[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znajome dziewczęta tłoczyły się wśródpocałunków i głośnego szlochania, wyrażającego na równi szczęście jak i współ-czucie, a maleńcy braciszkowie i siostrzyczki wahali się pomiędzy paroksyzmempłaczu a wczepieniem z szeroko rozwartymi zdziwieniem oczami w brata, któregonajwyrazniej wszyscy wkoło uważali za bohatera.Były też inne głosy, których Perrin wolałby nie słyszeć. Gdzie jest Kenley? Pani Ahan była przystojną kobietą, z nielicznymipasmami siwizny w czarnym warkoczu, ale na jej twarzy gościł pełen przestrachugrymas, w miarę jak spoglądała w kolejne twarze, i kolejne oczy odwracały się odniej. Gdzie jest mój Kenley? Bili! wołał niepewnie stary Hu al Dai. Czy któryś widział Biliegoal Dai?.Hu.!.Jared.!.Tim.!.Colly.!Przed frontem gospody Perrin zsunął się z siodła, chcąc jak najszybciej uciecod tych imion, nie zwrócił nawet uwagi, czyje dłonie go pochwyciły.186 Zabierzcie mnie do środka! zazgrzytał zębami.Do środka!.Teven.!.Haral.!.Had.!Drzwi zamknęły się, jak nożem ucinając ściskające serce zawodzenia matkiDaela al Tarona, by ktoś jej wreszcie powiedział, gdzie jest jej syn. W kotle trolloków pomyślał Perrin, kiedy tylko posadzono go w fotelu wewspólnej sali gospody. W brzuchach trolloków, tam gdzie go posłałem, panial Taron.Tam, gdzie go posłałem.Faile ujęła jego głowę w swe dłonie i z niepokojem spojrzała mu w oczy. Teraz muszę zatroszczyć się o żyjących pomyślał.Zmarłych opłaczę póz-niej.Pózniej. Ze mną wszystko w porządku uspokajał ją. Po prostu trochę zakręciłomi się w głowie, kiedy zsiadałem z konia.Nigdy nie byłem dobrym jezdzcem.Nie wyglądało, by mu uwierzyła. Nie mogłabyś czegoś zrobić? nagabywała Verin.Aes Sedai spokojnie pokręciła głową. Myślę, że lepiej nie, dziecko.Niestety, żadna z nas nie jest %7łółtą, mimoto Alanna jest znacznie lepszą Uzdrowicielką niż ja.Moje Talenty rozwinęły sięw nieco inną stronę.Ihvon zaraz ją przyprowadzi.Czekaj cierpliwie, dziecko.Wspólna sala gospody zamieniła się w rodzaj zbrojowni.Wyjąwszy miejsceprzed kominkiem, ściany zastawione były równym szeregiem wspartych o nienajróżniejszych włóczni, od czasu do czasu zdarzała się wśród nich jakaś halabar-da lub lanca oraz kilka pik z dziwnie wykutymi grotami, wiele z nich wyżartychi pozbawionych koloru w miejscach, gdzie zeskrobano rdzę.Jeszcze bardziej za-skakujący był widok baryłki w pobliżu schodów, w której znajdowały się mieczezmieszane ze sobą, większość bez pochew; nie było wśród nich dwóch jednako-wych.W promieniu pięciu mil przetrząśnięto wszystkie strychy w poszukiwaniureliktów wojennej sztuki, od pokoleń pokrywających się kurzem.Perrin nigdy bynie podejrzewał, że w całych Dwu Rzekach da się znalezć choćby pięć mieczy.W każdym razie zanim pojawiły się Białe Płaszcze i trolloki.Gaul zajął miejsce w pobliżu schodów wiodących do pokojów gościnnychgospody i pomieszczeń zajmowanych przez rodzinę al Vere, pozornie patrzył naPerrina, ale w istocie świadom był każdego poruszenia Verin.Po przeciwległejstronie izby siedziały Panny z włóczniami wspartymi o zagięcia łokci, obserwu-jąc Faile i resztę sali na pozór obojętnie.Trzej młodzieńcy, którzy wprowadziliPerrina do środka, stali teraz w pobliżu drzwi i przestępując niepewnie z nogi nanogę, rozszerzonymi oczyma popatrywali to na niego, to na Aes Sedai.I to byłowszystko. Pozostali zaczął Perrin. Oni potrzebują.187 Ktoś się nimi zajmie wtrąciła łagodnie Verin, zajmując miejsce przykolejnym stole. Na pewno będą chcieli się spotkać z rodzinami.Znacznie lepiejjest mieć przy sobie bliskich.Perrin poczuł ukłucie bólu przed jego oczyma przemknął obraz grobówpod jabłoniami ale odepchnął go od siebie. Musisz zatroszczyć się o żyjących upomniał się ostro.Aes Sedai wyciągnęła pióro oraz inkaust i równym pismem zaczęła notowaćcoś w niewielkiej książeczce.Zastanowił się, czy ona w ogóle dba o to, jak wielumieszkańców Dwu Rzek zginęło, dopóki on żyje i można go wykorzystać w pla-nach Białej Wieży dotyczących Randa.Faile skinęła mu dłonią, ale odezwała się do Aes Sedai. Czy nie powinnyśmy położyć go do łóżka? Jeszcze nie gniewnie odrzekł jej Perrin: Verin spojrzała na niego i jużotworzyła usta, lecz wtedy powtórzył bardziej zdecydowanym głosem: Jeszczenie.Aes Sedai wzruszyła ramionami i wróciła do swych notatek. Czy ktoś wie, gdzie jest Loial? Ogir? zapytał jeden z tych stojących pod drzwiami.Dav Ayellin.Moc-niej zbudowany od Mata, ale z identyczną iskierką psoty w oczach.Miał ten samnieporządny wygląd i rozczochrane włosy jak tamten.Dawniej wszelkie dzikiepomysły, które nie były dziełem Mata, można było bez większych wątpliwościprzypisać jemu, chociaż Mat zazwyczaj wiódł prym. Jest z ludzmi, którzy karczują Zachodni Las.Pomyślałbyś, że za każdymrazem, gdy ścinamy drzewo, zabijamy jego brata, ale i tak pracuje za trzech męż-czyzn dzięki temu wielkiemu toporowi, który zrobił dla niego pan Luhhan.Je-żeli chcesz się z nim spotkać, to widziałem Jaima Thane, jak biegł donieść imo waszym przyjezdzie.Założę się, że wkrótce się zjawią. Spojrzał na ułamanedrzewce strzały sterczące z ciała Perrina i ze współczucia aż potarł własny bok. Czy to bardzo boli? Dosyć grzecznie odrzekł Perrin.Przyjdą, żeby na niego popatrzeć. Kim ja niby jestem, bardem? A co z Lukiem? Nie mam ochoty go widzieć, ale chcę wiedzieć, czy wciążtu jest? Obawiam się, że nie. Drugi ze zgromadzonych chłopców, Elam Dowtry,potarł swój długi nos.Przy pasie miał miecz, zupełnie nie pasujący do wełnia-nego, wiejskiego kaftana i rozczochranych włosów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Znajome dziewczęta tłoczyły się wśródpocałunków i głośnego szlochania, wyrażającego na równi szczęście jak i współ-czucie, a maleńcy braciszkowie i siostrzyczki wahali się pomiędzy paroksyzmempłaczu a wczepieniem z szeroko rozwartymi zdziwieniem oczami w brata, któregonajwyrazniej wszyscy wkoło uważali za bohatera.Były też inne głosy, których Perrin wolałby nie słyszeć. Gdzie jest Kenley? Pani Ahan była przystojną kobietą, z nielicznymipasmami siwizny w czarnym warkoczu, ale na jej twarzy gościł pełen przestrachugrymas, w miarę jak spoglądała w kolejne twarze, i kolejne oczy odwracały się odniej. Gdzie jest mój Kenley? Bili! wołał niepewnie stary Hu al Dai. Czy któryś widział Biliegoal Dai?.Hu.!.Jared.!.Tim.!.Colly.!Przed frontem gospody Perrin zsunął się z siodła, chcąc jak najszybciej uciecod tych imion, nie zwrócił nawet uwagi, czyje dłonie go pochwyciły.186 Zabierzcie mnie do środka! zazgrzytał zębami.Do środka!.Teven.!.Haral.!.Had.!Drzwi zamknęły się, jak nożem ucinając ściskające serce zawodzenia matkiDaela al Tarona, by ktoś jej wreszcie powiedział, gdzie jest jej syn. W kotle trolloków pomyślał Perrin, kiedy tylko posadzono go w fotelu wewspólnej sali gospody. W brzuchach trolloków, tam gdzie go posłałem, panial Taron.Tam, gdzie go posłałem.Faile ujęła jego głowę w swe dłonie i z niepokojem spojrzała mu w oczy. Teraz muszę zatroszczyć się o żyjących pomyślał.Zmarłych opłaczę póz-niej.Pózniej. Ze mną wszystko w porządku uspokajał ją. Po prostu trochę zakręciłomi się w głowie, kiedy zsiadałem z konia.Nigdy nie byłem dobrym jezdzcem.Nie wyglądało, by mu uwierzyła. Nie mogłabyś czegoś zrobić? nagabywała Verin.Aes Sedai spokojnie pokręciła głową. Myślę, że lepiej nie, dziecko.Niestety, żadna z nas nie jest %7łółtą, mimoto Alanna jest znacznie lepszą Uzdrowicielką niż ja.Moje Talenty rozwinęły sięw nieco inną stronę.Ihvon zaraz ją przyprowadzi.Czekaj cierpliwie, dziecko.Wspólna sala gospody zamieniła się w rodzaj zbrojowni.Wyjąwszy miejsceprzed kominkiem, ściany zastawione były równym szeregiem wspartych o nienajróżniejszych włóczni, od czasu do czasu zdarzała się wśród nich jakaś halabar-da lub lanca oraz kilka pik z dziwnie wykutymi grotami, wiele z nich wyżartychi pozbawionych koloru w miejscach, gdzie zeskrobano rdzę.Jeszcze bardziej za-skakujący był widok baryłki w pobliżu schodów, w której znajdowały się mieczezmieszane ze sobą, większość bez pochew; nie było wśród nich dwóch jednako-wych.W promieniu pięciu mil przetrząśnięto wszystkie strychy w poszukiwaniureliktów wojennej sztuki, od pokoleń pokrywających się kurzem.Perrin nigdy bynie podejrzewał, że w całych Dwu Rzekach da się znalezć choćby pięć mieczy.W każdym razie zanim pojawiły się Białe Płaszcze i trolloki.Gaul zajął miejsce w pobliżu schodów wiodących do pokojów gościnnychgospody i pomieszczeń zajmowanych przez rodzinę al Vere, pozornie patrzył naPerrina, ale w istocie świadom był każdego poruszenia Verin.Po przeciwległejstronie izby siedziały Panny z włóczniami wspartymi o zagięcia łokci, obserwu-jąc Faile i resztę sali na pozór obojętnie.Trzej młodzieńcy, którzy wprowadziliPerrina do środka, stali teraz w pobliżu drzwi i przestępując niepewnie z nogi nanogę, rozszerzonymi oczyma popatrywali to na niego, to na Aes Sedai.I to byłowszystko. Pozostali zaczął Perrin. Oni potrzebują.187 Ktoś się nimi zajmie wtrąciła łagodnie Verin, zajmując miejsce przykolejnym stole. Na pewno będą chcieli się spotkać z rodzinami.Znacznie lepiejjest mieć przy sobie bliskich.Perrin poczuł ukłucie bólu przed jego oczyma przemknął obraz grobówpod jabłoniami ale odepchnął go od siebie. Musisz zatroszczyć się o żyjących upomniał się ostro.Aes Sedai wyciągnęła pióro oraz inkaust i równym pismem zaczęła notowaćcoś w niewielkiej książeczce.Zastanowił się, czy ona w ogóle dba o to, jak wielumieszkańców Dwu Rzek zginęło, dopóki on żyje i można go wykorzystać w pla-nach Białej Wieży dotyczących Randa.Faile skinęła mu dłonią, ale odezwała się do Aes Sedai. Czy nie powinnyśmy położyć go do łóżka? Jeszcze nie gniewnie odrzekł jej Perrin: Verin spojrzała na niego i jużotworzyła usta, lecz wtedy powtórzył bardziej zdecydowanym głosem: Jeszczenie.Aes Sedai wzruszyła ramionami i wróciła do swych notatek. Czy ktoś wie, gdzie jest Loial? Ogir? zapytał jeden z tych stojących pod drzwiami.Dav Ayellin.Moc-niej zbudowany od Mata, ale z identyczną iskierką psoty w oczach.Miał ten samnieporządny wygląd i rozczochrane włosy jak tamten.Dawniej wszelkie dzikiepomysły, które nie były dziełem Mata, można było bez większych wątpliwościprzypisać jemu, chociaż Mat zazwyczaj wiódł prym. Jest z ludzmi, którzy karczują Zachodni Las.Pomyślałbyś, że za każdymrazem, gdy ścinamy drzewo, zabijamy jego brata, ale i tak pracuje za trzech męż-czyzn dzięki temu wielkiemu toporowi, który zrobił dla niego pan Luhhan.Je-żeli chcesz się z nim spotkać, to widziałem Jaima Thane, jak biegł donieść imo waszym przyjezdzie.Założę się, że wkrótce się zjawią. Spojrzał na ułamanedrzewce strzały sterczące z ciała Perrina i ze współczucia aż potarł własny bok. Czy to bardzo boli? Dosyć grzecznie odrzekł Perrin.Przyjdą, żeby na niego popatrzeć. Kim ja niby jestem, bardem? A co z Lukiem? Nie mam ochoty go widzieć, ale chcę wiedzieć, czy wciążtu jest? Obawiam się, że nie. Drugi ze zgromadzonych chłopców, Elam Dowtry,potarł swój długi nos.Przy pasie miał miecz, zupełnie nie pasujący do wełnia-nego, wiejskiego kaftana i rozczochranych włosów [ Pobierz całość w formacie PDF ]