[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.L RTKochała w nim wszystko.Miała ochotę na więcej, ale musiała poczekać.Co, u licha,wyprawiał Olav w tej piwnicy?Potarła oczy, żeby się rozbudzić.- Vigdis!To był głos Erika.Domyśliła się, że coś się stało.Odrzuciła kołdrę, podbiegła do drzwi ije otworzyła.- Musisz nam pomóc.Ojciec zachowuje się jak szaleniec, nie możemy go wydostać z tejpiwnicy.Sami nie damy rady!- Co się z nim dzieje? - spytała.- Nie wiem.Mamrocze coś o żonie, o której nigdy nie słyszałem, i.- Erik potrząsnąłgłową.- Chodz!Vigdis doskonale wiedziała, o co chodziło.Najwyrazniej Erik nie miał pojęcia o po-przednim małżeństwie ojca; o tym, że jego matka nie była pierwszą żoną Olava.A ona nie po-wiedziała mu ani słowa.Powinien dowiedzieć się o tym od ojca, uznała, biegnąc w dół.Schody do piwnicy były tak wąskie, że musiała przytrzymywać się ściany.W dodatkupanował tam mrok.Poczuła kwaśny zapach zgnilizny i pomyślała, że zaraz zwymiotuje.- Chodz, Vigdis, przywykniesz do tej stęchlizny.Erik był już na dole.Stał przed dębowymi drzwiami z wielkim, zardzewiałym zamkiem.- Ojej, zapomniałem klucza - powiedział i przecisnął się obok niej.- Zaraz wracam.Obiecaj mi, że niczego nie będziesz tu ruszać.- Gdzie jest Abel? - zapytała.- Pojechał po doktora.- Dobrze.Zaczekam tu na ciebie.- Zwietnie.Niedługo wrócę.Słyszała, jak mąż wbiega po schodach.Oparła się o kamienną ścianę.Nie wiedziała, jak długo stała tak bez ruchu, kiedy nagle po drugiej stronie drzwi rozległsię syczący głos i donośny kobiecy krzyk.L RTRozdział 18Amalie wjeżdżała na dziedziniec, gdy zachodziło już słońce.W kuchni paliło się światło.Z zaskoczeniem stwierdziła, że przed stajnią stoi uwiązany koń Paula.Czyżby jej sąsiadznów przyjechał z wizytą? Tak szybko?Zeskoczyła z siodła i podprowadziła Czarną do stajni.Uwiązała ją koło konia Paula.Sta-jenny zajmie się nią za chwilę, pomyślała, mocno przytrzymując Kajsę, która jak zwykle jej sięwyrywała.Zastała Paula w salonie.Siedział na kanapie i popijał koniak.Na jej widok zerwał się ipodskoczył do niej.- Amalie, nareszcie jesteś! Rozmawiałem z panem Finkelem i wiesz, co?- Nie.- Lensman kazał przeszukać jezioro.Znaleziono szczątki Cyganki.Okazało się, że to ja-kaś jego znajoma.Rozpłakał się, gdy rozpoznał jej biżuterię.Ale nic nie wskazuje na zabój-stwo.Biedaczka, musiała się utopić.Amalie skinęła głową i posadziła Kajsę na podłodze.Tak, to na pewno ta Cyganka, którależała na dnie i prosiła ją o pomoc.Jak to dobrze, że pan Finkel wreszcie ją odnalazł.- Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś, Paul.To wiele dla mnie znaczy.Paul usiadł naprzeciwko niej i położył dłonie na udach.- Musiałem tu zajrzeć, ale prawie nigdy nie ma cię w domu.Gdzie się podziewałaś?- Byłam w Furulii.Tannel i Tron zostali rodzicami - wyjaśniła z uśmiechem.- Są bardzoszczęśliwi.Paul skinął głową.- Ja też chciałbym mieć dzieci - powiedział jakby do siebie.- Ale nie poznałem jeszczekobiety, która zechciałaby mi je dać.Przypomina zawstydzonego chłopca, pomyślała Amalie i wybuchnęła śmiechem.- Na pewno ją spotkasz.Szybciej, niż myślisz, Paul.Popatrzył jej w oczy i przestała się śmiać.Widziała, że do niej tęsknił, że jej pragnął.Czyto z nią chciałby mieć dzieci? Ale ona przecież go nie kochała.Pocałował ją co prawda, ale nicdo niego nie czuła.Był tylko jej dobrym przyjacielem.Nagle Paul wstał.L RT- No, tak.Przyjechałem z najnowszymi plotkami, ale muszę już wracać.Mam nadzieję,że któregoś dnia będziemy mogli wybrać się razem na konną przejażdżkę.To byłaby dla mniebardzo miła odmiana.- A gdzie mielibyśmy pojechać? - spytała, głównie z grzeczności.Popatrzył na nią z troską.- Nie wiem, ale potrzebujesz ludzi wokół siebie.W domu siedzisz cały czas sama.- Ro-zejrzał się dookoła.- Nie rozumiem, jak możesz tu żyć.Nie prześladują cię wspomnienia?- Owszem, ale oprócz nich niewiele mi zostało.Lubię myśleć o przeszłości.Paul skinął głową.- Zobaczymy się wkrótce, Amalie.Poderwała się i zawołała:- Nie, nie idz jeszcze! - Zawstydziła się i natychmiast pożałowała, że go o to poprosiła.Ale czuła się bardzo samotna i potrzebowała towarzystwa.- Zostań jeszcze chwilę.Zaraz dociebie zejdę, tylko położę Kajsę spać.Zaskoczony Paul otworzył szeroko oczy.- Chcesz, żebym został?- Tak - odparła.- Bardzo chętnie.Zaczekam tu na ciebie.Amalie uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, schyliła się i wzięła córkę na ręce.- Zaraz wracam.Już po chwili znów siedziała naprzeciwko Paula.- Słyszałam, że wspierasz kościół - powiedziała.Paul przysunął się do niej.- Cóż, tyle przynajmniej mogę zrobić dla wsi.Proboszcz to bardzo miły człowiek, podo-bają mi się jego kazania.Amalie przypomniała sobie kazania Arnta Fredrika Jenssena i zawstydziła się trochę.Rzadko teraz zaglądała do kościoła, miała na głowie tyle innych spraw.- Powinnam chyba częściej chodzić na nabożeństwa - bąknęła i spuściła wzrok.- Owszem, powinnaś.Nie zaszkodzi posłuchać słowa bożego.To właśnie w kościele czę-sto znajduję ukojenie.- Jutro niedziela.Może bym się wybrała.Paul skinął głową.L RT- W takim razie widzimy się jutro.Amalie powstrzymała ziewnięcie, ale nie uszło to jego uwagi.- Rozumiem, że jesteś zmęczona i zaraz sobie pójdę, najpierw jednak chciałbym ci cośdać.- Pochylił się nad nią.Amalie zamierzała się odsunąć, ale on był szybszy.Pocałował ją delikatnie w usta.Niemogła wydusić z siebie słowa.Zaskoczył ją.- Dobranoc, kochana Amalie.- Podniósł się i podszedł do drzwi.Tam zatrzymał się i do-dał: - Mam nadzieję, że wreszcie zapomnisz o innych mężczyznach, że dostrzeżesz i zrozu-miesz, jaki jestem.Ty i ja jesteśmy tacy sami.Tylko jeszcze tego nie zauważyłaś.Amalie opadła na kanapę.- Nie mów tak, Paul.Pocałowałeś mnie, chociaż sobie tego nie życzyłam.Nacisnął klamkę.- Jeszcze sobie tego zażyczysz.Jeszcze raz dobrej nocy.- Dobranoc - odpowiedziała cicho.Amalie wpatrywała się przed siebie.Dotknęła swoich ust.Paul pocałował ją, a ona wcalenie poczuła odrazy.Jego wargi były takie miękkie i ciepłe, a ona.Wybuchnęła śmiechem.Sama już siebie nie rozumiała.Lubiła Paula jako przyjaciela, ale to przecież wszystko.Powoli wstała i poprawiła sukienkę.Wyszła z salonu i ruszyła w górę schodów.Weszła do pokoju.Kajsa spała spokojnie.Amalie zdjęła sukienkę i znalazła koszulę noc-ną.Otuliła się kołdrą.Znów dotknęła swoich ust i znów się uśmiechnęła.Paul jest dziwnymczłowiekiem, uznała, odwracając się na bok.Spojrzała na pierścionek, który dostała od Mittiego, i wrócił smutek.Tęsknię za tobą, Mitti.Czemu cię przy mnie nie ma? Myślałam, że będę czuła twojąobecność, ale wszystko zniknęło.Czuję tylko pustkę.Czemu mnie zostawiłeś? Sądziłam, żeskoro tak się kochaliśmy, będziemy razem już na zawsze.Jakże się myliłam.To Ole jest przymnie częściej.Czemu cię tu nie ma? - myślała rozpaczliwie.Ale tak właśnie było.Mitti zostawił ją i przeszedł bezpowrotnie na drugą stronę.Amaliepozwoliła popłynąć łzom.Jakże za nim tęskniła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.L RTKochała w nim wszystko.Miała ochotę na więcej, ale musiała poczekać.Co, u licha,wyprawiał Olav w tej piwnicy?Potarła oczy, żeby się rozbudzić.- Vigdis!To był głos Erika.Domyśliła się, że coś się stało.Odrzuciła kołdrę, podbiegła do drzwi ije otworzyła.- Musisz nam pomóc.Ojciec zachowuje się jak szaleniec, nie możemy go wydostać z tejpiwnicy.Sami nie damy rady!- Co się z nim dzieje? - spytała.- Nie wiem.Mamrocze coś o żonie, o której nigdy nie słyszałem, i.- Erik potrząsnąłgłową.- Chodz!Vigdis doskonale wiedziała, o co chodziło.Najwyrazniej Erik nie miał pojęcia o po-przednim małżeństwie ojca; o tym, że jego matka nie była pierwszą żoną Olava.A ona nie po-wiedziała mu ani słowa.Powinien dowiedzieć się o tym od ojca, uznała, biegnąc w dół.Schody do piwnicy były tak wąskie, że musiała przytrzymywać się ściany.W dodatkupanował tam mrok.Poczuła kwaśny zapach zgnilizny i pomyślała, że zaraz zwymiotuje.- Chodz, Vigdis, przywykniesz do tej stęchlizny.Erik był już na dole.Stał przed dębowymi drzwiami z wielkim, zardzewiałym zamkiem.- Ojej, zapomniałem klucza - powiedział i przecisnął się obok niej.- Zaraz wracam.Obiecaj mi, że niczego nie będziesz tu ruszać.- Gdzie jest Abel? - zapytała.- Pojechał po doktora.- Dobrze.Zaczekam tu na ciebie.- Zwietnie.Niedługo wrócę.Słyszała, jak mąż wbiega po schodach.Oparła się o kamienną ścianę.Nie wiedziała, jak długo stała tak bez ruchu, kiedy nagle po drugiej stronie drzwi rozległsię syczący głos i donośny kobiecy krzyk.L RTRozdział 18Amalie wjeżdżała na dziedziniec, gdy zachodziło już słońce.W kuchni paliło się światło.Z zaskoczeniem stwierdziła, że przed stajnią stoi uwiązany koń Paula.Czyżby jej sąsiadznów przyjechał z wizytą? Tak szybko?Zeskoczyła z siodła i podprowadziła Czarną do stajni.Uwiązała ją koło konia Paula.Sta-jenny zajmie się nią za chwilę, pomyślała, mocno przytrzymując Kajsę, która jak zwykle jej sięwyrywała.Zastała Paula w salonie.Siedział na kanapie i popijał koniak.Na jej widok zerwał się ipodskoczył do niej.- Amalie, nareszcie jesteś! Rozmawiałem z panem Finkelem i wiesz, co?- Nie.- Lensman kazał przeszukać jezioro.Znaleziono szczątki Cyganki.Okazało się, że to ja-kaś jego znajoma.Rozpłakał się, gdy rozpoznał jej biżuterię.Ale nic nie wskazuje na zabój-stwo.Biedaczka, musiała się utopić.Amalie skinęła głową i posadziła Kajsę na podłodze.Tak, to na pewno ta Cyganka, którależała na dnie i prosiła ją o pomoc.Jak to dobrze, że pan Finkel wreszcie ją odnalazł.- Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś, Paul.To wiele dla mnie znaczy.Paul usiadł naprzeciwko niej i położył dłonie na udach.- Musiałem tu zajrzeć, ale prawie nigdy nie ma cię w domu.Gdzie się podziewałaś?- Byłam w Furulii.Tannel i Tron zostali rodzicami - wyjaśniła z uśmiechem.- Są bardzoszczęśliwi.Paul skinął głową.- Ja też chciałbym mieć dzieci - powiedział jakby do siebie.- Ale nie poznałem jeszczekobiety, która zechciałaby mi je dać.Przypomina zawstydzonego chłopca, pomyślała Amalie i wybuchnęła śmiechem.- Na pewno ją spotkasz.Szybciej, niż myślisz, Paul.Popatrzył jej w oczy i przestała się śmiać.Widziała, że do niej tęsknił, że jej pragnął.Czyto z nią chciałby mieć dzieci? Ale ona przecież go nie kochała.Pocałował ją co prawda, ale nicdo niego nie czuła.Był tylko jej dobrym przyjacielem.Nagle Paul wstał.L RT- No, tak.Przyjechałem z najnowszymi plotkami, ale muszę już wracać.Mam nadzieję,że któregoś dnia będziemy mogli wybrać się razem na konną przejażdżkę.To byłaby dla mniebardzo miła odmiana.- A gdzie mielibyśmy pojechać? - spytała, głównie z grzeczności.Popatrzył na nią z troską.- Nie wiem, ale potrzebujesz ludzi wokół siebie.W domu siedzisz cały czas sama.- Ro-zejrzał się dookoła.- Nie rozumiem, jak możesz tu żyć.Nie prześladują cię wspomnienia?- Owszem, ale oprócz nich niewiele mi zostało.Lubię myśleć o przeszłości.Paul skinął głową.- Zobaczymy się wkrótce, Amalie.Poderwała się i zawołała:- Nie, nie idz jeszcze! - Zawstydziła się i natychmiast pożałowała, że go o to poprosiła.Ale czuła się bardzo samotna i potrzebowała towarzystwa.- Zostań jeszcze chwilę.Zaraz dociebie zejdę, tylko położę Kajsę spać.Zaskoczony Paul otworzył szeroko oczy.- Chcesz, żebym został?- Tak - odparła.- Bardzo chętnie.Zaczekam tu na ciebie.Amalie uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, schyliła się i wzięła córkę na ręce.- Zaraz wracam.Już po chwili znów siedziała naprzeciwko Paula.- Słyszałam, że wspierasz kościół - powiedziała.Paul przysunął się do niej.- Cóż, tyle przynajmniej mogę zrobić dla wsi.Proboszcz to bardzo miły człowiek, podo-bają mi się jego kazania.Amalie przypomniała sobie kazania Arnta Fredrika Jenssena i zawstydziła się trochę.Rzadko teraz zaglądała do kościoła, miała na głowie tyle innych spraw.- Powinnam chyba częściej chodzić na nabożeństwa - bąknęła i spuściła wzrok.- Owszem, powinnaś.Nie zaszkodzi posłuchać słowa bożego.To właśnie w kościele czę-sto znajduję ukojenie.- Jutro niedziela.Może bym się wybrała.Paul skinął głową.L RT- W takim razie widzimy się jutro.Amalie powstrzymała ziewnięcie, ale nie uszło to jego uwagi.- Rozumiem, że jesteś zmęczona i zaraz sobie pójdę, najpierw jednak chciałbym ci cośdać.- Pochylił się nad nią.Amalie zamierzała się odsunąć, ale on był szybszy.Pocałował ją delikatnie w usta.Niemogła wydusić z siebie słowa.Zaskoczył ją.- Dobranoc, kochana Amalie.- Podniósł się i podszedł do drzwi.Tam zatrzymał się i do-dał: - Mam nadzieję, że wreszcie zapomnisz o innych mężczyznach, że dostrzeżesz i zrozu-miesz, jaki jestem.Ty i ja jesteśmy tacy sami.Tylko jeszcze tego nie zauważyłaś.Amalie opadła na kanapę.- Nie mów tak, Paul.Pocałowałeś mnie, chociaż sobie tego nie życzyłam.Nacisnął klamkę.- Jeszcze sobie tego zażyczysz.Jeszcze raz dobrej nocy.- Dobranoc - odpowiedziała cicho.Amalie wpatrywała się przed siebie.Dotknęła swoich ust.Paul pocałował ją, a ona wcalenie poczuła odrazy.Jego wargi były takie miękkie i ciepłe, a ona.Wybuchnęła śmiechem.Sama już siebie nie rozumiała.Lubiła Paula jako przyjaciela, ale to przecież wszystko.Powoli wstała i poprawiła sukienkę.Wyszła z salonu i ruszyła w górę schodów.Weszła do pokoju.Kajsa spała spokojnie.Amalie zdjęła sukienkę i znalazła koszulę noc-ną.Otuliła się kołdrą.Znów dotknęła swoich ust i znów się uśmiechnęła.Paul jest dziwnymczłowiekiem, uznała, odwracając się na bok.Spojrzała na pierścionek, który dostała od Mittiego, i wrócił smutek.Tęsknię za tobą, Mitti.Czemu cię przy mnie nie ma? Myślałam, że będę czuła twojąobecność, ale wszystko zniknęło.Czuję tylko pustkę.Czemu mnie zostawiłeś? Sądziłam, żeskoro tak się kochaliśmy, będziemy razem już na zawsze.Jakże się myliłam.To Ole jest przymnie częściej.Czemu cię tu nie ma? - myślała rozpaczliwie.Ale tak właśnie było.Mitti zostawił ją i przeszedł bezpowrotnie na drugą stronę.Amaliepozwoliła popłynąć łzom.Jakże za nim tęskniła [ Pobierz całość w formacie PDF ]