[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nasze patroszenie na forum musiało go wręcz przerażać. Najlepiej będzie, jak się pożegnamy. Mój zięć zaczął nerwowoszukać kluczyków do samochodu, wywracając kieszenie na lewą stronę. Zuziu, będę czekał przy samochodzie.do zobaczenia, mamo.Nikt się nie poruszył. Na tych oazach nie nauczyli cię ani miłości, ani antykoncepcji,tylko pieśni religijnych o dobrym Jezusie i bezmyślnej wierności instytu-cji Kościoła. Artur rozparł się na kanapie, kręcąc kielichem wina.Szkoda, może gdyby było mniej Kościoła w twoim życiu, tobyś umiałaswoją córkę kochać lub przynajmniej zrozumieć. Artur! Jesteś pijany, daj spokój. Karol zabrał mu butelkę sprzednosa. Połóż się w małym pokoju i prześpij.My wychodzimy.257Artur szybkim ruchem odebrał szwagrowi butelkę.Robiło się napraw-dę nieprzyjemnie.Zuzanna nie wytrzymała, wyszła na balkon zapalić. Może i jestem pijany, bo na trzezwo się nie da zabełkotał mójsyn.Wstałam z fotela. Przestańcie powiedziałam podenerwowana, mierząc wzrokiemArtura. Niepotrzebna jest ta kłótnia, do niczego nie prowadzi, waszojciec się w grobie przewraca.A w ogóle, dlaczego ty jesteś taki nieprzy-jemny dla Karola?Karol pośpieszył z odpowiedzią. Nie przepadamy za sobą, ale dzisiaj przeholował pan biznesmen.Pogardza takimi ludzmi jak my, nie grającymi na giełdzie.Zuza, kończ ztym paleniem, jedziemy do domu zwrócił się w stronę żony. No, ty i giełda! Karol, nie przesadzaj. Artur śmiał się. Nie, niepogardzam tobą szwagier, ty mnie po prostu wkurwiasz. Na miłość boską! krzyknęłam, zakrywając twarz dłońmi.Mój syn mnie naprawdę przerażał.Nigdy nie słyszałam, aby używałwulgaryzmów w rozmowie, aż do dnia dzisiejszego.Jeżeli jego nowamiłość niosła ze sobą taką odmianę charakteru i zeszmacenia kultury, tolepiej by mu było przed tym uczuciem schować się pod ziemię! Broniłswojej decyzji, atakując członków rodziny, jakby po męsku nie umiałpostawić kropki nad i, zmilczeć uwagi siostry.Przeprosił mnie, mnie tejego przeprosiny nie były potrzebne.Zuzanna wniosła do pokoju zapach tytoniu.Zamknęła za sobą drzwibalkonowe, pewnie dojrzała sąsiadkę Gierkową trzepiącą serwetę lubpodlewającą pelargonie, usiłującą uronić choć słówko z rodzinnego dra-matu.Ruszyła na brata: Taki stary, a taki głupi! Jak tak można? Po tylu latach.Gdyby oj-ciec żył, przemówiłby ci do rozsądku.Człowieku, gdzie twój honor?! A gdzie Bóg? A gdzie ojczyzna? Artur przybrał ten najbardziejkpiarski ton, czym irytował siostrę jeszcze mocniej. Nie pajacuj, nie pajacuj.Karol cię wkurwia? Czym? %7łe nie jest dociebie podobny, że nie jest taki zaradny i ustawiony jak ty? A ja go za to258właśnie kocham, że nie jest taki jak ty! Zuzanny głos szybował wyso-ko, nienaturalne tony wybrzmiewały w każdym słowie, nerwy prowadzi-ły tę rozmowę w złym kierunku.Artur spojrzał jej w oczy. Nie.Wkurza mnie, że nas tu raczy relacją z pielgrzymki, kłuje woczy świętością, taki, kurczę, wzór cnót wszelkich z transparentem naplacu Zwiętego Piotra, że my normalni ludzie czujemy już swąd ogniapiekielnego za swoje marne życie, a jednocześnie jedyną córkę potrak-towaliście jak zadżumioną, odtrąciliście ją i waszego nienarodzonegownuka.Ona tam sama w tych Katowicach rozpacza, macie pojęcie, jakprzeżyła to wszystko? Jaka jest zdruzgotana? Artur mówił, nie pozwa-lając im się wtrącić. Zakochała się, zaszła w ciążę, chciała wyjść zamąż, a jej wybranek okazał się oszustem, ale to nie jej wina! Ale nie, wydemonstrujecie ten wasz obleczony hipokryzją katolicyzm, gdzie tylko wosiedlowym kościele i na pielgrzymce jesteście święci, ale już nie wstosunku do własnej córki! A gdzie miłość blizniego? Przeszkadza wam,że jest czarny i że nie jest katolikiem?Karol wzdychał i spoglądał na żonę, oczekując, że odeprze umiejęt-nie zarzuty brata.Zuzanna przez moment zbierała siły.Ona cierpiała,ponieważ Lilianna odsunęła się od nich, mieszkała gdzieś tam w Katowi-cach, w zaawansowanej ciąży, niezamężna, oszukana i samotna.Artur,zżerany przez wyrzuty sumienia, pogardzał sam sobą, jednocześnie pra-gnął tej nowej kobiety, szczęścia, jakie pojawiło się na horyzoncie, choćwiedział, jak rani, porzucając żonę.Moje dzieci nie zjednoczyły się wpoczuciu krzywdy wyrządzanej i doświadczanej, zamiast tego, rzuciłysię na siebie niczym wściekłe psy.Karol był tylko przypadkową ofiarą,niestety srodze oberwał, nawet jak na rozjemcę. Nie udawaj, że tak cię obchodzi los Lilki.Wielki ojciec chrzest-ny! Zuzanna wysyczała ze złością. Zresztą, w nosie mam twoje pie-niądze i sukcesy! Nic od ciebie nie chcę i nigdy nic od ciebie nie dosta-łam.Karol włożył obie dłonie w kieszenie marynarki, demonstrując, że niema zamiaru ani pić ze swoim szwagrem, ani więcej z nim rozmawiać.Usiłował pochwycić spojrzenie żony, zmobilizować ją do wyjścia,259Zuzanna miała jednak inne zamiary.Ja w ogóle przestałam się odzywać,bo i tak nikt sobie nic nie robił z moich interwencji.Nie pamiętam, kiedyostatnio moje dzieci tak otwarcie się kłóciły? Artur, mistrz prowokacji,sprowadził ich rozmowę na błotniste, obrzydliwe tereny.Zuzannie naj-wyrazniej było to na rękę, ponieważ była w takim samym bojowymnastroju.Gdyby spotkali się gdzieś na mieście, pewnie by nie mieli od-wagi tak się ze sobą obejść, ale w mieszkaniu starej matki, przy świad-kach, nabrali animuszu, parli do przodu niczym dwa czołgi pancerne.Oco tak naprawdę chodziło Arturowi? Oczywiście, alkohol spożyty przezmojego syna odegrał znaczącą rolę, Zuzanna była naturalnie trzezwa, alezachowywała się równie agresywnie.O co jej chodziło? Po krótkiejchwili ciszy, kiedy zbierałam się, aby coś pojednawczego powiedzieć,Zuzanna zdecydowała się opuścić przyjęcie. I jeszcze jedno. Sięgnęła po torebkę przewieszoną przez oparciekrzesła. Nie pouczaj mnie, jak dbać o własne dziecko.Nie chcę powie-dzieć za dużo, ale może by należało wspomnieć twojego syna.Opadłam na fotel bez sił.Niepotrzebnie wspomniała Emila, to mogłopociągnąć za sobą cały tabor żalów i wspomnień.Rany otwierały sięzaskakująco szybko, kiedy padało jego imię.Zuzanna dobrze o tym wie-działa, strzeliła bez ostrzeżenia w najwrażliwsze miejsce.Na szczęścieArtur nie uczepił się tego napomknięcia o swoim synu, jakby nie usłyszałtej uwagi. Nie jestem aż taki skąpy, jak ci się wydaje, nie mam zamiaru wy-chwalać się swoimi zasługami ojca chrzestnego powiedział.Przyniosłam z kuchni butelkę nalewki wiśniowej, maleńką, półlitro-wą, postawiłam na stole. Dajcie już spokój powiedziałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Nasze patroszenie na forum musiało go wręcz przerażać. Najlepiej będzie, jak się pożegnamy. Mój zięć zaczął nerwowoszukać kluczyków do samochodu, wywracając kieszenie na lewą stronę. Zuziu, będę czekał przy samochodzie.do zobaczenia, mamo.Nikt się nie poruszył. Na tych oazach nie nauczyli cię ani miłości, ani antykoncepcji,tylko pieśni religijnych o dobrym Jezusie i bezmyślnej wierności instytu-cji Kościoła. Artur rozparł się na kanapie, kręcąc kielichem wina.Szkoda, może gdyby było mniej Kościoła w twoim życiu, tobyś umiałaswoją córkę kochać lub przynajmniej zrozumieć. Artur! Jesteś pijany, daj spokój. Karol zabrał mu butelkę sprzednosa. Połóż się w małym pokoju i prześpij.My wychodzimy.257Artur szybkim ruchem odebrał szwagrowi butelkę.Robiło się napraw-dę nieprzyjemnie.Zuzanna nie wytrzymała, wyszła na balkon zapalić. Może i jestem pijany, bo na trzezwo się nie da zabełkotał mójsyn.Wstałam z fotela. Przestańcie powiedziałam podenerwowana, mierząc wzrokiemArtura. Niepotrzebna jest ta kłótnia, do niczego nie prowadzi, waszojciec się w grobie przewraca.A w ogóle, dlaczego ty jesteś taki nieprzy-jemny dla Karola?Karol pośpieszył z odpowiedzią. Nie przepadamy za sobą, ale dzisiaj przeholował pan biznesmen.Pogardza takimi ludzmi jak my, nie grającymi na giełdzie.Zuza, kończ ztym paleniem, jedziemy do domu zwrócił się w stronę żony. No, ty i giełda! Karol, nie przesadzaj. Artur śmiał się. Nie, niepogardzam tobą szwagier, ty mnie po prostu wkurwiasz. Na miłość boską! krzyknęłam, zakrywając twarz dłońmi.Mój syn mnie naprawdę przerażał.Nigdy nie słyszałam, aby używałwulgaryzmów w rozmowie, aż do dnia dzisiejszego.Jeżeli jego nowamiłość niosła ze sobą taką odmianę charakteru i zeszmacenia kultury, tolepiej by mu było przed tym uczuciem schować się pod ziemię! Broniłswojej decyzji, atakując członków rodziny, jakby po męsku nie umiałpostawić kropki nad i, zmilczeć uwagi siostry.Przeprosił mnie, mnie tejego przeprosiny nie były potrzebne.Zuzanna wniosła do pokoju zapach tytoniu.Zamknęła za sobą drzwibalkonowe, pewnie dojrzała sąsiadkę Gierkową trzepiącą serwetę lubpodlewającą pelargonie, usiłującą uronić choć słówko z rodzinnego dra-matu.Ruszyła na brata: Taki stary, a taki głupi! Jak tak można? Po tylu latach.Gdyby oj-ciec żył, przemówiłby ci do rozsądku.Człowieku, gdzie twój honor?! A gdzie Bóg? A gdzie ojczyzna? Artur przybrał ten najbardziejkpiarski ton, czym irytował siostrę jeszcze mocniej. Nie pajacuj, nie pajacuj.Karol cię wkurwia? Czym? %7łe nie jest dociebie podobny, że nie jest taki zaradny i ustawiony jak ty? A ja go za to258właśnie kocham, że nie jest taki jak ty! Zuzanny głos szybował wyso-ko, nienaturalne tony wybrzmiewały w każdym słowie, nerwy prowadzi-ły tę rozmowę w złym kierunku.Artur spojrzał jej w oczy. Nie.Wkurza mnie, że nas tu raczy relacją z pielgrzymki, kłuje woczy świętością, taki, kurczę, wzór cnót wszelkich z transparentem naplacu Zwiętego Piotra, że my normalni ludzie czujemy już swąd ogniapiekielnego za swoje marne życie, a jednocześnie jedyną córkę potrak-towaliście jak zadżumioną, odtrąciliście ją i waszego nienarodzonegownuka.Ona tam sama w tych Katowicach rozpacza, macie pojęcie, jakprzeżyła to wszystko? Jaka jest zdruzgotana? Artur mówił, nie pozwa-lając im się wtrącić. Zakochała się, zaszła w ciążę, chciała wyjść zamąż, a jej wybranek okazał się oszustem, ale to nie jej wina! Ale nie, wydemonstrujecie ten wasz obleczony hipokryzją katolicyzm, gdzie tylko wosiedlowym kościele i na pielgrzymce jesteście święci, ale już nie wstosunku do własnej córki! A gdzie miłość blizniego? Przeszkadza wam,że jest czarny i że nie jest katolikiem?Karol wzdychał i spoglądał na żonę, oczekując, że odeprze umiejęt-nie zarzuty brata.Zuzanna przez moment zbierała siły.Ona cierpiała,ponieważ Lilianna odsunęła się od nich, mieszkała gdzieś tam w Katowi-cach, w zaawansowanej ciąży, niezamężna, oszukana i samotna.Artur,zżerany przez wyrzuty sumienia, pogardzał sam sobą, jednocześnie pra-gnął tej nowej kobiety, szczęścia, jakie pojawiło się na horyzoncie, choćwiedział, jak rani, porzucając żonę.Moje dzieci nie zjednoczyły się wpoczuciu krzywdy wyrządzanej i doświadczanej, zamiast tego, rzuciłysię na siebie niczym wściekłe psy.Karol był tylko przypadkową ofiarą,niestety srodze oberwał, nawet jak na rozjemcę. Nie udawaj, że tak cię obchodzi los Lilki.Wielki ojciec chrzest-ny! Zuzanna wysyczała ze złością. Zresztą, w nosie mam twoje pie-niądze i sukcesy! Nic od ciebie nie chcę i nigdy nic od ciebie nie dosta-łam.Karol włożył obie dłonie w kieszenie marynarki, demonstrując, że niema zamiaru ani pić ze swoim szwagrem, ani więcej z nim rozmawiać.Usiłował pochwycić spojrzenie żony, zmobilizować ją do wyjścia,259Zuzanna miała jednak inne zamiary.Ja w ogóle przestałam się odzywać,bo i tak nikt sobie nic nie robił z moich interwencji.Nie pamiętam, kiedyostatnio moje dzieci tak otwarcie się kłóciły? Artur, mistrz prowokacji,sprowadził ich rozmowę na błotniste, obrzydliwe tereny.Zuzannie naj-wyrazniej było to na rękę, ponieważ była w takim samym bojowymnastroju.Gdyby spotkali się gdzieś na mieście, pewnie by nie mieli od-wagi tak się ze sobą obejść, ale w mieszkaniu starej matki, przy świad-kach, nabrali animuszu, parli do przodu niczym dwa czołgi pancerne.Oco tak naprawdę chodziło Arturowi? Oczywiście, alkohol spożyty przezmojego syna odegrał znaczącą rolę, Zuzanna była naturalnie trzezwa, alezachowywała się równie agresywnie.O co jej chodziło? Po krótkiejchwili ciszy, kiedy zbierałam się, aby coś pojednawczego powiedzieć,Zuzanna zdecydowała się opuścić przyjęcie. I jeszcze jedno. Sięgnęła po torebkę przewieszoną przez oparciekrzesła. Nie pouczaj mnie, jak dbać o własne dziecko.Nie chcę powie-dzieć za dużo, ale może by należało wspomnieć twojego syna.Opadłam na fotel bez sił.Niepotrzebnie wspomniała Emila, to mogłopociągnąć za sobą cały tabor żalów i wspomnień.Rany otwierały sięzaskakująco szybko, kiedy padało jego imię.Zuzanna dobrze o tym wie-działa, strzeliła bez ostrzeżenia w najwrażliwsze miejsce.Na szczęścieArtur nie uczepił się tego napomknięcia o swoim synu, jakby nie usłyszałtej uwagi. Nie jestem aż taki skąpy, jak ci się wydaje, nie mam zamiaru wy-chwalać się swoimi zasługami ojca chrzestnego powiedział.Przyniosłam z kuchni butelkę nalewki wiśniowej, maleńką, półlitro-wą, postawiłam na stole. Dajcie już spokój powiedziałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]