[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Linneaznowu wróciła do pakowania. Mamo, ja nie podejmowałam decyzji, że się w nim zakocham.Toprzyszło samo.Ale teraz, gdy tak się stało,zrobię co w mojej mocy, żebyzrozumiał, iż to, co zostało nam dane, jest darem, którego nie wolnozmarnować. Wyprostowała się i Judith zobaczyła w jej oczachAnula & ponaousladansc determinację.Głos Linnei nabrał łagodnego, tęsknego kobiecego tonu. Ontakże mnie kocha, równie mocno jak ja jego.Powiedział mi to.Taka miłośćjest zbyt cenna, by ryzykować jej utratę, nie rozumiesz? A jeśli już nigdy niespotkam jej z mężczyzną w moim wieku?Zatroskane spojrzenie Judith spoczęło na Linnei z niejakim smutkiem iuznaniem.Tak, jej mała córeczka dojrzewała.I choć serce jej drżało, Judithnie miała żadnego racjonalnego argumentu, by się sprzeciwić.Trudno sprzeciwiać się miłości.ROZDZIAA 18Było pochmurno, gdy następnego dnia Linnea jechała pociągiemzmierzającym na zachód.Niebo za oknem miało kolor popiołów, ale niezdołało to ostudzić podniecenia, jakie czuła na myśl o powrocie.Wracała dodomu!Dom.Myślała o tym, co za sobą zostawiła.Radosne rodzinne gniazdo,matka, ojciec, dwie siostry i miasto, w którym się urodziła.Wszystkie bliskiesercu miejsca i ludzie, których znała przez całe życie.A jednak to już nie byłjej dom.Domem było to, co wprawiało w drżenie serce i ku czemu wiozły jążelazne koła.Chociaż pociąg miał przed sobą jeszcze godzinę jazdy, ona już widziaław wyobrazni Teodora i Johna na drodze do miasta, lecz gdy wysiadła naznajomym zdeptanym peronie stacji w Alamo, czekał na nią tylko Teodor.Ichoczy spotkały się natychmiast, ale żadne się nie poruszyło.Ona stała nastopniu przedziału, trzymając się zimnej metalowej poręczy, on za garstkąludzi czekających, żeby wsiąść do pociągu.Ręce wsunął do głębokichprzednich kieszeni starej wygodnej kurtki zapiętej pod szyją, którą osłaniałAnula & ponaousladansc podniesiony kołnierz.Na głowie miał granatowy wełniany beret z chwościkiem", a w oczach nieskrywany wyraz pragnienia.Wpatrywali się w siebie ponad głowami nieznajomych.Z dyszącejlokomotywy buchała para.Pasażerowie ściskali odprowadzających.Linnea iTeodor nie widzieli nikogo prócz siebie i nie czuli niczego oprócz swychradośnie bijących serc.Ruszyli ku sobie równocześnie.On ominął grupkę pasażerów, ona zeszłaz ostatniego stopnia.Patrzyli sobie w oczy i zmierzali ku sobie.powoli, takpowoli, że każda mijająca sekunda wydawała się całym życiem.i zatrzymalisię w odległości zaledwie kilkunastu centymetrów. Witaj  powiedział. Witaj.Uśmiechnął się, a ona poczuła w sercu taką lekkość! Odpowiedziała muuśmiechem. Szczęśliwego nowego roku. Wzajemnie.Tęskniłem za tobą  tego nie powiedział.To była wieczność  zdusiław sobie tę myśl. Podróż była przyjemna? Długa.Brakowało im słów i stali urzeczeni, aż ktoś niechcący potrącił Teodora. Przepraszam  rzekł nieznajomy.Dopiero to wyrwało ich z oczarowania i sprowadziło z powrotem naziemię. Gdzie John?  zapytała Linnea, rozglądając się. Kuruje się z przeziębienia. A Kristian? Sprawdza sidła.Mama powiedziała, żebym jej się nie plątał podAnula & ponaousladansc nogami, bo przygotowuje dla ciebie kolację z okazji powrotu do domu.A zatem byli sami.Nie musieli więc gasić spojrzeń, ważyć słów anipowstrzymywać się od pieszczot. Dom. powtórzyła tęsknie. Zabierz mnie tam.W jedną rękę wziął walizkę Linnei, drugą zaś ujął ją za łokieć i ruszyli wstronę sań.Tęsknił za nią.Był niemal chory z tęsknoty.Dom był bez niejokropny, a Boże Narodzenie okazało się tylko zwykłym, trudnym dozniesienia dniem.Milczał i odsuwał się od reszty rodziny, uciekając dosiodlarni, gdzie wspomnienia o niej były najżywsze.Wyobrażał sobie nawet,że gdy Linnea poczuje świeży powiew dawnego życia w Fargo, może w ogólenie wrócić do Alamo.Z niepokojem myślał o młodzieńcu noszącym imięLawrence, o tym, jak on wypada w porównaniu z każdym mężczyzną, któregowcześniej znała w mieście, a także o tym, czy podobne porównanie z Fargowytrzymuje Alamo i jego farma.Ale Linnea wróciła, a on znów ją dotykał.chociaż tylko przez rękaw jej grubego wełnianego płaszcza i swoją skórzanąrękawicę.Podniosła wzrok, gdy szli do sań, i uśmiechem przyspieszyła bicie jegoserca. Masz nowy beret.Z zakłopotaniem uniósł rękę. Od mamy.na święta.Gdy umieścił walizkę Linnei z tyłu sań, stanęli obok nich, próbującnacieszyć się sobą, lecz nie mogli. Bardzo podoba mi się ta książka, Teodorze.Dziękuję.%7łałował, żenie może jej pocałować.tutaj, natychmiast,ale wokół wciąż kręcili się ludzie. A mnie podoba się piórko, kałamarz i tabliczka do ćwiczeń.Bardzo. Nie wiedziałam, że już potrafisz napisać moje imię i nazwisko.Anula & ponaousladansc  Kristian mnie nauczył. Tak myślałam.Pracowałeś nad ortografią, gdy mnie nie było? Co wieczór.Wiesz, Kristian jest całkiem niezły nauczyciel. Kristian jest całkiem niezłym nauczycielem, albo: Kristian to niezłynauczyciel  poprawiła go. A nie: Kristian jest całkiem niezły nauczyciel.Błysnął krzywym uśmiechem. Ledwie wróciła, a już mnie poprawia  ścisnął jej łokieć i pomógłwsiąść.Chwilę pózniej jechali do domu. Cóż, gdybym tego nie zrobiła, mógłbyś pomyśleć, że zabrałeś zdworca inną dziewczynę.Uśmiechnął się i odpowiedział niespiesznie: Nie, to niemożliwe. Serce Linnei zatańczyło z radości. A jak sięmiewa twoja rodzina?Rozmawiali spokojnie o różnych sprawach, siedząc tuż obok siebie idotykając się łokciami.Choć słońce się nie pokazało, temperatura nie była zbytniska, a śnieg zmiękł.Jakże przyjemnie było sunąć w saniach! Wiszące naniebie chmury przypominały dorodne białe kwoki.Na horyzoncie nie widaćbyło wyraznej różnicy między niebem a ziemią, lecz tylko szarawo-białepołączenie z równym kresem świata.Dzieliło ich pół mili od szkoły, gdyTeodor wyprostował się i patrząc na północ, ściągnął lejce.Klacze zatrzymałysię na środku drogi, zaczęły grzebać kopytami w śniegu i rżeć.ZaniepokojonaLinnea spojrzała najpierw na nie, potem na Teodora. Co się stało?  zapytała. Patrz. Gdzie? Nic nie widzę. Tam.Widzisz te ciemne punkty zmierzające w naszą stronę?Zmrużyła oczy i wpatrzyła się w dal. A, tak.Teraz widzę.Co to jest?Anula & ponaousladansc  Konie  rzekł podekscytowany. Zsiądz.Owinął lejce wokół rączki drewnianego hamulca i zeskoczył z sań, zroztargnieniem pomagając Linnei.Przeszli na drugą stronę rowu i brnącwielkimi krokami przez sięgający do kolan śnieg, zatrzymali się przypodwójnej linii ogrodzenia z drutu kolczastego.Stojąc w bezruchu wpatrywalisię w stado, które galopowało ku nim nieskrępowane poprzez rozległe pole.Wciągu kilku minut konie znalazły się wystarczająco blisko, aby można jerozróżnić, lecz tylko po łbach, brzuchy bowiem zasłaniał śnieg, który unosił sięwokół nich niczym chmura.Kopyta wzbijały go, aż mieszał się z białą szatąświata pod nimi i mlecznymi obłokami w górze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl