledlaczego mówi do mnie tym chłodnym, opanowanym głosem.Dlaczego mojacórka przygląda mi się jak obcej osobie.- Skoro tylko tyle czujesz, to dlaczego przyjechałaś? - zapytała.-Mogłaś zignorować moją prośbę lub utrzymywać mnie w przekonaniu, że niezostałaś adoptowana.- Rodzice wychowali mnie w szacunku dla prawdy, nauczyli mnietakże, że nie wolno wzruszać ramionami w obliczu czyjegoś cierpienia.To, cosię stało, nie było twoją czy moją winą, ani winą moich rodziców, ale ktośponosi za to odpowiedzialność.Ktoś zmienił nasze życie i najprawdopodobniejzrobił to dla zysku.Ja również chcę poznać odpowiedzi.- Jesteś prostolinijna, bezkompromisowa, uczciwa.Częstowyobrażałam sobie, jak by to było - zobaczyć cię, porozmawiać z tobą.Niesądziłam, że tak to będzie wyglądało.- Masz nadzieję na odnowienie więzi, która nie istnieje.- CallieWięzy krwi 98westchnęła.Wszystkie na wpół zabliznione rany w sercu Suzanne otworzyłysię i zaczęły od nowa krwawić.- Co czujesz?- Jest mi przykro.Pani Cullen.Suzanne.- Callie poprawiła siępośpiesznie, szczerze żałując, że nie potrafi pokonać istniejących w niej samejbarier.- Współczuję tobie i twojej rodzime.I mojej.I nie wiem, nie wiem, comyśleć.Jakaś część mnie żałuje, że zobaczyłaś mnie w telewizji, bo znowuodmieniłaś moje życie.Nie mam pojęcia, dokąd teraz zmierzam.- Nigdy, za żadne skarby nie zrobiłabym nic, co mogłoby sprawić ci ból.- Chciałabym powiedzieć to samo, lecz obawiam się, że prawiewszystko, co robię, może stać się przyczyną twojego cierpienia.- Mogłabyś powiedzieć mi coś o sobie? Co robisz, co chciałaś robić,czego pragniesz.Po prostu.Po prostu cokolwiek.- Dzisiaj znalazłam kości.Kiedy zaskoczona Suzanne zamrugała, Callie z ogromnym wysiłkiemprzywołała uśmiech na twarz i wzięła ciasteczko.- Mówię o swojej pracy.Sądzę, że znalezliśmy prehistoryczną osadę.Neolityczne siedlisko nad strumieniem, u podnóża gór, miejsce, gdzie plemiębudowało domy, wychowywało dzieci, polowało, przymierzało się do uprawyziemi.Dzisiaj znalazłam dowód, który może potwierdzić tę teorię.Jeżeli osadajest tak duża, jak sądzę, prawdopodobnie będziemy pracować tu przez kilkasezonów.- Cóż.Ronald Dolan wpadnie w furię.- Możliwe, ale w niczym mu to nie pomoże.Zrodki masowego przekazunagłośnią całą sprawę, społeczność naukowa zajmie odpowiednie stanowisko.Dolan będzie musiał uznać, że ta inwestycja okazała się niewypałem.- Czy pokazałabyś mi, co robisz, gdybym przyjechała na teren prac? -Suzanne uśmiechnęła się nieśmiało.- Jasne.To tyje piekłaś? - Callie uniosła nadgryzione ciastko.- Sama?- Tak.Smakują ci? Zaraz zapakuję je do pudełka.Ja.- Są cudowne - powiedziała Callie, świadoma, że jest to pewien sposóbnawiązania bliższego kontaktu, najlepszy, na jaki ją w tej chwili stać.- Mój.Mój kolega z pracy.- Nie wiedziała, jak opisać Jake'a.- Więc ten mój kolegarozpoznał twoje nazwisko.Wypieki Suzanne, prawda? Od lat opycham sięnimi do nieprzytomności.- Naprawdę? - Azy znowu napłynęły jej do oczu, ale zdołała jepowstrzymać.- Cieszę się.Jesteś bardzo miła.- Nie, to nieprawda.Jestem uparta, samolubna, łatwo wpadam w gniew iw rozmaite obsesje, i bardzo, bardzo rzadko bywam miła.Nie staram się byćNora Roberts 99miła, najczęściej w ogóle o tym nie myślę.- Ale dla mnie byłaś bardzo miła, chociaż przecież jakaś część ciebiemusi mieć do mnie pretensje.Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.- Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym.- I ostrożnie obchodzisz się ze swoimi uczuciami - powiedziałaSuzanne, przesuwając ciasteczka.- Chodzi mi o to, że nie spieszysz się zokazywaniem uczuć.Doug też jest taki, był taki już jako mały chłopiec.Zawsze dużo myślał, rozumiesz, co chcę powiedzieć, prawda? Można było beztrudu dostrzec, że nad czymś się zastanawia, był w tym taki intensywny.-Suzanne zaśmiała się, sięgnęła po ciastko i cofnęła rękę.- Tyle rzeczychciałabym ci wyjaśnić, opisać.Zaraz, zaraz, mam coś, co pragnę cipodarować.- Suzanne.- W gruncie rzeczy to wcale nie jest prezent.- Suzanne podeszła dobocznego stolika i wzięła z niego tekturowe pudełko.- To listy.Co roku wdzień twoich urodzin pisałam do ciebie list.Pomagało mi to przetrwać.- Nie mamy jeszcze pewności, czy pisałaś je do mnie.- Obie wiemy, że tak właśnie jest.- Suzanne usiadła i postawiła pudełkona kolanach Callie.- Byłabym bardzo szczęśliwa, gdybyś je wzięła.Niemusisz ich czytać, ale mam wrażenie, że to zrobisz.Jesteś ciekawa świata,inaczej nie zajmowałabyś się archeologią.Nie mam cienia wątpliwości, żezastanawiasz się nad tym, co nas spotkało.- W porządku.- Calhe podniosła się z fotela.- Muszę jeszcze wrócić dopracy.- Tyle chciałabym.- Suzanne wstała.W tej samej chwili Sadie szczeknęła radośnie i pobiegła do drzwi, któreotworzyły się nagle.Na progu stanął Doug.- Dajże spokój! - Ze śmiechem odepchnął skaczącego jak na sprężyniepotężnego psa.- Przecież rozmawialiśmy o tym ostatnim razem, niepamiętasz? Może okazałabyś odrobinę godności i.Umilkł i znieruchomiał ze wzrokiem utkwionym w drzwiach do salonu.Tysiąc myśli przebiegło mu przez głowę i przygniotło serce, chociaż jegotwarz pozostała całkowicie obojętna.- Doug.- Suzanne poderwała dłoń do szyi, jej palce zacisnęły się nanajwyższym guziku bluzki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Zrobię badania.- Azy brzmiały także w głosie Suzanne.- I naturalnieNora Roberts 97Jay, twój.Mój były mąż.Skontaktuję się z nim.Jak długo trzeba będzieczekać na wyniki? Na ostateczne wyniki.- Mój ojciec jest lekarzem i przyspieszy tok sprawy.- Jaką mogę mieć gwarancję, że nie sfałszuje wyników?Na twarzy Callie po raz pierwszy pojawił się wyraz gniewnegozniecierpliwienia.- Ja daję taką gwarancję, ponieważ znam go i wiem, jakim jestczłowiekiem.Musisz mi zaufać, bo inaczej nie ma sensu ciągnąć tego dalej.Tumam wszystkie informacje.- Wyjęła z torby kartkę i położyła ją na stole oboktacy z dzbankiem do kawy i ciasteczkami.- Co trzeba zrobić, gdzie przesłaćkrew do badania.Jeżeli będziesz miała jakieś wątpliwości co do całejprocedury, to twój lekarz na pewno potrafi je rozwiać.- Nie mogę myśleć, nie potrafię.- Suzanne walczyła ze łzami, któreprzesłaniały jej twarz Callie.To było jej dziecko, musiała je widzieć.- Całemoje życie zmieniło się w chwili, gdy odwróciłam się plecami do ciebie,spokojnie śpiącej w wózku.Trwało to minutę, najwyżej dwie - ciągnęła zwymuszonym spokojem.- Na pewno nie dłużej.A jednak wszystko sięzmieniło, twoje życie także.Pragnę mieć szansę na odzyskanie odrobinyutraconej przeszłości, chcę cię poznać, dowiedzieć się, kim jesteś, wrócić ztobą do lat, które odeszły.- W tej chwili mogę obiecać ci tylko odpowiedzi na pytania, które ciędręczą, nic więcej - powiedziała Callie.- Jak, dlaczego, kto.Ale przecież nicnie zrekompensuje ci tej strasznej straty.Nic nie pozwoli ci cofnąć się w czasiei nic nie uczyni ze mnie twojej córki, tego niemowlęcia, którym kiedyś byłam.Wszystko jest nie tak, pomyślała Suzanne.Znalazłam moje dziecko, aledlaczego mówi do mnie tym chłodnym, opanowanym głosem.Dlaczego mojacórka przygląda mi się jak obcej osobie.- Skoro tylko tyle czujesz, to dlaczego przyjechałaś? - zapytała.-Mogłaś zignorować moją prośbę lub utrzymywać mnie w przekonaniu, że niezostałaś adoptowana.- Rodzice wychowali mnie w szacunku dla prawdy, nauczyli mnietakże, że nie wolno wzruszać ramionami w obliczu czyjegoś cierpienia.To, cosię stało, nie było twoją czy moją winą, ani winą moich rodziców, ale ktośponosi za to odpowiedzialność.Ktoś zmienił nasze życie i najprawdopodobniejzrobił to dla zysku.Ja również chcę poznać odpowiedzi.- Jesteś prostolinijna, bezkompromisowa, uczciwa.Częstowyobrażałam sobie, jak by to było - zobaczyć cię, porozmawiać z tobą.Niesądziłam, że tak to będzie wyglądało.- Masz nadzieję na odnowienie więzi, która nie istnieje.- CallieWięzy krwi 98westchnęła.Wszystkie na wpół zabliznione rany w sercu Suzanne otworzyłysię i zaczęły od nowa krwawić.- Co czujesz?- Jest mi przykro.Pani Cullen.Suzanne.- Callie poprawiła siępośpiesznie, szczerze żałując, że nie potrafi pokonać istniejących w niej samejbarier.- Współczuję tobie i twojej rodzime.I mojej.I nie wiem, nie wiem, comyśleć.Jakaś część mnie żałuje, że zobaczyłaś mnie w telewizji, bo znowuodmieniłaś moje życie.Nie mam pojęcia, dokąd teraz zmierzam.- Nigdy, za żadne skarby nie zrobiłabym nic, co mogłoby sprawić ci ból.- Chciałabym powiedzieć to samo, lecz obawiam się, że prawiewszystko, co robię, może stać się przyczyną twojego cierpienia.- Mogłabyś powiedzieć mi coś o sobie? Co robisz, co chciałaś robić,czego pragniesz.Po prostu.Po prostu cokolwiek.- Dzisiaj znalazłam kości.Kiedy zaskoczona Suzanne zamrugała, Callie z ogromnym wysiłkiemprzywołała uśmiech na twarz i wzięła ciasteczko.- Mówię o swojej pracy.Sądzę, że znalezliśmy prehistoryczną osadę.Neolityczne siedlisko nad strumieniem, u podnóża gór, miejsce, gdzie plemiębudowało domy, wychowywało dzieci, polowało, przymierzało się do uprawyziemi.Dzisiaj znalazłam dowód, który może potwierdzić tę teorię.Jeżeli osadajest tak duża, jak sądzę, prawdopodobnie będziemy pracować tu przez kilkasezonów.- Cóż.Ronald Dolan wpadnie w furię.- Możliwe, ale w niczym mu to nie pomoże.Zrodki masowego przekazunagłośnią całą sprawę, społeczność naukowa zajmie odpowiednie stanowisko.Dolan będzie musiał uznać, że ta inwestycja okazała się niewypałem.- Czy pokazałabyś mi, co robisz, gdybym przyjechała na teren prac? -Suzanne uśmiechnęła się nieśmiało.- Jasne.To tyje piekłaś? - Callie uniosła nadgryzione ciastko.- Sama?- Tak.Smakują ci? Zaraz zapakuję je do pudełka.Ja.- Są cudowne - powiedziała Callie, świadoma, że jest to pewien sposóbnawiązania bliższego kontaktu, najlepszy, na jaki ją w tej chwili stać.- Mój.Mój kolega z pracy.- Nie wiedziała, jak opisać Jake'a.- Więc ten mój kolegarozpoznał twoje nazwisko.Wypieki Suzanne, prawda? Od lat opycham sięnimi do nieprzytomności.- Naprawdę? - Azy znowu napłynęły jej do oczu, ale zdołała jepowstrzymać.- Cieszę się.Jesteś bardzo miła.- Nie, to nieprawda.Jestem uparta, samolubna, łatwo wpadam w gniew iw rozmaite obsesje, i bardzo, bardzo rzadko bywam miła.Nie staram się byćNora Roberts 99miła, najczęściej w ogóle o tym nie myślę.- Ale dla mnie byłaś bardzo miła, chociaż przecież jakaś część ciebiemusi mieć do mnie pretensje.Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.- Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym.- I ostrożnie obchodzisz się ze swoimi uczuciami - powiedziałaSuzanne, przesuwając ciasteczka.- Chodzi mi o to, że nie spieszysz się zokazywaniem uczuć.Doug też jest taki, był taki już jako mały chłopiec.Zawsze dużo myślał, rozumiesz, co chcę powiedzieć, prawda? Można było beztrudu dostrzec, że nad czymś się zastanawia, był w tym taki intensywny.-Suzanne zaśmiała się, sięgnęła po ciastko i cofnęła rękę.- Tyle rzeczychciałabym ci wyjaśnić, opisać.Zaraz, zaraz, mam coś, co pragnę cipodarować.- Suzanne.- W gruncie rzeczy to wcale nie jest prezent.- Suzanne podeszła dobocznego stolika i wzięła z niego tekturowe pudełko.- To listy.Co roku wdzień twoich urodzin pisałam do ciebie list.Pomagało mi to przetrwać.- Nie mamy jeszcze pewności, czy pisałaś je do mnie.- Obie wiemy, że tak właśnie jest.- Suzanne usiadła i postawiła pudełkona kolanach Callie.- Byłabym bardzo szczęśliwa, gdybyś je wzięła.Niemusisz ich czytać, ale mam wrażenie, że to zrobisz.Jesteś ciekawa świata,inaczej nie zajmowałabyś się archeologią.Nie mam cienia wątpliwości, żezastanawiasz się nad tym, co nas spotkało.- W porządku.- Calhe podniosła się z fotela.- Muszę jeszcze wrócić dopracy.- Tyle chciałabym.- Suzanne wstała.W tej samej chwili Sadie szczeknęła radośnie i pobiegła do drzwi, któreotworzyły się nagle.Na progu stanął Doug.- Dajże spokój! - Ze śmiechem odepchnął skaczącego jak na sprężyniepotężnego psa.- Przecież rozmawialiśmy o tym ostatnim razem, niepamiętasz? Może okazałabyś odrobinę godności i.Umilkł i znieruchomiał ze wzrokiem utkwionym w drzwiach do salonu.Tysiąc myśli przebiegło mu przez głowę i przygniotło serce, chociaż jegotwarz pozostała całkowicie obojętna.- Doug.- Suzanne poderwała dłoń do szyi, jej palce zacisnęły się nanajwyższym guziku bluzki [ Pobierz całość w formacie PDF ]