[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dostaliby cię, przekabacili na swoją stronę.Nie mogłem do tego do-puścić.- Bo ty, jak rozumiem, jesteś ten dobry wampir, tak? - rzucił Okruszek.- Tak? - po-wtórzył z naciskiem, patrząc na wychylające się spod warg oponenta kły.Vesper milczał przez chwilę, walcząc z kłębiącymi się wewnątrz emocjami.Gniewsplatał się ze wstydem, żalem, czym jeszcze? - nie potrafił określić.- Nie - oznajmił wreszcie cicho.- Ja tylko jestem ten odrobinę mniej zły.Policjant osunął się na fotel.Oparł łokcie o kolana i schował twarz w dłonie.- Najpierw myślałem, że jesteście z Piątki - powiedział z rezygnacją w głosie.-A potem, że to jeszcze coś innego, jacyś supertajni rządowi supermeni albo co.A wy się poprostu podszywacie.Wcale nie jesteście.legalni!- Pod nikogo się nie podszywam - odparł Vesper zmęczonym tonem.- Jestem funk-cjonariuszem ABW, też składałem przysięgę, jak wszyscy.Tylko realizuję ją w trochę nie-konwencjonalny sposób.- Zaśmiał się z lekką goryczą.Ateciak podniósł wzrok.- Naprawdę? - spytał ze śladem nadziei w głosie.- Naprawdę - stwierdził nocarz z przekonaniem.- I walczę z renegatami co sił.Okruszek z powrotem schował twarz w dłonie.Zapadło ciężkie, przygnębiające mil-czenie.Vesper splótł palce, szykując się na kolejny wysiłek.Musi mu powiedzieć jeszczejedno.Nie można już dłużej zwlekać.- Wiem, że to cię nie pocieszy.- oznajmił, starając się powoli i spokojnie artykuło-wać każde słowo.- Ale muszę ci to powiedzieć, wybacz.- Odetchnął głęboko.- Może byćtak, że spotkasz swoich kolegów z AT.Heńka, Marcina i Karola.Tych, co tak ciężko oberwa-li w Polfie, pamiętasz.Okruszek podniósł twarz, patrząc na niego z wyraznym niepokojem.- Zmarli w szpitalu tydzień temu - powiedział nocarz.- Myśleliśmy, że z ran.Ale tonieprawda, oni zostali zrekrutowani.- Przełknął ślinę, zawahał się nieco, wreszcie dokoń-czył: - Przez renegatów.Jeżeli ich spotkasz, wiedz, że są teraz po tamtej stronie.I zabij ich,o ile zdołasz.Zanim oni zabiją ciebie.- Zamilkł, bojąc się powiedzieć cokolwiek więcej.- Zostaw mnie samego - poprosił policjant nagle.- Muszę to wszystko.przemyśleć.- Jasne - odparł Vesper, podnosząc się z fotela.- I tak póki co zostaniesz u nas, przy-najmniej przez jakiś czas - dodał cicho.- Nigdzie indziej nie jesteś bezpieczny.Podszedł do wyjścia, klamka ustąpiła pod jego ręką, otwierając drzwi z cichym zgrzy-tem.Przestąpił próg, obejrzał się na siedzącego ze spuszczoną głową Okruszka.Tamten anidrgnął.- Co z nim zrobimy, Panie? - zapytał Vesper Lorda pokornie.Spotkał Ultora przy barku w telewizyjnej i natychmiast skorzystał z okazji.Pomimotego, że Lord zamieszkał u nich i można byłoby się spodziewać, że będzie bardziej dostępny,wciąż był potwornie zajęty.Bardzo trudno było dopchać się do niego na oficjalną audiencję.Zwłaszcza takiemumłodemu nocarzowi jak Vesper, który przecież wciąż pozostawał na szarym końcuw kolejności dziobania.- Z tym policjantem? - rzucił Lord domyślnie.- Nie wiem, szczerze mówiąc.Chętniebym go widział u nas.Myślisz, że będzie chciał obudzić się dla Nocy? - spytał, nalewającsobie do szklanki krew.- Wątpię - odparł szczerze Vesper.- O ile wiem, ma żonę i syna.Nie zdecyduje się ichzostawić.Na pewno nie.- To niedobrze - westchnął Lord.- Nie przyłączy się do nas, mówisz.A wie już dużo,i to o wiele za dużo.No cóż, w takim razie musi zadecydować Kapituła.Vesper zawiesił na nim pytający wzrok.- Być może uznamy go za Przyjaciela - wyjaśnił Ultor.- Są już tacy ludzie.Ufamy imi wtajemniczamy ich w niektóre nasze sprawy.No i zazwyczaj zatrudniamy, ma się rozumieć.- Na przykład komórki rekrutacyjne.- zrozumiał nocarz od razu.- A więc to tak.Lord kiwnął głową, dopił zawartość szklanki, po czym skierował się do wyjścia.Naj-wyrazniej uznał audiencję za skończoną.- Ale, Panie.- zatrzymał go Vesper, po czym zaczął prosząco sypać słowami.- To coz nim będzie i kiedy, bo ja przecież nie wiem, kiedy ta Kapituła i w ogóle, i co, jak go nieprzyjmą?Ultor westchnął ze zniecierpliwieniem.- Posłuchaj, Vesper, ja wiem, że to twój przyjaciel i że to dla ciebie ważne - powie-dział, siląc się na spokój.- Ale ja mam w tej chwili inne priorytety na głowie.Na przykład cobędziesz jadł pojutrze.- Zmierzył go poważnym spojrzeniem.- Fabryka sztucznej krwi wyle-ciała w powietrze, magazyn też, część tutejszego składu zatruta.Musimy zorganizować nowezapasy.W związku z tym wybacz, ale jakiś człowiek może trochę poczekać ze swoimi pro-blemami.- Ale, Panie - poprosił Vesper - on już tak tydzień czeka.i jego rodzina też.- No cóż - burknął Lord, wyraznie zły.- Jeżeli ci się tak bardzo śpieszy z załatwieniemtej sprawy, zabijemy go od razu.To nam rozwiąże problem dosyć skutecznie.Może być?Nocarz pochylił natychmiast głowę.- Poczekamy - stwierdził pokornie.- Wybacz, Panie.- Nie ma sprawy - odparł Ultor i wyszedł z sali szybkim krokiem.Drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem.Dopiero wtedy Vesper odetchnął głęboko.O mało nie zabił Okruszka swoim głupim gadaniem.Ależ było blisko, a niechże go diabli.A niechże.- Niezdrowo robić zły pan, jak bardzo dużo pracuje - oznajmił Acies spod okna, stara-jąc się jak najlepiej wymawiać polskie słowa.- Prawda to, prawda.Ja wiem.-.- warknął Vesper pretorianinowi w odpowiedzi.-.Tamten zamknął się, wzruszając demonstracyjnie ramionami.Nie chcesz dobrych rad,dupku, kiedyś odczujesz ich brak na własnej skórze.Vesper wziął nową szklankę, nalał krwido pełna.Ręka trzęsła mu się nieco, rozlewając płyn.- On nie ukrzywdzi - zlitował się Acies, nie chowając najwyrazniej urazy.- Tylkomówi tak.Ale nie ukrzywdzi.Za byle co.- Chyba że uzna, że powinien - powiedział nocarz nieco spokojniej.- %7łe tego wymagatak zwane dobro Sprawy.- A, to wtedy tak - zgodził się pretorianin.Zamilkli obaj, uznając temat za zamknięty.Vesper powlókł się do swojego pokoju.Zwalił się na łóżko, sprężyny materaca lekkojęknęły pod jego ciężarem.Zapatrzył się w okno.Szczelnie zasłonięte żaluzje nie wpuszczałyani fotonu ultrafioletu.Westchnął ciężko.Sięgnął do kieszeni dresu, wyjął komórkę.Czas wreszcie popełnićjakiś naprawdę dobry uczynek.Może tym razem się uda.Wystukał numer, który Okruszek podał mu jako telefon do żony.Słuchał przez chwilędługiego sygnału.- Renata Jazwińska, słucham - odezwał się wreszcie w słuchawce kobiecy głos.Vesper skojarzył go natychmiast.To ta kobieta nagrana była na poczcie głosowejOkruszka.A zatem wszystko jasne.%7łona.- Jerzy Malinowski, kłaniam się - powiedział nieco oficjalnym tonem.- Jestem pra-cownikiem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.Dzwonię w sprawie pani męża, Piotra [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Dostaliby cię, przekabacili na swoją stronę.Nie mogłem do tego do-puścić.- Bo ty, jak rozumiem, jesteś ten dobry wampir, tak? - rzucił Okruszek.- Tak? - po-wtórzył z naciskiem, patrząc na wychylające się spod warg oponenta kły.Vesper milczał przez chwilę, walcząc z kłębiącymi się wewnątrz emocjami.Gniewsplatał się ze wstydem, żalem, czym jeszcze? - nie potrafił określić.- Nie - oznajmił wreszcie cicho.- Ja tylko jestem ten odrobinę mniej zły.Policjant osunął się na fotel.Oparł łokcie o kolana i schował twarz w dłonie.- Najpierw myślałem, że jesteście z Piątki - powiedział z rezygnacją w głosie.-A potem, że to jeszcze coś innego, jacyś supertajni rządowi supermeni albo co.A wy się poprostu podszywacie.Wcale nie jesteście.legalni!- Pod nikogo się nie podszywam - odparł Vesper zmęczonym tonem.- Jestem funk-cjonariuszem ABW, też składałem przysięgę, jak wszyscy.Tylko realizuję ją w trochę nie-konwencjonalny sposób.- Zaśmiał się z lekką goryczą.Ateciak podniósł wzrok.- Naprawdę? - spytał ze śladem nadziei w głosie.- Naprawdę - stwierdził nocarz z przekonaniem.- I walczę z renegatami co sił.Okruszek z powrotem schował twarz w dłonie.Zapadło ciężkie, przygnębiające mil-czenie.Vesper splótł palce, szykując się na kolejny wysiłek.Musi mu powiedzieć jeszczejedno.Nie można już dłużej zwlekać.- Wiem, że to cię nie pocieszy.- oznajmił, starając się powoli i spokojnie artykuło-wać każde słowo.- Ale muszę ci to powiedzieć, wybacz.- Odetchnął głęboko.- Może byćtak, że spotkasz swoich kolegów z AT.Heńka, Marcina i Karola.Tych, co tak ciężko oberwa-li w Polfie, pamiętasz.Okruszek podniósł twarz, patrząc na niego z wyraznym niepokojem.- Zmarli w szpitalu tydzień temu - powiedział nocarz.- Myśleliśmy, że z ran.Ale tonieprawda, oni zostali zrekrutowani.- Przełknął ślinę, zawahał się nieco, wreszcie dokoń-czył: - Przez renegatów.Jeżeli ich spotkasz, wiedz, że są teraz po tamtej stronie.I zabij ich,o ile zdołasz.Zanim oni zabiją ciebie.- Zamilkł, bojąc się powiedzieć cokolwiek więcej.- Zostaw mnie samego - poprosił policjant nagle.- Muszę to wszystko.przemyśleć.- Jasne - odparł Vesper, podnosząc się z fotela.- I tak póki co zostaniesz u nas, przy-najmniej przez jakiś czas - dodał cicho.- Nigdzie indziej nie jesteś bezpieczny.Podszedł do wyjścia, klamka ustąpiła pod jego ręką, otwierając drzwi z cichym zgrzy-tem.Przestąpił próg, obejrzał się na siedzącego ze spuszczoną głową Okruszka.Tamten anidrgnął.- Co z nim zrobimy, Panie? - zapytał Vesper Lorda pokornie.Spotkał Ultora przy barku w telewizyjnej i natychmiast skorzystał z okazji.Pomimotego, że Lord zamieszkał u nich i można byłoby się spodziewać, że będzie bardziej dostępny,wciąż był potwornie zajęty.Bardzo trudno było dopchać się do niego na oficjalną audiencję.Zwłaszcza takiemumłodemu nocarzowi jak Vesper, który przecież wciąż pozostawał na szarym końcuw kolejności dziobania.- Z tym policjantem? - rzucił Lord domyślnie.- Nie wiem, szczerze mówiąc.Chętniebym go widział u nas.Myślisz, że będzie chciał obudzić się dla Nocy? - spytał, nalewającsobie do szklanki krew.- Wątpię - odparł szczerze Vesper.- O ile wiem, ma żonę i syna.Nie zdecyduje się ichzostawić.Na pewno nie.- To niedobrze - westchnął Lord.- Nie przyłączy się do nas, mówisz.A wie już dużo,i to o wiele za dużo.No cóż, w takim razie musi zadecydować Kapituła.Vesper zawiesił na nim pytający wzrok.- Być może uznamy go za Przyjaciela - wyjaśnił Ultor.- Są już tacy ludzie.Ufamy imi wtajemniczamy ich w niektóre nasze sprawy.No i zazwyczaj zatrudniamy, ma się rozumieć.- Na przykład komórki rekrutacyjne.- zrozumiał nocarz od razu.- A więc to tak.Lord kiwnął głową, dopił zawartość szklanki, po czym skierował się do wyjścia.Naj-wyrazniej uznał audiencję za skończoną.- Ale, Panie.- zatrzymał go Vesper, po czym zaczął prosząco sypać słowami.- To coz nim będzie i kiedy, bo ja przecież nie wiem, kiedy ta Kapituła i w ogóle, i co, jak go nieprzyjmą?Ultor westchnął ze zniecierpliwieniem.- Posłuchaj, Vesper, ja wiem, że to twój przyjaciel i że to dla ciebie ważne - powie-dział, siląc się na spokój.- Ale ja mam w tej chwili inne priorytety na głowie.Na przykład cobędziesz jadł pojutrze.- Zmierzył go poważnym spojrzeniem.- Fabryka sztucznej krwi wyle-ciała w powietrze, magazyn też, część tutejszego składu zatruta.Musimy zorganizować nowezapasy.W związku z tym wybacz, ale jakiś człowiek może trochę poczekać ze swoimi pro-blemami.- Ale, Panie - poprosił Vesper - on już tak tydzień czeka.i jego rodzina też.- No cóż - burknął Lord, wyraznie zły.- Jeżeli ci się tak bardzo śpieszy z załatwieniemtej sprawy, zabijemy go od razu.To nam rozwiąże problem dosyć skutecznie.Może być?Nocarz pochylił natychmiast głowę.- Poczekamy - stwierdził pokornie.- Wybacz, Panie.- Nie ma sprawy - odparł Ultor i wyszedł z sali szybkim krokiem.Drzwi zamknęły się za nim z trzaskiem.Dopiero wtedy Vesper odetchnął głęboko.O mało nie zabił Okruszka swoim głupim gadaniem.Ależ było blisko, a niechże go diabli.A niechże.- Niezdrowo robić zły pan, jak bardzo dużo pracuje - oznajmił Acies spod okna, stara-jąc się jak najlepiej wymawiać polskie słowa.- Prawda to, prawda.Ja wiem.-.- warknął Vesper pretorianinowi w odpowiedzi.-.Tamten zamknął się, wzruszając demonstracyjnie ramionami.Nie chcesz dobrych rad,dupku, kiedyś odczujesz ich brak na własnej skórze.Vesper wziął nową szklankę, nalał krwido pełna.Ręka trzęsła mu się nieco, rozlewając płyn.- On nie ukrzywdzi - zlitował się Acies, nie chowając najwyrazniej urazy.- Tylkomówi tak.Ale nie ukrzywdzi.Za byle co.- Chyba że uzna, że powinien - powiedział nocarz nieco spokojniej.- %7łe tego wymagatak zwane dobro Sprawy.- A, to wtedy tak - zgodził się pretorianin.Zamilkli obaj, uznając temat za zamknięty.Vesper powlókł się do swojego pokoju.Zwalił się na łóżko, sprężyny materaca lekkojęknęły pod jego ciężarem.Zapatrzył się w okno.Szczelnie zasłonięte żaluzje nie wpuszczałyani fotonu ultrafioletu.Westchnął ciężko.Sięgnął do kieszeni dresu, wyjął komórkę.Czas wreszcie popełnićjakiś naprawdę dobry uczynek.Może tym razem się uda.Wystukał numer, który Okruszek podał mu jako telefon do żony.Słuchał przez chwilędługiego sygnału.- Renata Jazwińska, słucham - odezwał się wreszcie w słuchawce kobiecy głos.Vesper skojarzył go natychmiast.To ta kobieta nagrana była na poczcie głosowejOkruszka.A zatem wszystko jasne.%7łona.- Jerzy Malinowski, kłaniam się - powiedział nieco oficjalnym tonem.- Jestem pra-cownikiem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.Dzwonię w sprawie pani męża, Piotra [ Pobierz całość w formacie PDF ]